Tymoteusz Zych: Kryzys rzecznictwa czy jego większy pluralizm? Uwagi do raportu Stowarzyszenia Klon/Jawor [komentarz]
Kilka miesięcy temu zasłużone na polu badań nad społeczeństwem obywatelskim Stowarzyszenie „Klon/Jawor” opublikowało raport „Efekt mrożący. O kondycji rzecznictwa organizacji pozarządowych”. Dokument, którego stworzenie sfinansowano zarówno ze środków Narodowego Instytutu Wolności, jak i Fundacji Batorego, dawał nadzieję na bezstronną analizę zagadnienia o kluczowym znaczeniu dla dobrze działającej demokracji.
Niepełne wnioski
Cel udało się zrealizować tylko częściowo. Brak udziału w badaniach znacznej części zaproszonych organizacji i przyjęcie wąskiej perspektywy badawczej sprawiły, że materiał pokazuje tylko fragmentaryczny obraz aktywności rzeczniczej w naszym kraju, a zawarte w nim wnioski są niepełne. Ponadto, autorzy raportu przytaczając wypowiedzi wskazujące na głęboki kryzys rzecznictwa w Polsce, nie poddają ich w ogóle ocenie w świetle rzeczywistego stanu otoczenia prawnego i instytucjonalnego, w jakim funkcjonują w naszym kraju organizacje pozarządowe. A ramy instytucjonalne działania organizacji rzeczniczych od dawna dają im w Polsce dużo szersze pole działania niż w większości innych państwach europejskich.
Organizacje rzecznicze – czyli kto?
Rzecznictwo (ang. advocacy) jest jedną z funkcji, jaką może pełnić organizacja pozarządowa. Polega na aktywnym uczestnictwie w konsultacjach publicznych, debatach, tworzeniu inicjatyw legislacyjnych lub ich wspieraniu, czy szeroko pojętym lobbingu interesów członków, podopiecznych lub innego kręgu osób, na rzecz których organizacja działa zgodnie z celami statutowymi.
Raport Stowarzyszenia „Klon/Jawor” prowokuje do pytań już na poziomie samej definicji rzecznictwa. Czy nie jest uproszczeniem zawarte we wstępie do tego dokumentu stwierdzenie, że organizacje rzecznicze „odgrywają rolę strażników wartości liberalnych”? W raporcie nie sposób znaleźć uzasadnienia tak znacznego zawężenia roli organizacji rzeczniczych, a przy tym wykluczenia z tej kategorii szeregu podmiotów, które nie podzielają w pełni założeń doktryny politycznej liberalizmu lub z uwagi na profil działalności w ogóle nie mogą być kategoryzowane jako liberalne bądź nie.
W Polsce działa szereg organizacji pozarządowych nawiązujących do innych niż liberalizm nurtów myślenia o państwie i społeczeństwie, w tym choćby socjalizmu, nowej lewicy, solidaryzmu, konserwatyzmu, republikanizmu czy katolickiej nauki społecznej. Wiele organizacji w aktywności rzeczniczej nawiązuje równocześnie do więcej niż jednego spośród tych kierunków. Nie przeszkadza im to aktywnie uczestniczyć w debacie publicznej i występować w obronie praw człowieka.
Wąski obraz aktywności rzeczniczej zbudowany w raporcie może wynikać z faktu, że, jak wskazują sami jego autorzy na s. 68, wiele organizacji odmówiło udziału w prowadzonym przez nich badaniu. Cechy organizacji rzeczniczych określone na podstawie tych badań (s. 15 raportu) również wskazują, że przedstawione w raporcie wyniki pokazują jedynie część obrazu społeczeństwa obywatelskiego. Autorzy sami trafnie opisują tę grupę jako organizacje, które „częściej są krytycznie nastawione wobec działań Narodowego Instytutu Wolności oraz wpływu bieżącej sytuacji politycznej i polityki rządu na organizacje pozarządowe”.
Metodologia badań i reprezentatywność próby badawczej
Brak udziału w badaniu przez szereg organizacji nie może stanowić podstawy do przyjęcia perspektywy „jak gdyby ich nie było” – bo choć odmówiły udziału w badaniach prowadzonych przez Stowarzyszenie „Klon/Jawor”, to działają i realizują swoje zadania, w tym także funkcję rzeczniczą, której dotyczy raport. W takim wypadku wnioski należy ocenić reprezentatywność grupy organizacji, które udało się do udziału w badaniu nakłonić, a następnie zrelatywizować wnioski uwzględniając specyfikę tej próby.
