„Nie odpuścimy naszej wizji Gruzji” – jak opresja budzi opór [wywiad]
Gruzińskie Marzenie krok po kroku demontuje demokrację, a społeczeństwo obywatelskie staje przed największym wyzwaniem w swojej historii. Salome Chagelishvili, feministyczna aktywistka z Tbilisi, opowiada, jak władza próbuje uciszyć aktywistki i aktywistów, dlaczego Gruzja nie zrezygnuje z Europy i jak opresja władzy paradoksalnie mobilizuje do działania.
Magdalena Pocheć: – Sytuacja w Gruzji niestety wciąż się pogarsza. Gruzińskie Marzenie pod przywództwem powiązanego z Rosją oligarchy Bidzina Iwaniszwili konsekwentnie i zdecydowanie demontuje demokrację i krok po kroku wprowadza autorytarny reżim. Najpierw rozprawia się z organizacjami społeczeństwa obywatelskiego i niezależnymi mediami poprzez ustawę o zagranicznych agentach, potem uderza w społeczność LGBT (wzorowany na Rosji zakaz tzw. propagandy homoseksualizmu), wreszcie bezwstydnie fałszuje wybory parlamentarne. Wszystko to przy masowym oporze ze strony obywatelek i obywateli. Salome, czy spodziewałaś się zawieszenia negocjacji z Unią Europejską właśnie teraz?
Salome Chagelishvili: – To właściwie logiczna kontynuacja wysiłków Gruzińskiego Marzenia, które od dwunastu lat dąży do wyraźnego zwrotu politycznego. Jego zwiastuny były widoczne już w 2019 roku, gdy w czerwcu w Tbilisi miały miejsce obrady Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławia. Podczas inauguracji zjazdu w parlamencie gruzińskim, Sergei Gavrilov – członek Komunistycznej Partii Rosyjskiej przemawiał w języku rosyjskim z miejsca, które zarezerwowane jest tradycyjnie dla gruzińskiego premiera. Ten symboliczny gest wywołał oburzenie i sprzeciw po stronie społeczeństwa obywatelskiego. Już wtedy doszło do masowych protestów przeciwko Gruzińskiemu Marzeniu. Te wydarzenia w najnowszej historii Gruzji znane są jako Noc Gavrilova.
Kilka miesięcy temu Gruzińskie Marzenie wprowadziło prawo, które nakłada obowiązek rejestrowania się jako podmiot reprezentujący wpływy zagraniczne, w przypadku gdy przychody organizacji z zagranicznych grantów przekraczają 20%. Jak wpłynęło to na organizacje pozarządowe?
– Sytuacja wygląda nieco inaczej niż się tego spodziewałyśmy. Gdy wprowadzano ustawę o zagranicznych wpływach, władza upierała się, że jest to niezbędne dla ochrony bezpieczeństwa narodowego Gruzji. Liczyłyśmy się z tym, że nowe prawo będzie rygorystycznie egzekwowane. Tymczasem tak się nie stało, przynajmniej na razie.
Nowe prawo dotyczy 99,9% organizacji społeczeństwa obywatelskiego, czyli rejestracji powinno dokonać ok. 30 tysięcy podmiotów. Deadline upłynął 3 września. Kara za niedotrzymanie terminu to grzywna w wysokości 25 000 lari (ponad 36 tys. zł – przyp. aut). Jak dotąd zrobiło to zaledwie kilkaset organizacji, głównie tzw. GO-NGOs. GO-NGOs funkcjonują głównie w autorytarnych kontekstach – to organizacje, które podają się za NGOsy, ale w praktyce są bezpośrednio powiązane z władzą i realizują jej interesy.
Na rejestrację zdecydowały się także niektóre organizacje, które świadczą bezpośrednie wsparcie osobom najbardziej potrzebującym. Dotyczy to np. dostarczania leków stosowanych w terapii pacjentek i pacjentów żyjących z HIV. Organizacje pomocowe kierowały się interesami swoich podopiecznych. Nie chciały w żaden sposób ryzykować ciągłości swojej pracy kosztem społeczności, które znajdują się w trudnym położeniu.
