II Rzeczpospolita, zielone okolice ówczesnej Warszawy, gmina Wawer. To właśnie na tym terenie funkcjonowały dwie placówki, wyznające zupełnie nową filozofię podejścia do najmłodszych. W obu miejscach pracownicy starają się, by dzieci były jak najszczęśliwsze, rozwijały w sobie wrażliwość, myślały krytycznie i uczyły się samodzielności. Pierwsze z nich – pensjonat „Różyczka”, stworzony przez Janusza Korczaka, wciąż jest pamiętany, podobnie jak postać słynnego pedagoga. O drugim, sanatorium im. Włodzimierza Medema, pamięć niestety powoli ginie. O obydwu warto jednak mówić jak najczęściej – zwłaszcza w Dzień Dziecka.
Pensjonat „Różyczka”
„Różyczka” powstała w 1921 roku z inicjatywy Janusza Korczaka, urodzonego w rodzinie żydowskiej jako Henryk Goldszmit. Twórca ośrodka wyznaje idee niezwykle nowoczesne jak na tamte czasy. W większości rodzin wciąż wierzy się, że dzieci najlepiej „wychowywać pasem”. Jego zdaniem to wielka hańba dla kultury.
Dziecko przecież też jest człowiekiem, ma swoje prawa, swoje potrzeby i własną wrażliwość, która musi być szanowana. Najmłodsi wcale nie są głupsi i mniej wartościowi. Dzięki dobremu pedagogowi, który będzie rozwijał w nich najlepsze cechy, mogą stać się odpowiedzialni za siebie, wrażliwi na cudzą krzywdę. W dzieciach jest wiele piękna, które, jego zdaniem, tradycyjne podejście niszczy. Wmuszając w nie zasady, zamiast tłumaczyć ich sens, sprawiamy, że przestrzegają je tylko z leku przed karą. Jako dorośli łatwo więc będą mogli odrzucić je, gdy tylko okaże się, że nie czekają ich za to żadne konsekwencje.
W „Różyczce”, nazwanej tak od imienia zmarłej córki darczyńcy, który przekazał teren pod budowę placówki, przebywają głównie warszawskie „dzieci ulicy” pochodzenia żydowskiego. Do otoczonego zielenią domu, uciekają z przeludnionej, zanieczyszczonej i dusznej stolicy, która „Paryżem Północy” jest tylko w nielicznych reprezentacyjnych miejscach. Niektóre przyjeżdżają tam na kilka tygodni, inne na parę miesięcy. Odpoczywają od smogu i brudu, chłoną słońce.
Przede wszystkim jednak rozwijają się. W szkole mają prawo same decydować o swoich obowiązkach, tworzą przedstawienia teatralne, dyskutują o tym, czego chcą się uczyć i jaki powinien być regulamin ośrodka. Wydają własne pismo „Mały przegląd”, które w większości same piszą i ilustrują. A dla swych podopiecznych Korczak pisze m.in. „Króla Maciusia”.
Latem w „Różyczce” przebywa średnio około stu dzieci, zimą – mniej więcej sześćdziesiąt. Przez kolejnych 18 lat pensjonat wychowuje kolejne roczniki światłych i wrażliwych ludzi, którzy mogą tworzyć przyszłą elitę kraju, uczynić go lepszym.
Jednak w 1939 roku wybucha wojna. Po zajęciu Warszawy Niemcy zaczynają utrudniać działanie ośrodka, który jest stworzony przez Żyda i głównie dla żydowskich dzieci. Zezwalają mu jednak na dalsze funkcjonowanie.
Mimo ogromnych trudności w 1940 roku, dzięki pomocy lokalnej społeczności, udaje Korczakowi udaje się jeszcze zorganizować kolonie. Wkrótce jednak Niemcy nakazują „Staremu Doktorowi” przenieść placówkę do tworzonego właśnie getta. Korczak dostaje wiele propozycji ucieczki, ma znajomych wśród najbardziej wpływowych osób w Warszawie. Decyduje jednak, że pozostanie ze swoimi podopiecznymi do końca, mimo przerażających warunków, aż do samej śmierci.
Sanatorium im. Włodzimierza Medema
Historię tę zna wielu z nas, choćby ze znakomitego filmu Andrzeja Wajdy. Jednak kilka kilometrów na południe – na granicy między Miedzeszynem a Falenicą – istniało drugie miejsce o równie pięknych dziejach.
