Przemysław Jaśkiewicz: Czy na pewno „zamrożone”? Uwagi do raportu „Efekt mrożący. O kondycji rzecznictwa organizacji pozarządowych”
Pod koniec 2022 roku ukazał się raport Stowarzyszenia Klon/Jawor poświęcony ważnej części trzeciego sektora, zatytułowany: „Efekt mrożący. O kondycji rzecznictwa organizacji pozarządowych”. Powstanie raportu było możliwe m.in. dzięki wsparciu Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego (NIW-CRSO) w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich (PROO).
Cieszy fakt podjęcia przez dużą i doświadczoną organizację pozarządową trudnego zadania, jakim jest opis istotnego wycinka działalności obywatelskiej w państwie demokratycznym – rzecznictwa. Opublikowany Raport może i powinien stać się kolejnym impulsem do dyskusji na temat kondycji społeczeństwa obywatelskiego. Potrzeba taka dała o sobie znać w marcu br., w czasie prezentacji Raportu w siedzibie Polskiej Akademii Nauk. Wywiązała się wówczas ożywiona dyskusja wybiegająca daleko poza tematykę rzecznictwa i dotykająca kwestii funkcjonowania systemu wsparcia organizacji pozarządowych.
Ograniczony czas ww. spotkania nie pozwolił mi odnieść się do wszystkich uwag wypowiedzianych pod adresem NIW-CRSO oraz sformułować bardziej szczegółowych komentarzy nt. Raportu i jego konkluzji. Dlatego też uznałem za stosowne wejść w pisemną polemikę z najbardziej – w mojej ocenie – wątpliwymi tezami, które znalazły się w Raporcie. Żywię przy tym nadzieję, że dyskusja nad przeszłą i obecną kondycją oraz dalszym rozwojem społeczeństwa obywatelskiego stanie się bardziej zniuansowana, wolna od eksperckiego jednogłosu, za przejaw którego uznaję Raport.
Działalność rzecznicza przypisana wyłącznie organizacjom o profilu liberalnym
Rzeczą konieczną wydaje się podkreślenie niejednoznaczności ocen nt. kondycji społeczeństwa obywatelskiego oraz uchwycenie różnych kontekstów funkcjonowania jego przedstawicieli, zwłaszcza że w Raporcie przywołano definitywne i uogólniające twierdzenia (budujące tło całej refleksji nad organizacjami rzeczniczymi). Autorki przechodzą nad nimi do porządku dziennego i formułują wokół nich swoistą diagnozę trzeciego sektora w Polsce. Często bezkrytycznie przytaczane są opinie badaczy na co dzień pracujących w innym kontekście społecznym lub jednoznacznie kierunkujących się w bieżącym sporze politycznym. Przykładowo (na stronie 8) pojawia się sformułowanie, że „na przestrzeni ostatnich lat Polska podążała w kierunku demokracji nieliberalnej”. Określenie „demokracja nieliberalna” wydaje się być pojęciem z pogranicza nauki i publicystyki, nad wyraz często używanym do stygmatyzowania rządów (zwłaszcza mających konflikt z władzami Unii Europejskiej, która ponoć na liberalnych wartościach została zbudowana). Z podtekstu czytelnik może wnioskować, że akceptowalna jest tylko „demokracja liberalna”. U starszego odbiorcy Raportu może to wywoływać skojarzenia z czasami PRL i określeniem ówczesnego ustroju jako „demokracji socjalistycznej”. W dalszej części Raportu pojawiło się też pojęcie: „demokracja elektoralna” wymagające według mnie dodatkowego wyjaśnienia ze strony Autorek (choćby przybliżenia podobieństw/różnic w stosunku do powszechnie stosowanego w Polsce terminu „demokracja parlamentarna”). Abstrahując od kwestii terminologicznych, bez wątpienia należałoby wskazać, o jaki okres owego „podążania” chodzi – wprost wyznaczyć jego cezurę. Autorki niestety tego nie czynią.
