– Zawsze, gdy szkolimy nowe osoby w naszym zespole, pokazujemy, jak potężne jest słuchanie, ile może dać ludziom – mówią zgodnie Wanda Lucibello i Maureen Curtis z nowojorskiej organizacji pozarządowej Safe Horizon, zajmującej się pomocą ofiarom przemocy.
Od niewielkiej działalności do organizacji zatrudniającej ponad tysiąc osób
Dziś Safe Horizon jest jedną z, jeśli nie największą organizacją pozarządową w Stanach Zjednoczonych, pomagającą ofiarom przemocy. Wszystko zaczęło się w 1978 roku, w sądzie kryminalnym nowojorskiego Brooklynu. Powstał tam pomysł, by pomagać skrzywdzonym osobom odnaleźć się w niesamowicie skomplikowanym systemie sprawiedliwości.
– Zanim przyszłam do Safe Horizon, przez wiele lat byłam prokuratorką i pamiętam sytuacje, gdy sąd miał decydować, czy oskarżony zostanie zwolniony, czy jednak sprawa trafi na wokandę. Obecność kogoś, kto stanowi wsparcie dla ofiary i może jej przekazać informacje, było bardzo ważne. Bo ofiara nie jest obecna podczas takiego posiedzenia, czasem nawet nie bierze udziału w drugim i trzecim spotkaniu. Normalnie minęłyby więc często tygodnie, nim dowiedziałaby się, co się wydarzyło. A sprawy idą szybko, niemal taśmowo, więc tym bardziej istotna jest obecność kogoś, kto będzie miał możliwość chociaż trochę spowolnić ten proces – tłumaczy Wanda Lucibello.
Zapewnienie informacji jest kluczowe. Safe Horizon pomagało, i nadal to robi, nawigować po systemie, by zwykli ludzie rozumieli, czemu niektóre rzeczy w ogóle mają miejsce. Wszak oskarżeni też mają swoje prawa, tym bardziej należy wytłumaczyć, dlaczego policja czy prokuratura muszą realizować pewne działania. Jak wynika z badań, jeśli ofiara to wszystko rozumie, ma poczucie, że ktoś ją szanuje i została wysłuchana, to lepiej ocenia cały system, nawet jeśli ostateczny werdykt nie spełnia jej oczekiwań.
Historia Safe Horizon zaczęła się więc od rzecznictwa w imieniu ofiar. Obecnie organizacja ta zatrudnia ponad tysiąc pracowników, jest obecna na każdym posterunku policji w Nowym Jorku, prowadzi aż szesnaście różnych programów na terenie całego miasta. Zapewnia pomoc ofiarom wszystkich przestępstw związanych z przemocą. Zaliczają się do tego nie tylko przemoc domowa i seksualna, ale też związana z handlem ludźmi czy bezdomnością.
Dodatkowo Safe Horizon, dzięki nabytemu doświadczeniu i wiedzy, angażuje się w zwiększanie świadomości i szkolenia dla innych NGO. Wszystko to możliwe jest dzięki dużemu wsparciu finansowemu. 85 procent środków – 80 milionów dolarów – pochodzi z dotacji rządowych, nie tylko miejskich, ale też stanowych i federalnych. Reszta z fundraisingu oraz prywatnych donacji.
Niuanse i wyzwania związane z przemocą domową
Mimo różnych obszarów działalności, najważniejsza jest jednak przemoc domowa. Z prostego powodu: to wciąż ogromny problem. Jak przyznaje Maureen Curtis, w Nowym Jorku na przestrzeni lat nastąpiła znaczna obniżka przestępstw, w tym morderstw. Podobnego zjawiska nie da się jednak zaobserwować w przypadku przemocy domowej.
– Z czego to wynika? To pytanie za milion dolarów. Gdybyśmy umieli na nie odpowiedzieć, łatwiej byłoby rozwiązać problem. Wiele zmieniło się w prawie, ale przemoc domowa jest unikalna. Różne zachowania przemocowe są mało zauważalne, także dla systemu sprawiedliwości. Niektóre z nich w ogóle nie są uważane za przestępstwo. Zdarza się więc, że policja jedzie na miejsce zgłoszenia i nie może nic zrobić, bo nie ma odpowiednich przepisów, a to, co się dzieje, jest potencjalnie bardzo niebezpieczne. Przykładowo ofiara może być sparaliżowana przez strach przed tym, co może się wydarzyć. Jak sobie radzić z takimi przypadkami? – zastanawia się Maureen Curtis.