Upłynęły cztery miesiące od wyznaczonego terminu, a jak dotąd żadna z organizacji nie została ukarana grzywną. Skąd ten brak konsekwencji?
– To może być spowodowane brakiem wewnętrznych zasobów, by zająć się tą sprawą w okresie okołowyborczym. Jesteśmy w zawieszeniu, spodziewamy, że prędzej czy później zostaniemy ukarane grzywną. Znajdujemy się akurat w nielicznym gronie organizacji, które są w stanie sprostać temu finansowo (chodzi o Women’s Fund in Georgia – przyp. aut). Jednak zdecydowana większość organizacji nie posiada takich pieniędzy. To może oznaczać ich koniec.
Niektóre organizacje zawczasu zerują swoje konta bankowe. Inne rejestrują się poza Gruzją, np. w Estonii ze względu na to, że można to zrobić online. Jednak prawda jest taka, że żadna ze strategii nie jest w stanie skutecznie nas uchronić przed represjami ze strony władzy.
Gruzińskie Marzenie nie będzie przebierało w środkach, by uciszyć społeczeństwo obywatelskie. To prawo zostało celowo wprowadzone przed wyborami parlamentarnymi, by utrudnić ich obserwację. Przyniosło jednak odwrotny skutek.
W Gruzji istniały cztery organizacje społeczeństwa obywatelskiego, które obserwowały wybory. W tym roku było ich 30. Wydaje mi się, że gdyby nie afera z ustawą o zagranicznych wpływach, Gruzińskie Marzenie z łatwością wygrałoby wybory. Wygląda na to, że nie doszacowali reakcji po stronie społeczeństwa obywatelskiego.
Nasza strategia to bojkot nowej ustawy i kontynuacja działania na swoich zasadach.
Problem nie polega wyłącznie na tym, że otrzymanie łatki zagranicznego agenta za pracę na rzecz zmiany społecznej jest uwłaczające, lecz na tym, że władza zyskuje dostęp do wielu wrażliwych danych o konkretnych osobach.
Jeśli odmówisz ujawnienia jakichś informacji, np. dotyczących orientacji seksualnej czy wyznania, możesz zostać ukarana grzywną w wysokości 5 tys. lari (to ponad 7 tys. zł – przyp. aut). Nie ma przy tym żadnych limitów. Jeśli zaczną cię wypytywać o jakąś osobę i zadadzą sto pytań, a na żadne z nich nie odpowiesz, to grzywna może być wielokrotna. W ten sposób zmuszą cię do współpracy. Radio Wolna Europa/Radio Swoboda, które działało w Rosji w analogicznym otoczeniu prawnym posiada dług w postaci 80 miliardów dolarów. To pokazuje, jakie jest ryzyko.
Niestety prawo o zagranicznych agentach to nie jedyne zagrożenie. W sierpniu przyjęto tzw. ustawę o ochronie wartości rodzinnych, wymierzoną w organizacje LGBT. Dzień później doszło do brutalnego przestępstwo z nienawiści – zamordowano transpłciową Kesarię Abramidze.
– Tak, to jest po prostu szerzenie nienawiści. Władza przyzwala na przemoc, co wzmacnia poczucie bezkarności. Nowe prawo wprowadza też cenzurę. Obejmuje to zarówno działalność naukową, jak i działalność edukacyjną skierowaną do osób niepełnoletnich.
Jak rozumieć absurdalne pojęcie propagandy homoseksualizmu? Właściwie każde działanie może zostać pod to podciągnięte. Nie ma tutaj jasnej definicji, co daje władzy możliwość dowolnej interpretacji.
Nie mamy przecież kontroli nad tym, kto obserwuje nasze treści w mediach społecznościowych czy odwiedza naszą stronę internetową. W mojej ocenie ta ustawa stanowi jeszcze większe zagrożenie dla organizacji feministycznych i queerowych, które w Gruzji ściśle ze sobą współpracują.
Kto jeszcze może być na celowniku władzy?
