Na aplikacji radcowskiej nikt poza nią nie zajmował się prawem antydyskryminacyjnym ani nie planował pracować w organizacji pozarządowej. Kilka lat później środowisko radcowskie wytypowało ją do tytułu „Profesjonaliści Forbesa”. Ngo.pl pisze o współzałożycielce Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
Mogłaby pracować jak większość – we własnej kancelarii albo dziale prawnym dużej korporacji. Mogłaby zarabiać jak większość – reprezentując firmę albo klientów z umiarkowanie choćby zasobnym portfelem. Zamiast tego prowadzi organizację pozarządową. Zarabia więc od projektu do projektu, na remont mieszkania wzięła pożyczkę. Część klientów i klientek reprezentuje pro bono: matkę, której z powodu związku z kobietą odebrano dzieci; ojca zwolnionego z pracy, bo wziął urlop rodzicielski; Ukrainkę, która na egzaminie do szkoły aktorskiej usłyszała, że to „szkoła dla Polaków”. Lista i waga spraw, którą prowadzi Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego może przyprawić o ból głowy. Założyła je (razem z Krzysztofem Śmiszkiem i kilkoma innymi prawnikami) Karolina Kędziora, radczyni prawna i trenerka antyskryminacyjna. Od 2007 prowadzi tę organizację.
Z zamożnego domu
– Pochodzę ze Skierniewic, z dość zamożnego, konserwatywnego domu, więc nie zastanawiałam się szczególnie nad tym, w jakiej sytuacji są inne osoby albo całe grupy – wspomina Kędziora. – Co prawda na studiach trafiłam do Studenckiej Kliniki Prawa, ale głównie po to, żeby mieć styczność z praktyką prawa i żeby się nie nudzić. Aktywistką zostałam dużo później.
Na drugim roku w Klinice Prawa trafia do sekcji ds. przemocy, którą opiekuje się prof. Eleonora Zielińska. Ale po jej książki o przemocy wobec kobiet zaczyna sięgać dopiero po spotkaniach z osobami, które jej doświadczyły. To jej pierwszy kontakt z kwestiami prawami człowieka. W biurze „realizuje się towarzysko” – puszcza muzykę i sprawnie organizuje pracę innym studentom. Potem trafia na rok do Fundacji Uniwersyteckich Poradni Prawnych.
– Spotkałam na Nowym Świecie Piotra Kładocznego, dyrektora programowego Fundacji Helsińskiej. Na pytanie, co u mnie, odpowiedziałam, że mi się nudzi. Odpowiedział: „To chodź do nas”.
Pozycja wyjściowa
W Fundacji Helsińskiej spędza kolejne cztery lata. Karolina pisze głównie skargi do Trybunału Praw Człowieka. Różne. "Objawienia" doznaje na szkoleniu z przeciwdziałania dyskryminacji, w Holandii.
– Przeszłam bardzo porządny warsztat antydyskryminacyjny. Zanim zaczęliśmy rozmawiać o prawie, zrobiliśmy kilka mocnych, osadzających w temacie ćwiczeń. M.in. tzw. „pozycje wyjściowe”. Osoby uczestniczące w tym ćwiczeniu losują role osób o różnych cechach tożsamości: lesbijek, niepełnosprawnych, uchodźców, ale też szefów młodzieżówek partyjnych. Osoba prowadząca czyta polecenie: „jeśli masz dostęp do internetu – krok do przodu” lub „jeśli nikt nie ingeruje w twoje wybory życiowe – krok naprzód”. Dostałam rolę osoby bardzo nieuprzywilejowanej i prawie nie ruszyłam się z miejsca. Pomyślałam: „Jezu, jak stąd mało widać”.
Będzie dużo do zrobienia
Karolina zmienia perspektywę – wraca do Polski i wśród spraw zgłaszanych Helsińskiej szuka takich, które wiążą się z dyskryminacją. Chce też szkolić. W 2006 roku dostaje się na dłuższe, dwutygodniowe szkolenie z prawa antydyskryminacyjnego prowadzone przez brytyjską organizację Interights. Tam założenie organizacji, która zajmowałaby się sprawami z zakresu równego traktowania proponuje Karolinie Krzysztof Śmiszek, prawnik, doktorant UW, wtedy pracownik Kancelarii Premiera.
– Karolina dowiedziała się o pomyśle jako pierwsza – wspomina Śmiszek – i zdecydowały o tym względy wydawałoby się pozamerytoryczne: jej energia, otwartość na nowe pomysły, umiejętność pociągania za sobą ludzi. Okazało się, że miałem nosa. Te cechy przydały się w stowarzyszeniu – i na początku, kiedy nie mieliśmy pieniędzy na działania (i entuzjazm był potrzebny), i teraz.
– Bliska nam była idea pracy w organizacji pozarządowej. Chcieliśmy też prowadzić litygację strategiczną, czyli działać na rzecz zmiany prawa o równym traktowania, a także wspierać samo stosowanie tych przepisów. Wiedzieliśmy, że spraw o dyskryminację w sądach nie ma, ale zaraz będą. I że wtedy będzie naprawdę dużo do zrobienia. Nie pomyliliśmy się.
