Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
– W Warszawie sieć Miejsc Aktywności Lokalnej jest otwarta nie tylko na instytucje i jednostki miejskie, ale też na organizacje pozarządowe oraz biznes. Podczas konferencji opowiemy o tym, co udało się nam wypracować, a co wciąż sprawia trudności – mówią Agnieszka Matan i Zuzanna Włodarczyk-Wojtowicz z Centrum Komunikacji Społecznej, organizatorki I Ogólnopolskiej Konferencji Miejsca Otwarte, która odbędzie się 16 i 17 listopada w Warszawie.
Jędrzej Dudkiewicz: – Zacznijmy od krótkiego przypomnienia, jak wygląda sytuacja w Warszawie, jeśli chodzi o miejsca, w których mieszkańcy mogą realizować swoje pomysły. Rozumiem, że skoro organizujecie ogólnopolską konferencję na ten temat, to jest dobrze?
Zuzanna Włodarczyk-Wojtowicz: – Sieć Miejsc Aktywności Lokalnej (MAL) liczy obecnie około sześćdziesięciu lokalizacji różnego typu: domów kultury, klubokawiarni, bibliotek, etc. To miejsca, które oprócz bieżącej działalności, chcą otwierać się na potrzeby i pomysły mieszkańców oraz oferują im swoją przestrzeń. Biorąc pod uwagę, ile czasu się tym zajmujemy, te sześćdziesiąt miejsc to całkiem spory sukces. Ale staramy się znajdować kolejne i wprowadzać jak największą jakościową zmianę.
Reklama
Agnieszka Matan: – Chciałabym podkreślić jedną rzecz. To, że miejsca otwierają się na mieszkańców nie jest pomysłem urzędników. Ludzie chcą się spotykać, działać lokalnie. Wynika to z tego, że społeczeństwo się zmienia, rośnie lokalna świadomość obywatelska na temat własnej okolicy. Dlatego powstała sieć MAL, by wspierać to zjawisko. Prawda jest taka, że obecnie jest ono w Warszawie niepoliczalne. Na pewno jest wiele miejsc, o których nie mamy pojęcia, bo to może być nawet zaplecze sklepu. Pewnie jest kilka sklepów, gdzie właściciele spotykają się z mieszkańcami i wspólnie coś robią. Podobnych miejsc jest zapewne kilkaset, prowadzą je ludzie, którzy są otwarci na innych.
Z.W.-W.: –Część z nich nigdy nie trafi do naszej sieci, bo nie będą czuć takiej potrzeby. Są też jednak miejsca, które czuły się w swojej działalności osamotnione i szukały kogoś do wymiany doświadczeń, wzajemnego wspierania się. Nasza sieć im to daje.
A.M.: – Warszawa jest miastem z bardzo dużym potencjałem. Coraz więcej ludzi chce się od siebie uczyć, inspirować do działania. Konieczne jest jeszcze sporo pracy, bo żeby było to naprawdę efektywne, MAL-e powinny być bardzo blisko ludzi. By każdy mógł tam dojść na piechotę, zamiast jechać przez pół dzielnicy. Jest ogromna liczba miejsc, z którymi nie nawiązaliśmy jeszcze kontaktu lub nie znaleźliśmy sposobu na zachęcenie ich do tego, żeby się otworzyły. Ale staramy się, przykładowo zaczynamy teraz współpracować ze Spółdzielczymi Klubami Osiedlowymi.
Dlatego też postanowiliśmy zorganizować konferencję Miejsc Otwartych, bo bardzo chcemy się rozwijać. Mam na myśli zarówno ludzi, którzy działają, jak i nas, urzędników. Stworzyliśmy nasz system obserwując różne działania, ale nie mając jednego, wzorcowego modelu. W innych częściach Polski też dużo się dzieje. Zarówno na małą (gdzie są pojedyncze domy sąsiedzkie), jak i większą skalę (duży system wsparcia jest chociażby w Gdańsku).