– W ostatnim czasie nasilają się prześladowania wobec organizacji, które krytykują rosyjski imperializm. Represje przyjmują różną formę. W jednym przypadku zamrożono prywatne konta bankowe osób, powiązanych z organizacją antyrosyjską. Policja wykorzystała też podstęp. Pod pretekstem odczytu stanu licznika, wkroczyła do ich domów i dokonała przeszukań w celu zebrania dowodów.
Władza ucieka się także do zastraszania i stosuje nieproporcjonalne środki. Podczas letnich protestów aresztowała dwóch mężczyzn w wieku 19 i 21 lat za zniszczenie mienia publicznego, co stanowi zwykłe wykroczenie. Tymczasem te osoby do dziś pozostają w areszcie. Grozi im kara więzienia od 4 do 6 lat. Kiedy okazało się, że w niektórych przypadkach ówczesna Prezydentka interweniuje i decyduje się na uniewinnienia, zaczęto w nieskończoność przedłużać sprawy, mając na uwadze, że jej kadencja niebawem wygaśnie.
Gdy Gruzińskie Marzenie próbowało wprowadzić tę ustawę po raz pierwszy w 2023 roku, ruchy feministyczne zmobilizowały masowe protesty, które zmusiły władze do wycofania się. Gruzińskie Marzenie obiecało wtedy nie wracać już do tego tematu. Tak się jednak nie stało. Teraz na ulice wyszły bardzo różne środowiska i społeczności, które nie zgadzają się ze sobą w wielu sprawach, ale połączyła je niezgoda na taką wizję państwa. Pojawili się też nowi aktorzy, bardzo dużo młodych osób, studentki i studenci. Potrafili protestować i tańczyć przez 24 godziny, trudno było fizycznie dotrzymać im tempa.
Władza uderza też w tych, którzy organizują demonstracje i mobilizują społeczeństwo do protestów. Przeprowadzono szeroko zakrojoną akcję plakatową w Tbilisi, wykorzystując wizerunki tych osób jako wrogów publicznych.
Co będzie teraz z Gruzją?
– Jest takie gruzińskie powiedzenie: „Jestem z Gruzji, a więc jestem z Europy”. Ja i moje pokolenie wychowywaliśmy się w tym duchu. Przynależność do Europy jest dla nas niezaprzeczalna, a pamięć o wojnie z Rosją wciąż żywa. Czego złego by nie powiedzieć o byłym rządzie, zawsze jednak w polityce zagranicznej trzymał kierunek proeuropejski. Teraz to wszystko może zostać zaprzepaszczone. Oczywiście umiejscowienie Gruzji pomiędzy dwoma imperializmami: zachodnim i rosyjskim nie jest optymalne. To jak wybór mniejszego zła. Gruzja jako kraj z południowego Kaukazu potrzebuje, przede wszystkim, własnej tożsamości. Losy Gruzji właśnie się rozstrzygają.
Warto zwrócić uwagę na to, że to, co się dzieje w Gruzji wpływa także szerzej na aktywistów i aktywistki z innych krajów, takich jak Białoruś, Azerbejdżan czy Kazachstan, którzy doświadczyli u siebie opresji z powodu analogicznej legislacji, także wzorowanej na rosyjskich ustawach. To prawo ukierunkowane jest na represjonowanie niezależnych organizacji i dysydentów. Do tej pory te osoby znajdowały bezpieczne schronienie w Gruzji. Tu było inaczej.
A co będzie z prowadzoną przez Ciebie organizacją Women’s Fund in Georgia (WFG)?
– Będziemy dalej robić swoje, tyle że ze świadomością, że kontekst naszej pracy się zmienił. Jesteśmy lokalnym funduszem, który udziela grantów na feministyczne działania. Ostatni czas pokazał nam, że różne osiągnięcia mogą zostać odebrane z dnia na dzień. Dlatego potrzebujemy teraz jeszcze mocniej skupić się na budowaniu oddolnej zmiany. Nasza uwaga skierowana jest w stronę społeczności i pogłębiania więzi.
