– Święto Ubogich nie przyniesie ludziom bezdomnym dachu nad głową, nie uwolni ich od ewentualnych uzależnień, nie przywróci zdrowia, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby ludzie najsłabsi dotknęli naszej zwyczajnej miłości. Żeby poczuli się nie jako odbiorcy dobrego uczynku, tylko jako ludzie równi w prawach – mówi siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty „Chleb Życia”.
Ignacy Dudkiewicz: – Po co Ubogim ich własne święto?
Siostra Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty „Chleb Życia”: – Mamy Dzień Strażaka, Dzień Służby Zdrowia, Pracownika Socjalnego i Święto Wojska Polskiego. Także ludzie ubodzy powinni mieć taki moment, w którym mogliby się przede wszystkim po ludzku ucieszyć, spotkać się i przeżyć coś pięknego. A dzięki temu odzyskać trochę siły i – mamy nadzieję – także nadziei.
Co może im dać tę nadzieję?
M.C: – Święto Ubogich to sposób także na to, by pokazać im, że są zauważani i szanowani, że jesteśmy razem z nimi. Że nie siedzą gdzieś na dole i nikt o nich nie myśli. Że chcemy z nimi razem coś przeżyć – i pod względem religijnym, bo Mszę odprawi ksiądz kardynał Nycz, i pod względem towarzyskim. Będą przecież też tańce, hulanki i swawola. Nie będziemy się modlić od świtu do nocy – o nie! Chcemy się wspólnie bawić – ci, którzy są bezdomni, chorzy, starzy, samotni, oraz ci, którzy mieli to szczęście, że dobrze się mają – przynajmniej na razie. Świat jest ogromnie podzielony, a ubodzy zwykle siedzą w nim na ostatnim stołku. A przecież – zgodnie z logiką ewangeliczną – to oni są VIP-ami. Ale można widzieć sens tego spotkania również poza religią – to święto zwyczajnej solidarności ze wszystkimi ludźmi, którzy są wokół nas.
Komu bardziej jest potrzebne to święto? Ubogim, czy tym, którzy się dobrze mają?
M.C: – Na pewno jest potrzebne tym, którzy mają się źle. To nie pierwszy raz, kiedy moja wspólnota – Wspólnota „Chleb Życia” – organizuje takie święto. Ale tym razem robimy to na znacznie większą skalę, we współpracy ze Wspólnotą Sant’Egidio i Kamiliańską Misją Pomocy Społecznej. Dołączają też inni – Lekarze Nadziei, Centrum Myśli Jana Pawła II, Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, Fundacja Kapucyńska, Kawalerowie Maltańscy… Będzie nas wielu.
Wszystkie święta, które do tej pory robiła moja wspólnota – czy to we Francji, czy w Polsce – były fantastycznym przeżyciem także dla tych, którzy się dobrze mają. Ale to nie o nich tego dnia chodzi. W centrum są najsłabsi, którzy potrafią wspominać te wydarzenia latami.
Dlaczego?
M.C: – Bo ludzie ubodzy mają mało okazji do tego, żeby beztrosko spędzić czas przy dobrej muzyce, na koncercie, przy dobrym jedzeniu. Z różnych powodów. Po pierwsze – oczywiście, nie mają na to pieniędzy. Po drugie – nie mają możliwości dostosowania się do obowiązujących kanonów – na przykład ubioru. U nas stroje wieczorowe nie są obowiązkowe. Może do nas przyjść naprawdę każdy.
A spotkanie z ludźmi ubogimi przynosi plusy wszystkim – ci, którzy się źle mają, widzą, że się liczą, a ci, którzy mają się lepiej, dostrzegają, że świat ma dziury, które trzeba cerować. I mamy nadzieję, że będzie to piękne, radosne przeżycie, które zostanie we wszystkich.
Inicjatywa wyszła od siostry? Od Wspólnoty „Chleba Życia”?
M.C: – Tak. Ale chcieliśmy to robić wspólnie, bo im więcej rąk do pracy, tym lepsza impreza. Święto wymaga dużego wysiłku logistycznego i organizacyjnego. Także pieniędzy, bo mamy konkretne koszty – od wynajmu sceny, przez dekoracje, po posiłek. Razem możemy więcej. Nie widzę powodu, żeby każdy robił coś oddzielnie. To szalenie ważne, żeby ci, którzy czują się solidarni z ludźmi ubogimi, także byli i działali razem – bez względu na różnice, na to, że każdy z nas zajmuje się innym aspektem ubóstwa.
