Dorota Hildebrand-Mrowiec. Sędzia, której zależy
Na sali sądowej jest pod działaniem silnej adrenaliny. Dopiero w domu, gdy pojawia się zmęczenie albo ma słabszy dzień, emocje związane ze sprawą wracają. Świadomość, że to od jej decyzji zależy los jakiegoś dziecka lub całej rodziny, bywa ogromnym obciążeniem. Uspokaja ją czytanie książek. – Nie zasnę, dopóki nie przeczytam choć kilku stron – mówi sędzia Dorota Hildebrand-Mrowiec, prezeska Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce. Fundacja Court Watch Polska uhonorowała ją tytułem Obywatelskiego Sędziego Roku 2018.
Ludzie często dziwią się, że jest sędzią – spodziewają się spotkać kogoś wycofanego, zdystansowanego, a tu taka niespodzianka – uśmiechnięty, empatyczny człowiek. Ta empatia jest wyjątkowa.
Katarzyna Kościów-Kowalczyk, która w Stowarzyszeniu Sędziów Rodzinnych w Polsce pełni funkcję sekretarza, opowiada:
– Podczas wizyty w szpitalu psychiatrycznym Dorota zobaczyła, że przebywającym tam osobom, które nie mogą chodzić na stołówkę, nalewa się zupę z wiader. Była zbulwersowana. Zadzwoniła do dyrektora tej placówki z prośbą o zakupienie specjalnych termosów. I tak się stało. Dorota zwraca uwagę na takie rzeczy.
Sędzia, której zależy
Paradoksalnie to, co bywa największym przekleństwem zawodu sędziego rodzinnego, jest również jego największym atutem. Chodzi o odpowiedzialność za losy ludzi, w których sprawach się orzeka i o więź, jaka się wtedy wytwarza. Dorota Hildebrand-Mrowiec wyjaśnia, na czym polega specyfika jej pracy:
– W innych wydziałach sędzia po wydaniu orzeczenia nie wie, jakie były konsekwencje jego decyzji. Ja natomiast często widzę, jaki wpływ moje orzeczenie miało na losy danej rodziny lub dziecka. Sędzia wydający orzeczenie w sprawach rodzinnych, nie rozstaje się z ludźmi, w sprawach których orzeka. Kontakt z nimi utrzymuje się czasem przez kilkanaście lat, podczas których sędzia sprawuje pieczę nad realizacją postanowień swojego orzeczenia. Gdy poznaję nowego sędziego, od razu wiem, że to sędzia rodzinny. Takie osoby żyją problemami ludzi, w których sprawach orzekają – podkreśla moja rozmówczyni.
Sędzią rodzinnym zostać nie planowała
Przewodniczenie Stowarzyszeniu Sędziów Rodzinnych to od 2015 roku dodatkowy obowiązek Doroty Hildebrand-Mrowiec.
Sędzia Katarzyna Kościów-Kowalczyk mówi, że gdyby nie Dorota, zastanawiałaby się nad angażowaniem w działalność tej organizacji.
– Wszyscy działamy w nim społecznie, co wymaga dużych nakładów dodatkowej pracy. Biorąc pod uwagę nasze obciążenie na co dzień, jest to spory wysiłek i łączy się często z poświęcaniem weekendów na działalność w Stowarzyszeniu. Ale patrzę na Dorotę i myślę sobie, że jak ona znajduje na to czas, pracując i wychowując niepełnosprawne dziecko, to ja też dam radę. Jej postawa dodaje mi sił.
Dorota Hildebrand-Mrowiec na co dzień pracuje w Sądzie Rejonowym w Zamościu. Sędzią rodzinnym zostać nie planowała – celowała raczej w wydział karny. Przypadek sprawił, że w Zamościu zwolnił się etat. Myślała, że będzie się tym zajmować tylko przez chwilę, czekając na stanowisko w wydziale karnym, a jednak została.
– Po roku wiedziałam, że nie wyobrażam sobie pracy w innym wydziale niż rodzinny. To kontakt z ludźmi i emocje. Procedura orzekania nie jest taka sztywna, jak w sprawach cywilnych albo karnych.
W opinii Katarzyny Kościów-Kowalczyk, aby wykonywać ten rodzaj pracy trzeba mieć powołanie.
