Na Pradze zjesz tanio, a przy okazji pomożesz innym. Gdzie? W Kuchni Czerwony Rower przy ul. Targowej 82.
Tanio, zdrowo, nostalgicznie
Idea Kuchni Czerwony Rower z miejsca podbiła Internet. I nie tylko. Choć stołówka na warszawskiej Pradze Północ działa zaledwie od połowy czerwca, dziennie przychodzi tu 100-150 osób. Kiedy dzwonię umówić się na spotkanie, pani Basia, szefowa kuchni, jest lekko oszołomiona liczbą chętnych na rozmowę dziennikarzy. – Ale niech pani przyjdzie, zapraszam. Dziś mamy pyszne gołąbki. Gołąbki rzeczywiście smakują świetnie, a kosztują zaledwie 6 zł. W zestawie dostaję jeszcze kompot. Zupę mogę zjeść za 3 zł. Do wyboru chłodnik albo ogórkowa.
– Odwołujemy się do smaków nostalgicznych. Preferujemy warzywa, ale w sobotę zawsze jest u nas prawdziwy schabowy – mówi Anna Machalica ze Stowarzyszenia Otwarte Drzwi, które otworzyło jadłodajnię. – Przyjęliśmy zasadę zdrowego i smacznego żywienia. Nie ma u nas sztucznych dodatków, nie używamy veget czy innych polepszaczy. Nie stosujemy też chemicznych środków czystości. Staramy się, żeby było smacznie, domowo i podane z sercem. Bo w kuchni najważniejsze jest serce – podkreśla.
Stowarzyszenie Otwarte Drzwi działa od 20 lat. Jego misją jest wspieranie osób wykluczonych, czyli niepełnosprawnych, bezdomnych, bezrobotnych, ubogich, dłużników, ofiar przemocy. – Trwałym elementem naszych programów, które kierujemy do osób dotkniętych wykluczeniem, jest praca – mówi Anna Machalica. Jeśli kogoś przyjmujemy do programu, to od razu angażujemy w zajęcia, które mają na celu sprawdzenie potencjału danej osoby. Tutaj każdy może poznać siebie, zdobyć świadomość swoich możliwości, ale też ograniczeń, a to nie ma ceny – dodaje.
Terapia przy obieraniu ziemniaków
Pani Basia trafiła do Stowarzyszenia w trudnym momencie życiowym. Po śmierci męża została sama z dwójką dzieci i długami. Sytuacja ją przerosła, przyszła depresja. – Na szczęście trafiła do nas – mówi Anna Machalica. Dziś to ona rządzi w kuchni. – To taka solidna „baba” z Pragi. Bardzo pracowita, ambitna – mówi o niej Anna.
Zamówienia wydaje Damian – młody uśmiechnięty chłopak. Trudno się domyślić, że jest bezdomny. Wychowywał się w domu dziecka. Po skończeniu 18 roku życia wylądował na bruku. Tak trafił do Domu Rotacyjnego prowadzonego przez Stowarzyszenie Otwarte Drzwi. Mieszka w nim rotacyjnie ok. 100 mężczyzn (rocznie) w wieku od 18 do 35 lat, pozbawionych dachu nad głową.
W Kuchni Czerwony Rower na stałe pracuje też inny mieszkaniec Domu – Nemal ze Sri Lanki. Zajmuje się wszystkim: myje, sprząta, kroi. Pani Basia nie może się go nachwalić za pracowitość. Niedawno dostał decyzję o przyznaniu mieszkania, cieszy się jak dziecko. Chce pracować i żyć w Polsce.
W stołówce pomagają też inni uczestnicy programów Stowarzyszenia, a także sami pracownicy. – Tu, w kuchni, bywają okresy napięć i od razu wychodzi cała prawda, kto ma jaki charakter – mówi Anna Machalica. – Kto jest wytrwały, kulturalny, kto jest szybki albo kto ma jakie ograniczenia. Kto potrafi sobie poradzić w ekstremalnych sytuacjach, a kto wymięka. Dzięki temu mamy podstawę do diagnozy i prognozowania rozwoju zawodowego naszych podopiecznych.
Metoda obserwacji uczestniczącej nie ma ceny – dodaje Anna. Damian na przykład początkowo w kuchni radził sobie słabo. Nie szło mu przy obieraniu ziemniaków ani przy smażeniu. Dopiero po kilku próbach okazało się, że Damian sprawdza się świetnie, wydając obiady i że ma predyspozycje do zawodu kelnera.
