– Obecność radykalnych grup w ruchu społecznym pomaga organizacjom o umiarkowanym podejściu zyskać większą akceptację, a tym samym osiągać wspólne cele nas wszystkich – mówią aktywiści i aktywistki, podejmujący działania oceniane jako radykalne. Co robią i dlaczego?
W cyklu „Aktywizm po bandzie” przyglądamy się działaniom, podejmowanym przez organizacje społeczne (ale nie tylko), które są odbierane i oceniane przez społeczeństwo jako radykalne: dlaczego organizatorzy i organizatorki decydują się na takie formy, jakie mają cele, czy je osiągają, z jakimi ryzykami się to wiąże, czego oczekują od innych organizacji społecznych.
Do rozmowy o radykalnym aktywizmie zaprosiłam m.in. Michała Grzywę z Inicjatywy Dzikie Karpaty, zajmującej się ochroną lasów. Zaskoczyłam go tą wiadomością. Odpisał: „Dla mnie radykalne jest wycinanie górskich lasów w dobie kryzysu klimatycznego”. Jednak w dyskursie publicznym to Michał – protestujący na terenach przeznaczonych pod wycinkę – jest uznawany za radykała. Czym w takim razie jest radykalny aktywizm? Okazuje się, że wiele osób – w tym działaczki i działacze – definiuje go na różne sposoby.
Korzeń
Julia Szlosowska z Greenpeace’u identyfikuje się jako radykalna aktywistka, a swoją działalność postrzega jako walkę z systemowymi źródłami problemów.
– Ukończyłam socjologię i naukowo zajmowałam się radykalnością. Nawet etymologia tego słowa wskazuje na ten aspekt – w języku łacińskim radix oznacza „korzeń”.
Kiedyś słowem „radykalny” opisywano ruchy i idee dążące do przełomowych zmian. Aktualnie działania uważane przez społeczeństwo za radykalne spotykają się z szeroką krytyką, a pojęcie to jest często błędnie używane jako synonim akcji fanatycznych lub przemocowych.
– Radykalny aktywizm nie jest czymś z zasady złym, ale w dzisiejszych czasach tak go pozycjonujemy – podkreśla Aleksandra Sobańska z Greenpeace’u.
Michał zauważył, że jego aktywizm jest nazywany radykalnym głównie przez osoby, które chcą zdyskredytować jego działania. Być może dlatego wiele osób nazywanych radykalnymi wcale się z tym określeniem nie identyfikuje – w tym Aleksandra Chrzanowska i Beata Siemaszko z Grupy Granica, Patryk Gruszka z Ostatniego Pokolenia, Michał Grzywa z Inicjatywy Dzikie Karpaty, Aleksandra Sobańska z Greenpeace’u oraz Łasica z Extinction Rebellion.
– Dlaczego obrona fundamentalnych wartości, takich jak ochrona praw człowieka czy środowiska, jest uważana za radykalną? – pyta Beata. – Nie wyobrażam sobie nie zareagować, kiedy ktoś potrzebuje pomocy, bez względu na to kim ta osoba jest. Każdy zasługuje na ludzkie traktowanie. Mieszkam blisko granicy z Białorusią, nie umiem być obojętna na dramat ludzi w lesie. Empatia to nie radykalizm.
– Pojawiają się komentarze, że jesteśmy „pożytecznymi idiotami Łukaszenki” – uzupełnia Aleksandra Chrzanowska. – Słyszymy, że działamy na szkodę ojczyzny i ją zdradzamy albo że wspieramy obcy reżim. Świadczenie pomocy humanitarnej osobom w stanie zagrożenia zdrowia i życia jest postrzegane jako coś zagrażającego Polsce. Swoją drogą, to należy do zadań instytucji państwowych. Natomiast na pograniczu polsko-białoruskim państwo nie tylko nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, ale stosuje systemową opresję wobec osób poszukujących bezpieczeństwa. Ktoś musi zarówno wypełnić tę lukę, jak i sprzeciwiać się bezprawiu.
– Według mnie 10-minutowe blokady dróg organizowane przez Ostatnie Pokolenie absolutnie nie są radykalne. Ja też nie czuję, żebym był radykalnym aktywistą, chociaż wiem, że jestem tak postrzegany. Uważam, że działam adekwatnie do kryzysów, które mamy. Szczególnie że inne metody, jakich używałem do tej pory, nie zadziałały – przyznaje Patryk.
Dosadnie przekazujemy postulaty
– Do Greenpeace’u trafiają osoby, którym – podobnie jak mnie – nie wystarcza już przejście na wegańską dietę czy podróżowanie rowerem – tłumaczy Julia. – Systemowym źródłem problemu nie jest to, czy w sklepie wezmę plastikową siatkę, czy nie, tylko decyzje polityków i firm. Przychodzą do nas ci, którzy zrozumieli ten mechanizm i chcą mu przeciwdziałać. Dołączając do nas nie będziesz prowadzić warsztatów w szkołach – nasza działalność opiera się na akcjach nieposłuszeństwa obywatelskiego, którymi dosadnie przekazujemy postulaty decydentom i korporacjom.
