„Rosyjska ustawa” w Słowacji: nowe zagrożenie dla organizacji pozarządowych [wywiad]
W Słowacji trwa walka o przyszłość społeczeństwa obywatelskiego. Nowa ustawa, wzorowana na rosyjskich przepisach o „zagranicznych agentach”, zagraża niezależnym organizacjom, wprowadzając surowe kontrole i groźbę rozwiązania stowarzyszeń bez wyroku sądu. Społeczność pozarządowa nie zamierza jednak milczeć. O zagrożeniach dla demokracji i oporze organizacji pozarządowych opowiada Fedor Blaščák, dyrektor Open Society Foundation w Słowacji.
Magdalena Pocheć: – W październiku 2023 roku premier Robert Fico zapowiedział „koniec rządów organizacji pozarządowych” w Słowacji. Zdaje się, że nie rzucał słów na wiatr i realizuje swój plan. 15 kwietnia słowacki parlament zagłosuje w sprawie tzw. „rosyjskiej ustawy”, która bezpośrednio uderza w organizacje społeczeństwa obywatelskiego. Jej prototyp to tzw. ustawa o zagranicznych agentach, wprowadzona w putinowskiej Rosji w 2012 roku. Pod pretekstem przejrzystości rozprawia się z niezależnymi organizacjami. Co to oznacza dla słowackich ruchów społecznych?
Fedor Blaščák: – Ewentualna zmiana prawa niesie ze sobą cztery zagrożenia. Po pierwsze – stygmatyzuje organizacje społeczeństwa obywatelskiego. W jej świetle te organizacje, które w jakikolwiek sposób chcą wpływać na polityki publiczne, dostają etykietę lobbysty i podlegają dodatkowemu nadzorowi ze strony państwa. Co ciekawe, zapisy te nie dotyczą podmiotów komercyjnych, związków zawodowych, stowarzyszeń pracodawców, klubów sportowych czy innych potencjalnych partnerów. Ustawa precyzyjnie celuje w organizacje pozarządowe. Ma utrudnić im działanie.
Drugie zagrożenie to chęć uciszenia społeczeństwa obywatelskiego, a w szczególności głosów krytycznych. Po trzecie – ustawodawca chce zarządzać strachem, a ustawa ma mu w tym pomóc. Wreszcie – władza planuje wprowadzić nadmiarową biurokrację, która sama w sobie staje się formą prześladowania i temu de facto służy.
Poza tym ta ustawa mogłaby także podzielić społeczeństwo obywatelskie. W sposób szczególny dotyka tych organizacji, które chcą angażować się w publiczną partycypację, kontrolę obywatelską czy rzecznictwo. W mniejszym stopniu wpływa na tę część sektora, która zajmuje się świadczeniem bezpośredniego wsparcia i wypełnianiem istotnych luk, zaniedbanych przez państwo. To na przykład poradnictwo prawne, opieka nad starszą częścią społeczeństwa czy dedykowane wsparcie dla różnych grup: społeczności romskiej, LGBT czy osób, które doświadczyły przemocy. Nie doszło jednak między nami do rozłamu. Właśnie opublikowaliśmy wspólne stanowisko w tej sprawie, jako cały sektor. Solidarnie mierzymy się z tym wyzwaniem.
Jak w praktyce „rosyjska ustawa” wpłynie na takie organizacje, jak zarządzana przez Pana Open Society Foundation w Słowacji?
– Ustawa zobowiązuje do składania raz na kwartał sprawozdania, które uwzględnia wszystkie próby pośredniego i bezpośredniego wpływania na instytucje publiczne. Zapisy są jednak bardzo nieprecyzyjne, co samo w sobie jest strategią. Czym w praktyce jest wpływ pośredni? Czy post w mediach społecznościowych już się tutaj kwalifikuje? A rozmowa z urzędnikiem lub urzędniczką? Wszystko można pod to podciągnąć.
Jednocześnie przewidziano surowe sankcje za nieujawnienie przypadków tzw. lobbyingu. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, które ma weryfikować sprawozdania, może dokonywać arbitralnych interpretacji. Będzie mogło także nałożyć karę za brak tzw. przejrzystości. W przypadku trzykrotnego ukarania grzywną ma prawo podjąć decyzję administracyjną o rozwiązaniu organizacji, bez udziału sądu. Dotyczy to stowarzyszeń, które są najbardziej popularną formą prawną organizacji pozarządowych w Słowacji.
