Marząc o mieście pieszym. Refleksje z przebudowy placu Pięciu Rogów [felieton Orchowskiej]
Remont placu Pięciu Rogów był dobrą okazją do stworzenia nowej przestrzeni publicznej wysokiej jakości – bez betonu, z dużą ilością zieleni. Wydaje się, że ta okazja została stracona.
Na początku lipca zakończony został trwający ponad rok remont styku ulic Chmielnej, Szpitalnej, Kruczej, Zgody i Brackiej w Warszawie. 22 drzewa, betonowe płyty, fontanna mylona ze studzienką kanalizacyjną. Witamy na placu Pięciu Rogów.
Plac dla mieszkańców
Wystarczy spędzić kilkanaście minut na placu Pięciu Rogów, by zorientować się, że to okolica wybitnie piesza. Nie sposób zliczyć osób przetaczających się z jednego końca Chmielnej na drugi, ze Szpitalnej na Kruczą, ze Zgody na Bracką. Tłum jest żywiołowy – jest tam młodzież sącząca bąbelkową herbatę przez plastikowe słomki, są fani markowych sneakersów w nocnych kolejkach, są też starsi mieszkańcy Śródmieścia na spacerze. Czasem ktoś przemknie na hulajnodze elektrycznej lub rowerze Veturilo. Jest to centralnie zlokalizowana przestrzeń, która ma potencjał stać się wizytówką stolicy.
Z podobnego założenia wyszły władze Warszawy ogłaszając na początku 2021 roku przebudowę placu. Cel był prosty: przeistoczyć plac z miejsca tranzytowego w tętniącą życiem przestrzeń publiczną. Nowa nawierzchnia z wysokiej jakości materiałów miała nie tylko cieszyć oko przechodnia, lecz również chronić system korzeniowy drzew. Fontanna dawać schłodzenie podczas upalnych dni. Ławki zapewniać możliwość relaksu i odpoczynku. Plac miejski z prawdziwego zdarzenia.
Plac rozkopany
Pierwszym krokiem ku tej wizji było – rzecz jasna – rozpoczęcie prac remontowych. Niedługo później stało się jasne, że remont nie zakończy się szybko. Prace przeciągały się, trwały miesiącami. Stały się nawet inspiracją do badań. Studentki Studiów Miejskich na Uniwersytecie Warszawskim analizowały wpływ robót budowlanych na funkcjonowanie mieszkańców miasta właśnie na przykładzie placu Pięciu Rogów. Wniosek był prosty – remont tak się dłuży, że zaczyna być traktowany jako coś oczywistego. „Tutaj jest zawsze remont, nie wiem, czy zauważyliście?” – mówili mieszkańcy, przemykając pospiesznie przez plac.
Im dłużej trwał remont, tym bardziej rosły oczekiwania. Kiedy na początku lipca prezydent Rafał Trzaskowski otworzył oficjalnie nowy plac, widok – mówiąc oględnie – entuzjazmu nie wzbudził. Oczom mieszkańców ukazały się betonowe płyty i ławki stojące w pełnym słońcu. Kałuża na środku placu (mylona przez niektórych ze studzienką kanalizacyjną) okazała się być obiecywaną fontanną. Trwogę wzbudziły zaparkowane na środku placu samochody – a przecież miał on być zamknięty dla aut.
Długo wyczekiwany plac dla wielu okazał się rozczarowaniem.
Plac przyszłości
Nie sposób podważyć słuszności kierunku zmian – postulaty miasta pieszego, przyjaznego mieszkańcom i zielonego są bliskie mojemu sercu. Jednak doświadczenie placu Pięciu Rogów skłania do postawienia pytania – czy nie stać nas na więcej?
Jak to się stało, że po prawie półtora roku remontu i wydanych prawie 15 milionach złotych mamy do czynienia z kolejnym przykładem betonozy?
Remont placu Pięciu Rogów był dobrą okazją do stworzenia nowej przestrzeni publicznej wysokiej jakości – bez betonu, z dużą ilością zieleni. Wydaje się, że ta okazja została stracona. A centrum Warszawy czekają kolejne zmiany – przebudowywana ma być ulica Chmielna, Zgoda, czy Krucza. Najwyższy czas poważnie zastanowić się nad tym, co rozumiemy pod hasłem miasta przyjaznego. Masywne, betonowe płyty chodnikowe, czy trawniki i drzewa? Moim zdaniem wybór jest prosty.
Justyna Orchowska – socjolożka, aktywistka miejska. Pracuje w Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG na Uniwersytecie Warszawskim. Członkini Stowarzyszenia „Miasto jest Nasze”.
Źródło: własna
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.