Marzena Błaszczyk: SLAPP to bardzo niebezpieczne dla demokracji narzędzie [wywiad]
Jeśli równocześnie kilka osób majętnych, polityków lub przedstawicieli firm składa przeciw tobie pozew w tej samej sprawie i czujesz, że przez to inne osoby nie mają już odwagi zajmować się problemem, który starasz się nagłośnić – najprawdopodobniej jesteś ofiarą SLAPP-u. O tym, czym jest SLAPP i czy można z tym zjawiskiem walczyć rozmawiamy z Marzeną Błaszczyk ze Stowarzyszenia Watchdog Polska.
Magda Dobranowska-Wittels, portal ngo.pl: – W lutym 2022 r. do wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej została złożona petycja, aby Komisja Europejska wprowadziła zmiany w prawie, które by chroniły aktywistów, sygnalistów i dziennikarzy przed tzw. SLAPP-ami. Wyjaśnijmy, co to są SLAPP-y?
Marzena Błaszczyk, Sieć Obywatelska Watchdog Polska: – Skrót SLAPP po angielsku oznacza Strategic Lawsuit Against Public Participation.
SLAPP-y to inaczej strategiczne pozwy przeciwko partycypacji publicznej. W Polsce są to sprawy związane najczęściej z 212 artykułem kodeksu karnego, ustęp 2.
W sprawie zniesienia tego artykułu różne organizacje, w tym my, wielokrotnie już protestowywały, pisały petycje, składały wnioski.
Dlaczego? Co jest zapisane w tym artykule?
– Dokładnie brzmi on tak: "Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności." I ten drugi paragraf mówi, że: "Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w paragrafie 1. za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku."
Bardzo często taki pozew przeciw aktywiście czy aktywistce prowadzi do efektu mrożącego u innych aktywistów, u dziennikarzy albo też u zwykłych osób, które jakimś tematem szerzej się interesują i coś chcą nagłośnić. SLAPP ma na celu to, żeby pewne wiadomości bądź opinie nie trafiały do opinii publicznej i żeby inne osoby się tym nie interesowały, nie podejmowały tego tematu.
Z punktu widzenia działania demokracji czy dostępu do informacji jest to bardzo niebezpieczne narzędzie, które pozwala osobom dysponującym dużymi zasobami finansowymi, czyli np. różnego rodzaju korporacjom, ale też władzom, politykom, te niewygodne tematy zamiatać pod dywan.
Możemy podać przykłady takich spraw?
– W zeszłym roku nasza członkini, Alina Czyżewska, została pozwana przez władze województwa opolskiego za nagłośnienie sprawy związanej z konkursem na dyrektora jednej z tamtejszych instytucji kultury. Przedstawiła dowody na to, że koncepcja zgłoszona w konkursie na dyrektora Muzeum Śląska Opolskiego jest prawdopodobnie plagiatem. Udało jej się w internecie znaleźć bardzo podobną koncepcją, która wcześniej była prezentowana przez innego kandydata w województwie łódzkim. W tekście koncepcji, która została zgłoszona w konkursie w Opolu nawet padały wprost odniesienia do województwa łódzkiego, mieszkańców województwa łódzkiego i tak dalej. W odpowiedzi na te informacje władze województwa opolskiego pozwały Alinę o naruszenie dobrego imienia województwa. Ostatecznie została uniewinniona, władze wojewódzkie nie zdecydowały się na złożenie apelacji. A w odrębnym procesie kandydatka na dyrektorkę została za ten plagiat skazana.
Powiedziała Pani, że wiele razy apelowaliście o zmianę artykułu 212. Petycja, o której wspomniałam na początku, dotyczy wprowadzenia zmian w prawie europejskim. Dlaczego te zmiany są postulowane na poziomie europejskim, a nie krajowym?
– Rzeczywiście na poziomie krajowym już wiele razy było to postulowane, ale nigdy nie spotkało się z przychylnym przyjęciem.
Władza się boi i najwyraźniej musi mieć jakiś środek obrony przed aktywistami, dziennikarzami. Ale jest to problem nie tylko Polski.
Najbardziej skrajnym przypadkiem jest znana sprawa dziennikarki z Malty, Daphne Caruany Galizii, która tropiła sprawy związane z korupcją w tamtejszym rządzie. W pewnym momencie miała wytoczonych ponad 40 spraw typu SLAPP. Nie mogła zajmować się pracą zawodową, tylko głównie chodziła po sądach.
