Ponad rok od protestów po wyroku TK. Gdzie jesteśmy dzisiaj i co dalej? [komentarz Małgorzaty Leszko, Fundusz Feministyczny]
Wraz z tym, jak protesty w sprawie aborcji stawały się coraz mniej liczne, pojawiały się głosy rozczarowania, że strajk niewiele osiągnął, a energia protestu zgasła. Z naszego doświadczenia, z rozmów z feministkami działającymi w różnych miejscach w Polsce wynika jednak, że sztywny podział na działania „na proteście” i „poza protestem” jest pozorny.
Rok po największym strajku kobiet w październiku 2020 roku, stałyśmy z koleżanką z zespołu Funduszu Feministycznego w ciszy, w ciasnym przejściu chodnika pod siedzibą TK, w morzu zniczy i kartek „ani jednej więcej”. Śmierć Izabeli z Pszczyny – matki, siostry, córki, przyjaciółki – jest okrutna, bezsensowna, rozdziera nam serca i budzi naszą wściekłość. Szukając odpowiedzi na pytanie, co zmieniło się dzięki strajkom w sprawie legalnej i dostępnej aborcji, mimowolnie i natrętnie nasuwa nam się myśl o Izie – czy możemy mówić, że nasze protesty faktycznie coś dały, skoro jednej z nas nie ma już tutaj z nami? Podejmujemy jednak próbę spojrzenia z perspektywy czasu, a przede wszystkim – spojrzenia wprzód. Dzielimy się tym, jak widzimy sytuację po ponad roku od masowych protestów po ogłoszeniu wyroku TK w sprawie aborcji, co było w nich dla nas ważne oraz jakie działania uznajemy teraz za potrzebne.
Jako członkinie zespołu FemFundu jesteśmy w większości – pod wieloma względami dość uprzywilejowanymi – feministkami z Warszawy.
Nasza wiedza o feminizmie jest zarazem bezpośrednia, bo wynika m.in. z własnego zaangażowania w aktywizm, i zapośredniczona, bo równie cenną wiedzę otrzymujemy na co dzień od osób działających w całej Polsce, które wspieramy grantami Funduszu Feministycznego: feministek Głuchych, feministek uchodźczyń, feministek z Wiązownicy Kolonii, Hańska i Sułkowic. W tym tekście posiłkujemy się także tą wiedzą.
Gdzie jesteśmy dzisiaj?
Po pierwsze, protesty przyniosły powszechną i masową mobilizację – w całej Polsce, w wielkich i małych miejscowościach, w zakładach pracy, na uniwersytetach. Sprawiła ona, że nasza rzeczywistość „ufeministyczniła” się. Ruch feministyczny wcale nie jest niszą, obejmuje wiele kobiet i osób, praktycznie w całej Polsce. Rozmowy o aborcji, przemocy wobec kobiet, płci stały się częścią doświadczenia ogromnej części społeczeństwa, a udział w protestach i radykalne* feministyczne wartości – ważnym elementem tożsamości osób (co widać chociażby w powszechnie obecnych symbolach błyskawicy w oknach, profilówkach itp.).
Przełomowe w tych rozmowach było dzielenie się własnymi historiami aborcji: odzyskiwanie jej jako doświadczenia z życia, a nie tematu politycznych sporów. Jednym z najbardziej poruszających dla nas wydarzeń ubiegłorocznego strajku był Aborcyjny Coming-Out na rondzie pod Palmą w Warszawie (zorganizowany przez Aborcyjny Dream Team), gdzie osoby wykrzykiwały swoje aborcyjne historie we wspierającym je tłumie. To właśnie ten punkt marszu został zaatakowany przez nacjonalistyczne bojówki – bo wiemy i oni też wiedzą, że destygmatyzacja jest kluczem do dostępu do legalnej, bezpiecznej aborcji, na życzenie i bez wstydu.
Po drugie, to nagłe zaangażowanie w feminizm oznacza też, że wiele osób zetknęło się wtedy – czasem po raz pierwszy – z feministycznymi postulatami płynącymi z różnych stron i części ruchu: anarchofeminizmu, feminizmu socjalnego, antyfaszyzmu. Po raz pierwszy przy okazji dyskusji o aborcji przebiły się na większą skalę, do tzw. mainstreamu głosy samych kobiet i osób z niepełnosprawnościami. Pojawiły się inicjatywy, takie jak działania Pełnoprawnej, zwiększające dostępność walki o aborcję dla osób Głuchych i niepełnosprawnych (tłumaczenia PJM na protestach i live’ach, audiodeskrypcje treści dotyczących wyroku TK). Kobiety i osoby z niepełnosprawnościami zabierały głos w sprawie, w której często czują się traktowane instrumentalnie (co potwierdza opublikowany niedawno raport Aborcja bez barier). Na dużą skalę wybrzmiały wreszcie głosy osób transpłciowych, niebinarnych i queer, które również zachodzą w ciąże i potrzebują dostępu do aborcji. Postulat większej inkluzywności, zauważenia i uznania osób trans (a także ich feministycznej pracy!), wybrzmiewał w takich hasłach jak „piekło nie tylko kobiet” oraz „strajk osób z macicami”.