– W przeciwnym razie wypalenie zawodowe przychodzi bardzo szybko i chce się jak najszybciej uciec do innego wydziału. Dorota idealnie sprawdza się w tej roli, bo interesuje się ludźmi. Słucha ich i rozmawia z nimi. Gdy pojawia się problem, nie odpuszcza, tylko szuka rozwiązania – opowiada, ale dodaje, że wrażliwość sędzi może sprawiać też trudności. – Myślę jednak, że w ciągu wielu lat pracy Dorota wypracowała w sobie mechanizmy obronne, jak sobie radzić z tym wszystkim.
Na emocje: joga, rower, spacer i... książka
Sama Dorota Hildebrand-Mrowiec przyznaje, że musi ratować się czasem przed silnymi emocjami. Wtedy jest rower, joga, nordic walking lub po prostu zwykły spacer.
– Robię to wprawdzie z mniejszą regularnością niż bym chciała, ale się staram – śmieje się.
Na pierwszym miejscu jest jednak czytanie książek.
– Mam na biurku całą stertę, czasami czytam kilka jednocześnie. Czasem, gdy mam do podjęcia wyjątkowo trudną decyzję, zdarza mi się ją odroczyć na tydzień lub dwa. Zajmuję się wtedy sprawami praktycznymi: domem, rodziną, sprzątam, myję naczynia, ale w mojej głowie problem cały czas wraca.
Kiedy pytam, czy sędziowie rodzinni mają zapewnione stałe wsparcie psychologiczne, ze zdziwieniem słyszę, że nie ma takiej reguły. Dorota Hildebrand-Mrowiec widzi w tym problem i uważa, że w przypadku sędziów rodzinnych superwizja byłaby jak najbardziej wskazana, ponieważ nie wszyscy sobie radzą z obciążeniem psychicznym. Podkreśla, że jako prezes Stowarzyszenia zamierza w 2019 roku zorganizować spotkania z psychologami dla sędziów rodzinnych.
Stowarzyszenie Sędziów Rodzinnych zajmuje się nie tylko podnoszeniem kwalifikacji zawodowych sędziów.
– Chodzi też o to, żebyśmy mieli przestrzeń, w której możemy porozmawiać o naszych problemach, bolączkach – podkreśla prezes Stowarzyszenia. – Dlatego też, oprócz kursów tematycznych, organizujemy różne warsztaty i wykłady, na przykład z psychologami czy pedagogami. Chciałabym, żeby tych spotkań było więcej, bo widzę, jak bardzo są potrzebne. Ale już nawet rozmowa we własnym gronie sędziów rodzinnych, wśród osób, które mają podobne doświadczenia, może bardzo pomóc, pozwala naładować akumulatory.
Dobro dziecka?
Sąd rodzinny to ciągłe emocje. Nie każdy może tu pracować, wielu zdecydowanie woli wydział cywilny, karny lub gospodarczy. Tam więcej ma się do czynienia z dokumentami niż z ludźmi. Czasem nie trzeba nawet przesłuchiwać stron, bo wszystko jest w aktach procesowych. W sądownictwie rodzinnym nie wystarczy samo orzeczenie.
– Ci ludzie muszą wiedzieć, dlaczego wydałam taką, a nie inną decyzję. Jak również jaką drogą muszą dalej iść, żeby sąd uchylił dane postanowienie. A ja muszę wcześniej dobrze poznać, w jak sposób ta rodzina funkcjonuje, żeby podjąć odpowiednią decyzję – opowiada Dorota Hildebrand-Mrowiec.
Dobro dziecka? Według sędzi Hildebrand-Mrowiec nie da się tego jednoznacznie określić.
– Na każdym etapie jego rozwoju będzie to coś innego. Inne są potrzeby małego dziecka, inne nastolatka, a jeszcze inne takiego, które już wchodzi w dorosłość. Czego innego potrzebuje dziecko zdrowe, a czego innego chore. Dlatego też orzekanie w sprawach rodzin wymaga bardzo dokładnego wywiadu i zebrania kompleksowych informacji. Podam przykład: w pewnej rodzinie, gdzie rodzice nadużywali alkoholu i brakował pieniędzy na podstawowe rzeczy, syn przy różnych okazjach zaopatrywał rodzeństwo w przetwory. Wykradał je wprawdzie sąsiadom, ale w świadomości swojej siostry zawsze był tym, który o nią dbał. Jej bohaterem. I to poczucie zabrała ze sobą w dorosłość, choć dobrze wiedziała, że kradł.