Jak przyznaje, konieczne jest więc organizowanie kolejnych kampanii informacyjnych, by społeczeństwo bardziej zauważało takie problemy i się nimi przejmowało oraz miało odwagę mówić, że coś jest nie w porządku. Tym bardziej, że obecnie wciąż są tendencje do tego, by obwiniać ofiarę o to, że nie zrobiła tego, co naszym zdaniem powinna była zrobić, by zapewnić sobie lub dzieciom bezpieczeństwo.
Przy czym przemoc domowa jest na tyle skomplikowanym zagadnieniem, że nawet i wydawałoby się sensowne działania mogą przynieść nienajlepsze rezultaty. Przykładem… szerzenie informacji. Bo bywa i tak, że kiedy ludzie wiedzą więcej o tym, że można iść na policję, udać się po pomoc do schroniska albo organizacji, to łatwiej jest im odwracać wzrok i jeszcze bardziej obwiniać ofiary.
– Te możliwości nie są nieskończone. Nie dla każdego znajdzie się miejsce w schronisku i pomoc. Nie można obwiniać kogoś, że zostaje w przemocowym związku, każdy przypadek jest unikalny i nie mamy wystarczających danych, by móc się wypowiedzieć o tym, co należy zrobić. Znalezienie nowego miejsca dla osoby, która jest gotowa uciec jest niesamowicie trudne. I nie zmieniło się to od lat 90. ubiegłego wieku. W każdym raporcie, w którym opisujemy to, co robimy, w miejscu na proponowane zmiany piszemy, że największą trudnością jest znalezienie nowego miejsca, do którego może udać się ofiara. W zasadzie jest gorzej, bo czynsze idą wyłącznie w górę, więc znalezienie mieszkania jest bardzo trudne i to nawet jeśli zarabia się przyzwoite pieniądze – wyjaśnia Maureen Curtis.
Jak dodaje Wanda Lucibello, sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, gdy nie ma się zalegalizowanego pobytu w USA. W jaki sposób wtedy można poprosić o pomoc policję lub szukać nowego miejsca do życia? Skoro więc dodatkowo nie ma wsparcia społecznego, to tym bardziej wiele osób nie będzie się wychylać i nie będzie próbować zmienić swojej sytuacji. Z takimi przypadkami na co dzień mierzą się więc pracownicy Safe Horizon.
W czasach Me too
Nie robią tego oczywiście w oderwaniu od otaczających wydarzeń, które często mogą mieć duży wpływ na ich działanie. Najświeższymi przykładami są oczywiście ruchy Me too oraz Time’s up. Dużo się dzięki nim zmieniło. Jak mówią zgodnie Wanda i Maureen, dawniej gdy ktoś chciał zgłosić policjantowi niestosowane zachowanie w komunikacji miejskiej, to wiadomo było, że spotka się to z lekceważeniem. Obecnie musi on coś zrobić, spisać raport, później możliwe jest postawienie danej osoby w stan oskarżenia. Dzięki Me too o sprawie przemocy seksualnej cały czas się mówi. Informacje medialne żyją znacznie dłużej niż kilka tygodni.
– Zdecydowanie wzrosła też liczba zgłoszeń przemocy. Kiedy ktoś widzi i czuje, że nie jest sam, to ma siłę i odwagę, by się odsłonić i również opowiedzieć swoją historię. I nagle okazuje się, że oprawcy są wśród nas, że może nim być każdy, także ludzie bogaci i wpływowi – mówi Wanda Lucibello.
Oczywiście i w tym przypadku są negatywne strony, w postaci wzmożonych reakcji skrajnych konserwatystów. Zawsze bowiem znajdą się osoby mające „ale” i skupiające się na ofiarach, zarzucając im na przykład chęć wyciągnięcia od oskarżonego pieniędzy. Jednak według Wandy Lucibello, im więcej ludzi mówi o swoich doświadczeniach, tym bardziej wzrasta ich wiarygodność, zwłaszcza gdy oskarżają tę samą osobę. Zresztą samo to, że dochodzi do procesów pokazuje, że coś może być na rzeczy i warto pewne kwestie sprawdzić.