Dzięki pracy osób z niepełnosprawnościami i osób trans przestrzeń okołostrajkowa była miejscem oddolnej, społecznościowej edukacji. Niestety często towarzyszyły jej także backlash i uciszanie– transfobiczne oraz ableistyczne komentarze, ignorowanie lub wyśmiewanie tych potrzeb. Mimo to zmieniła się narracja okołoprotestowa: jest ona w większym stopniu tworzona przez osoby i grupy dotychczas wypychane na margines i uciszane, a przez to też bardziej bezkompromisowa.
Po trzecie, przez ostatnie lata, podczas protestów w sprawie aborcji (i nie tylko – bo władza dopuszcza się przemocy wobec kolejnych grup i wywołuje ich widoczny opór) dojmująca stała się ich intersekcjonalność: przenikanie się i łączenie różnych walk na rzecz sprawiedliwości społecznej. Na różnych protestach widzimy i wznosimy postulaty klimatyczne, prouchodźcze, socjalne, hasła queerowe i feministyczne.
Te wydarzenia organizują grupy współpracujące ze sobą (czego przykładem są m.in. ostatnie marsze w sprawie solidarności z uchodźcami i uchodźczyniami).
Trudno nie zauważyć, że bezkompromisowy język protestów po ogłoszeniu wyroku TK bardzo wiele zawdzięcza też młodym ruchom queerowym, w tym sierpniowym wydarzeniom na Krakowskim Przedmieściu po zatrzymaniu Margot. To tam przełamane zostały różne tabu dotyczące sposobów wyrażania gniewu, które potem widziałyśmy także w strajkach kobiet czy w akcjach bezpośrednich, takich jak zatrzymywanie homofobusów i płodobusów.
Osoby aktywistyczne wiedzą, że żeby przeciwstawić się przemocy, potrzebują wzajemnej solidarności i wspierania się w walce; a dzięki obecności na protestach i we wspólnych przestrzeniach – nawiązują relacje i coraz bardziej współpracują.
Te sojusze widzimy na protestach, ale i poza nimi, na co dzień w naszej pracy i działaniach grantobiorczyń Funduszu, np. gdy dzięki współpracy Bezpestkowych i Fundacji Różowa Skrzyneczka publikacje dotyczące zespołu MRKH (czyli wrodzonego braku lub niedorozwoju pochwy i macicy) dystrybuowane są w skrzyneczkach w całej Polsce.
Po czwarte, oddolna solidarność ma też bardzo praktyczne przejawy – mobilizacja społeczna po ogłoszeniu wyroku TK pokazała siłę oddolnych ruchów pomocy wzajemnej jako alternatywy dla systemowej przemocy. Ten „alternatywny obieg” to oczywiście Aborcja bez Granic, która w ciągu roku pomogła zorganizować aborcje dla ponad 34 tys. osób, w tym przerwać ciąże w zagranicznych klinikach ponad tysiącu osób w drugim trymestrze! Numer 22 292 25 97 wypisywany był na płotach, murach, rozklejany na słupach, publikowany także w tradycyjnych mediach. Mowa też o kolektywie Dzień Po (dzienpo@riseup.net), który zapewnia dostęp do antykoncepcji awaryjnej. Osobom zatrzymywanym przez policję pomaga kolektyw antyrepresyjny Szpila, pojawia się ciepła herbata od Protestea, a oczy piekące od gazu rozpylanego przez policję opatrują wolontariusze-ratownicy… To tylko kilka przykładów – dzisiaj siłę tych oddolnych sieci pomocy widzimy także w akcjach wspierających osoby uchodźcze torturowane na polsko-białoruskiej granicy.
Co dalej?
Wraz z tym, jak protesty w sprawie aborcji stawały się coraz mniej liczne, pojawiały się głosy rozczarowania, że strajk niewiele osiągnął, a energia protestu zgasła. Z naszego doświadczenia, z rozmów z feministkami działającymi w różnych miejscach w Polsce wynika jednak, że sztywny podział na działania „na proteście” i „poza protestem” jest pozorny. Fala gniewu rośnie, nie zatrzymała się – po prostu rozlewa się inaczej.
Wiele grup i osób, które poznało się i zaktywizowało w 2020 r. wokół dostępu do aborcji, teraz działa w inny sposób, szukając własnych form aktywizmu.
W tym takich, które dają szansę na zmianę dla konkretnych kobiet i osób w ich społecznościach, które są dostosowane do lokalnego kontekstu, najbardziej palących potrzeb. Tworzą sieci wsparcia – pomoc wzajemną w mikro skali: to kręgi kobiet dla matek, fundusz wsparcia dla transpłciowych kobiet, lokalne spotkania o przeciwdziałaniu przemocy, edukacja seksualna dla nastolatek, warsztaty WenDo dla kobiet na wsi, programowanie dla dziewczynek, wsparcie bezpośrednie osób pracujących seksualnie… Nie znaczy to, że osoby te odwróciły się od feministycznej rewolucji, przeciwnie – po prostu robią ja także na swoim podwórku, odwołując się do innych (różnych) strategii. Równolegle często nadal biorą udział w protestach lub je współorganizują.