Spraw szukamy
Dziś większość spraw, które prowadzi Towarzystwo, wyszukują sami. Dla celów litygacji – muszą być różnorodne. Ostatnio dotarli do czarnoskórego studenta pobitego w klubie przez ochroniarzy. I do muzułmanki, wyszydzanej w pracy z powodu religii i noszenia chusty. Na spotkanie z nią Karolina jechała do Kielc, bo kobieta nie ma pieniędzy na przyjazd do Warszawy.
– Ludzie się nie zgłaszają, bo: nie wiedzą, że w prawie jest ochrona przed dyskryminacją, nie wiedzą o nas i nie wierzą w wymiar sprawiedliwości – komentuje Karolina. – Nie jesteśmy też traktowani jako partner, ale bardziej jako przykrywka dla władz, które opowiadają, że współpracują i konsultują. Jesteśmy zapraszani na szereg konferencji, ale nie jako osoby, którym trzeba zapłacić za ekspercką pracę. W krajach Europy Zachodniej, jeśli organy państwa nie wynajmują kancelarii prawnej, to ochronę przed dyskryminacją zlecają organizacjom pozarządowym, bo ochrona ta bardzo determinuje poczucie bezpieczeństwa, czyli funkcjonowanie w społeczeństwie.
Pokonała pani system
Na aplikację zdaje sześć razy.
– Chciałam dostać się na którąkolwiek, żeby tylko mieć uprawnienia zawodowe. Zdawałam w starym, nepotycznym systemie: siedziałam obok osoby oddającej czystą kartkę, martwiłam się o nią, a potem widziałam na liście aplikantów. Szósty raz miał być moim ostatnim, bo nie miałam siły.
Egzamin końcowy zdaje w zaawansowanej ciąży. Po tym udanym egzaminie prof. Andrzej Rzepliński, jej szef w Fundacji Helsińskiej, powie jej wzmacniająco: „Pani Karolino, pokonała pani system”.
Na aplikacji radcowskiej nikt poza nią nie zajmuje się prawem antydyskryminacyjnym. Potem sędziowie ze zdziwieniem patrzą na fakt, że pod pismami procesowymi podpisuje się radczyni prawna, nie radca (dopiero ostatnio, po kilku latach, sędzia jednego sądów okręgowych uznał Karolinie formę żeńską i podyktował do protokołu). W ubiegłym roku środowisko radców prawnych wytypowało ją do tytułu „Profesjonaliści Forbesa”. Przyjęła to z zaskoczeniem.
Nic przypadkiem
– Patrzę na swoje CV i widzę, jak zawężają się moje zainteresowania. Kiedyś powiedziałabym, że zajmuję się równym traktowaniem z przypadku. Dziś przypominam sobie, jakim sprzeciwem reagowałam na powiedzenia babci o tym, że „chłopców zawsze bardziej się kocha” albo na to, że czegoś nie mogę lub nie powinnam, bo jestem dziewczyną.
Dlatego psychicznie najbardziej angażuje się w sprawy dotyczące kobiet.
– Sama musiałam stoczyć bój, bo w trakcie epizodycznej pracy w dużej korporacji zaszłam w ciążę i chciano mnie z tego powodu zwolnić. Reprezentuję kobiety pracujące w firmach notowanych na giełdzie – notorycznie zwalnianych z wysokich stanowisk z powodu macierzyństwa. Zawiera się z nimi kolejne ugody, a trakcie spotkania ugodowego prawnik pytają: „Pani mecenas, co mamy zrobić, żeby zamknąć pani usta”. „Przestańcie to robić” – odpowiadam wtedy.
DJane Wyrodna
Na równościowych imprezach radczyni prawna Karolina Kędziora występuje jako DJane (żeński odpowiednik DJ-a) Wyrodna. Mówi, że „puszcza muzykę”. Chciała zostać DJ-ką odkąd w jednym z londyńskich klubów nocnych spotkała DJ-a prawnika. Była zachwycona, że można to połączyć ze sztywnym zawodem. Przez pierwsze lata posługuje się ironicznym, niecenzuralnym pseudonimem. Rezygnuje z niego pod wpływem myśli, że to może nie licować z zawodem zaufania publicznego.
– Mam potrzebę, żeby istnieć w ruchu kobiecym, i to mój wkład w ten ruch. Na inny niż działania prawne i granie nie mam czasu. Występuję na zaproszenie koleżanek i nigdy nie biorę za to pieniędzy.
DJane Wyrodna pochodzi od zbyt dosłownego pseudo DJ Wyrodna Matka. W rzeczywistości Karolina jest całkiem odpowiedzialną matką sześcioletniego Stefana.
– Staram się nie indoktrynować mojego syna, bo zależy mi na tym, żeby miał wolny wybór. Żeńskich końcówek nie kwestionuje, bo się osłuchał. A jak koledzy wnoszą w nasze życie jakieś ciekawe wątki dotyczące tego, że „dziewczyny są głupie”, to rozmawiamy o tym, że warto mieć własne zdanie.
Źródło: inf. własna ngo.pl