Ponadto nowe prawo wymusza na instytucjach z rocznym przychodem powyżej 35 tys. euro ujawnienie danych darczyńców, którzy przekazali darowiznę w kwocie powyżej 5 tys. euro. Dotyczy to zarówno podmiotów prawnych, jak i osób fizycznych. Z tego obowiązku zwolnione są jedynie organizacje świadczące bezpośrednie wsparcie oraz usługi z zakresu zdrowia. To naruszenie prawa do prywatności, jak orzekł Europejski Trybunał Sprawiedliwości w 2020 roku, w sprawie podobnych zapisów w węgierskiej ustawie.
W poprzednich wywiadach podkreślał Pan, że stawka jest wyższa niż ta jedna ustawa. Rząd Fico zmierza do demontażu demokracji w Słowacji – chce konsolidować władzę i uciszyć społeczeństwo obywatelskie. Jak ocenia Pan perspektywy Słowacji?
– Ten projekt ustawy stanowi krok milowy, ponieważ jest to pierwsza tego typu inicjatywa na poziomie legislacji. Władza do tej pory w inny sposób próbowała utrudniać nam życie: konstruowała i upowszechniała wrogie narracje na temat organizacji społeczeństwa obywatelskiego, szerzyła dezinformację czy zamykała dostęp do funduszy publicznych, szczególnie organizacjom LGBT.
Przykładem może być też przejęcie Słowackiej Rady Sztuki – instytucji publicznej, która została powołana do życia dziesięć lat temu, by wspierać inicjatywy artystyczne, także w formie grantów. Byliśmy z niej dumni, stanowiła pozytywny przykład dla całego regionu Europy Wschodniej. Dysponowała także znaczącym budżetem – 30 mln euro. Straciła jednak swoją autonomię. Poszerzono kompetencje zarządu i wprowadzono do niego dodatkowe osoby, oczywiście z nominacji politycznej. Zaczęto podważać decyzje grantowe, które wcześniej podejmowało grono niezależnych ekspertów i ekspertek. Generalnie władza przejęła kontrolę nad instytucją, która wcześniej sprawnie działała i służyła środowiskom twórczym. Obecne wysiłki mają jednak charakter systemowy.
Jednej rzeczy nie rozumiem: jak to możliwe, że władza zachowuje się tak arogancko, skoro poparcie dla rządu spada, a rządząca koalicja ma jedynie minimalną przewagę w parlamencie?
– Sam zadaję sobie to pytanie. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z nihilizmem. Rządzący działają bez wizji, nie mają dalekosiężnych planów czy strategii. Uciekają się do destrukcyjnych posunięć, by usprawiedliwić swoje istnienie. Nie mają zakorzenienia w społecznościach i żadnego poczucia odpowiedzialności. Niszczą i szkodzą, bo mają władzę i mogą z niej korzystać w taki sposób. Do tego rząd działa niezwykle chaotycznie. To jak plac budowy bez architekta. Dochodzi do przypadkowych działań, bez nadrzędnego sensu i planu. Dlatego ta budowla nie ma szansy się utrzymać i już raz upadła.
W grudniu 2024 roku, w związku z utratą większości, rządzący znaleźli się w poważnym kryzysie. Sesje parlamentu zostały wstrzymane na trzy miesiące. Fico wykorzystał ten czas, by zrekonstruować koalicję i zapewnić większość poselską. Sytuacja nie jest jednak stabilna. Zobaczymy, jak parlament zagłosuje w sprawie „rosyjskiej ustawy” i czy w ogóle to głosowanie się odbędzie. W ciągu ostatniego roku już trzykrotnie je przesuwano. Gdyby jednak przyjęto to prawo, prezydent wciąż może je zawetować. Losy tej ustawy są niepewne i powinniśmy brać pod uwagę różne scenariusze.
W międzyczasie ustawa rozrosła się z jedenastu do ponad trzydziestu stron. Początkowo jej zapisy ubrano w język „zagranicznych agentów”, z czasem jednak wprowadzono innowację względem prototypowych zapisów – zdecydowano się na termin „lobbyści”. Zapewne uznano, że w Słowacji nie przejdzie scenariusz węgierski, gruziński czy kirgiski. Dostosowano putinowskie prawo do lokalnego kontekstu.