Czy w takim razie monitorujecie to, co dzieje się w tym zakresie w innych miastach? Jeśli tak, to czy są jakieś pomysły, których w Warszawie jeszcze nie próbowano?
Z.W.-W.: –Dopiero zaczynamy się temu przyglądać. Póki co koncentrowaliśmy się na tym, by rozwijać to, co dzieje się w Warszawie. Nie mieliśmy chwili, by się zatrzymać i rozejrzeć. Konferencja jest zatem stopklatką, by zobaczyć, co robią inni.
A.M.: – Jeśli chodzi o skalę lokalną, czyli pojedyncze prężnie i innowacyjnie działające instytucje, prywatne przedsięwzięcia, NGO, to znamy niektóre przykłady, ale zwyczajnie nie mamy narzędzi, by szerzej to zbadać. Nie istnieje mapa, na której każdy może się zaznaczyć, co pozwoliłoby na sprawdzenie, co dzieje się np. w Rybniku, a co w Koszalinie. Uczestnicząc w wielu sieciujących spotkaniach, jak Forum Praktyków Partycypacji, poznajemy dużo osób. Ale jest ich w Polsce mnóstwo.
Tym, co obecnie moglibyśmy ewentualnie zaimplementować, jest system. Reprezentujemy Urząd i chcemy wiedzieć, jak możemy jeszcze efektywniej wspierać MAL-e. Nasza współpraca jest partnerska, nie zarządzamy MAL-ami, możemy jedynie sugerować ścieżki rozwoju i wspomagać je odpowiednimi narzędziami. Mamy bardzo dużo pytań, na które wciąż nie znaleźliśmy odpowiedzi. Jak wyznaczyć standardy działania takich miejsc, skoro są tak różnorodne? Jakie są podstawowe wartości, z którymi wszyscy muszą się zgodzić, żeby coś można było nazwać MAL-em? Jak znaleźć kolejne efektywne narzędzia wsparcia, skoro nie mamy tak wielu możliwości pomocy finansowej? Może potrzebne jest coś innego niż pieniądze? Jedynym miastem mogącym dać odpowiedź w takiej skali jest Gdańsk, który ma sieć domów sąsiedzkich.
To jest bardzo duże wyzwanie. Nie chodzi o system, który ma coś zawłaszczyć, tylko wesprzeć w tym, by miejsca mogły się rozwijać i by docelowo urząd był im jak najmniej potrzebny. By można było działać, nawet jeśli urząd nie da lokalu, zgody lub pieniędzy.
Zobacz także: Miejsca aktywności lokalnej - przyjdź, poznaj i daj się poznać [wywiad]
A jest coś, czym chcecie się jakoś specjalnie pochwalić, na przykład tym, że w Warszawie jest Spółdzielnia kultury, która wydaje mi się dość innowacyjna na skalę Polski?
Z.W.-W.: –To w sumie zabawne, że można tak określić tę inicjatywę, bo pomysł wydaje się przecież bardzo prosty.
A.M.: – Ale faktycznie, nie ma chyba podobnych projektów. Istnieją oczywiście wymienniki, ale innej inicjatywy działającej na bazie zaufania społecznego, pod hasłem: „pożyczam ci coś i ufam, że tego nie zniszczysz, ale ja niczego nie chcę w zamian”, nie ma. Chcemy zatem podzielić się różnymi pomysłami, ale zamiast je opisywać, podpowiemy, co należy zrobić, by mieć je w swoim mieście. Planujemy wejść w ten temat głębiej. Nie chodzi o to, by robić bitwę, który projekt jest lepszy, tylko o zastanowienie się, jak tworzyć coś, co będzie długofalowe.
Z.W.-W.: –To, co jest u nas unikalne i wyróżnia Warszawę, to fakt, że sieć MAL-i jest wielosektorowa. Otworzyliśmy ją nie tylko na instytucje i jednostki miejskie, ale też na organizacje pozarządowe oraz biznes. To dość innowacyjne podejście: założyliśmy, że zapraszamy do współpracy ludzi i miejsca, których w żaden sposób nie kontrolujemy. Chcemy tworzyć platformę wymiany doświadczeń, wzajemnego uczenia się od siebie, niezależnie od tego, kto jaki sektor reprezentuje. W dzisiejszym świecie każdy z nas może być biznesmenem, a po pracy działać lokalnie lub w NGO.