Maureen Curtis z kolei cieszy się, że w końcu ludzie zaczynają rozmawiać o tym problemie i zastanawiać się, jak go rozwiązać. Przyznaje, że bardzo liczy na zmieniający się obecnie model wychowania, dzieciom przekazuje się inne wzorce, dzięki czemu jest szansa, że będą dorastać w społeczeństwie, w którym kobiety rzadziej spotyka jakakolwiek krzywda.
– Oczywiście wciąż jesteśmy daleko od osiągnięcia celu. Wystarczy popatrzeć, że jest człowiek, który otwarcie mówi o tym, jak traktuje kobiety, a potem i tak zostaje wybrany na prezydenta. Pokazuje mi to, że chociaż przeszliśmy już długą drogę, wciąż jest mnóstwo do zrobienia. Prawo, dokumenty można łatwo zmienić. Dużo trudniej zrobić to z kulturą, sposobem myślenia. Jako kraj mamy tendencję do tego, by wskazywać inne państwa i krzyczeć: patrzcie, jak tam traktuje się kobiety. Musimy jednak patrzeć przede wszystkim na samych siebie i na to, jak my zachowujemy się względem kobiet – mówi Maureen Curtis.
Innym przykładem tego, jak wiele jeszcze wymaga poprawy jest sprawa Bretta Kavanaugha, który został wybrany na sędziego Sądu Najwyższego, mimo że został oskarżony o gwałt, gdy był na studiach.
– Nie chcę oczywiście umniejszać tego, co wydarzyło się kilkadziesiąt lat temu, ale dla mnie jeszcze bardziej dramatyczne było to, jak on na to zareagował. I jak zareagował kraj. Było więcej współczucia dla niego niż dla zaatakowanej kobiety. Nawet, jak ktoś jej wierzył, to czasem mówił, że po co wraca do czegoś, co było 35 lat temu. W ten sposób to ona jest tą złą, bo zgłosiła sprawę i chce zniszczyć oprawcę – wspomina Maureen Curtis.
Wanda i Maureen przyznają, że wciąż nie wiedzą, jak radzić sobie z takimi postawami. Nie mogą też uwierzyć, że ludzie potrafią być tak bardzo zszokowani, gdy się dowiadują o przemocy wobec kobiet, bo ma ona miejsce w zasadzie bez przerwy. Wszystko w zasadzie sprowadza się właśnie do tego, w jakiej kulturze zostaliśmy wychowani. Bo mężczyznom też jest trudno – z jednej strony muszą często sprostać niemożliwym standardom, z drugiej, gdy sami padli ofiarą przemocy seksualnej tym bardziej nie mają odwagi tego zgłosić. Panuje bowiem przekonanie, że to przecież niemożliwe.
Pracownicy Safe Horizon wykonują zatem bardzo ciężką i skomplikowaną pracę. Tym bardziej, że starają się wspierać nie tylko same ofiary, ale też ich rodziny, a nawet społeczności lokalne, by dać wsparcie wszystkim, którzy tego potrzebują. Są wszak przestępstwa, które potrafią wpłynąć na dynamikę sąsiedzkich relacji. Przykładem tego może być historia, gdy dwójka dzieci została pchnięta nożem, jedno zmarło, drugie odniosło rany krytyczne. Cała okoliczna społeczność była straumatyzowana, wszyscy znali rodzinę, niektórzy widzieli to na własne oczy. A do tego sprawca również mieszkał w tym miejscu. Pracownicy Safe Horizon zapewnili więc nie tylko spotkania jeden na jeden dla rodziny ofiar, ale też grupowe wsparcie dla wszystkich, by każdy mógł powiedzieć, co czuje i poprosić o pomoc. Jak przyznają Wanda i Maureen, jedną z najważniejszych rzeczy, których nauczyły się w trakcie swojej pracy jest moc słuchania, wiary i nieoceniania.
