Spontaniczna akcja w czwartek, w piątek zbiórka, w sobotę transport na granicę. A w poniedziałek zaczęli się organizować
W Stowarzyszeniu Zielony Ursynów i MAL-u przy Dzielnicowym Ośrodku Kultury na Ursynowie już w pierwszych godzinach po wybuchu wojny na Ukrainie ruszyły działania pomocowe dla uchodźców i uchodźczyń. Anna Żelazowska-Kosiorek i Marzena Zientara opowiadają o tym, co i jak robią wraz z sąsiadami, aby ich pomoc trafiała tam, gdzie jest rzeczywiście potrzebna.
Magda Dobranowska-Wittels, warszawa.ngo.pl: – W akcję pomocy uchodźcom z Ukrainy włączyliście się w pierwszych godzinach po tym, gdy dowiedzieliśmy o wybuchu wojny. Aniu, jak to było?
Anna Żelazowska-Kosiorek, Stowarzyszenie Zielony Ursynów: – Na Zielonym Ursynowie mamy stowarzyszenie. Jest dosyć młode, bo zarejestrowaliśmy je 1 kwietnia zeszłego roku, ale było to sformalizowanie naszych działań oddolnych, które prowadziliśmy i prowadzimy wśród sąsiadów i aktywnych osób, skupionych głównie wokół szkoły. Główną siłą napędową dla nas jest Marzena Zientara, która od zawsze była lokalną animatorką, a gdy powstał MAL, to w sposób naturalny została jego liderką.
W czwartek, 24 lutego, gdy tylko dowiedziałam się, co się dzieje napisałam na stowarzyszeniową grupę messengerową, że powinniśmy jak najszybciej wydać oświadczenie w tej sprawie, zadeklarować pomoc i od razu ustalić dyżury w MAL-u dla osób, które w jakikolwiek sposób chciałyby coś zrobić. Pani dyrektor Dzielnicowego Ośrodka Kultury Ursynów od razu na to przystała. Wydaliśmy odezwę do świata, że jesteśmy w gotowości, a MAL jest miejscem, które będzie łączyć ludzi chcących pomagać.
A potem zaczęła działać Marzena, wchodząc w szerszą grupę, która się zawiązała na Ursynowie. Weszły do niej osoby z urzędu i radni, ale też jedna z ursynowskich organizacji Fundacja Dzieci, Rodzice, Szkoła. Od razu powstał pomysł na zbiórkę. Ludzie zaangażowali się na tyle, że już w piątek zebraliśmy pierwsze rzeczy i mój mąż razem z naczelnikiem Wydziału Sportu Urzędu Dzielnicy Ursynów pojechali w pobliże granicy do Stowarzyszenia Animatorów Folkowisko w gminie Cieszanów. Jedna z naszych koleżanek znała tę organizację, wiedziała, że można z nią współpracować w sposób bezpieczny. I że oni na miejscu dobrze wszystko skoordynują i zagospodarują.
Marzena Zientara, MAL przy Dzielnicowym Ośrodku Ursynów: – Dzięki tej współpracy i szybkiej akcji w poniedziałek, 7 marca, pierwszy transport darów, który wyjechał od nas w niedzielę, trafił pod Kijów do szpitala dziecięcego. Jesteśmy szczęśliwi, że to się udało spakować i wysłać.
Jak ta wojna wybuchła, w czwartek, pierwsze co zrobiłam, gdy przyjechałam do MAL-u, to wzięłam kolorowy brystol, zrobiłam flagę ukraińską i wywiesiłam ją na drzwiach. Po prostu. Później pod tą flagą napisałam "Punkt pomocy Ukraińcom", ale zmieniliśmy na „Punkt pomocy uchodźcom".
Anna: – Bo nie tylko Ukraińcy są wśród uchodźców.
A jak wyglądała sytuacja na granicy?