A.M.: – Podczas konferencji opowiemy o tym, co udało się nam wypracować, a co wciąż sprawia trudności. Wyjaśnimy, w jaki sposób wspieramy aktywnych mieszkańców: organizujemy szkolenia, przekazujemy cenne informacje, prowadzimy grupę na Facebooku, by mogli oni ze sobą rozmawiać. Różne rzeczy są dla nas oczywiste, ale podejrzewam, że dla wielu samorządów w Polsce pomysł poszerzenia swoich granic i wyjścia zza biurka może być nowością. Pokażemy, że wcale nie oznacza to utraty kompetencji, reprezentowania innej strony, tylko pracę z ludźmi i dla ludzi.
Przeglądając program konferencji widziałem, że jest w nim sekcja wykładów poświęcona wyzwaniom w rozwoju systemu wsparcia dla aktywnych mieszkańców. Jakie to wyzwania?
A.M.: – Tutaj trzeba podkreślić, że spotykamy się w nieprzypadkowym miejscu. Partnerem i współorganizatorem konferencji jest Białołęcki Ośrodek Kultury. Znajdziemy się zatem w dzielnicy, która bardzo się rozwija, a jednocześnie jest mocno nieoczywista, bo nie leży w centrum stolicy. Raczej nikt tam nie jedzie z myślą, by zobaczyć, co się dzieje w okolicznych kawiarniach, to miejsce, gdzie się mieszka i śpi. Mimo to ludzie na Białołęce mają dużą potrzebę rozwoju życia społecznego. Prężnie działają Ośrodek Kultury i jego filie, m.in. 3 pokoje z kuchnią, czyli jeden z pierwszych domów sąsiedzkich. Wyzwania, o których będziemy rozmawiać, można zobaczyć wychodząc na zewnątrz z budynku.
Z.W.-W.: –Chodzi między innymi o grodzone osiedla i różne procesy urbanizacyjne, czyli to, z czym mierzy się nie tylko Białołęka. W Polsce jest dużo miast, które mają szybko rozwijające się dzielnice. Są tam starzy mieszkańcy, ale i pojawiają się nowi, przez co obszar zyskuje w pewnym stopniu świeży początek, a o dotychczasowej historii często się zapomina. Pytanie brzmi, jak zbudować tę nową społeczność? Chcemy pokazać, że MAL-e mogą być do tego narzędziem, miejscami, które zintegrują ludzi potrzebujących poznać inne osoby i wspólnie z nimi działać.
A.M.: – Niektórzy mogą mieć poczucie, że skupianie się na MAL-ach to kreowanie odrealnionego świata, w którym spotykają się ze sobą sami szczęśliwi ludzie. Tak oczywiście nie jest: życie i kłopoty istnieją, a otwarte miejsca mają po prostu sprzyjać temu, by można się było czasem spotkać i poszukać rozwiązań problemów. Nie boimy się rozmowy o MAL-ach w kontekście gentryfikacji lub wyzwań związanych z rewitalizacją. To nie są łatwe procesy. Ale da się tam znaleźć przestrzeń do generowania nowych pomysłów.
Ludzie spotkają się zatem na konferencji, porozmawiają, wymienią doświadczeniami. Co dalej? Co zakłada najlepszy scenariusz?
A.M.: – Najważniejsze, byśmy dalej byli w kontakcie, ale nie powierzchownym, tylko zakładającym rzeczywistą wymianę informacji i wiedzy. Osoby, które już działają powinny mieć do tego dostęp. Może będziemy je częściej zapraszać do Warszawy, by wspólnie robić warsztaty? Poświęciliśmy dużo czasu, by znaleźć ludzi, których warto zaprosić na konferencję. Idealnie byłoby mieć w przyszłości przynajmniej siedem dni, bo przykładów miejsc, gdzie mieszkańcy mogą aktywnie działać jest mnóstwo.
