Adela Gąsiorowska: Protesty. Zapowiadana rada konsultacyjna – jaka powinna być?
Uczestnicząc w protestach, które opanowały ulice po ogłoszeniu oświadczenia tzw. Trybunału Konstytucyjnego wiele z nas, młodych, może poczuć niespotykaną dotąd w życiu atmosferę kształtowania się nowego, wykraczającego poza podziały, ruchu społecznego. Inne organizowane po 2015 roku, nawet bardzo liczne protesty, były zawsze związane z określonymi grupami i ich postulatami. Tym razem, grupy te – od feministek po rolników, od społeczności LGBT+ po obrońców demokracji – protestują wspólnie.
W przeciwieństwie do „ruchów społecznych”, które planowali powołać liderzy partii opozycyjnych, kształtujący się ruch wydaje się nie tylko mieć ogromną siłę, ale też być prawdziwie oddolny i społeczny. Pytanie jednak, jak długo utrzyma się zaangażowanie jego uczestniczek i uczestników?
Postulaty
W pierwszej kolejności warto zastanowić się, co połączyło tak różne środowiska. Główne hasła protestów jasno wskazują, że ich mocą napędową jest przede wszystkim niechęć do PiSu, Konfederacji, Kościoła Katolickiego i związanych z nimi osób.
Na protestach są oczywiście obecne również hasła sprzeciwiające się zaostrzeniu prawa aborcyjnego, czy inne postulaty ruchu pro choice, jednak jest odczuwalne, że najbardziej nośne, podchwytywane przez największą część uczestniczek są hasła nie skierowane ZA tymi postulatami, a PRZECIW ekipie rządzącej i środowiskom skrajnie prawicowym.
Tradycyjnie już, wulgarny charakter haseł został skrytykowany zarówno przez przeciwników, jak i niektórych „sojuszników” protestujących.
Nie zgadzając się z tymi głosami i podkreślając nasze prawo do posługiwania się w obecnej sytuacji dosadnym językiem, warto jednak zwrócić uwagę na to, że nie tyle wulgarność, co raczej wspomniany wyżej destruktywny, a nie konstruktywny charakter tych haseł może budzić obawy.
Po pierwsze, nawet gdyby udało się w najbliższym czasie spełnić główny postulat protestujących, czyli doprowadzić do dymisji rządu, niekoniecznie prowadziłoby to do realizacji innych postulatów. Obecnie w korzystnych dla opozycji sondażach nadal zwyciężają partie umiarkowanie konserwatywne, co daje dość słabe szanse realizacji po przyspieszonych wyborach daleko idących postulatów dotyczących praw kobiet i osób LGBT+ oraz rozdziału państwa i kościoła.
Po drugie, to czy i kiedy dojdzie do dymisji rządu jest zupełną niewiadomą. Rozwój pandemii i zapewne związany z nią lockdown, groźby zwiększenia reakcji siłowej państwa oraz mobilizacja bojówek skrajnej prawicy i kiboli może oznaczać, że walka o osiągnięcie postulatów będzie trwać jeszcze długo. Nie wiadomo zaś jak długo uda się zapewnić masową mobilizację „zwykłych obywatelek”, niezrzeszonych w żadnych organizacjach społecznych.
Zarówno wygrana opozycji niezainteresowanej realizacją postulatów protestujących, jak i tymczasowe stłumienie protestów przez władzę może więc skutkować frustracją ich uczestniczek i spadkiem zaangażowania społecznego.
Trafionym w dziesiątkę posunięciem liderek protestów było więc ogłoszenie we wtorek postulatów ruchu oraz zapowiedź utworzenia rady konsultacyjnej, która będzie „pracować nad tym, jak posprzątać burdel, który urządził PiS".
Rada konsultacyjna
Ogłoszenie konkretnych, konstruktywnych postulatów i zapowiedź utworzenia rady może, w przypadku odbycia się przyspieszonych wyborów, znacząco wzmocnić pozycję negocjacyjną ruchu wobec kandydatów/kandydatek i nowo wybranej władzy, a tym samym zwiększyć szanse na realizację tych postulatów.
Jeżeli natomiast obecnej władzy uda się tymczasowo stłumić protesty, rada będzie mogła pełnić funkcję zaplecza intelektualnego ruchu, co umożliwiłoby podtrzymać zaangażowanie społeczne jego uczestniczek oraz pozwoliłoby im skupić się na dążeniu do konstruktywnych celów.