Dużą wątpliwość budzi stwierdzenie, że „rzecznicze organizacje pozarządowe odgrywają rolę strażników wartości liberalnych i praw człowieka”. Takie spojrzenie na organizacje rzecznicze bardzo zawęża ich rolę w spluralizowanym społeczeństwie. Czy oznacza, że organizacje będące strażnikiem np. wartości konserwatywnych czy katolickich nie są organizacjami rzeczniczymi? Zastrzeżenia wzbudza również sama zbitka pojęciowa łącząca wartości liberalne z prawami człowieka. W tym kontekście stosują Autorki kłopotliwy co do swej istoty podział na „organizacje rzecznicze” (czyli te które krytykują rząd) i „lojalne organizacje” (czyli takie, które wspierają Rząd RP i z nim współpracują). Zastosowana kategoryzacja w dużej mierze rzutuje na całościowy odbiór Raportu. Tym bardziej, że jednym z celów Raportu było znalezienie odpowiedzi na pytanie, czy taki podział organizacji w ogóle „ma zastosowanie w Polsce”. Rodzi się wątpliwość, czy mniej lub bardziej intencjonalnie nie sformułowano tu z góry założonej tezy, którą badanie i Raport miały tylko potwierdzić.
Stwierdzeń mogących świadczyć o jednostronności Raportu jest więcej. Przykładowo (strona 10): „Choć Polska wciąż spełnia warunki brzegowe demokracji elektoralnej, w 2021 roku zajęła pierwsze miejsce w rankingu państw przechodzących przyspieszoną »autokratyzację« (pisownia oryginalna) ze względu na ataki na media i organizacje pozarządowe uznane za liberalne lub progresywne oraz ze względu na działania zmierzające do polaryzacji społeczeństwa”. Swoją drogą, w myśl wniosków z cytowanego badania („Autocratization Turns Viral. Democracy Report 2021”), Polska „autokratyzuje się” na przestrzeni ostatnich lat szybciej niż np. Turcja (sic!). Autorki proces ten łączą ze zmianą Rządu RP w 2015 roku, gdy rzekomo rozpoczęto „dzielenie społeczeństwa obywatelskiego i marginalizację organizacji pozarządowych, które uznano za nie-wspierające rząd”. Trzeba jednak w tym miejscu podkreślić, że ataki na organizacje „konserwatywne, prawicowe, katolickie” oraz ich dyskryminacja przed rokiem 2015 nie zostały w żaden sposób dostrzeżone w Raporcie (choćby jako próba uchwycenia genezy zjawisk „ujawnionych” w toku badania). Podobnie uwadze Autorek umknęły ataki na prawicowe czy katolickie media (np. przejęcie w niejasnych okolicznościach dziennika „Rzeczpospolita”, próba zamknięcia TV Trwam, atak na portal antykomor.pl czy najazd na redakcję tygodnika „Wprost”). Przykłady „autokratyzacji” państwa polskiego sprzed 2015 roku (w rozumieniu stosowanym w Raporcie) można oczywiście mnożyć.
Moje zdziwienie budzi też umieszczony we wstępie do Raportu akapit odnoszący się do podmiotów monitorujących działania władz publicznych: „Z jednej strony mierzą się one [organizacje rzecznicze] z nieprzychylną polityką (…) instytucji publicznych, z drugiej zaś stają się celem ataków ze strony niektórych rodzimych think tanków, które są zsieciowane międzynarodowo”. Ciekawe, że w tym kontekście wartościuje się negatywnie wsparcie międzynarodowe dla organizacji konserwatywnych, podczas gdy krytykę zagranicznego wsparcia dla organizacji o profilu liberalnym i lewicowym odbiera się jako zamach na demokrację.