Mamy też nadzieję, że ktoś przyjdzie i otworzy nam oczy. Powie: idzie wam nieźle, ale popatrzcie na to z innej perspektywy. Musimy uczyć się od innych, bo możliwości naszej wyobraźni i kreatywności mają pewne ograniczenia. Potrzeba nam nowych bodźców, inaczej w kółko będziemy robić to samo. A to bez sensu.
Z.W.-W.: –Nie jest też tak, że dopiero zaczynamy przyjmować gości. Odwiedzali nas już przedstawiciele miast i oglądali nasz system, słuchali o MAL-ach i niektóre z nich odwiedzili. Ale my też chcielibyśmy pojechać w nieoczywiste miejsca, tylko chyba wciąż nie wiemy, gdzie one są. Liczymy, że może uda się je znaleźć podczas konferencji.
A.M.: – Najlepszy scenariusz zakłada więc, że na konferencji pojawią się przedstawiciele wielu samorządów. Wrócą po niej i uznają, że chcą u siebie wprowadzić taki system, że będzie on ich priorytetem, a nie zupełnie pobocznym zadaniem…
Z.W.-W.: –Wpiszą to do przyszłorocznego budżetu, zarezerwują środki, nawiążą relacje z instytucjami, biznesami i organizacjami, które są wokół. Zrozumieją, że to, co wydawało się wielkim wyzwaniem jest o wiele bardziej osiągalne, bo wcale nie trzeba mieć milionów złotych, by zrobić coś fajnego. Są zresztą przykłady miast, które już mają plany w tym zakresie, ale nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Mamy już trochę doświadczenia, więc liczymy, że będziemy w stanie im pomóc.
A.M.: – Warto podkreślić, że podczas tych dwóch dni nie będziemy tylko słuchać wykładów, będzie też przestrzeń na rozmowę. Podzieliliśmy dyskusję na kilka paneli sektorowych, postawiliśmy przed nimi pytania i wyzwania. Bo jeśli chodzi o ideę, to wszystko brzmi pięknie: otwieramy instytucje, angażujemy mieszkańców. Istnieje jednak bardzo dużo barier i ograniczeń, z którymi trzeba sobie poradzić. Na przykład podczas panelu „Obcy w mojej instytucji” zastanowimy się, jak uelastycznić prace różnego rodzaju instytucji. Bo to, że do tej pory były określone zasady, a nagle przychodzą ludzie i chcą, by instytucja się na nich otworzyła, może jawić się jako zagrożenie. Także dla NGO, które w ramach statutowych celów prowadzą projekty, muszą je rozliczać, etc. Jak mają one udostępnić swoje siedziby? Będziemy szukać odpowiedzi, jak połączyć te dwie rzeczy. Rozmawianie o wzniosłych ideach jest przyjemne, ale konkrety też są istotne.
Agnieszka Matan – Członkini Zespołu Wzmacniania Wspólnoty Lokalnej w Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu m.st. Warszawy. Jako urzędniczka odpowiada za edukację i otwieranie instytucji na społeczność lokalną, a jako animatorka stara się wprowadzać lokalne wartości w organizacjach, z którymi współpracuje i w miejscach, w których mieszka. W drugim życiu zawodowo improwizuje.
Zuzanna Włodarczyk-Wojtowicz –Koordynatorka warszawskiej sieci Miejsc Aktywności Lokalnej, Członkini Zespołu Wzmacniania Wspólnoty Lokalnej w Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu m.st. Warszawy. Współpracuje z instytucjami i urzędami w celu tworzenia nowych MAL-i. Organizuje szkolenia dla członków sieci MAL. Autorka „Niezbędnika aktywnych mieszkańców”. W wolnych chwilach pije hektolitry herbaty, ogląda dobre filmy dokumentalne i seriale.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.