Czym jest nieposłuszeństwo obywatelskie? Dochodzi do niego najczęściej, gdy inne środki do osiągnięcia zmiany zawiodły. W wyniku tego ktoś łamie obowiązujące przepisy albo sprzeciwia decyzjom władzy, żeby podjąć pokojowy protest. Ci, którzy decydują się na ten ruch, często mierzą się z konsekwencjami prawnymi swoich działań:
– Kiedy jestem w sądzie, to towarzyszą mi skrajne emocje – opisuje Patryk.
– Z jednej strony jestem dumny z tego, że bronię swoich wartości. A z drugiej czuję ogromne poczucie niesprawiedliwości – że muszę tłumaczyć się z działań podejmowanych na rzecz lepszej przyszłości nas wszystkich. Jednocześnie boli mnie świadomość, że osoby odpowiedzialne za różne kryzysy nie ponoszą żadnych konsekwencji.
Patryk ma przed sobą cztery rozprawy, ale do tej pory jeszcze żadnej nie przegrał. Chociaż aktualnie trwa głośny „Proces Piątki” – aktywistów sądzonych za niesienie pomocy humanitarnej uchodźcom – to wszystkie sprawy Beaty również zakończyły się umorzeniem.
Tyle szczęścia nie mieli aktywiści, którzy w sierpniu 2024 r. zablokowali koncert Taylor Swift. Początkowo otrzymali wyłącznie naganę, a sędzia Paweł Kacperski podkreślił, że „być może okaże się, że obecni obwinieni zostaną bohaterami". Jednak od wyroku odwołała się policja. Rozprawa odbyła się 12 lutego i tym razem grupa aktywistów usłyszała: „grzywna”. Z jedną z oskarżonych, Aleksandrą Sobańską, spotkałam się chwilę po tym, jak poznała wyrok.
– Wiesz, to nie jest tak, że wstałam któregoś dnia i stwierdziłam: „Idę zablokować ulicę, żeby powkurzać ludzi”. Przez wiele lat angażowałam się w bardziej konwencjonalne formy aktywizmu – brałam udział w warsztatach edukacyjnych czy chodziłam do Ministerstwa Klimatu na konsultacje. Ale zaczęłam czuć, że to nie przynosi zmiany systemowej – a o taką chciałam walczyć. Miałam dość pustych obietnic ze strony polityków.
Musiałam zacząć być głośniejsza, skoro do tej pory mnie nie usłyszeli.
– Często jest tak, że ktoś najpierw sięgał po mniej radykalne taktyki, mając nadzieję, że to wystarczy. Oczywiście wiele zależy od państwa i od tego, jak bardzo będzie responsywne. Gdyby rząd słuchał obywateli i prowadził zaangażowaną demokrację, to protesty nie byłyby konieczne. Niestety musimy się organizować, bo decydenci nie podejmują wystarczających działań – dodaje Julia.
– Kiedy zwykłe narzędzia, które powinny sprawdzać się w demokratycznym państwie, nie przynoszą efektów, to czasem trzeba uzupełniać je o działania wykraczające poza powszechnie rozpoznawalne i akceptowalne schematy. Można prowadzić monitoringi czy badania, pisać raporty z rekomendacjami, a potem wysyłać to do władz. Decydenci powinni wyciągnąć z tego wnioski i wprowadzić zmiany. Ale rzeczywistość tak nie wygląda. W wielu dziedzinach władze nie wykorzystują doświadczenia i wiedzy, które im serwujemy jako społeczeństwo obywatelskie czy organizacje eksperckie. Wtedy niezbędne jest sięganie także po taktyki uznawane za bardziej radykalne – pewnie dlatego, że wytrącają nas jako społeczeństwo z poczucia komfortu – bo dopiero to daje szansę na osiągnięcie pożądanej zmiany – mówi Aleksandra Chrzanowska.
– Zaczynałem od Młodzieżowego Strajku Klimatycznego i tworzenia petycji czy rozmów z politykami – wspomina Patryk. – Jednak zainteresowanie medialne szybko zniknęło. Były różne obietnice, ale nie zostały spełnione. Postanowiłem zmienić taktykę i zacząłem angażować się w akcje oparte na nieposłuszeństwie obywatelskim, także na arenie międzynarodowej. Za każdym razem staram się wyciągać wnioski – oceniać co działa, a co nie.