To sanatorium im. Włodzimierza Medema. Otwarte w 1926 roku miało otaczać opieką dzieci w wieku od 6 do 16 lat, zagrożone gruźlicą. Większość jego podopiecznych to ubogie dzieci żydowskie, jednak wiele jest również najmłodszych z rodzin polskich, zwłaszcza robotniczych. W pełnej drzew i świeżego powietrza okolicy wszystkie mogły zaznać uroków przyrody, o czym w swoich domach zwykle nie mogły nawet marzyć.
Wbrew nazwie jest przede wszystkim placówką szkolną, mającą realizować ideały „nowej szkoły”. Uczniowie i nauczyciele tworzą w niej demokratyczną społeczność, a dzieci same decydują o sobie i obowiązujących je zasadach. Zarządzają szkolną własnością, prowadzą sądy koleżeńskie, decydują jak mają wyglądać zajęcia, ile godzin przeznaczone ma być na zabawę, a ile na naukę. Oczywiście w Sanatorium Medema obowiązuje zakaz, tak powszechnych wtedy, kar fizycznych.
Dzieci wydają własną gazetkę i mają swój radiowęzeł. W zajęciach nacisk kładzie się na rozwój wrażliwości i samodzielności. Dzieci wystawiają własne operetki, odbywa się mnóstwo zajęć z muzyki i tańca, które łączą przyswajanie sobie programu szkolnego z zabawą.
Jednocześnie dzieci są odpowiedzialne za małe gospodarstwo znajdujące się przy sanatorium – prowadzą ogródek i hodują drób, posiadają też własną stację meteorologiczną. Dzięki temu uczą się odpowiedzialności i zaradności życiowej. System ten działa naprawdę dobrze, co sprawiło, że szkoła zyskuje miano „dziecięcego raju”.
Korzyści dla zdrowia i wychowania uczniów, przenosiły się na ich otoczenie. Po kilku tygodniach czy miesiącach spędzonych w Falenicy, dzieci wracały do domu z nowymi nawykami higienicznymi i wiedzą, którą następnie zaszczepiały u swoich rodziców i kolegów. Łącznie przez sanatorium przechodzi około 10 tysięcy dzieci żydowskich oraz polskich, w tym Marek Edelman, przyszły bohater powstania w getcie warszawskim.
Znów, jak w przypadku ośrodka Korczaka, w życie sanatorium brutalnie wkracza wojna. Ośrodek, stworzony w oparciu o ideały socjalistycznej, żydowskiej partii Bund, od początki znajduje się na niemieckiej „czarnej liście”. Mimo to, po paru miesiącach zawieszenia działalności, nauczyciele znów wracają do Falenicy.
W 1940 roku większość Falenicy zostaje ogrodzona – powstaje tu getto żydowskie. Ośrodek im. Medema nie przestaje działać. Wciąż żyje tu 200 dzieci, otoczonych opieką przez pedagogów. Podopieczni, nauczeni dużej samodzielności, radzą sobie w dramatycznych warunkach. Aż do 20 sierpnia 1942 roku, dnia likwidacji falenickiego getta. Nauczyciele namawiają co zdrowsze dzieci, by próbowały ucieczki.
Są przy nich do samego końca. Razem z podopiecznymi i sześcioma tysiącami innych Żydów zostają zapędzeni na rampę kolejową, gdzie czeka na nich pociąg z podłączonymi wagonami bydlęcymi. Transport zostaje skierowany do obozu zagłady w Treblince, gdzie niemal wszyscy wkrótce giną.
Te dwie tragiczne historie są związane z warszawską dzielnicą Wawer, na której znajduje się również siedziba Fundacji na Rzecz Wielkich Historii. Fundacja kultywuje pamięć lokalną, przypominając o najpiękniejszych kartach w historii Wawra, ale też zajmuje się tematyką dużo szerszą. Naszą ideą jest przede wszystkim edukacja historyczna przez narrację, przy pomocy najnowszych technologii.
Tematy lokalne poruszamy w organizowanym przez nas cyklu warsztatów dla licealistów „Falenicka opowieść” (www.falenica.wielkiehistorie.pl). O innych naszych inicjatywach można dowiedzieć się na naszej stronie www.wielkiehistorie.pl lub na naszym profilu na FB „Wielkie Historie”.