Marzena: – My z Anią tam nie byłyśmy, ale była jedna z naszych koleżanek – Magda oraz Ewa z Fundacji Dzieci, Rodzice, Szkoła. W poniedziałek cały dzień wysyłały filmy i zdjęcia na naszą grupę. Pojechały w konkretnej sprawie, a robiły wszystko, bo tam ręce do pomocy są potrzebne na każdym etapie. Nagle okazało się, że kobiecie w ciąży potrzebny jest transport do Warszawy. Zabrały więc tę ciężarną i dwunastoletnią dziewczynkę. Magda opowiadała, że przyjechała w takich emocjach, że długo usnąć nie mogła. To, co widać w telewizji, czy o czym czytamy na różnych portalach, to jest nic w porównaniu z osobistym doświadczeniem. I zostaliśmy pochwaleni, że tak profesjonalnie popakowanej zbiórki nie mieli: wszystko posegregowane, opisane i po polsku, i po ukraińsku. To Ania wpadła na pomysł, aby zaangażować Ukrainki, które przyszły do nas po pomoc. Rano przyszły po rzeczy, a po południu już nam pomagały pakować to wszystko.
Anna: – Marzena tę całą akcję przypłaciła zdrowiem, bo zamiast się leczyć, nie zeszła ze służby.
MAL stał się centrum wydarzeń na Zielonym Ursynowie. Spontaniczna akcji w czwartek, w piątek zbiórka, w sobotę transport na granicę, a w poniedziałek już zaczęliśmy się bardziej organizować: tworzyć bazę osób, bazę informacji o tym, skąd uzyskać pomoc, bazę wolontariuszy, którzy mogą, chcą coś zrobić, bazę mieszkań i miejsc, gdzie osoby mogą się zatrzymać, transportu, którego możemy używać. Inne instytucje zaczęły współpracować, zaczęliśmy się ze sobą komunikować, żeby jak najlepiej tutaj działać.
Marzena: – No i przede wszystkim podzieliliśmy między sobą zakres obowiązków. Trochę nieformalnie, ale to samo wyszło w trakcie. Na początku wszyscy robiliśmy wszystko, tak na hura. A później np. Ania została naszym społecznym biurem nieruchomości. Zaczęła kontaktować osoby poszukujące mieszkań z tymi, którzy je oferują. Założyliśmy też grupę na Facebooku: Ursynów dla Ukrainy. Jest tam już ponad 1000 osób. Z dnia na dzień po sto osób przybywa. Ludzie wrzucają tam bieżące potrzeby: a to, że trzeba majtek dla małego chłopca, a to, że ktoś głodny jest. Staramy się zawsze reagować.
Większość akcji pomocowych jest robiona na odruchu serca, dzieje się to dość chaotycznie. Co waszym zdaniem jest najważniejsze, żeby te różne działania zgrać? Macie już pewne doświadczenia za sobą.
Marzena: – Robić to wszystko z głową i nie „na hura”. Na początku wszyscy chcieli pomagać, a później się okazało, że ten zapał, po dwóch, trzech dniach, powoli słabł. Teraz słyszymy, że nie ma kanapek na przykład na Dworcu Zachodnim czy Centralnym. Chciałabym wszędzie pomóc, już myślę, żeby jakiś punkt robienia kanapek uruchomić, ale nie da się wszystkiego. Trzeba to poukładać. Założyć sobie cele i je realizować. Ale to muszą być cele osiągalne przez nas. Nie mogą to być rzeczy, które gdzieś tam fajnie by było zrobić. Musimy przełożyć zamiary na siły. Doba ma ograniczony czas. Mamy też swoje rodziny: Ania ma trójkę dzieci, ja mam trójkę dzieci. Trzeba to wszystko zgrać z pracą i z pomaganiem. Oczywiście angażujemy też nasze dzieciaki. Gdzie mogą, to pomagają.
Trzeba to robić z głową. Spokojnie. Angażować innych. Miałam do tej pory z tym problem, trochę się nauczyłam już oddawać zadania. Dużo osób pisze, dzwoni: „Co ci pomóc? Co potrzeba?”. Ktoś przyjął rodzinę i potrzebuje ubrań. Jakich ubrań? Konkretnie, rozmiary, kurtki, spodnie czy skarpetki. W ten sposób przyjmujemy zapotrzebowanie: robimy tabelkę, rozpisujemy, pięć par majtek, rozmiar 116. Takie potrzeby, które są na teraz. Mamy bazę znajomych koleżanek z okolicy, które czekają na taką listę i wspólnie ze swoimi sąsiadami zbierają te rzeczy i gotową paczkę przywożą dla konkretnej rodziny. Taka pomoc celowa.