– Potrafi się uśmiechnąć, porozmawiać, jest lubiany przez klientów – mówi pani Anna. Stowarzyszenie pomaga takim osobom znaleźć pracę. Damian próbował pracować w McDonaldzie, ale okazało się, że musiał tam nosić ciężkie skrzynki, a jego stan zdrowia na to nie pozwala. – Poza tym nie była to praca rozwojowa, a takiej szukamy dla naszych podopiecznych – dodaje pani Anna.
– Może tajemnicy nie odkryję, ale godziny spędzone w kuchni to najlepsze godziny terapeutyczne – mówi. – Żaden gabinet psychologiczny nie przynosi tak wspaniałych efektów . Przy obieraniu ziemniaków toczą się najciekawsze rozmowy świata – podsumowuje. A poza tym satysfakcja, akceptacja i uznanie ze strony gości jest najlepszym „lekiem” w procesie „wychodzenia z cienia”. Właśnie to buduje w człowieku wiarę we własne siły, poczucie sprawczości – podkreśla.
Zarabianie z misją
Oprócz misji do Kuchni Czerwony Rower przyciąga też przystępna cena serwowanych dań. Tanio jest z kilku powodów: wiele produktów kuchnia dostaje za darmo od rolników, którzy przekazują to, czego np. danego dnia nie udało im się sprzedać. Kuchnia nie produkuje też odpadków. – Mamy dwa pieski, które je zjadają, a odpadki warzywne kompostujemy – tłumaczy Anna Machalica.
Lokal, w którym mieści się stołówka, Stowarzyszenie wynajmuje od miasta na preferencyjnych warunkach. Niska cena przyciąga klientów, zwłaszcza młodych. – Kuchnia ujawniła problem ubóstwa młodej inteligencji polskiej – mówi Anna Machalica. – Młodzi pracują na śmieciówkach, muszą wynająć mieszkanie albo spłacać kredyt i potem na życie zostaje im bardzo mało pieniędzy – dodaje.
– Kuchnia przyciągnęła młodych ludzi na dorobku, też tych, którzy przywiązują wagę do żywienia. A najbardziej cieszy widok dzieci, które nie grymaszą i nie zostawiają nic na talerzu – mówi pani Anna.
Nie tylko młodzi borykają się z problemami finansowymi. Stowarzyszenie Otwarte Drzwi również. Pomysł na własną kuchnię zrodził się także po to, by im zaradzić. – Jesteśmy dużą organizacją, a w miarę jak NGO rośnie, rosną również koszty jego utrzymania – tłumaczy pani Anna. Granty nie mogą pokrywać i nie pokrywają wszystkich kosztów. Fundraising też nie przynosi znaczących efektów. Nie mamy w swoim gronie ani Owsiaka, ani Dymnej, ani nie zabiegamy o tego rodzaju popularność.
– Osobiście zżymam się na taki prosty charytatywny przekaz do społeczeństwa. Dziecko płaczące na bilbordzie to bardzo niedobry chwyt – podkreśla pani Anna. Stąd pomysł na jadłodajnię, która z jednej strony wypełniałaby misję Stowarzyszenia, a z drugiej – pracowała na siebie.
Jadłodajnia nie tylko jest samowystarczalna finansowo, ale przynosi też dochód. – Łatwo policzyć, że jeśli dziennie przychodzi do nas ok. 100 osób, a dwudaniowy obiad kosztuje 12 zł, to wcale nie jest mało pieniędzy – mówi Anna Machalica. – Naszych gości przyciąga jakość jedzenia, do której przywiązujemy ogromną wagę. Poza tym mamy niższą stawkę czynszu, a w kuchni wolontariacko pomagają członkowie Stowarzyszenia – dodaje.
Pracownicy kuchni otrzymują wynagrodzenie. Na razie pracują w ramach stażów, a ich pensje, np. osób z niepełnosprawnością, pokrywa dofinansowanie z PFRON. Po okresie stażowym kuchnia zatrudni kilka z nich na normalnych zasadach.
Wszystkie zarobione pieniądze przekazywane są na cele statutowe Stowarzyszenia. Jadłodajnia powadzi również usługi cateringowe i pani Anna liczy, że to właśnie one zapewnią większy dochód i zysk. W planach jest też otwarcie kawiarni na podobnych zasadach w należącej do Stowarzyszenia śródmiejskiej Galerii Apteka Sztuki przy Alei Wyzwolenia oraz własne gospodarstwo rolne.
Źródło: warszawa.ngo.pl