Dlatego potrzebujemy przede wszystkim wspierać oddolnie działające grupy i organizacje, które budują zróżnicowany ruch feministyczny. To one mają największą wiedzę o tym, co jest potrzebne, co „wrze” w tym momencie ich otoczeniu; to one mają zaufanie i dostęp do języka, którym mówią ich społeczności. Jako mieszkanki, lokalne liderki swoimi działaniami zmieniają postrzeganie postulatów feministycznych i samego feminizmu. Wreszcie to one jako pierwsze reagują zwykle na kryzysy społeczne. A jednak obecnie grupy nieformalne mają najtrudniejszy dostęp do pieniędzy w ramach tzw. III sektora. Potrzebujemy więc takiego modelu finansowania, który zauważy kolektywy działające poza formalnie zarejestrowanymi organizacjami.
Potrzebujemy niezależnej, feministycznej filantropii, która będzie faktycznie wspierać aktywistki i aktywistki, opierając się na zaufaniu do ich wiedzy, diagnozy, sposobu działania. Chodzi przy tym nie tylko o pieniądze – w aktywizmie równie ważnym zasobem są kontakty, wsparcie w kryzysowych sytuacjach, dostęp do wiedzy i narzędzi radzenia sobie z konfliktami w grupie, z wypaleniem (które naturalnie pojawiają się w grupach działających pod dużą presją, mierzących się z dyskryminacją) – a więc tworzenie społeczności.
Oprócz tego, potrzebujemy uznania nie tylko dla tej codziennej pracy, która chętnie porównywana jest do pozytywistycznej „pracy organicznej”, „pracy u podstaw”, choć tak naprawdę ma więcej wspólnego ze starą jak świat samopomocą.
Potrzebujemy na równi uznania dla rewolucyjnych, radykalnych haseł i działań na ulicy, dla zbiorowego przeżywania gniewu i rozpaczy. Są to tak naprawdę dwie strony i dwa momenty jednej rewolucji – przeciwstawianie ich sobie, w tym zwłaszcza unieważnianie języka protestu jako „wulgarnego”, „agresywnego”, uciszanie nas i dyscyplinowanie – nie służy głębokiej feministycznej zmianie. Służy utrzymaniu status quo.
Potrzebujemy także spotkań i przestrzeni, które zwiększają pojemność na różnicę w ramach ruchu feministycznego, pozwalają zobaczyć się różnym osobom i lepiej zrozumieć wzajemne potrzeby i postulaty. W takich spotkaniach (jak np. Kongres Feministyczny, lokalne manify i lokalne marsze równości, współtworzone przez różne środowiska) rozwija się radykalna solidarność, niezbędna, by budować szeroki ruch na rzecz głębokiej zmiany i walki z kapitalizmem, patriarchatem i rasizmem.
Ponadto potrzebujemy uznać i rozpoznać, że aktywizm, w który zaangażowały się tysiące osób w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat, wiąże się też z ryzykiem zmęczenia, wypalenia, silnego stresu, a więc też z potrzebą zadbania o zdrowie psychiczne, o regenerację i wytchnienie. To zadanie nie może być odpowiedzialnością indywidualną – to jest nasze wspólnie zadanie. Twórzmy takie organizacje i kolektywy, w których jest miejsce nie tylko na intensywną pracę na rzecz zmiany, ale i na dbanie o siebie nawzajem.
Wreszcie, potrzebujemy jeszcze więcej feminizmu: w swoich codziennych praktykach, w przestrzeni publicznej, w rozmowach z bliskimi, na ulicach, w pracy – wszędzie.
* Słowa „radykalny” używam w pierwotnym znaczeniu, chcąc je odzyskać – jako dążenie do zasadniczej, głębokiej zmiany; zmiany, która sięga źródeł niesprawiedliwości i której nie osiągniemy półśrodkami, bo te oznaczają feminizm tylko dla wybranych, np. lepiej sytuowanych, białych hetero i cis kobiet z globalnej Północy)
Małgorzata Leszko - członkini Funduszu Feministycznego
Fundusz Feministyczny to jedyna instytucja w Polsce, która wspiera wyłącznie działania realizowane przez kobiety, dziewczyny, osoby transpłciowe, niebinarne i queer z całego kraju. Zmieniamy świat, by każda z nas była wolna, bezpieczna i mogła decydować o sobie - niezależnie od miejsca zamieszkania, pochodzenia, statusu materialnego, koloru skóry, stopnia sprawności, tożsamości płciowej czy orientacji psychoseksualnej. Współtworzymy różnorodną feministyczną wspólnotę, w której osoby aktywistyczne solidarnie dzielą się pieniędzmi na oddolnie działania i współdecydują o tym, które grupy otrzymują wsparcie FemFundu. Łączymy osoby, które dążą do wyzwolenia wszystkich istot i planety. Praktykujemy feministyczną filantropię.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.