Za niezwykle interesujący fragment Raportu uznać mogę ten, w którym podjęto próbę definiowania organizacji rzeczniczych. Pojawia się tam pojęcie „cech subiektywnych” (obok „obiektywnych”). Autorki Raportu precyzują tę kwestię w następujący sposób: „Stowarzyszenia, fundacje i inicjatywy zajmujące rzecznictwem wyróżniają się nie tylko cechami obiektywnymi, ale i subiektywnym, »światopoglądowym« nastawieniem do rzeczywistości społecznej”. Autorki Raportu wskazują dalej zestaw cech, których zdecydowanie nie można przypisać ogółowi organizacji rzeczniczych (czym pośrednio potwierdzają jednostronne podejście do tematu):
- są one bardziej otwarte na korzystanie z doświadczeń Unii Europejskiej;
- są bardziej krytycznie nastawione wobec zachodzących w Polsce zmian sposobu finansowania organizacji pozarządowych ze środków publicznych oraz zmian prawnych dotyczących merytorycznego obszaru działań organizacji;
- częściej są krytycznie nastawione wobec działań Narodowego Instytutu Wolności oraz wpływu bieżącej sytuacji politycznej i polityki rządu na organizacje pozarządowe;
- w bardziej negatywny sposób oceniają wsparcie państwa dla organizacji pozarządowych w pandemii;
- częściej uważają, że większość ludzi w Polsce nie rozumie na czym polega działalność organizacji pozarządowych.
Takie ujęcie trzeba uznać za mocno zawężające. Sugeruje ono bowiem, że organizacje nie mające cech określonych – w podejściu zastosowanym przez Autorki – jako „subiektywne” nie są organizacjami rzeczniczymi.
Obiekcje budzić może fragment Raportu dot. finansowania organizacji rzeczniczych – wydaje się on nie poruszać wszystkich ważkich zagadnień w tym obszarze refleksji: „Najczęściej wykorzystywanymi źródłami przychodów organizacji rzeczniczych są: składki członkowskie (korzysta z nich 63% organizacji rzeczniczych), darowizny od osób prywatnych (57%), źródła samorządowe (54%), darowizny od instytucji i firm (37%), działalność ekonomiczna (34%), 1% podatku (34%), źródła rządowe (28%), wsparcie krajowych organizacji pozarządowych (19%), fundusze Unii Europejskiej (14%) oraz przychody ze zbiórek publicznych (13%). Ze wsparcia zagranicznych organizacji pozarządowych korzysta 5% organizacji rzeczniczych”.
Zdecydowanie brakuje w powyższym zestawieniu zagranicznych środków rządowych i publicznych (np. fundusze norweskie, granty z ambasady USA na wsparcie ruchu LGBT itp.). Według mnie dużą wartość poznawczą miałoby wskazanie, jaki procent budżetów w badanych organizacjach rzeczniczych stanowiły środki finansowe z poszczególnych źródeł. Warto byłoby też przyjrzeć się wpływowi dedykowanych funduszy (np. środków norweskich) na merytoryczną działalność badanych organizacji (np. protesty Ogólnopolskiego Strajku Kobiet czy na organizację Marszów Równości).
Zapoznaj sie z Raportem „Efekt mrożący. O kondycji rzecznictwa organizacji pozarządowych”
Inspirujące pojęcia – jednostronne przykłady
W komentarzach podsumowujących poszczególne rozdziały Raportu znalazły się pojęcia zaczerpnięte z teorii socjologicznej i badań realizowanych poza polskim kontekstem. Niewątpliwie ułatwia to zrozumienie szeregu zjawisk obecnych w polskim trzecim sektorze i odniesienie ich do zagadnień o bardziej ogólnym charakterze. Należy jednak żałować dosyć jednostronnego ugruntowania tych pojęć w celowo dobranych przykładach, przez co powstaje wrażenie, że problemy do których odsyłają dotyczą wyłącznie organizacji i środowisk lewicowo-liberalnych.