Z drugiej zaś strony – warto podjąć refleksję nad tym, co mogło spowodować tak dużą liczbę odmów udziału w badaniach i czy autorzy raportu poprzez dokonywane w tekście oceny nie dają w wielu miejscach uzasadnienia takiej postawie. Dla przykładu, na s. 63-64 raportu cytowana jest dr. hab. Galia Chimiak, prof. IFiS PAN – jedna z autorek raportu – która na przykładzie Fundacji Nasze Dzieci wskazuje na niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą „przeniesienie na polski grunt powiązania biznesu, filantropii i wartości chrześcijańskich, znanego i wykorzystywanego od lat w USA”. Nie negując prawa autorów do krytycznej oceny kampanii billboardowych realizowanych przez tę fundację, trudno zaprzeczyć, że wykonuje ona właśnie funkcję rzeczniczą. Tyle, że działa na rzecz stanowisk ideowych, których współautorka raportu prawdopodobnie nie podziela.
Autorzy raportu mają pełne prawo do krytyki polityki rządu wobec organizacji społecznych, która w społeczeństwie demokratycznym jest pożądana i potrzebna. Obok opisu opinii i odczuć zaprezentowanych przez respondentów przeprowadzonego badania można jednak oczekiwać szerszej analizy zmian prawnych i instytucjonalnych z ostatnich lat, które mogły negatywnie wpłynąć na sytuację organizacji.
Stanowiłoby to asumpt do poważnej dyskusji na temat popełnionych błędów i przyszłej polityki państwa w tym obszarze. Raport ogranicza się jednak w tym zakresie do ogólnych stwierdzeń o niższym niż w przeszłości dostępie części organizacji do środków państwowych oraz ich mniejszym wpływie na rozstrzygnięcia podejmowane przez politycznych decydentów.
Znaczenie realnych instrumentów prawnych
Analizując problematykę kondycji organizacji rzeczniczych w Polsce nie można abstrahować od otoczenia prawnego i instytucjonalnego, jakie towarzyszy ich działaniu. Dla całościowego ujęcia tematu konieczna jest analiza porównawcza rozwiązań przyjętych w naszym kraju i tych, które funkcjonują w innych państwach.
Bez systemu prawnego sprzyjającego rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego, bez przepisów umożliwiających i ułatwiających organizacjom pozarządowym realne działania rzecznicze i kontrolę władzy, żadna organizacja nie będzie w stanie w sposób efektywny wpływać na rzeczywistość prawną i społeczną.
Zatem odpowiedź na pytanie o kondycję organizacji rzeczniczych działających w Polsce jest związana z odpowiedzią na pytania o realną dostępność środków finansowych – zarówno publicznych, jak i prywatnych – oraz o sposób ukształtowania systemu prawnego, od którego w dużej mierze zależy pole działania takich organizacji. Wreszcie, od odpowiedzi na pytanie o to, czy podobne rozwiązania zostały w ogóle wprowadzone w innych państwach UE, a jeśli tak – to w jaki sposób są ukształtowane.
Funkcjonujący w naszym kraju porządek prawny oraz instytucjonalny tworzący warunki działania organizacji pozarządowych kształtował się przez dziesięciolecia, a jego aktualny kształt jest efektem pracy społeczników o różnych przekonaniach ideowych, którzy z systematycznością i uporem doprowadzili do powstania mechanizmów, z których wiele wyróżnia się pozytywnie na tle europejskim i światowym.
Zmiany prawne, jakie weszły w życie w ostatnich latach, nie zmieniły w sposób gruntowny tego otoczenia prawnego – choć na pewno można krytycznie odnosić się do części projektów, które były w ostatnich latach debatowane i weszły na ścieżkę procesu legislacyjnego, w tym choćby propozycji zmian prawnych mogących ograniczyć prawo dostępu do informacji publicznej czy propozycji dotyczących zwiększenia transparentności finansowania organizacji pozarządowych.
Każdy z nich zasługuje na odrębną ocenę wolną od generalizacji i presupozycji.