Ale to się strasznie zmienia. Codziennie. Wiele rzeczy wychodzi w praniu. Ostatnio np. zrodził się problem, że dzieci, które zostały przyjęte do szkół, nie mają jak do nich dojeżdżać. Ci ludzie nie mają samochodów, a ten, kto ich przyjął, pracuje. Cały czas będą wychodziły jakieś trudności, ale zawsze społecznie można na nie reagować, Dużo daje to, że lokalnie znamy ludzi, którzy zawsze są i oferują pomoc. Wiemy do kogo uderzyć.
Anna: – Patrzę na to z perspektywy mieszkanki, osoby, która działa w stowarzyszeniu, ale jednocześnie ma swoją pracę i życie. Nie jestem na etacie w organizacji pomocowej. Uważam, że powinniśmy działać tylko i wyłącznie lokalnie. Musimy się skupić na naszym obszarze, Zielonym Ursynowie. Na Ursynowie pojawiają się różne inicjatywy, ale z naszej perspektywy to już jest bardzo daleko. Osobiście nie mam takich zasobów, żeby się móc zaangażować także w innych miejscach. Oczywiście warto się komunikować i wiedzieć, ale w minionym tygodniu było tak dużo rzeczy, że trudno mi było złapać jakiś kontekst, co się dzieje na poziomie miasta. Nie wiem, co się dzieje na poziomie miasta. Na pewno jest jakaś współpraca organizacji pozarządowych. Wyobrażam sobie, że jest jakiś sztab kryzysowy i organizacje są w to włączane, ale ponieważ nie mam czasu, aby śledzić wiadomości, a nic do mnie takiego nie dotarło, to po prostu nie wiem, co się dzieje.
Z mojej perspektywy jesteśmy za krótcy na pewne rzeczy, za mali. Pewne rzeczy wymagają organizacji i koordynacji ze strony urzędu, ze strony miasta, ze stron organizacji, które mogą to sprawnie przeprowadzić i nas podłączyć jako jeden z elementów.
Bazujemy na tym, że przez lata zbudowaliśmy tutaj wspaniałą sieć kontaktów indywidualnych i współpracy. To teraz widać. W tym momencie to jest po prostu na pstryknięcie palcem: i jest miejsce dla dziecka w przedszkolu, znalezienie pracy, podwiezienie do przedszkola, zorganizowanie zbiórki. Nie ma z tym żadnego problemu. Dzięki temu, że pracowaliśmy na rzecz integracji i komunikacji. I dzięki temu, że lokalne instytucje się znają.
To jest mały teren. Tutaj jest inaczej niż, powiedziałabym, w Warszawie. Bardziej to przypomina małą miejscowość. Instytucji nie ma zbyt dużo, ale udało nam się je połączyć. W zeszłym roku realizowaliśmy projekt, który między innymi zakładał tworzenie bazy partnerów na Zielonym Ursynowie. Robiliśmy święto Zielonego Ursynowa i teraz to się przekłada na współpracę w tym kryzysie. Po prostu wszyscy się poznaliśmy.
Jakie to są instytucje?
Anna: – Przede wszystkim szkoły. Znamy tam i nauczycieli, którzy są najbardziej aktywni, i dyrektorów. To są nasi znajomi na Messengerze. Biblioteki też się włączyły. Kościół. Mamy kościół katolicki i cerkiew prawosławną. Są też inne organizacje, których tutaj jest co prawda mało, ale są. To są też firmy, z którymi współpracujemy. I jest ich całkiem sporo. Między innymi jest hotel Arche, który w tej chwili ma program przyjmowania uchodźców w całej Polsce. Mamy na przykład Budojo, czyli ośrodek sportów walki, który w pierwszym dniu wojny przeistoczył się w miejsce noclegowe dla czterdziestu osób.
Marzena: – Fundacja Leny Grochowskiej. Dom Kultury.
Anna: – Mamy szkołę demokratyczną. Fundacja Wolna Szkoła, z którą też współpracujemy i działamy. To jest dostęp do rodziców.
Marzena: – To jest ogromny zasób. To jest chyba największy skarb, baza naszych znajomych: matek dzieci z klas naszych dzieci, naszych znajomych. Jak tylko zobaczyli, że coś robimy, to od razu telefon był czerwony: „Dawaj znać tylko, gdzie i co trzeba”.