W najważniejszym sensie chodzi wam przecież o to samo…
M.C: – Obchodzimy właśnie Rok Miłosierdzia. Odbywają się miliony konferencji, przeważnie niezwykle uczonych, na jego temat. Miłosierdzie rozpatrywane jest od prawa do lewa pod każdym możliwym aspektem. Natomiast wciąż nie bardzo nam wychodzi przełożenie tego na praktykę. Oczywiście, samo Święto nie przyniesie ludziom bezdomnym dachu nad głową, nie uwolni ich od ewentualnych uzależnień, nie przywróci nikomu zdrowia – na to nie liczymy, bo nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby ludzie, również ci najsłabsi, dotknęli naszej zwyczajnej miłości. Żeby poczuli się nie jako odbiorcy czyjegoś dobrego uczynku, tylko jako równi w prawach – przede wszystkim wobec Pana Boga. Miłosierdzie dotyczy także ich. A tak się dziwnie składa, że Pan Bóg miłosierdzie okazuje rękami bliźnich.
Oprócz bycia razem i wspólnego przeżywania radości, planujecie również miejsca udzielania konkretnej pomocy…
M.C: – Być może pojawią się ludzie, którzy będą mieli okazję uświadomić sobie, że mają jakiś problem i jednocześnie zobaczyć, że ktoś jest w stanie im pomóc. Dlatego będą Lekarze Nadziei, którzy będą mogli coś poradzić, czy wskazać, gdzie ich szukać, do jakiego specjalisty się udać. Będą prawnicy, którzy mogą pomóc w trudnych i zawikłanych sytuacjach. Będą pracownicy socjalni, którzy udzielą informacji o tym, czego ludzie znajdujący się w trudnym położeniu mogą oczekiwać od państwa. Będą księża, którzy będą służyli pomocą duchową. Chociaż, oczywiście, nikt nikogo do niej nie zmusza i nikogo o wyznanie pytać nie będziemy.
Będą też – według wszechobecnej logiki – VIP-owie inni niż ubodzy…
M.C: – Oprócz księdza kardynała będzie też Rzecznik Praw Obywatelskich, któremu z urzędu i przekonania na sercu leżą sprawy równości i losu tych, którzy z różnych powodów nie mogą korzystać z pełni praw obywatelskich. Czasem dlatego, że zawiniło państwo, czasem ludziom się życie poplątało, czasem nie potrafią skorzystać ze wsparcia, które im się należy.
Będą też artyści – Muniek Staszczyk, Tomek Budzyński, Maciej Rayzacher, świetna śpiewaczka z Ukrainy. Będą też młodzieżowe zespoły z mojej Wspólnoty, które prowadzimy w pewnej biednej wiosce w ramach świetlicy. Skorzystają na tym i jedni, i drudzy. Młodzież zrobi coś dla innych, pokaże się, ale też zobaczy szerszy świat.
To, że mszę odprawi ksiądz kardynał, że na scenie pojawią się gwiazdy, że całość poprowadzi Szymon Hołownia – to wszystko też ma przecież znaczenie.
M.C: – Jasne. Jeżeli robimy coś z ludźmi ubogimi, dla ludzi ubogich, to nie możemy tego robić najtańszym kosztem i z plastiku. Chcemy, żeby ludzie poczuli się potraktowani naprawdę bardzo poważnie. To musi być impreza na poziomie. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna tym wszystkim, którzy tak chętnie zgodzili się być razem z nami. Oczywiście, obecność księdza kardynała podkreśla ważność ludzi ubogich w Kościele. Będzie także odczytane przesłanie – napisane w imieniu papieża – od księdza arcybiskupa Krajewskiego, jałmużnika papieskiego.
Bo ubodzy powinni być w centrum życia społecznego?
M.C: – Tak. Nasze człowieczeństwo jest warte tyle, ile jesteśmy w stanie zrobić dla słabego człowieka. Nasze człowieczeństwo liczy się solidarnością, tą prawdziwą, autentyczną solidarnością z najsłabszym. To etos, który przez wieki rozwijał się w Polsce. Ma on swoje kulturowe źródło w chrześcijaństwie, ale miał również swoje zupełnie świeckie emanacje – etos rycerski, harcerstwo, dobrze rozumiana służba i działalność społeczna. Niestety, te wartości w społeczeństwie konsumpcyjnym zanikają. Ludzie są podzieleni na kasty. Przebicie się z jednej do drugiej jest bardzo trudne w całym świecie zachodnim.
Przynajmniej w górę…
M.C: – Oczywiście. Bo z góry do dołu można spaść bardzo łatwo.
Badania pokazują, że Polacy i Polki pomagają od święta. Czy ambicją tego Święta jest także to, żeby otworzyć ludzkie serca na trochę dłużej?
