Wideotłumacz to projekt istniejący od 2012 roku, a jednak wciąż niewiele placówek publicznych korzysta z tego rozwiązania. Szkoda, bo to jeden z tych pomysłów, które powstały w świecie NGO po to, by nieść realną pomoc osobom tego potrzebującym. W tym wypadku – niesłyszącym.
Piotr Kowalski z Łódzkiego Oddziału Polskiego Związku Głuchych jest pomysłodawcą wideotłumacza – oryginalnego rozwiązania umożliwiającego osobom niesłyszącym prostsze komunikowanie się w urzędach miejskich. Po dwóch latach od jego stworzenia można chyba mówić o sukcesie, bo z technologii tej korzysta już ponad 30 placówek w województwie łódzkim. Ale to wciąż sukces lokalny, nieporównywalny do tego, na jaką skalę wideotłumacz powinien być używany. Bo projekt zasługuje na uwagę.
Całość opiera się na umożliwieniu osobom głuchym wideopołączenie z tłumaczem władającym Polskim Językiem Migowym, by ten pomógł porozumieć się na linii petent – urzędnik. Zaplecze technologiczne, jakim musi dysponować placówka decydująca się na korzystanie z tego rozwiązania, jest bajecznie proste – wystarczy kamerka internetowa z wysokiej jakości matrycą (ewentualnie wideotelefon) i symetryczne łącze internetowe o prędkości przynajmniej 1 Mb/s.
Co sprawia, że wideotłumacz jest projektem wyjątkowym? Rozmawiamy z jego twórcą i pomysłodawcą, Piotrem Kowalskim.
Michał Jadczak, Technologie.ngo.pl: – Każdy pomysł rodzi się z jakiejś idei i wydaje mi się, że to właśnie ten etap jest najbardziej inspirującym elementem, jeśli chodzi o osoby "z zewnątrz". Czy mógłby Pan opowiedzieć, skąd wzięła się idea wideotłumacza, w jakich okolicznościach powstała ta wizja?
Piotr Kowalski: – W Polsce mieszka około 200 000 Polaków, których pierwszym językiem jest polski język migowy. Na tę rzeszę osób głuchych przypada około tysiąca tłumaczy. Z tej grupy tylko jakaś część zajmuje się tłumaczeniem, a naprawdę dobrych tłumaczy jest w Polsce pewnie 50. Trudno więc o dostęp do tłumacza, a jeszcze trudniej o dobrego tłumacza. Skoro jednak prawie wszędzie jest internet, to można go wykorzystać do połączenia osoby głuchej z tłumaczem.
Impulsem bezpośrednim było wejście w życie wymarzonej przez środowisko ustawy o języku migowym. Tam jest napisane, że osoba głucha ma dać urzędowi znać, że przyjdzie i przyjść po trzech dniach, jak urząd znajdzie tłumacza. To wydaje się bardzo niesprawiedliwe, bo przecież słyszący nie muszą się umawiać. Wideotlumacz wziął się właśnie stąd.
Wideotłumacz jest doskonałym przykładem na to, jak NGO mogą wykorzystać technologię w służbie społecznej. Zastanawia mnie, jak wiele wysiłku trzeba było włożyć w finalizację projektu?
P.K.: – Ciągle jesteśmy przed finalną wersją. Cały czas się rozwijamy. W kwietniu 2012 zaczęliśmy od obsługi przez wideotelefon. Już po uruchomieniu systemu umożliwiliśmy korzystanie ze sprzętu, który w urzędach już stoi, czyli komputerów wyposażonych w kamerę i głośniki. Rozwijamy też wersję przeglądarkową – osoba głucha może teraz zadzwonić za naszym pośrednictwem na dowolny numer telefonu albo np. na infolinię Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. A wciąż przed nami wersja mobilna. Chcemy zachęcić Polaków do złożenia się na tę wersję. Dzięki temu głusi będą mieli zawsze pod ręką najlepszego tłumacza po prostu w telefonie.