Finansowe zaplecze aktywności rzeczniczej
System finansowania organizacji pozarządowych obejmuje w naszym kraju zarówno instrumenty finansowania publicznego, jak i mechanizmy zachęcające do prywatnego wsparcia ich działań. Udogodnienia w zakresie wspierania przez podmioty prywatne organizacji pozarządowych, w tym rzeczniczych, należą w naszym kraju do najbardziej rozbudowanych w skali Europy.
Już rozliczając PIT za rok 2022 r., każdy podatnik w naszym kraju miał możliwość przekazania 1,5 proc. zapłaconego podatku dochodowego na wybraną organizację pożytku publicznego (OPP). Korzystając z tej możliwości podatnik nie traci ani złotówki - rozdysponowuje bowiem jedynie kwotę, którą i tak musiałby przekazać na rzecz Skarbu Państwa. Sama możliwość przekazania części swojego podatku (wówczas 1 proc.) na wybraną OPP została wprowadzona już niemal dwadzieścia lat temu - z początkiem 2004 r., kiedy weszła w życie ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie.
Dla wielu może to stanowić zaskoczenie, ale „mechanizm procentowy” jest domeną państw Europy środkowej. Jako pierwsi wprowadzili go w 1997 r. Węgrzy, a za ich przykładem na przestrzeni kolejnych sześciu lat Słowacja, Litwa, Rumunia i Polska. Państwa te dostrzegły wpływ węgierskiego ustawodawstwa na rozwój sektora pozarządowego i z aprobatą przyjęły inicjatywy rodzimych organizacji, które zaczęły proponować podobne rozwiązania legislacyjne. Próżno przy tym szukać podobnych rozwiązań w ustawodawstwie państw Europy zachodniej, które – jeżeli w ogóle dopuszczają możliwość dysponowania przez podatnika częścią zapłaconego podatku dochodowego, to co do zasady ograniczają krąg jej beneficjentów do związków wyznaniowych.
To zresztą nie jedyna zachęta do finansowania organizacji społecznych, jaką przyjęto w polskim systemie podatkowym. Zgodnie z art. 26 ust. 1 pkt 9 ustawy o PIT od opodatkowania można bowiem odliczyć pełną kwotę darowizny na rzecz organizacji realizującej cele z zakresu pożytku publicznego – nawet wówczas, jeżeli formalnie nie uzyskała ona statusu OPP. W praktyce, w zależności od wysokości dochodu podatnika, oznaczać to może odliczenie na poziomie 12% lub 32% kwoty darowizny. Także w tym kontekście należy wskazać, że w większości państw europejskich podobny odpis nie istnieje.
Oczywiście, można także wskazywać systemy prawne, w których preferencje do organizacji prowadzących działalność społeczną są jeszcze dalej idące, a poprzez to stanowią one wzorzec dla krajów takich jak Polska – jak choćby prawodawstwo amerykańskie, w którym od podatku odlicza się 50% kwoty darowizny na organizacje kwalifikowalne.
Wsparcie aktywności rzeczniczej ze środków publicznych
Aktywność rzecznicza – bardziej niż jakikolwiek inny obszar aktywności społecznej – powinna być finansowana w sposób niezależny od decyzji podejmowanych przez władze, na które organizacja rzecznicza powinna oddziaływać. Dla efektywnie działającej organizacji rzeczniczej wsparcie ze środków publicznych powinno mieć jedynie charakter uzupełniający względem źródeł finansowania zapewniających jej realną niezależność.
W pierwszej kolejności wskazać trzeba, że budżetami przeznaczonymi na aktywność pozarządową, w tym rzeczniczą, dysponują w naszym kraju zarówno rząd, jak i samorządy. W praktyce oznacza to, że decyzje dotyczące alokacji środków na te cele podejmują decydenci wywodzący się z całego spektrum politycznego oraz ideowego – na poziomie centralnym, wojewódzkim i lokalnym. Dodatkowo, alokacją środków publicznych na aktywność rzeczniczą w ramach tzw. funduszy norweskich zajmują się także podmioty prywatne, w tym współfinansująca komentowany raport Fundacja Batorego.