Największą satysfakcję mam wtedy, gdy widzę, że dzięki mojemu orzeczeniu jakaś rodzina zaczęła prawidłowo funkcjonować. Gdy mogę uchylić nadzór kuratora albo wydaję postanowienie o adopcji i widzę, że dziecko trafiło do właściwej rodziny. To jest najlepsza nagroda.
Konieczne jest ograniczenie spraw
Najtrudniejsze jest poradzenie sobie z natłokiem obowiązków. Dorota Hildebrand-Mrowiec uważa, że konieczne jest ograniczenie spraw, jakimi zajmują się sędziowie rodzinni.
– Obok tych najważniejszych, nad którymi trzeba się pochylić, są problemy, których rozwiązanie nie powinno znajdować się w gestii wydziału rodzinnego. Na przykład te dotyczące leczenia alkoholowego. Sąd nie ma narzędzi, żeby później wykonać to postanowienie – podkreśla. – Cóż z tego, że wydam postanowienie zobowiązujące do podjęcia leczenia odwykowego, skoro zakłada ono dobrowolność.
– Marzy mi się wprowadzenie stanowiska koordynatora, który będzie zajmował się zbieraniem informacji niezbędnych do wydania orzeczenia w danej sprawie, a następnie przekazywał ten pakiet informacji sędziemu rodzinnemu. W ten sposób można by ograniczyć do minimum liczbę czynności, które musi wykonać sam sędzia, dzięki czemu mógłby on skupić się na najważniejszych kwestiach. Teraz jest tak, że sędzia musi wnioskować do wszystkich instytucji o potrzebne dane, co w oczywisty sposób przedłuża całą procedurę orzeczniczą – mówi Dorota Hildebrand-Mrowiec.
Najpierw pomysł i solidna debata, a później droga legislacyjna
Prezes Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych zauważa przy tym, że również droga do wprowadzania zmian w sądach powinna wyglądać inaczej niż obecnie.
– Choć propozycje legislacyjne są konsultowane z naszym środowiskiem, to de facto nie ma ono większego wpływu na to, czy zostaną wprowadzone w życie. Jeśli cokolwiek ma się zmienić na lepsze, to dany projekt powinien zostać najpierw solidnie przedyskutowany, a nawet wypróbowany przez jakiś czas przez samych sędziów, którzy mają później korzystać z danych ustaw. Obywatele mają potem żal do nas, że opieramy się na takich, a nie innych przepisach. Nie przyjdzie im do głowy, że nam też zostały one narzucone i po prostu nie mamy wyjścia – musimy się do nich stosować. Należałoby całkowicie odwrócić procedury stosowane przy wprowadzaniu zmian. Czyli: najpierw pomysł i solidna debata nad nim w gronie ekspertów, a dopiero później droga legislacyjna – uważa Dorota Hildebrand-Mrowiec.
Zastrzega jednocześnie, że dziś sędziowie rodzinni mają znacznie większe możliwości niż kilkanaście lat temu.
– Mam stały kontakt z różnymi instytucjami, organizacjami pozarządowymi i kuratorami. Dziś to od samego sędziego zależy, jak bardzo będzie zaangażowany w sprawy danej rodziny.
Jako prezesce Stowarzyszenia zależy jej bardzo, aby ludzie poznali, na czym polega praca sędziego rodzinnego. Dowiedzieli się, że sędziowie nie są osobami bezdusznymi, tylko empatycznymi i zaangażowanymi zawodowo. Temu celowi służy również organizowany corocznie przez Stowarzyszenie konkurs dla sędziów rodzinnych, którzy w swojej pracy mają poczucie służby dla dobra dziecka i rodziny i chcą podzielić się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami.
Stowarzyszenie liczy obecnie ponad 260 członków, zrzeszonych w 16 kołach w całej Polsce.
Współpracuje też z działającymi w Europie stowarzyszeniami mającymi podobne cele statutowe, a także z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Sędziów dla Nieletnich i Rodziny z siedzibą w Genewie.
Dorota Hildebrand-Mrowiec – sędzia Sądu Rejonowego w Zamościu III Wydziału Rodzinnego i Nieletnich. Od marca 2015 roku jest prezeską Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce. Zastała wybrana Obywatelskim Sędzią Roku 2018, w konkursie organizowanym przez Fundację Court Watch Polska. Jest mężatką, mamą Pauliny i Pawła.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23