Najwięcej wysiłku wymagają jednak wcale nie działania techniczne, tylko zachęcenie urzędników, żeby korzystali z naszego rozwiązania. To są od 2012 roku setki tysięcy maili, pism i informacji. To są godziny spotkań i rozmów telefonicznych. A mówimy o dobrym i bardzo tanim rozwiązaniu.
Jakie przeszkody napotykają NGO, kiedy przychodzi im korzystać z nowoczesnych technologii?
P.K.: – Myślę, że największą przeszkodą wstępną jest brak wiedzy. Nie wiemy, że coś, czego potrzebujemy, już ktoś wymyślił. Nie wiemy, gdzie szukać informacji, a często brakuje nam też czasu na wdrożenie jakichś nowych rozwiązań. Bo docelowo coś może nam ułatwić życie, ale na pierwszym etapie potrzeba więcej czasu na wdrożenie. Z mojego wideotłumaczowego punktu widzenia, organizacjom brakuje trochę otwartości. Moje narzędzie wydaje im się niepotrzebne, bo do nich głusi nie przychodzą. Podobnie tłumaczą się urzędy. No, nie przychodzą, bo nie macie tłumaczy. Jak będziecie ich mieli, to może zaczną przychodzić. Zróbcie pierwszy krok.
Czy przyszłość dla nowych technologii w służbie organizacji pozarządowych należy do takich projektów, jak wideotłumacz, czy widzi Pan również inne możliwości wykorzystania rozwiązań technologicznych w służbie społeczeństwu?
P.K.: – Oczywiście, że przyszłość należy do wideotłumacza! Działką, która mnie bardzo interesuje jest generalnie dostępność dla osób z niepełnosprawnością. I tu przestrzeń do wykorzystywania nowoczesnych technologii jest ogromna. Technologie mogą znieść prawie wszystkie bariery, na jakie napotykają osoby z niepełnosprawnością. Nie zniosą (no chyba, że nauczymy się programować ludzkie mózgi) tylko jednej bariery. Tej, która jest w naszych głowach. Jeśli dostrzeżemy potrzebę likwidacji barier, to nowoczesne technologie już dziś poradzą sobie z większością problemów.
W jaki sposób przygotowuje się tego typu projekt? Skąd pozyskał Pan niezbędne fundusze, wsparcie merytoryczne, technologiczne?
P.K.: – Wdrożenie
wideotlumacz.pl było o tyle proste, że Polski Związek Głuchych Oddział Łódzki to duża organizacja. Więc mieliśmy możliwości, żeby zacząć. Pomocą służyła i służy nam do dzisiaj firma JNS, która jest naszym partnerem technologicznym. Dużo dobrego robi też Urząd Miasta Łodzi, który współpracuje z nami od początku i jest dobrym i sprawdzonym partnerem finansowym.
W rozwijaniu projektu bardzo pomógł mi udział w Laboratorium Innowacji Liderskich – to projekt realizowany przez stowarzyszenie Szkoła Liderów, Ashokę – finansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności. W pierwszej edycji tego programu dostałem w nagrodę możliwość korzystania z pomocy niezwykłego człowieka – Radosława Kosa z SAP Polska. To wsparcie jest nieocenione bo pozwala spojrzeć na projekt z biznesowej – zupełnie odmiennej od mojej – perspektywy. No i taka nagroda to też utwierdzenie w przekonaniu, że ten projekt ma sens. Więc wsparcie jest, i to naprawdę pomaga.
Co dalej? Czy widzi Pan przyszłość wideotłumacza jako narzędzia powszechnego użytku, czy jednak pozostanie on niezależnym, "lokalnym" projektem skierowanym raczej do ograniczonej liczby odbiorców?