Chciałabym zrozumieć, jakie są źródła prorosyjskich postaw w Słowacji? W tej kwestii możecie sobie przybić piątkę z Węgrami. Tutaj Polska się wyróżnia, bo nawet antydemokratyczne siły cechuje rosyjski resentyment.
– To wynika z różnic kulturowo-historycznych. Szacuje się, że ok. 30 procent społeczeństwa jest prorosyjska, z czego prawdopodobnie ok. 10 procent osób faktycznie popiera putinowski reżim. U pozostałych 20 procent to jest kwestia pozytywnych postaw, które mają zakorzenienie w historii Słowacji. Jeśli chodzi natomiast o wyborców SMER (nazwa partii, z której wywodzi się Robert Fico – red. przyp.), to 66 procent z nich popiera Putina.
Warto także podkreślić, że Ľudovít Štúr, nasz Henryk Sienkiewicz, w swej twórczości pisał o tym, że Słowacja powinna przynależeć do Rosji. Wszyscy jesteśmy adresatami tej propagandy, a o panslawizmie czytamy w lekturach szkolnych. Dotyczyło to mojego ojca, mnie, a teraz mojej córki.
Jeśli chodzi o historię, to w Słowacji kładzie się nacisk na te momenty, które świadczą o sojuszu pomiędzy Słowacją a Rosją. A to przynosi reperkusje w teraźniejszości.
Zaledwie w miniony piątek, 4 kwietnia, w rocznicę wyzwolenia Bratysławy, premier Robert Fico w towarzystwie ambasadorów Rosji i Białorusi składał kwiaty pod pomnikiem i dziękował Armii Czerwonej.
Mamy także do czynienia z wojną hybrydową ze strony Rosji.
Badania pokazują, że słowackie społeczeństwo jest szczególnie narażone i wrażliwe na teorie spiskowe i dezinformację. Obecnie ponad 44 procent osób w Słowacji uważa, że agresja Rosji rozpoczęła się w wyniku ludobójstwa w Donbasie ze strony Ukrainy.
Dla porównania – w Polsce myśli tak 16 procent społeczeństwa. Ambasada rosyjska intensywnie rozpowszechnia tego typu propagandę w Słowacji. W ostatnich dwóch latach opublikowała ok. 16 tys. postów w mediach społecznościowych.
Do największych protestów we współczesnej historii Słowacji doszło w 2018 roku, po zabójstwie dziennikarza śledczego Jána Kuciaka. Masowe demonstracje doprowadziły wtedy do upadku rządu Fico – polityk ten jest obecnie premierem Słowacji po raz czwarty. Jaka jest odpowiedź społeczeństwa obywatelskiego na tzw. „rosyjską ustawę”?
– Społeczeństwo obywatelskie znajduje się obecnie w rozkwicie, stawia zdecydowany opór. Protesty odbywają się regularnie od początku obecnych rządów Fico.
Najpierw sprzeciwiliśmy się zmianom w prawie karnym, potem miały miejsce proeuropejskie demonstracje.
W ostatni czwartek, 3 kwietnia, doszło do największego protestu dotyczącego organizacji pozarządowych w historii Słowacji. Przed parlamentem zgromadziło się co najmniej 10 tys. ludzi. Co istotne, obecne protesty odbywają się także poza dużymi miastami i są rozproszone geograficznie. Mają miejsce w prawie 40 miejscowościach. Niektóre z nich są naprawdę niewielkie – mieszka w nich 7–10 tys. osób. Galenica czy Stropkov zgromadziły kilkusetosobowe demonstracje, co daje nadzieję! Nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy takiej mobilizacji społeczeństwa obywatelskiego.
Fedor Blaščák – filozof, działacz społeczny i dyrektor Open Society Foundation w Słowacji. Fedor jest liderem Platformy na rzecz Demokracji, która jest wiodącą koalicją organizacji społeczeństwa obywatelskiego w Słowacji.
Magdalena Pocheć – feministka, działaczka społeczna, psycholożka międzykulturowa. Pomysłodawczyni i współzałożycielka Funduszu Feministycznego. Zaangażowana w progresywną filantropię, współpracowała m.in. z FundAction, FRIDA The Young Feminist Fund i Fenomenal Funds. Jej misją jest wspieranie postępowych ruchów społecznych na rzecz sprawiedliwości.
Źródło: informacja własna ngo.pl