Pojęcie „intersekcjonalność” (rozumiane w Raporcie jakozaangażowanie i wzajemne wspieranie się różnych organizacji „ponad podziałami” na rzecz wybranej sprawy) pada w kontekście protestu wokół zaostrzenia dostępu do „terminacji ciąży” (strona 25). Autorka komentarza nie dostrzega świadczenia wzajemnej pomocy w ramach ruchu pro-life, np. przy organizacji kilkunastu edycji Marszu dla Życia i Rodziny czy też inicjatyw Ruchów Obrony Życia oraz innych tworzonych oddolnie grup protestu sprzeciwiających się wspomnianej „terminacji ciąży” (swoją drogą, według mnie określnie to służy tworzeniu quasi-naukowej atmosfery wokół aborcji, której efektem jest przecież zawsze zabicie ludzkiego płodu). Nie odnotowano również faktu „intersekcjonalnego” sprzeciwu wobec agresji mającej miejsce na protestach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet — różne grupy formalne i nieformalne (grupy kibicowskie, Roty Marszu Niepodległości) zjednoczyły się wówczas broniąc kościołów przed agresją uczestniczek Strajku. Nie dostrzeżono i pominięto w komentarzu konsolidację wielu środowisk wokół sprawy wyjaśnienia Katastrofy Smoleńskiej (np. w ramach ruchu „Solidarni 2010”). Pominięto też integracyjną rolę opozycyjnych (przed 2015 rokiem) mediów: Kół Radia Maryja czy Klubów Gazety Polskiej. Przywołane przeze mnie organizacje z pewnością stanowią ważną i wewnętrznie zróżnicowaną (jeśli chodzi o profil członków) część sektora, zdolną do artykułowania swoich poglądów w przestrzeni publicznej oraz do wzajemnego wsparcia w ich obronie.
Innymi pojęciami wykorzystanymi w komentarzach eksperckich (na stronie 34) są „litygacja” i „SLAPP”. Brakuje wprawdzie wyjaśnienia, czym jest owa „litygacja”, jednak w myśl komentarza praktykę SLAPP (strategiczne pozwy przeciwko partycypacji publicznej) wykorzystuje się obecnie w Polsce przeciwko organizacjom pozarządowym krytycznym wobec władzy. Dodatkowo w tekście pojawia się sugestia, że SLAPP stosują organizacje „powiązane z władzą” (wymieniony z nazwy Instytut Ordo Iuris). Cenna byłaby informacja (lub powołanie się na wyniki badań) na temat skali tego zjawiska w przeszłości. Można byłoby się tu odwołać choćby do działania np. Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych czy Stowarzyszenia „Nigdy Więcej”, wskazując konkretne liczby (z rozbiciem na SLAPP władz rządowych i samorządowych oraz SLAPP organizacji pozarządowych). Wzdłużne spojrzenie na to zjawisko (porównanie z danymi sprzed 2015 roku) wydaje się nieodzowne, jeśli weźmiemy pod uwagę strategiczny, a więc osadzony w szerszej perspektywie czasu, charakter tej praktyki. Zasadne wydaje się również spojrzenie na praktyki służące ograniczaniu udziału w debacie publicznej osobom fizycznym. Można w tym świetle zadać pytanie, czy kampania medialna wymierzona przeciwko młodemu historykowi Pawłowi Zyzakowi albo prof. Wojciechowi Roszkowskiemu to również rodzaj SLAPP?
W jednym z komentarzy (na stronie 36) omówiono zjawisko decouplingu, czyli rozprężenia polegającego na oddalaniu się struktur formalnych od realnych działań organizacji. Jako przykład podano tutaj praktyki organizacji „rzecznikujących w sprawie praw kobiet i osób nieheteronormatywnych”. Postawić można pytanie: czy pod kątem decouplingu badano również inne organizacje? Jeżeli tak, to czemu w Raporcie fakt ten nie jest wzmiankowany? Jeśli zaś nie, to cenne z perspektywy czytelnika byłoby stosowne wyjaśnienie. Decoupling jako strategia przetrwania odnosi się wprost do kwestii utrudnionego dostępu do źródeł finansowania działalności rzeczniczej. W tym aspekcie kilka stwierdzeń pojawiających się w Raporcie wymaga doprecyzowania. Chociażby: „Zarówno bliższe, jak i dalsze wobec obecnej władzy podmioty społeczne wskazują, że środki dystrybuowane przez Narodowy Instytut Wolności są przyznawane w sposób celowy, czyli tym organizacjom, które sprzyjają obecnej władzy”. Pytanie zasadnicze brzmi: czy są to opinie przedstawicieli organizacji pozarządowych czy też wniosek Autorek wysnuty z analizy danych? Czy podjęto próbę zweryfikowania tego stwierdzenia? Innymi słowy: czy są jakieś badania potwierdzające tezę o „celowym” sposobie przyznawania dotacji? W Raporcie są wymieniane środki z funduszy norweskich i Fundacji Batorego. Może to świadczyć o tym, że wśród badanych organizacji przeważają te uznawane za liberalne bądź lewicowe, o czym w uwagach metodologicznych piszą Autorki. Wydaje się, że warto było zbadać, czy organizacje te nie wymieniają innych źródeł finansowania (np. z NIW-CRSO) ze względów czysto „ideologicznych” (nie lubimy władzy, podkreślamy swoją antyrządowość – patrz uwagi wyżej na temat dokonanego przez Autorki podziału organizacji rzeczniczych ze względu na stosunek do władzy) lub ze względu na to, że badane organizacje nie otrzymały środków z NIW-CRSO.