Nie wyobrażam sobie, by władzy udało się skutecznie uciszyć społeczeństwo obywatelskie. Wręcz przeciwnie, ta opresja przyczyni się do jeszcze większej mobilizacji po naszej stronie. Nie odpuścimy naszej wizji Gruzji, nie ma takiej opcji. Jedyne, co może się zmienić, to strategie i taktyki, po które sięgamy.
Wiem też, że Twoja organizacja podejmuje działania wspierające dobrostan osób aktywistycznych.
– Zgadza się. Aktywistki i aktywiści są wyczerpani ciągłą walką i stawianiem oporu. Wszyscy są przemęczeni na granicy fizycznej wydolności. Niektóre osoby nie mają już siły stać na ulicy, po prostu nie dają już rady. Ile można? Wyczerpanie ma też charakter emocjonalny – doświadczanie szeregu następujących po sobie ogromnych rozczarowań i frustracji zostawia ślad. Obserwuję też, jak trudno jest nam uznać, że jesteśmy na skraju i że potrzebujemy zadbać o swój dobrostan. Teraz widać jak na dłoni, dlaczego postępowe ruchy społeczne potrzebują w centrum stawiać troskę o siebie i siebie nawzajem.
Działamy w ekstremalnych warunkach i włączenie nawet drobnych dobrostanowych praktyk do codzienności jest po prostu niezbędne.
Doświadczamy skumulowanego stresu ostatnich kilku lat, które były wyjątkowo trudne. Już przed zakazem tzw. homopropagandy, społeczność LGBT doświadczała brutalnej przemocy podczas prób organizowania marszów w Tbilisi. Homofobia w Gruzji jest nadal powszechna i generuje stały stres. Nie wspomnę już o bezprecedensowej przemocy podczas obecnych protestów. Trudno przyjąć, że wszystko, w czym wyrosłaś i o co walczyłaś, zostaje Ci odebrane w ciągu zaledwie kilku miesięcy. To jest bardzo bolesna lekcja.
Jednym z naszych aktualnych sposobów dbania o swoje zdrowie psychiczne jest odgadywanie się w bezpiecznej przestrzeni, by dać upust emocjom. Potrzebujemy po prostu rozmawiać o naszych doświadczeniach. Jednocześnie tworzenie takich przestrzeni jest praktycznie niemożliwe ze względu na to, że znowu jesteśmy w kryzysie i działaniu.
Jak my w Polsce możemy praktykować solidarność z Gruzją? Co byłoby pomocne?
– Kluczowe jest to, by nie porzucać tego tematu i o tym mówić. Nie tylko o Gruzji, ale o wszystkich krajach, w których realizują się niekorzystne scenariusze.
To, co dzieje się w Gruzji, jutro może stać się w dowolnym miejscu na świecie. Gruzja niestety nie jest tu wyjątkowym przypadkiem. Reżimowe rozwiązania z Rosji kopiowane są w wielu krajach i zyskują na popularności.
Ważne jest rozpoznanie, że Gruzja nie jest jednostkowym przypadkiem, tylko reprezentuje globalne zagrożenia. Imperializm nie dotyczy przecież wyłącznie Rosji. Istnieją też inne supermocarstwa, które podzielają podobne ambicje.
Salome Chagelishvili – aktywistka feministyczna z Tbilisi w Gruzji, skupiająca się na sprawiedliwości społecznej i genderowej. Absolwentka magisterskich gender studies, od ponad trzynastu lat zaangażowana w ruchy społeczne: feministyczny, queerowe i pro-zielone. Dyrektorka Wykonawcza organizacji Women’s Fund in Georgia (WFG).
Magdalena Pocheć – feministka, działaczka społeczna, psycholożka międzykulturowa. Pomysłodawczyni i współzałożycielka Funduszu Feministycznego. Zaangażowana w progresywną filantropię, współpracowała między innymi z FundAction, FRIDA The Young Feminist Fund i Fenomenal Funds. Jej misją jest wspieranie postępowych ruchów społecznych na rzecz zmiany.