– To może niesamowicie pomóc ofierze. Nawet jeśli nie możemy zapewnić jej niczego więcej, może to być pierwszy raz, gdy ktokolwiek potraktował ją w ten sposób, z szacunkiem. Zawsze, gdy szkolimy nowe osoby w naszym zespole, pokazujemy, jak potężne jest słuchanie, ile może dać ludziom – mówią zgodnie.
Wsparcie dla III sektora, kontakty z politykami
A ponieważ Safe Horizon jest wszędzie, to jest też bardzo rozpoznawalne. Pomagają w tym partnerstwa z innymi organizacjami. Przykładowo, jeśli mają klienta z Japonii, a nikt z zespołu nie mówi w tym języku, odzywają się do NGO, która może zapewnić wsparcie. W Nowym Jorku jest tak wiele różnych kultur i etniczności, że jest to zwyczajnie konieczne. Podobnie jest zresztą i z innymi grupami. Safe Horizon nie wie wszystkiego, więc często prosi o pomoc bardziej doświadczone organizacje, gdy ma do czynienia z osobami z niepełnosprawnościami lub osobami ze społeczności LGBT+. Działa to oczywiście również w drugą stronę – Safe Horizon z racji tego, że bardzo dobrze zna zawiłości systemu sprawiedliwości, pomaga odnaleźć się w nich mniejszym NGO, które nie mają takich możliwości.
Safe Horizon współpracuje nie tylko w ramach amerykańskiego III sektora, ale również ma dużo do czynienia z urzędnikami i politykami. Dzięki ogromnemu doświadczeniu i wiedzy, często jest uważane za lidera w sprawach działań antyprzemocowych. Dlatego też politycy, gdy chcą zmienić prawo, często kontaktują się, by zapytać się o radę i opinię. Safe Horizon uczestniczy w wielu komisjach, wszędzie zapewnia konsultacje. I ma w tym naprawdę duże sukcesy.
Maureen Curtis jest przekonana, że wieloletnia działalność organizacji, w której pracuje przyczyniła się do wielu pozytywnych zmian w wymiarze sprawiedliwości. Najbardziej ostatnio jest jednak dumna z nowojorskiego dokumentu pod nazwą Child Victims Act. Przed jego wejściem w życie, jeśli ktoś był ofiarą przemocy jako dziecko, to po wejściu w dorosłość nie mógł wnieść ani cywilnego, ani kryminalnego pozwu w tej sprawie. Obecnie może to zrobić i ma na to czas do 55. roku życia. Safe Horizon miało wielki udział w przeforsowaniu tego prawa, czemu z kolei bardzo mocno przeciwstawiały się między innymi kościół katolicki, jak i organizacja Boy Scouts of America, które bały się potencjalnych konsekwencji, w przypadku gdyby okazało się, że różne wydarzenia przemocowe miały w przeszłości miejsce.
– Dla nas to coś monumentalnego. Mogę to porównać chyba tylko ze zmianą z 2009 roku definicji tego, kto może iść do sądu rodzinnego. Było tak, że jeśli ktoś był w wieloletnim związku, ale nie był on zalegalizowany małżeństwem, nie miało się dzieci, to nie było możliwości zgłoszenia przemocy i poproszenia o pomoc. Nie było szans na ochronę, zakaz zbliżania się, etc. Trzeba było czekać dwadzieścia lat na zmianę tego prawa. Podobnie zresztą było w przypadku Child Victims Act – opowiadają Maureen i Wanda.
Czy bieżąca polityka wpływa mocno na ich działania? Jak przyznają, był niepokój związany z nową administracją prezydencką. Z jednej strony można było się obawiać o finansowanie, z drugiej sama administracja mogła proponować kontrowersyjne ustawy, które cofałyby pewne zmiany lub utrudniałyby pracę z niektórymi klientami, na przykład imigrantami. Na całe szczęście nic takiego nie nastąpiło, tym niemniej w Safe Horizon wszyscy wiedzą, że muszą być bardzo ostrożni w doborze słów podczas lobbowania za pewnymi rozwiązaniami prawnymi. Zawsze istnieje ryzyko, że pojawią się czynniki, które negatywnie wpłyną na ich klientów. A ci przecież wycierpieli już i tak za dużo.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.