W wątku dotyczącym kondycji finansowej pojawiają się w Raporcie inne wysoce dyskusyjne stwierdzenia, na przykład: „Następuje znaczne kurczenie się zasobów organizacji. Jest wiele przyczyn w ostatnich pięciu czy siedmiu latach, że stopniowo organizacje, które nie są zgodne z polityką rządu (…) nie mają wsparcia finansowego”. Czy oznacza to, że przed 2015 rokiem wskazane organizacje sprzyjały ówcześnie rządzącej koalicji i nie miały kłopotów finansowych? Czy miały w miarę stały dopływ pieniędzy ze strony instytucji podległych ówczesnej władzy? Czy organizacje, które „nie były zgodne z polityką rządu” przed 2015 rokiem otrzymywały wsparcie finansowe? Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi w Raporcie, co niekoniecznie jest zarzutem pod adresem Autorek, jednak same pytania powinny – moim zdaniem – wybrzmieć w jego treści.
Pojęcie wzmocnione jednostronnie dobranym przykładam to również „astroturfing” (na stronie 43) . W komentarzu eksperckim przywołano opinię, że w Polsce „antygenderowy astroturfing wspiera ekstremistów religijnych w wywieraniu presji politycznej na decydentów”. Nasuwa się pytanie, czy inne (nie-religijne) organizacje nie stosują tej formy wpływu? Czy istnieje astroturrfing np. genderowy, antykatolicki, promujący zabijanie ludzkich płodów (co nazywane jest przez Autorki raz aborcją a raz „terminacją ciąży”)? Czy działanie ”antygenderowe”, czy w obronie poczętego życia ludzkiego, nie może być masowym i oddolnym ruchem? Wzmianka na ten temat z pewnością uczyniłaby badanie pełniejszym.
W podrozdziale zatytułowanym „Poczucie zagrożenia, lęk o bezpieczeństwo” przedstawiono przypadki organizacji działających „na obszarach traktowanych przez obecną władzę jako pole walki politycznej (mniejszości seksualnych, praw kobiet, równości, sądownictwa, monitoringu działań władzy)”. Zabrakło w tej części Raportu wzmianki o groźbach czy atakach fizycznych na osoby i organizacje działające w nurcie pro-life (przypadki ataku na kierowcę „antyaborcyjnej furgonetki”) lub atakach na obiekty kultu religijnego (przypadki uszkodzeń kościołów czy ostatnio pomników Jana Pawła II – nie użyto w stosunku do tych aktów słowa „wandalizacja”, inaczej niż w innych częściach Raportu). Hejt wpływający na poczucie lęku stosowali wpływowi działacze liberalnych organizacji rzeczniczych (np. Janina Ochojska) wobec żołnierzy WOT i ich rodzin (to też są przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego – ochotnicy chcący bronić Ojczyzny). Wyraźnie brakuje też wzmianki o działaniach Rządu RP przed 2015 rokiem np. wobec grup kibiców (walka z hasłem „Donald matole…”), gdzie posunięto się wręcz do torturowania kibiców przez policję (niesławna tzw. Akcja „Widelec”) czy też brutalnych ataków funkcjonariuszy policji na uczestników Marszu Niepodległości przed 2015.