Anna: – Żeby nie być gołosłowną, przeczytam fragment maila, który właśnie dostałam na stowarzyszeniową skrzynkę od Centrum Urody Róża i Falcon Travel: „Szanowni państwo, na początku chcielibyśmy serdecznie podziękować za wasz wysiłek (…).Na osiedlu Grabów od wielu lat prowadzimy z żoną dwa biznesy (…) i chcemy w miarę naszych możliwości wesprzeć was w tych działaniach”. Dzięki temu kontaktowi już ustaliliśmy, że ci państwo mogą kogoś u siebie zatrudnić, ale mogą też puścić dalej informacje o tym, że ktoś poszukuje pracy. To jest bardzo mała skala, ale dzięki bezpośrednim kontaktom można bardzo szybko i bezpośrednio komuś pomóc. Na tym chcemy się teraz skupiać.
Marzena, dzięki zaangażowaniu wolontariuszki ukraińskojęzycznej i polskojęzycznej, uruchamia już w tej chwili zajęcia dla dzieci w MAL-u. Bardzo potrzebna teraz będzie przestrzeń i dla dzieci, gdzie będą mogły przyjść, uczyć się, poznawać sąsiadów i dla tych rodzin, które tutaj na jakiś czas chcą zostać.
Druga sprawa, to na pewno wsparcie w nauce języka polskiego. Uruchomiliśmy już pomoc w poszukiwaniu pracy. Mamy jedną wolontariuszkę, która jest byłą dyrektorką HR-ów, i przejęła tę działkę.
MAL powinien dalej pełnić swoje funkcje i być centrum wydarzeń, tylko poszerzamy klienta o osoby, które przyjechały.
Marzena: – Dodam jeszcze, że jako animatorka MAL-u dostaję ogromne wsparcie od sąsiadów, którzy są pochodzenia ukraińskiego, ale mieszkają tu od lat. Oni chcą pomagać. Cały czas pytają, jak mogą pomóc, czy mogą na przykład języka polskiego uczyć. Już pierwsze spotkania mam umówione: dziewczyna będzie zajęcia plastyczne prowadziła w środy i czwartki, a w piątki będzie pan Vladimir uczył języka polskiego. Nie tylko dzieci, ale i dorosłych. To jest zastrzyk takich ludzi, którzy gdzieś kiedyś z nami coś robili. Wracają do nas z konkretną pomocą. Korzystając z ich wiedzy, znajomości języka, można dużo lepiej pomagać.
Wszystko to cudownie brzmi. Wasz MAL jest prowadzony przy Domu Kultury, przez samorząd. Jak w takim razie wygląda z Waszej perspektywy współpraca z dzielnicowym samorządem? Czy te działania są jakoś koordynowane?
Anna: – Wiele działań i decyzji jest podejmowanych ad hoc. Pomysły mają, powiedziałabym, spontaniczny charakter i nie wynikają z jakiejś diagnozy, rozmowy, czy myślenia bardziej strategicznego. Ale sią sprawdzają. Tak było np. z otwarciem magazynu odzieży w hali po Tesco na Kabatach. Dobrze, że jest jedno miejsce, z którego można skorzystać.
A były jakieś spotkania, podczas których rozmawiano by o koordynacji działań tych różnych grup i osób, które się angażują w pomoc?
Anna: – Było jedno spotkanie, na którym była Marzena, z wiceburmistrzem. Ale to nie było spotkanie koordynacyjne. Nasze stowarzyszenie nie jest w DKDS-ie, więc nie wiem, czy może coś więcej się tam dzieje. To spotkanie dotyczyło właśnie przejęcia koordynacji Tesco na Kabatach. Ostatecznie podjęła się tego Fundacja Dzieci, Rodzice, Szkoła. My możemy im pomagać, ale dla nas to jest drugi koniec Ursynowa. Jest tam większe skupisko różnych działających organizacji. My jesteśmy trochę na uboczu i chcemy się skoncentrować na tym, co się dzieje na Zielonym Ursynowie.
Marzena: – Jest co robić, a nam tutaj nikt nie pomoże. Przychodzą osoby, które pytają, czy mamy coś do jedzenia, bo są głodni. Chcemy się skupić na tym, żeby coś dla nich zawsze mieć. Dlatego ruszyliśmy ze stałą zbiórką.