W raporcie sporo zarzutów wobec drugiego podmiotu współfinansującego powstanie tego dokumentu – Narodowego Instytutu Wolności. Na s. 37 autorzy raportu stawiają tezę, że „[z]godnie z oceną przedstawicieli i przedstawicielek organizacji dystrybucja krajowych środków publicznych jest nietransparentna. Zarówno bliższe, jak i dalsze wobec obecnej władzy podmioty społeczne wskazują, że środki dystrybuowane przez Narodowy Instytut Wolności są przyznawane w sposób celowy, czyli tym organizacjom, które sprzyjają obecnej władzy”. Na poparcie takiego wniosku autorzy raportu przedstawiają jedynie opinie anonimowych przedstawicieli organizacji pozarządowych i podpierają je cytatem z wypowiedzi sformułowanej w ramach badania jakościowego. Teza zaskakuje o tyle, że sam raport – niewątpliwie krytyczny wobec samego NIW – był współfinansowany właśnie przez ten podmiot.
Autorzy nie odnoszą się też do faktu, że NIW był w ostatnich latach co roku kontrolowany przez Najwyższą Izbę Kontroli, która pozytywnie oceniła współpracę Instytutu z organizacjami pozarządowymi.
Dla przykładu, kontrolę obejmującą okres od 2017 r. do 2020 r. NIK podsumowała następująco: „NIW prawidłowo zarządzał programami wspierania rozwoju społeczeństwa obywatelskiego uchwalonymi przez Radę Ministrów. Instytut, zgodnie z obowiązującymi przepisami, przeprowadzał konkursy w ramach FIO, PROO, ROHiS i Korpusu Solidarności. Wybrane do dofinansowania projekty były zgodne z założeniami poszczególnych Programów oraz regulaminami konkursów. Środki na realizację zlecanych zadań przekazywane były beneficjentom z właściwych źródeł, terminowo i w wysokości określonej w umowach. Instytut prawidłowo realizował też zadania dysponenta Funduszu Wspierania Organizacji Pożytku Publicznego oraz zadania Instytucji Zarządzającej Funduszem Wspierania Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego”.
W raporcie pada także stwierdzenie, że „[d]ofinansowywanie wielu małych projektów drobnymi środkami, zamiast kilku projektów większymi kwotami, bywa postrzegane jako intencjonalne, strategiczne działanie decydentów kierunkowane na zablokowanie rozwoju ruchów mogących kwestionować obecne status quo”. Trudno się godzić z tak sformułowaną krytyką tzw. małych grantów, które nie stanowią przecież alternatywy dla prowadzonych w sposób systematyczny wieloletnich programów finansowania organizacji pozarządowych, ale ich uzupełnienie.
Prawo i biurokracja - na przykładzie dostępu do informacji publicznej
Na stronie 16 raportu czytamy: „[u]wagę zwraca fakt, że wśród przeszkód, które dokuczają organizacjom prowadzącym działania rzecznicze, na czele – inaczej niż w przypadku całego sektora pozarządowego – znajdują się problemy wynikające z nadmiernej biurokracji administracji publicznej. Ta trudność dotyka 73% organizacji prowadzących działania rzecznicze”.
Na poziomie ogólnym nie sposób się nie zgodzić z tak postawioną tezą – biurokracja i nadmierna formalizacja procedur związanych z funkcjonowaniem organizacji pozarządowych nie tylko utrudnia działalność rzeczniczą, ale w ogóle ich codzienne funkcjonowanie.
Dla dokonania oceny potrzebujemy jednak punktu odniesienia, który mogą stanowić rozwiązania przyjęte w innych krajach. Warto w tym aspekcie przyjrzeć się chociażby regulacjom dotyczącym dostępu do informacji publicznej. Niespodzianka pojawia się już na etapie samej ustawy – okazuje się bowiem, że to, co w Polsce uważane jest za normę i podstawę demokratycznego państwa prawa, w wielu innych państwach Europy już taką oczywistością nie jest. Państwa które traktowane są jako wzór praworządności, niejednokrotnie w ogóle nie posiadają odrębnej ustawy o dostępie do informacji publicznej albo operują na przepisach pozwalających na dostęp do informacji publicznej jedynie w bardzo ograniczonym zakresie.
Dla przykładu, Luksemburg (gdzie mieści się siedziba Trybunału Sprawiedliwości UE) nie tylko nie wprowadził odrębnej ustawy o dostępie do informacji publicznej, w ogóle nie posiada przepisów umożliwiających dostęp do informacji publicznej. Oprócz wymaganego na mocy unijnych dyrektyw dostępu do informacji o środowisku, ustawodawstwo Luksemburga gwarantuje jedynie dostęp do archiwów państwowych, przy czym konieczne jest złożenie pisemnego wniosku wyjaśniającego, w jakim celu dostęp ma zostać udzielony.