Krytyka systemu wsparcia organizacji pozarządowych
W Raporcie znalazły się liczne odniesienia do działalności NIW-CRSO oraz aktualnie funkcjonującego systemu wsparcia podmiotów trzeciego sektora. Część z nich ma postać cytatów z wywiadów, które jednak nie zostały w żaden sposób zweryfikowane przez Autorki i opatrzone stosownym komentarzem. Przykładowo, z materiałów empirycznych przytoczono cytat: „Praktyka pokazuje, które organizacje wygrywają konkursy. Najwyższa Izba Kontroli pisze o tym raporty, że to jest defraudacja środków publicznych, więc nie mam żadnych wątpliwości”. NIW-CRSO jest co roku kontrolowany przez NIK, jednak nie było dotąd żadnych zarzutów defraudacji środków publicznych! Nie ma też żadnych obiektywnych analiz, które pozwoliłyby dowieść, że w otwartych konkursach NIW-CRSO (których rozstrzygnięcia opierają się na ocenach niezależnych ekspertów) stosowane są praktyki dyskryminujące jakikolwiek typ organizacji. Tym samym pozostawienie bez komentarza eksperckiego tak poważnego zarzutu (choćby wygłoszonego w publicystycznym tonie) zaburza naukowy wydźwięk Raportu i wprowadza w błąd wielu jego czytelników.
Warto odnotować, że w Raporcie pojawił się bodaj pierwszy przypadek krytyki tzw. „małych grantów” – zawarto go w śmiałej tezie: „Dofinansowywanie wielu małych projektów drobnymi środkami, zamiast kilku projektów większymi kwotami, bywa postrzegane jako intencjonalne, strategiczne działanie decydentów kierunkowane na zablokowanie rozwoju ruchów mogących kwestionować obecne status quo”. Oczywiście nie ma doskonałego systemu dystrybucji środków publicznych dla organizacji pozarządowych i każde rozwiązanie w tym zakresie obarczone jest pewnymi wadami. Niemniej przywołana w Raporcie krytyka dziwi, ponieważ „małe granty” są rozwiązaniem wysoce efektywnym i bardzo dobrze ocenianym przez większość organizacji. Informacji na ten temat jednak nie zamieszczono, być może dlatego by nie osłabić wydźwięku tezy o negatywnych skutkach rozdrobnienia środków publicznych. Tezy według mnie bardzo wątpliwej, zwłaszcza jeśli przyjrzeć się strukturze polskiego sektora obywatelskiego składającego się w przytłaczającej większości z podmiotów małych, działających lokalnie (także tych, które prowadzą działalność rzeczniczą na niwie samorządowej).
Obok NIW-CRSO również Rada Działalności Pożytku Publicznego (RDPP) poddana została krytyce (rozdział 3, część II) jako organ „kanalizujący rzeczniczą energię”. Dyskusja nad rolą i znaczeniem RDPP oraz innych ciał dialogu obywatelskiego jest z pewnością potrzebna. Szkoda jednak, że w Raporcie zabrakło wzmianki o działaniach obecnego Rządu w celu podniesienia rangi RDPP (przeniesienie jej do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i nadanie jej funkcji doradczej względem wicepremiera Rządu RP a nie Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej). Działanie to diametralnie zmieniło rangę tego organu, co z perspektywy sektora uznać należy za korzystne (chyba że uznaje się gremia konsultacyjne jako coś z gruntu złego, w przeciwieństwie do ulicznych protestów i dyskusji z megafonem w ręku). Zarzut „pozornego wysłuchania” nie został poparty żadnym przykładem.
Bez wątpienia cenne (jako zapośredniczony głos sektora) są zawarte w Raporcie spostrzeżenia o rozbudowanej sprawozdawczości organizacji rzeczniczych. Na pewno można i należy wiele zrobić w kierunku jej uproszczenia. Brakuje jednak wzmianki, że rozbudowana sprawozdawczość nie jest tylko efektem działań Rządu RP po 2015 roku. Przywołano w Raporcie również stwierdzenie, że są to „typowe praktyki państw autorytarnych”. Uwagę tę co prawda opatrzono zastrzeżeniem, że jest to opinia części organizacji, ale w połączeniu z brakiem informacji, że sprawozdawczość była rozbuchana jeszcze przed 2015 rokiem, rysuje się silnie zmanipulowany przekaz dla nieobeznanego w temacie odbiorcy.
