– Coś nie jest problemem, dopóki nie poczujemy tego sami: jak wtedy, gdy woda nie leci z kranu, albo gdy jest czerwona – mówi Art Hirsch, aktywista z działającej w stanie Kolorado organizacji Boulder Waterkeeper Alliance, dbającej o jakość wody.
Oddolne działanie, które zamieniło się w ogólnokrajową organizację
Stany Zjednoczone to kraj wielu paradoksów. Przykładowo z jednej strony znajduje się tu mnóstwo mocno chronionych parków narodowych, pełnych cudów przyrody, z drugiej w kraju tym żyje wielu ludzi niewierzących w zmiany klimatyczne (a czasem nawet wybierają taką osobę na prezydenta). Do tego w wielu stanach firmy nie muszą martwić się przepisami związanymi z zanieczyszczeniem środowiska, bo nie są one zbyt mocno egzekwowane. Nic dziwnego zatem, że w USA działają też organizacje pozarządowe mocno zainteresowane tym, by walczyć z takimi zjawiskami.
Jedną z nich jest założona dwadzieścia jeden lat temu Waterkeeper Alliance. Całkowicie oddolnym impulsem była kwestia rzeki Hudson w stanie Nowy Jork. W jej północnej części znajduje się miejsce do łowienia ryb, gdzie jednak przedsiębiorstwa spuszczały bardzo dużo PCB (polichlorowanych bifenylów), co niszczyło zarówno łowiska, jak i życie okolicznych rybaków. Mieszkańcy zdecydowali się więc zebrać i założyć organizację. W jej działanie szybko zaangażował się Robert Kennedy Jr., który pomógł wytoczyć firmom procesy oraz zainicjować czyszczenie rzeki.
Od tego czasu, z Kennedym jako prezesem, Waterkeeper Alliance skupia się na dbaniu o jakość wody, by można było w niej pływać, pić ją oraz łowić ryby. Przez lata organizacja bardzo się rozrosła i w całych Stanach Zjednoczonych działa obecnie około trzystu jej oddziałów lokalnych, które spotykają się na corocznych zlotach regionalnych oraz krajowych, które obywają się co dwa lata.
Jednym z oddziałów jest Boulder Waterkeeper Alliance w stanie Kolorado, działający od blisko dwóch lat. Zapoczątkowały go dwie osoby: Ted Ross i Gary Wockner, który miał kontakty z oddziałem nowojorskim i jest głównym ekspertem w dziedzinie ekologii w Kolorado.
– Powstanie Boulder Waterkeeper Alliance nie wiązało się z jednym konkretnym problemem. Po prostu Ted i Gary uznali, że mieszka tu bardzo progresywna i aktywna społeczność, do której możemy wnieść dużą wartość dodaną – mówi Art Hirsch, emerytowany inżynier ekologiczny, który dołączył do organizacji kilkanaście miesięcy temu.
– Zmęczyło mnie bycie konsultantem. Zastanawiałem się, co mogę robić, by dać coś ludziom, by wciąż próbować coś ulepszać. Zdecydowałem się na dbanie o jakość wody – wyznaje Art Hirsch.
Wodny monitoring
Chociaż w Boulder nie ma aż takich problemów, jak na przykład na rzece Hudson, tamtejszy oddział zajmuje się wieloma rzeczami. Przygląda się chociażby nowym regulacjom, wdrażanym zarówno przez stan Kolorado, jak i EPA (Environmental Protection Agency – Agencję Ochrony Środowiska) oraz inne instytucje rządowe. Aktywiści komentują je, a gdy trzeba walczą o wprowadzenie koniecznych zmian. Boulder Waterkeeper Alliance przygląda się okolicznym firmom i instytucjom i dba o to, żeby robiły rzeczy związane z ochroną wody, do których są zobligowane przepisami prawa.
Póki co największym projektem Boulder Waterkeeper Alliance było sprawdzenie jakości wody w zbiorniku Boulder Creek, który jest sercem i duszą mieszkającej w pobliżu społeczności. Instytucja stanu Kolorado, odpowiedzialna za jakość wody, ogłosiła, że jest ona zanieczyszczona przez bakterię E. coli, co nie zmieniało się przez… jedenaście lat.
– Zacząłem zastanawiać się, z czego to wynika i w związku z tym przeprowadziłem śledztwo. Okazało się, że jest to wynik przede wszystkim nielegalnego spuszczania wody burzowej i ściekowej, a głównym winowajcą jest Uniwersytet Kolorado. Od tego momentu przedstawiamy nasze obawy i staramy się, by zostały podjęte działania, które polepszyłyby sytuację. To proces, który wciąż trwa – opowiada Art Hirsch.
Inny istotny projekt Boulder Waterkeeper Alliance związany jest z budową autostrady. Odpowiadająca za nią firma wyrzucała na okoliczne tereny najróżniejsze odpady, które później, po opadach spływały do rzeki, płynącej obok drogi. Art i jego koledzy zadzwonili więc gdzie trzeba, by zrobiono inspekcję, dokonali ewaluacji tego, jak wygląda budowa i co można poprawić, porozmawiali też z inżynierami – wszystko po to, by potencjalne szkody były jak najmniejsze.