P.K.: – Rozwój na wielką skalę jeszcze przed nami, ale bardzo wierzę, że to się uda. Że rozwiązanie, które jest w gruncie rzeczy bardzo proste, rozpowszechni się na tyle, że jego głusi użytkownicy będą naprawdę samodzielni. Rynek jest w praktyce nieograniczony, bo przecież do każdego miejsca mogą przychodzić głusi klienci. Trzeba tylko ich dostrzec i chcieć coś dla nich zrobić. A warto pamiętać, że potrafią być oni lojalnymi klientami. Więc jeśli prowadzisz biznes, to moje rozwiązanie jest właśnie dla Ciebie. Właściwie jestem przekonany, że jesteśmy skazani na sukces. A pierwszy naprawdę duży klient ustawi rynek i spowoduje, że potem to już będzie lawina nie do zatrzymania. Z kilkoma takimi klientami właśnie trwają rozmowy, więc jestem dobrej myśli.
Niezależnych projektów odnoszących sukces nie ma w naszym kraju zbyt wiele. Co innego w Stanach, gdzie funkcjonuje chociażby Kickstarter, dzięki któremu można zbierać fundusze na rozwój projektów. Nie myślał Pan o eksporcie swojego projektu za granicę i rozwoju na dużą skalę?
P.K.: – Mamy na razie dużo do zrobienia w Polsce. Ale kto się nie rozwija, to przegrywa, więc i
wideotlumacz.pl powinien ciągle się rozwijać. Myślę, że dostęp do tłumacza on-line to sprawa znacznie większa, niż tylko dostęp do tłumacza języka migowego. A skoro mamy już sprawdzone i niezawodne technicznie rozwiązanie, droga na kolejne rynki nie jest pewnie aż tak trudna. Ważne jest też to, że wszystkie przychody z naszej działalności służą realizacji celów statutowych Polskiego Związku Głuchych, czyli po prostu ułatwianiu życia osobom głuchym. Więc to nie tylko biznes, ale i działalność społeczna. A może powinienem powiedzieć odwrotnie – to działalność społeczna, a przy okazji także biznes. W Polsce też jest sporo rozwiązań, które dają możliwość zbierania funduszy na rozwój projektów. My też z takiego rozwiązania chcemy skorzystać. Tłumaczenie na język migowy nie jest pewnie tak sexy jak teledysk do "Hera, koka, hasz, LSD" Karoliny Czarneckiej, ale skoro ona zebrała pieniądze na teledysk, to i nam uda się zebrać środki na rozwój
wideotlumacz.pl.
Ostatnie pytanie. Jakich rad udzieliłby Pan innym kreatywnym osobom działającym w obszarze NGO, które chciałyby zrealizować swoje innowacyjne pomysły?
P.K.: – Wszystko jest możliwe. Trzeba szukać nowych rozwiązań i próbować rzeczy, o których inni mówią, że "nie da się ich zrobić". Po prostu trzeba zacząć je robić. I wtedy znajdą się i pieniądze, i sojusznicy. Myślę, że w ludziach biznesu jest wielki potencjał wspierania projektów powstających w NGO-sach i tylko trzeba dać im szansę ten potencjał dostrzec i coś zrobić razem. O, to jest właśnie chyba słowo klucz: "razem". Przedsięwzięcia robione wspólnie z biznesem muszą być wspólne. Nie jesteśmy klientami proszącymi o pieniądze, tylko ludźmi, którzy mają pomysł na rozwiązanie jakiegoś społecznego problemu, a przedstawiciele biznesu – jeśli uwierzą w nasze rozwiązanie – będą chcieli zaangażować się wspólnie w to rozwiązanie. Oni też mają sporo pomysłów i mogą być przydatni w znacznie większym stopniu, niż tylko do robienia przelewu. Wideotlumacz to w ogóle taka zbiorowa idea. Zaangażowani w jej powstawanie byli różni ludzie z kilku różnych organizacji i instytucji – więc najważniejsza rada to współpracować i szukać pomocy w rozwiązywaniu problemów.