Poparcie społeczne zmienia się z czasem
– Ludzie uznają coś za radykalne, dopóki w ich otoczeniu nie pojawi się coś jeszcze bardziej radykalnego – zauważa Julia. – Przed Gretą Thunberg to aktywiści Greenpeace’u byli uważani za największych radykałów i ekoterrorystów, gdy np. prowadziliśmy działania w Puszczy Białowieskiej albo w Porcie Gdańskim. Teraz, gdy pojawiło się Ostatnie Pokolenie i zmienił się punkt odniesienia, to Greenpeace jest postrzegany jako organizacja stosująca słuszne metody. Jestem przekonana, że gdy za kilka lat w ruchu klimatycznym pojawi się grupa stosująca jeszcze bardziej zdecydowane taktyki, to działania Ostatniego Pokolenia będą uznawane za adekwatne.
– Władysław Frasyniuk powiedział, że Ostatnie Pokolenie przypomina mu początki Solidarności, kiedy była mniejszością i ludzie też byli wściekli, bo blokowała drogi czy w jakiś sposób im przeszkadzała – zaznacza Patryk. – Poparcie społeczne zmienia się z czasem. Tak było i w przypadku ruchu praw obywatelskich w USA. Freedom Riders to grupa aktywistów, którzy w latach 60. XX w. protestowali przeciw segregacji rasowej w transporcie publicznym. Wówczas wielu ludzi uważało ich metody za skrajne i niepotrzebnie prowokacyjne. Dziś ich działania postrzegane są jako symbol odwagi i jeden z kluczowych momentów w walce o prawa obywatelskie. To pokazuje, jak zmienia się percepcja radykalizmu – coś, co dziś wydaje się ekstremalne, jutro może być uznawane za historyczną konieczność. Jako Ostatnie Pokolenie jesteśmy w tym samym momencie, w którym Freedom Riders byli w latach 60.
Michała kiedyś nazywano radykałem, gdy mówił o odchodzeniu od węgla czy neutralności klimatycznej. Dziś są to polityczne cele wielu państw.
– To, co mi przyświeca w aktywizmie, to przekonanie, że jeśli ktoś naprawdę rozumie powagę kryzysu klimatycznego, to podejmowanie działań postrzeganych jako radykalne wcale nie jest przesadą – dodaje Michał.
jeśli ktoś naprawdę rozumie powagę kryzysu klimatycznego, to podejmowanie działań postrzeganych jako radykalne wcale nie jest przesadą
– dodaje Michał.
Hejt nie zniechęca
– Brak głębszego zaznajomienia z kryzysami jest problematyczny, a sprawie nie służą nagonki medialne – ubolewa Aleksandra Chrzanowska. – W zeszłym roku na pograniczu został zabity żołnierz. To tragiczny incydent, ale jednak incydent. Zostało to rozdmuchane i wykorzystane przez rządową propagandę, by wzmocnić ksenofobiczną i rasistowską retorykę antyimigrancką. Odbiło się to także na nas, osobach niosących pomoc – zaczęliśmy być przedstawiani jako „osoby wspierające bandytów i dzikusów”. Mierzyliśmy się z przemocą ze strony samozwańczych obrońców ojczyzny – np. z Narodowej Hajnówki czy osób zjeżdżających się z całej Polski. A to przecież dwie różne rzeczy: konieczność zapewnienia bezpieczeństwa państwa, czego nikt z nas nie kwestionuje oraz obowiązek przyjmowania wniosków o ochronę międzynarodową od ludzi uciekających ze swoich krajów w obliczu zagrożenia życia. To nieprawda, że oni jako grupa stanowią zagrożenie, nawet jeśli zdarzy się wśród nich prowokator, czy najemnik autorytarnego reżimu.
– Jest dużo fake newsów na temat naszych działań, np. że nie przepuszczamy karetek – zwraca uwagę Patryk. – Nie jest to prawda. Bardzo ważnym elementem przygotowywania blokad ulic jest planowanie scenariuszy działania na wypadek takich sytuacji – tworzenie korytarzy życia, ale też wyznaczanie osób odpowiedzialnych za wypatrywanie karetek na horyzoncie, żebyśmy mogli jak najszybciej zwolnić dla nich miejsce. Negatywne komentarze często wynikają z tego, że ludzie nie weryfikują, czym nasze działania są spowodowane albo na czym dokładnie polegają. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście mogą nie mieć sensu. Co da blokada drogi? Co da oblanie pomnika farbą? Co to ma wspólnego z ochroną środowiska? Ludzie nie rozumieją naszej teorii zmiany, a media im tego nie tłumaczą – zamiast tego szukają rzeczy, za które mogą się do nas przyczepić i zrażać do nas opinię publiczną.