Aktywiści przyglądają się również rolnikom. W Boulder funkcjonuje bowiem tak zwany open space: przez kilkadziesiąt lat władze miasta, dzięki specjalnemu funduszowi, skupywały ziemię w strategicznych lokalizacjach. Gdyby nie to, zostałyby one w całości zabudowane, a między Boulder i leżącym obok Denver nie byłoby żadnej granicy. Do miasta należą więc bardzo duże tereny, które przeznaczane są na rolnictwo. I wiele z nich znajduje się obok rzeki oraz zbiorników wodnych. Trzeba więc się przyglądać temu, co robią rolnicy w sprawie dbania o jakość wody, by nie przedostawały się do niej nawozy i odchody zwierząt.
Boulder Waterkeeper Alliance angażuje się też w mniej oczywiste kwestie. Należy do nich chociażby mikroplastik, który jest relatywnie nowym zagadnieniem dotyczącym jakości wody, a także… nowe gatunki zwierząt, które przedostają się do wód, na przykład podczas transportu. Potrafią one zdewastować ekosystem, ponieważ nie mają naturalnych przeciwników i szybko stają się drapieżnikami żerującymi na innych.
Pokazać, na czym polega problem i co można z nim zrobić
Boulder Waterkeeper Alliance zaangażowane jest jeszcze w jedną formę działania, a mianowicie edukację. Aktywiści cały czas starają się dotrzeć do jak największej liczby ludzi, by zwiększyć ich świadomość na temat jakości wody i związanych z tym zagrożeń oraz problemów. Co ciekawe, partnerem jest w tym przypadku Uniwersytet Kolorado, z którym Art i jego koledzy toczą spór w innej sprawie. Organizacja korzysta ze wsparcia stażystów, którymi często są studenci oraz wiedzy zgromadzonej przez naukowców. Co kwartał odbywają się fora jakości wody, na których zaproszeni eksperci mówią o tym, co w związku z wodą jest ważne teraz i co będzie istotne w przyszłości.
– Martwimy się o konsumpcję wody. Wiele osób w Boulder zużywa mnóstwo wody w ogrodzie, zupełnie niepotrzebnie. Głównie dlatego, że jesteśmy w naprawdę dobrej sytuacji, dookoła są duże zbiorniki wodne i wszyscy biorą to za pewnik. Musimy dbać o to, by tego nie zniszczyć – tłumaczy Art Hirsch.
Dzięki temu, chociaż Boulder Waterkeeper Alliance działa od niecałych dwóch lat, mieszkańcy rozpoznają organizację i rozumieją, czym się zajmuje. Wraz z kolejnymi projektami media chętniej o nich piszą, co przebija się do świadomości ludzi. Coraz częściej dzwonią oni do aktywistów, jeśli podejrzewają, że dzieje się coś złego w związku z jakością wody. Widzialność jest też ważna z tego powodu, że firmy i instytucje mają świadomość, że jest ktoś, kto patrzy im na ręce i w razie potrzeby będzie interweniować. Wciąż jednak konieczne jest docieranie do jak największej liczby osób.
– Coś nie jest problemem, dopóki nie poczujemy tego sami: jak wtedy, gdy woda nie leci z kranu, albo gdy jest czerwona. Są i tacy, którzy widzą problem, ale go ignorują. Robimy, co w naszej mocy, żeby każdy zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i dbał na co dzień o jakość wody. Staramy się przyspieszyć proces edukacji, by osób, które chcą się angażować było jak najwięcej. Dużym problemem jest oczywiście negowanie zmian klimatycznych, przez co często trudno się przebić. Ludzie nie wiedzą, co myśleć. Przykładowo w Kolorado mamy 30 tysięcy studentów, ale na ostatniej demonstracji klimatycznej było ich może pięciuset. A to przecież ich w największym stopniu dotkną zmiany klimatyczne.
Tęsknię za latami 70. i wielkimi demonstracjami – związanymi z Wietnamem, prawami obywatelskimi, ale też i środowiskiem – które w końcu zmusiły do działania rządzących. Dziś młodzi nie są aż tak zaangażowani – smuci się Art Hirsch.
Innym problemem bywają pieniądze. Boulder Waterkeeper Alliance stara się o różne granty, ale nie zawsze udaje się je dostać, zwłaszcza że oddział ten działa od niedawna. Aktywiści myślą więc nie tylko o składaniu wniosków, na przykład do władz stanu Kolorado, ale też o fundraisingu. Obecnie większość dotacji pochodzi od zwykłych ludzi (jednym z nich jest sam Art Hirsch), którzy są w stanie wesprzeć działania organizacji.
Ważnym elementem jest też budowanie porozumienia z innymi NGO. Póki co Boulder Waterkeeper Alliance jest jedyną organizacją, która dba o Boulder Creek. Aktywiści chcieliby jednak być częścią większego kolektywu. Nie tylko po to, by wspólnie dbać o jakość wody, ale też dlatego, że zapewniłoby to większą siłę przebicia i możliwość skuteczniejszego przeciwstawiania się złym regulacjom oraz nieprzepisowym działaniom.
– Powinniśmy częściej ze sobą rozmawiać w Kolorado. Porównywać stan wód, wymieniać się informacjami, sprawdzać, czy możemy sobie jakoś wzajemnie pomóc. Póki co nie udało nam się tego osiągnąć, ale ponieważ mamy na koncie już trochę sukcesów, nie tracimy nadziei i z optymizmem patrzymy w przyszłość – podsumowuje Art Hirsch.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.