Co ciekawe, trudności w złożeniu wniosku to nie koniec, bowiem podstawy odmowy dostępu do archiwów są w luksemburskim dekrecie zakreślone nader szeroko – podczas gdy polska ustawa praktycznie wyklucza odmowę dostępu do informacji publicznej poza wąskim i zamkniętym katalogiem informacji.
Z kolei Norwegia, choć posiada ustawę o prawie dostępu do dokumentów w sektorze publicznym (norw. Lov om rett til innsyn i dokument i offentleg verksemd (offentleglova)), to zakreślone w niej definicje i terminy skutkują znacznym ograniczeniem owego prawa. Przykładowo, § 29 norweskiej ustawy stanowi, że „[o]rgan, który otrzymał wniosek o dostęp, musi ocenić ten wniosek w sposób konkretny i niezależny. Roszczenie musi zostać rozstrzygnięte bez nieuzasadnionej zwłoki”. Teoretycznie, jeżeli osoba, która wystąpiła o dostęp, nie otrzymała odpowiedzi w ciągu pięciu dni roboczych od otrzymania wniosku przez organ, uznaje się to za odmowę, od której przysługuje odwołanie zgodnie z akapitem pierwszym. Wówczas wnioskodawca ma prawo złożyć odwołanie, które organ nadrzędny rozpatruje „bez zbędnej zwłoki” (§ 32). W praktyce podmioty do których ktoś zwróci się o udzielenie informacji mają pełną swobodę co do terminu odpowiedzi, czy odmowy informacji – nie muszą się też obawiać żadnych szczególnie dotkliwych konsekwencji związanych z takim postępowaniem. Praktyka pokazuje, że na jakąkolwiek odpowiedź na wniosek czeka się miesiącami, a sam autor niniejszego tekstu kierując wniosek o dostęp do informacji statystycznych w jednym w norweskich urzędów w czerwcu otrzymał kilka lat temu informację, że odpowiedź zostanie udzielona „jesienią”.
Prawo dostępu do informacji publicznej w Polsce
Tymczasem w Polsce ustawa przyznaje każdemu (art. 5 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej) prawo dostępu do każdej informacji o sprawach publicznych (art. 1 przytoczonej ustawy) na wniosek złożony w dowolnej formie i bez konieczności uzasadniania go (art. 10), a podmiot, do którego wniosek wpłynął ma obowiązek udzielić informacji „bez zbędnej zwłoki, nie później jednak niż w terminie 14 dni od złożenia wniosku”.
Chociaż oczywiście zdarza się, że podmiot, do którego skierowano wniosek niezasadnie odmówi udzielenia odpowiedzi albo wniosek taki w ogóle zignoruje – to polski ustawodawca przewiduje konkretne rozwiązania i terminy, z możliwością wejścia na drogę sądowo-administracyjną włącznie, aby wnioskodawca mógł swoje prawo zrealizować. W raporcie na s. 34 czytamy tymczasem, że „[z]jawiskiem utrudniającym prowadzenie działań rzeczniczych jest praktyka władz (opisywana na przykładzie poziomu lokalnego) polegająca na niestosowaniu się do obowiązujących procedur, chociażby dostępu do informacji publicznej. Stowarzyszenia i fundacje uznają więc wiele procedur za fasadowe zapisy nie mające odzwierciedlenia w działaniu instytucji państwowych, np. nadleśnictw”, a dalej wśród cytowanych wypowiedzi, że „[zanonimizowane instytucje publiczne] nam w sposób bezczelny odmawiają tych informacji i to jest taka gra w kotka i myszkę. (…) na poziomie lokalnym prawo i procedury nie działają (…) duża ilość procedur jest fasadowa. To znaczy, istnieje tylko po to, żeby móc powiedzieć, że istnieje”.
Zarzuty te trudno odnieść realistycznie do stanu prawnego, skoro jedyna „procedura”, jaka wiąże się z wystąpieniem o dostęp do informacji publicznej to doręczenie wniosku (w dowolnej formie, przez kogokolwiek, bez konieczności uzasadniania), a w przypadku odmowy albo bezczynności organu wnioskodawca podjąć niezwłoczne działania.