Rozumiem, że na razie te działania prowadzicie społecznie, a dary przynoszą prywatnie ludzie. Jak jednak chcecie zapewnić ciągłość np. tych zajęć dla dzieci czy nauki polskiego?
Anna: – W tej chwili przygotowujemy dwa projekty. Mówię "my", ale jeden z tych projektów jest Dzielnicowego Ośrodka Kultury, ale przygotowywany przez nasze stowarzyszenie i przez MAL. Mieliśmy się skupiać na działaniach ekologicznych, ale teraz naszym priorytetem będą tematy związane z wielokulturowością.
Jak tylko ta cała akcja pomocowa ruszyła, zadzwonił do nas Janek Wiśniewski ze Stoczni i powiedział, że uruchamiają dodatkowe środki na wsparcie działań i na rzecz uchodźców. To była jedyna inicjatywa, która do nas dotarła z zewnątrz. To są środki z programu „Inicjatywy sąsiedzkie”. Już zaczęliśmy zbierać od dyrektorów, od pedagogów informacje o tym, jakie potrzeby widzą szkoły.
Inicjatywy sąsiedzkie. Jeszcze jest czas, aby zgłosić pomysł na działania skierowane do uchodźców
Marzena: – Ten drugi projekt chcemy złożyć do Funduszu edukacji kulturalnej. Stowarzyszenie i Dzielnicowy Ośrodek Kultury. Mamy wiele pomysłów. Chcemy angażować społeczność ukraińską do różnych działań, także edukacyjnych. Możemy dostać na to 30 tysięcy.
Anna: –
Ta sytuacja w kontekście lokalnym pokazuje istotność funkcjonowania MAL-i. Gdybyśmy nie mieli takiego miejsca tutaj i fizycznie, i też zakorzenionego jako przestrzeń dla sąsiadów, to myślę, że trudno by nam było się tak dobrze zorganizować. I to bardzo ważne, że jest osoba, jest miejsce i jest przestrzeń.
Marzena: – Będąc pracownikiem Dzielnicowego Ośrodka Kultury i członkinią stowarzyszenia mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W każdej chwili mogę wejść do MAL-u, nie muszę być w pracy, w grafiku. Mogę skorzystać. Tak, jak w niedzielę na przykład, do jedenastej wieczorem siedzieliśmy, bo trzeba było TIR-a pakować. Ta przestrzeń jest 24 godziny na dobę dla naszych działań otwarta. Biorę klucz, kiedy chcemy i działamy.
Prężnie także w tym czasie działa MAL na Żoliborzu.
Marzena Zientara: – Tak. Jestem też na grupie dla MAL-i, które organizują pomoc. Razem się nakręcają, wspierają się i działają. Ja się trochę wycofałam z tego wspólnego działania, pracujemy tu lokalnie z Anią i z resztą naszych sąsiadów. Tu jest potrzeba.
Jak szacujecie, ilu uchodźców jest teraz pod waszą opieką, albo przeszło przez wasze ręce?
Marzena Zientara: – Nie wiem, nie umiem tego policzyć. Fizycznie to z 50 osób przeszło przez MAL. Ale to nie jest cała nasza pomoc. Są też rodziny, które przyjęły uchodźców i też do nas przychodzą i proszą o wsparcie. Mówią: „Przyjęliśmy, bo mieliśmy taką możliwość, ale sami nie mamy pieniędzy na to, by tyle dodatkowych osób utrzymać. Czy dostaniemy coś do jedzenia?”. Też są takie sytuacje. Dzwonią telefony w sprawie zajęć bezpłatnych.
Statystyk nie prowadziliśmy do tej pory, bo nie było takiej potrzeby. Jest jeszcze i taka kwestia, że z tej pomocy korzystają też Ukraińcy, którzy tutaj mieszkają od lat. Pracują. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czy to jest uchodźca, czy osoba, która w Polsce jest od dawna. Nie sprawdzamy tego. Jeżeli ktoś przychodzi po pomoc, to widocznie jej potrzebuje. Myślę, że dla nikogo nie jest łatwe prosić o pomoc. My chcemy pomagać, jeżeli jest taka potrzeba. Służymy też naszym doświadczeniem, jakby ktoś chciał o coś dopytać, co wiemy, to powiemy.
Rozmowa przeprowadzona 8 marca 2022 r.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23