Na razie liderki protestów nie ogłosiły, jaka ma być struktura i skład osobowy rady. Można więc zastanowić się, jaka rada powinna być, aby sprawdziła się najlepiej jako reprezentacja lub zaplecze intelektualne ruchu. W mojej ocenie powinna być ona przede wszystkim:
Po pierwsze: społeczna – na pewno udział w radzie byłby bardzo atrakcyjny dla działaczy i działaczek opozycji, jednak w jej skład nie powinny wchodzić osoby reprezentujące partie polityczne, ale raczej przedstawiciele/ki organizacji społecznych (w tym grup nieformalnych). Pomimo ograniczania praw obywatelskich, Polska pozostaje w najgorszym razie „wyborczym autorytaryzmem”, w związku z czym polityczki i politycy opozycji liczą się w swoich działaniach z perspektywą startu w kolejnych wyborach. Ich udział w radzie rodziłby więc ryzyko, że ich nadrzędnym celem będzie utrzymanie zaufania partii i wyborców, przez co osiąganie konsensusu w radzie byłoby z góry utrudnione.
Ponadto myśląc bardziej perspektywicznie, wejście w skład rady nie polityków, ale osób z organizacji społecznych byłoby znaczącym krokiem w kierunku budowania społeczeństwa obywatelskiego po kolejnych wyborach.
Po drugie: reprezentatywna – zapełnienie rady przedstawicielkami ruchu feministycznego czy innych zaprzyjaźnionych środowisk jest na pewno bardzo kuszącą opcją, jednak
aby utrzymać szerokie poparcie społeczne, powinno się w niej znaleźć miejsce także dla środowisk, które dołączają do protestów, mimo że różnią się światopoglądowo od ich inicjatorek (np. organizacji broniących demokracji i praworządności, przedsiębiorców, pracowników, rolników).
Rada mogłaby wtedy pełnić dodatkowo funkcję zbudowanej oddolnie platformy współpracy społecznej, która o dziwo, mimo trwających od pięciu lat protestów nadal nie powstała.
Po trzecie: wybrana w sposób demokratyczny – kluczowym problemem jest ustalenie sposobu wyłonienia składu rady tak, aby był jak najbardziej demokratyczny. W obecnych warunkach nie jest oczywiście możliwe, ani nawet celowe, przeprowadzenie do niej powszechnych wyborów, jednak jej skład nie powinien też zależeć od uznania wąskiej grupy osób. Dobrym pośrednim rozwiązaniem byłoby np. umożliwienie zgłoszenia się do niej wszystkim zainteresowanym organizacjom społecznym. Jeżeli zaś okazałoby się, że zgłoszonych osób jest zbyt wiele, aby móc sprawnie pracować, mogłyby one wybrać spośród siebie ostateczny skład rady albo tworzyć jej rozszerzony skład, a wybrać spośród siebie prezydium pełniące funkcje operacyjne.
Wybór tego albo innego demokratycznego rozwiązania po pierwsze uniemożliwiłby podważanie legitymacji rady do reprezentowania ruchu, a ponadto pozwoliłby uniknąć potencjalnych konfliktów wewnątrz środowiska, wynikających z tego, że niektóre osoby dostały zaproszenie do rady, a inne nie.
Jeżeli w pracach rady rzeczywiście będą brać udział przedstawicielki i przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego, odpowiedzialność za sukces powstającego ruchu w dużej mierze spoczywać będzie na organizacjach społecznych. Niezależnie od jednak tego, naszą odpowiedzialnością jest również podtrzymywanie zaangażowania społecznego poprzez inicjowanie oddolnych konstruktywnych działań na rzecz realizacji postulatów protestu, a także zachęcanie niezrzeszonych do tej pory obywatelek do samoorganizacji.
Zmobilizowane społeczeństwo może mieć bowiem ogromną siłę, jednak nawet największy protest nie zastąpi samoorganizacji, a determinacja protestujących do odsunięcia rządzących od władzy nie zastąpi pracy na rzecz realizacji postulatów protestu.
Jeżeli więc chcemy, aby po zmianie władzy postulaty te zostały w pełni zrealizowane, a społeczeństwo obywatelskie miało rzeczywisty wpływ na rządzących, nie możemy ograniczać się do minimum i pozostawiać reszty w rękach polityków. W przeciwnym razie jedyne, co zmieni się po wyborach, to osoby pełniące funkcje publiczne, do których za kilka lat będziemy krzyczeć to samo, co dziś krzyczymy do polityków PiS-u.
Adela Gąsiorowska – prawniczka, specjalizuje się w tematach partycypacji obywatelskiej, współpracy publiczno-społecznej oraz działaniu organizacji społecznych. Doktorantka na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Członkini Stowarzyszenia Nasze Imaginarium i OZZ Inicjatywa Pracownicza.