W przypadku odwołania od decyzji – organ ma zaledwie sztywno zakreślony termin czternastu dni na rozpoznanie go. Wnioskodawca może także wnieść o ponowne rozpatrzenie sprawy. Wreszcie, istnieje możliwość skargi i kontroli sądowoadministracyjnej, gdzie ustawa również wyznacza terminy (np. termin 30 dni na rozpatrzenie skargi od dnia otrzymania akt wraz z odpowiedzią na skargę) zapobiegające nadmiernemu rozciąganiu procedury w czasie. I o ile owszem, fakt konieczności wytaczania tak ciężkich dział w celu uzyskania informacji publicznej może być uciążliwy, to sprowadzania całości do konkluzji o „niedziałaniu prawa” i „fasadowości procedur” nie znajduje pokrycia w rzeczywistości – właśnie z uwagi na wprowadzenie praw i procedur i ich funkcjonowanie, gwarantowane w dodatku przez system terminów i sankcji. Jeżeli w Polsce dostęp do informacji publicznej jest „fasadowy”, to jak skomentować tę kwestię w przypadku Luksemburga, czy Norwegii?
Wobec powyższego, bardzo zaskakujący jest zarzut pojawiający się na s. 35 raportu, gdzie przytaczana jest wypowiedź zawierająca wyrazy ubolewania w związku z obowiązkiem udostępniania informacji publicznej przez podmioty realizujące zadania publiczne: „[J]ak jest mała organizacja, typu (…), to oni muszą zamknąć się na wiele tygodni i w ogóle nie mogą nic innego robić, tylko próbować zbierać te informacje”.
Nie ulega wątpliwości, że konieczność odpowiadania na tego typu wnioski może być dla organizacji uciążliwością – chociaż w praktyce jest ona ograniczona przez przepisy szczególne ograniczające dostęp do informacji przetworzonej i przekształconej. Jest to jednak konsekwencja nie tylko istnienia prawa do dostępu do informacji publicznej, ale także równości wobec prawa – jedno i drugie jest nieodłączną składową demokratycznego państwa prawnego. Jeżeli dany podmiot spełnia kryteria z art. 4 ustawy o dostępie do informacji publicznej, to jest zobligowany przez prawo do jej udzielenia, a przepis ten funkcjonuje niezmiennie od dziesięcioleci.
Wskazana zasada działa zresztą w dwie strony: podmiot ten, jak każdy inny, sam również ma prawo występować o taki dostęp wobec innych organów, organizacji, czy instytucji. Udzielanie informacji publicznej jest uciążliwe również dla administracji publicznej. W każdym przypadku angażuje zasoby ludzkie, co ma wpływ na bieżącą, także ustawową działalność danego podmiotu. Jest to swoista „cena” realizacji wartości i zasad demokratycznych – nie wydaje się z resztą, aby była to cena wygórowana.
Procesy konsultacyjne i kondycja państwa
Raport Stowarzyszenia Klon/Jawor zawiera szereg zarzutów dotyczących pozorności i fasadowości procesów konsultacyjnych. Na jego s. 30 czytamy, że „[d]użym wyzwaniem dla organizacji rzeczniczych jest kształt procesów konsultacyjnych. Ich jakość jest oceniana nisko, zarówno przez organizacje identyfikujące się jako bliskie, jak i bardzo dalekie obecnej władzy. Krytykowana jest niejasność przebiegu procesu konsultacyjnego, jego tempo, brak transparentności oraz nieuwzględnianie głosu organizacji, który wybrzmiewa, np. w ciałach dialogu. To wszystko sprawia, że procesy konsultacyjne są postrzegane jako fasadowe”.
Trudno nie zgodzić się z tezą, że nie zawsze procesy konsultacyjne tworzonych aktów prawnych są traktowane przez decydentów poważnie. W zakresie problematyki procesów konsultacyjnych w wielu aspektach przestrzeń dyskusji jest jednak w Polsce znacznie szersza niż w innych państwach.
Wobec zaś zarzutów sformułowanych co do praktyki tworzenia rozwiązań legislacyjnych w Polsce i jej wpływu na stan aktywności rzeczniczej organizacji pozarządowych (s. 26 i n. raportu), nie ulega wątpliwości, że zarówno szybkie tempo stanowienia prawa, jak i zamieszczanie nowych przepisów w aktach prawnych niezwiązanych z tematyką danej regulacji, nie stanowią dobrych praktyk legislacyjnych i z pewnością nie sprzyjają włączaniu trzeciego sektora do procesu konsultacyjnego. Jako przykład zamykania się sfery publicznej na s. 29 raportu wskazuje się m.in. brak konferencji w Senacie, które „teraz się nie odbywają”. Cytowany respondent wskazuje, że „Senat wbrew pozorom nie pełni w tej chwili roli takiej izby, gdzie byłby tworzony dialog ze społeczeństwem obywatelskim (…)”.