M.C: – Nie sięgałabym tak daleko. Najważniejsze jest to, żeby ludzie słabi, ubodzy, chorzy, bezdomni, czujący się samotnie przeżyli coś pięknego. Bo piękno często jest zarezerwowane dla tych, którzy się dobrze mają, a ci, którzy się źle mają, czasami nie wiedzą, że może być na wyciągnięcie ręki. Chciałabym, żeby ludzie odkryli, że są ważni i piękni. I żeby się po prostu dobrze bawili.
Święto to święto. Jak jest Dzień Matki to się cieszymy wspólnie z Matkami. Jak jest Święto Niepodległości, to wszyscy ją celebrujemy. A ludzie żyjący na ulicy świąt nie mają – nikt nie obchodzi ich imienin, nikt ich nie zaprasza na imieniny, na urodziny. Oczywiście, niech to święto trwa jak najdłużej, niech ta radość zostanie w ludziach. Bo życie bez radości jest tragiczne.
Obchodzimy Dzień Matki, ale ideałem jest to, żebyśmy szanowali swoje Mamy przez cały rok…
M.C: – Tak. Ale 26 maja nam o tym przypomina.
Jakie wnioski wyciągną ci, którzy, choć dobrze się mają, przyjdą na Święto Ubogich, żeby się bawić razem z nami? Nie wiem. Być może ci, którzy do tej pory nie mieli kontaktu z ludźmi słabymi, bezdomnymi czy chorymi, będą mieli okazję dostrzec, że tak naprawdę niczym się nie różnimy. Może to później zaowocować refleksją, a może i czynami wobec najsłabszych – czynami solidarności. Daj Boże! Ale nie to jest naszym celem.
Głównym powodem brakach w naszej solidarności jest konsumpcjonizm?
M.C: – Tak. I związany z nim egoizm oraz brak zgody społecznej na to, by znaleźć miejsce godnego życia dla ludzi słabych, którzy z różnych powodów odpadają w świecie pełnym konkurencji. Bo się „gorzej” urodzili, bo urodzili się w rodzinie, która nie dała im żadnego wsparcia, która wręcz spowodowała, że ich przeżycia z dzieciństwa rzutują na ich późniejsze możliwości, bo się urodzili niepełnosprawni. Albo później wydarzyło się w ich życiu coś takiego, co spowodowało, że z tego wyścigu odpadli.
Żeby znaleźli swoje miejsce, wszyscy musimy posunąć się na ławce życia.
To znaczy?
M.C: – Podam przykład. Człowiek chory, niepełnosprawny, który nie zdołał wypracować sobie prawa do renty (bo na przykład uległ wypadkowi w wieku 20 lat, kiedy nie miał szans pracować odpowiednio długo), ma prawo do zasiłku stałego w wysokości 604 złotych. Proszę za to przeżyć – będąc chorym, wymagając leczenia czy opieki. Mam przybranego syna, głębokiego autystyka, upośledzonego, z padaczką. Dostajemy 640 złotych renty socjalnej i 153 złote zasiłku pielęgnacyjnego – niepodnoszonego od lat. Za to nie da się godnie żyć.
Ale żeby tacy ludzie dostali więcej, to ktoś musi dostać mniej lub oddać więcej – to proste. I na to musielibyśmy się zgodzić. A tej zgody nie ma. Można byłoby wybudować kawałek mniej autostrady, stadionu czy kupić mniej sprzętu dla wojska. Ale to wymagałoby bardzo głębokiego nawrócenia całego społeczeństwa. Na to nie liczę. A chodzi nawet nie o nawrócenie na chrześcijaństwo, ale na rzeczywistą solidarność.
Na człowieczeństwo.
M.C: – Tak, po prostu na człowieczeństwo.
Święto Ubogich odbędzie się 25 czerwca w Warszawie na polach przy Świątyni Opatrzności Bożej. Obecność zapowiedzieli m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, Tomasz Budzyński, Szymon Hołownia, kardynał Kazimierz Nycz, Muniek Staszczyk i Maciej Rayzacher. Organizatorzy – Wspólnota „Chleb Życia”, Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej oraz Wspólnota Sant’Egidio – spodziewają się około 1000 osób.
Siostra Małgorzata Chmielewska – przełożona polskiej Wspólnoty „Chleb Życia”, inicjatorka Święta Ubogich, które odbędzie się 25 czerwca przy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie.
Nasze człowieczeństwo jest warte tyle, ile jesteśmy w stanie zrobić dla słabego człowieka, liczy się autentyczną solidarnością z najsłabszym.