Kiedyś było lepiej?
Duże wątpliwości budzi we mnie, niestety nieopatrzony krytycznym komentarzem Autorek, fragment Raportu odnoszący się do ideologicznej polaryzacji sektora (strona 45): „Myślę, że dużym utrudnieniem jest też pogłębiająca się polaryzacja. Może ona już się nie pogłębia, może jest już tak głęboka, że już nie może się dalej pogłębiać. (…) Są NGO-sy, które są uznawane za głos Sorosa. (…) Rząd jakby zupełnie deprecjonuje te organizacje, o których uważa, że przynależą do »drugiej strony barykady«. I to jest też powód, dla którego wiele organizacji jest na jakiejś czarnej liście i z nimi się nie rozmawia. Wydaje mi się, że wcześniej tak nie było”. Czy powyższa wypowiedź przywołana przez Autorki sugeruje , że „wcześniej” organizacje będące „głosem Sorosa” były wysłuchiwane? Czy też chodzi o to, że organizacje określane dziś w tzw. „wolnych mediach” jako „konserwatywne, prawicowe i katolickie” stały wówczas po „drugiej stronie barykady” i nie mogły liczyć na uwagę rządzących (a tym samym na adekwatne wsparcie finansowe)?
Dochodzę tutaj do smutnej konstatacji, że w Raporcie pojawia się szereg określeń, które mają stawiać w negatywnym świetle, a wręcz stygmatyzować pewien rodzaj organizacji (np. antygenderowe, ultrakatolickie). Warto tu przytoczyć kolejny cytat: „Łatwo jest organizacjom łatkę przyczepić. Więc na pewno ten podział i takie dzielenie ludzi na tych, którzy są »za Polską« i tych, którzy są »przeciw Polsce«, bo np. żądają od Komisji Europejskiej podejmowania konkretnych działań w kontekście Polski i praworządności, to on na pewno będzie wpływać i mieć znaczenie”. Widać tutaj pewną sprzeczność w rozumowaniu: cytowany przedstawiciel organizacji sam deklaruje , że występuje przeciwko polskiemu rządowi na forum UE a następnie ma pretensje, że została jej przypięta „łatka” organizacji antyrządowej i Rząd RP nie chce jej wysłuchać. Pytanie , czy ta organizacja próbowała w ogóle z polskim rządem rozmawiać?
Stygmatyzacja pewnych organizacji wybrzmiewa również w twierdzeniach zawartych w podsumowaniu Raportu (na stronie 68): „Rzecznicze organizacje pozarządowe mierzą się także z działaniami innych podmiotów zajmujących się rzecznictwem. Analizy wskazują, że m.in. w Polsce rośnie wpływ darczyńców zagranicznych i krajowych promujących »konserwatywny« światopogląd”. Autorki nie wskazują jednak, jak to się ma do wpływów tak samo określonych darczyńców o poglądach lewicowych czy liberalnych? Takie pytanie w Raporcie się nie pojawia. Brak również wzmianki o wpływie darczyńców lewicowych czy liberalnych na cele i kierunki działania organizacji pozarządowych określających siebie jako rzecznicze. Z pewnością wzdłużne analizy pozwalające stwierdzić, które organizacje pozarządowe (i jakie wartości promujące) otrzymują hojne wsparcie ze środków zagranicznych (w tym UE i fundacji dotowanych przez rządy innych państw) byłyby intrygujące.