Niezależnie od oceny trafności postawionego zarzutu, warto w tym miejscu przypomnieć, że większością głosów w Senacie dysponują od wyborów w 2019 r. ugrupowania opozycyjne wobec aktualnego rządu i to one kierują izbą.
Deficyty Rady Działalności Pożytku Publicznego
Wobec szeroko pojętej debaty społecznej i procesów konsultacyjnych warto odnieść się także do zawartych w raporcie uwag wobec Rady Działalności Pożytku Publicznego (RDPP). Z relacji cytowanych organizacji przebija się niezadowolenie z jej funkcjonowania, wręcz zarzut, że gremia takie jak RDPP „kanalizują rzeczniczą energię”, można odnieść wrażenie, że z perspektywy tych organizacji znaczenie rad może być wręcz ujemne. Być może dopiero mając styczność z organizacjami działającymi w państwach, gdzie gremiów na kształt RDPP w ogóle nie ma, udałoby się polskim organizacjom docenić tę formę dialogu i wyrażania stanowiska. Tymczasem w raporcie na s. 32 czytamy, że „[r]zecznictwo organizacji pozarządowych jest prowadzone m.in. w obrębie ciał dialogu społecznego, czyli platform do spotkań i dialogu organizacji pozarządowych z administracją publiczną na poziomie samorządu lub rządu. Przykładem takich gremiów jest Komisja Dialogu Społecznego czy Rada Działalności Pożytku Publicznego. Niektóre organizacje zwracają uwagę, że tego rodzaju gremia kanalizują rzeczniczą energię organizacji pozarządowych, ale jednocześnie nie prowadzą do realnych zmian. Ich funkcjonowanie jest bowiem podporządkowane celom władzy, decydentów, administracji publicznej, a nie celom organizacji”. Cytowany respondent wskazuje, że „Rada to jest tylko i wyłącznie organ doradczy władz. I głos niezależnych organizacji pozarządowych jest w pewnym sensie spychany. (…) Zbyt mocno uwierzyliśmy, że jeśli jest jakieś ciało i tam coś pada, to że coś się zadziało. A to tylko urzędnicy w jakimś tam wąskim gronie coś usłyszeli”. Z tak ujętych relacji i opisu autorów raportu wyłania się rzeczywiście obraz stosunkowo niekorzystny, można wręcz odnieść wrażenie, że RDPP to narzędzie stworzone doraźnie, by powstała reprezentacja podmiotów pozarządowych.
RDPP została utworzona dwie dekady temu na mocy ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie z 2003 r. Od tego czasu jej ranga nie zmalała – wręcz przeciwnie, od strony formalnej nawet wzrosła od kiedy stała się ona organem opiniodawczo-doradczym Przewodniczącego Komitetu ds. Pożytku Publicznego, a nie tylko jednego z ministrów kierujących działami administracji rządowej.
W kierunku dalszych badań organizacji rzeczniczych
Trudno nie zgodzić się z twierdzeniem kończącym raport, że „państwo demokratyczne powinno zapewniać warunki do niezagrożonego funkcjonowania także sprawczych organizacji rzeczniczych. Sprawcze podmioty promują mniej namacalne, ale za to kluczowe dla „rzeczy wspólnej”, jaką jest Rzeczypospolita, kategorie, takie jak dobro wspólne czy poszanowanie praw człowieka".
Wydaje się jednak, że realizacji tak zdefiniowanego celu w większym stopniu niż ogólne oceny dotyczące sytuacji politycznej może służyć identyfikacja konkretnych deficytów instytucjonalnych i prawnych, które stoją na przeszkodzie skutecznej realizacji przez organizacje ich funkcji rzeczniczej – a w tym aspekcie raport pozostawia niedosyt.
Tymoteusz Zych – menadżer organizacji trzeciego sektora z 19-letnim doświadczeniem, członek Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego i Rady Narodowego Instytutu Wolności. Doktor nauk prawnych i radca prawny.