– W Extinction Rebellion często jesteśmy upupiani i pejoratywnie określani jako „gówniarze”, mimo że wielu z nas jest po czterdziestce. Nie lubię być nienawidzona przez ludzi, więc bardzo mnie to dotyka – przyznaje Łasica.
– Lepiej nie powtarzać tego, co czasem słyszałam… Pojawiały się teksty o tym, co powinno mi zostać zrobione i w jaki sposób – dzieli się Beata. – Nienawistne komentarze, groźby czy sprawy w sądach, które ostatecznie okazują się bezpodstawne, mają według mnie jeden cel – zniechęcenie do działań. Jednak gdy jest się wiernym swoim przekonaniom i przy tym nie wyrządza krzywdy innym, to za mało żeby cię powstrzymać.
Patryk był hejtowany jeszcze zanim angażował się w akcje oparte na nieposłuszeństwie obywatelskim:
– Dostawałem czasem groźby, kiedy po prostu mówiłem o klimacie w mediach społecznościowych.
– Czy zdarza mi się martwić o to, jak moje działania są odbierane przez innych? Oczywiście, że tak – mówi Michał. – Często spotykam się z krytyką za obronę lasów czy klimatu. Ale kieruję się tym, co uważam za słuszne i to pomaga mi sobie z tym radzić. Wiem, że moje działania realnie zmieniają świat na lepsze.
Czy radykalne znaczy efektywne?
Co z często powtarzanym argumentem, że radykalne działania mogą zniechęcać szerszą opinię publiczną do walki w słusznej sprawie?
– To często po prostu nieprawda. Badacze z Social Change Lab przeanalizowali wpływ działań brytyjskiego Just Stop Oil i nie znaleźli dowodów na to, że radykalni aktywiści zmniejszyli poparcie dla polityki klimatycznej – wyjaśnia Julia.
– Do większości przełomowych momentów dochodziło dzięki temu, że ludzie decydowali się na działania bardziej radykalne, uwierające i widoczne w przestrzeni publicznej – przypomina Aleksandra Chrzanowska.
Czy w takim razie działania postrzegane jako radykalne są najbardziej efektywną formą aktywizmu? Wiele działaczek i działaczy uznaje, że nie można go dzielić na „lepszy” i „gorszy”.
– Potrzebujemy różnych metod – podkreśla Julia.
– Z nami mało kto chce rozmawiać, ale też nie po to tu jesteśmy. Naszą rolą jest zawieszenie baneru i zwrócenie uwagi na dany problem, żeby w ten sposób wymóc na decydentach reakcję, a najlepiej decyzję. Jednak takim działaniem nie wyjaśnimy całej polityki klimatycznej.
Są inne osoby, które mają odpowiednie raporty, wiedzę i kompetencje, by prowadzić rozmowy z politykami. Ruch klimatyczny musi być zróżnicowany – to absolutnie kluczowe. Edukacja również odgrywa istotną rolę, ponieważ pozwala docierać do szerszego grona odbiorców i budować silniejszą, bardziej zaangażowaną społeczność. Świadomość społeczna jest fundamentem zmiany.
– Lęk klimatyczny mam we krwi. Czasem chwalę się, że mój tata nazywał siebie „ekoterrorystą”, zanim to było modne. Przewoził sadzonki rowerem po Warszawie i sadził drzewka, czasem uciekając przed milicją – wspomina Łasica. – Osobiście spełniam się w aktywizmie akcyjnym, a nie np. edukacyjnym, bo uderzając w rządy i korporacje czuję się najbardziej sprawcza.
Jednak prowadzenie działań uważanych w dyskursie za radykalne nie stoi w sprzeczności z tymi bardziej konwencjonalnymi.
Gniazdo, czyli warszawskie Centrum Aktywizmu Klimatycznego, jest tego świetnym przykładem. Spotykają się tu różne organizacje – jedni prowadzą warsztaty, a inni malują banery na protesty.
Choć radykalne działania mogą budzić kontrowersje, sprawiają, że niektóre postulaty zaczynają wyglądać na rozsądny kompromis. Dobrze obrazuje to Okno Overtona i tzw. pozytywny efekt radykalnej flanki. Na przykład, jeśli jedna grupa domaga się natychmiastowego zakazu paliw kopalnych, a druga proponuje stopniowe przejście na energię odnawialną, to ta druga opcja wydaje się bardziej realistyczna i łatwiejsza do zaakceptowania przez polityków i społeczeństwo. Dzięki temu zwiększa się szansa na faktyczne wprowadzenie zmian.
– Nie osiągnęlibyśmy wiele, gdybyśmy mieli tylko radykalny aktywizm – podsumowuje Julia. – Jednak obecność bardziej radykalnych grup w ruchu społecznym pomaga organizacjom o umiarkowanym podejściu zyskać większą akceptację, a tym samym osiągać wspólne cele nas wszystkich.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.