Rzuca się w oczy fakt częstego stosowania w Raporcie słowa „kiedyś”, „dawniej” „przedtem” itp. (na ogół w znaczeniu „kiedyś” było dobrze a teraz jest źle). Niemniej pokaźna liczba organizacji pozarządowych twierdzi, że dopiero obecnie jest dobrze. Być może właśnie tzw. „prawicowe” organizacje doświadczały „dawniej” dyskryminacji, odczuwały istnienie „szklanego sufitu” i były zarówno przez władzę jak i przez liberalne organizacje niezauważane, wręcz niewidzialne? Może więc dopiero teraz pojawiły się warunki ku temu, aby organizacje „prawicowe” mogły powstawać, wzmacniać i rozwijać swą działalność? Warto poszukać odpowiedzi na te pytania, podobnie jak warto zapytać o to, jak przedstawiała się kondycja organizacji rzeczniczych w owym „kiedyś”? Próba sformułowania odpowiedzi wydaje się szczególnie ważna w kontekście wypowiedzi Jakuba Wygnańskiego w trakcie prezentacji Raportu w siedzibie IFiS PAN, w której porównywał złe i „bezwstydne” „teraz” z przyzwoitym „kiedyś”.
W tym kontekście dosyć kuriozalną wymowę zyskuje twierdzenie: „Zatem także w kraju mamy do czynienia z próbą odwrócenia mozolnie następującego upodmiotowienia grup społecznie marginalizowanych w celu zacementowania władzy i przywilejów elit”. W moim odbiorze brzmi ono jak propagandowy slogan polityczny, nie zaś konkluzja naukowego przedsięwzięcia.
Podsumowanie
Mało uwagi poświęcam tu metodologii badania. Niemniej ciekawy i zapewne ważny z punktu widzenia trafności wniosków zawartych w Raporcie wydaje się komentarz Autorek, że organizacje „konserwatywne odmawiały udziału w badaniu”. Z pewnością fakt ten wpłynął na rezultaty przedsięwzięcia. Nasuwa się pytanie, z czego wynikała odmowa udziału w badaniu i czy jest to efekt braku zaufania do jego realizatorów? Odpowiedź przybliżyłaby nas również do postrzegania inicjatorów przedsięwzięć badawczych ukierunkowanych na problematykę trzeciego sektora oraz stwierdzenia obecności nisz, do których podmioty dominujące w debacie publicznej o społeczeństwie obywatelskim nie mają dojścia.
Mimo moich zastrzeżeń do fragmentów Raportu, nie mogę nie zgodzić się z kończącym go twierdzeniem – z zastrzeżeniem, że dotyczy każdego rządu i każdej władzy – „państwo demokratyczne powinno zapewniać warunki do niezagrożonego funkcjonowania także sprawczych organizacji rzeczniczych. Sprawcze podmioty promują mniej namacalne, ale za to kluczowe dla „rzeczy wspólnej”, jaką jest Rzeczypospolita, kategorie, takie jak dobro wspólne czy poszanowanie praw człowieka”.
Przedstawione w ramach tej polemiki spostrzeżenia i uwagi nie wyczerpują oczywiście całości zagadnienia, nie roszczą sobie też pretensji do bycia naukową recenzją Raportu. Mam nadzieję, że zostaną potraktowane jako kolejny element dyskusji na temat kondycji organizacji pozarządowych, w szczególności organizacji rzeczniczych, stanowiąc przy tym bodziec do inicjowania dialogu, jakże potrzebnego w czasach nawarstwiających się kryzysów i eskalujących podziałów w polskim społeczeństwie.
Przemysław Jaśkiewicz – od 2021 r. zastępca dyrektora Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Absolwent historii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, zaangażowany w działalność organizacji pozarządowych (NZS, Fundacja Niepodległości, BKS Lublin, Stowarzyszenie „Trzy Kropki” i inne). W lutym 2017 r. został prezesem Związku Stowarzyszeń Konfederacja Inicjatyw Pozarządowych Rzeczpospolitej (KIPR). Od 2016 r. był członkiem Rady Działalności Pożytku Publicznego V i VI kadencji, a w 2019 r. ekspertem NIW-u w zakresie programów FIO, PROO 1a, 3, 4. W latach 2017 – 2020 członek Komitetu Sterująco-Monitorującego Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich na lata 2014-2020. Od 2021 r. ekspert KPRM opiniujący oferty realizacji zadania publicznego dotyczącego pomocy Polonii i Polakom za granicą.