Dużo zależy od tego, jak to wygląda w krajowych przepisach. Są różnego rodzaju środki związane z tym, że ktoś nas pozywa o zniesławienie. W niektórych krajach na przykład od razu blokowana jest część pieniędzy na poczet przyszłej kary, więc takie osoby często nie mają środków do życia. Inna sprawa to brak czasu na swoją pracę.
To też się wiążę ze specyfiką SLAPP-ów: równocześnie kilka podmiotów w tej samej sprawie wytacza sprawy jednej osobie. Tak jest na przykład w przypadku Atlasu Nienawiści i aktywistów, którzy go stworzyli. Równocześnie kilka powiatów wytoczyło im praktycznie identyczne pozwy, domagając się zadośćuczynienia 20 tysięcy złotych od każdej z tych osób. Samemu bardzo trudno z tym walczyć.
Jeżeli są to dziennikarze z dużych mediów, to być może stanie za nimi wydawca i jest jakaś firma prawna, która pomoże prowadzić sprawę. Jeżeli to są małe lokalne media, to też często nie mają środków, żeby się z takimi rzeczami mierzyć.
Dużo jest też pozwów międzynarodowych – dotyczą najczęściej Europy Zachodniej. Zdarza się, że na przykład za to, co się dzieje we Francji, aktywiści z Niemiec są pozywani przez sąd w Wielkiej Brytanii. Były takie sprawy, że ktoś dostawał pozew w języku, którym na co dzień się nie porozumiewa i musiał stanąć przed sądem w innym kraju, w związku ze sprawą, którą wytoczyła jakąś korporacja. Swego czasu najbardziej wyspecjalizowane w sprawach o naruszenie dóbr były kancelarie z Wielkiej Brytanii, które często reprezentowały czy to rosyjskich oligarchów, czy duże firmy.
To jest kolejny element charakterystyczny dla SLAPP-ów: nierówność władzy i dostępu do środków. Ten, kto jest silniejszy, kto ma władzę – pozywa, a jego celem najczęściej nie jest uzyskanie odszkodowania, tylko zastraszenie, aby już nie wracać do pewnych tematów.
Jakieś wyroki w tych sprawach jednak zapadają?
– Tak, one przeważnie kończą się uniewinnieniem. Ale na przykład w zeszłym roku sąd w Wielkiej Brytanii skazał dziennikarkę, która przygotowała książkę o Abramowiczu na karę dość wysokiej grzywny.
W którymś momencie różne osoby, organizacje zauważyły, że takie praktyki stosowane są nie tylko wobec nich, w ich krajach i że jest to wspólny problem. To był jeden z impulsów powstania koalicji CASE, która w zeszłym roku stworzyła wspomnianą petycję i przeprowadziła kampanię na rzecz jej rozpropagowania. Pod petycją podpisało się ponad 213 tysięcy osób z całej Europy. Jeszcze wcześniej, dzięki naciskom, udało się doprowadzić do konsultacji publicznych przeprowadzonych przez Komisję Europejską.
CASE prowadzi także działania edukacyjne. W zeszłym roku odbył się pierwszy konkurs na anty SLAPP. Były w nim nominowane pozwy. Chodziło o to, żeby pokazać, jak absurdalne są niektóre sprawy. O każdej z nich opowiadały osoby, które zostały pozwane. Było jury, które w różnych kategoriach wybierało zwycięzców, ale była też kategoria, w której można było głosować. I tutaj mamy polski akcent, ponieważ wygrał Jarosław Kaczyński i PiS, którzy wytoczyli pozew przeciwko profesorowi Sadurskiemu.
Poprzez kategorie konkursowe chcieliśmy pokazać, jak to wygląda. Była na przykład kategoria „Korporacja, która najbardziej prześladowała dziennikarzy czy aktywistów”. Wśród nominowanych znalazły się firmy, które produkują mięso, przetwory z mleka, koncerny, które zajmują się wydobyciem gazu czy nafty, ale także niemiecki koncern energetyczny RWE. Byli też nominowani politycy, np. był Jarosław Kaczyński po raz kolejny, ale też Matteo Salvini, wicepremier Włoch, czy włoski minister rolnictwa Arnold Schuler. W tym przypadku aktywiści z niemieckiej organizacji nagłaśniali, że w południowym Tyrolu jest wysokie użycie pestycydów. Pokazywali to w oparciu o badania naukowe. Okazało się, że uderzyli w czuły punkt i zostali pozwani. Włoski minister rolnictwa groził im, że będą musieli płacić odszkodowanie w wysokości miliona euro. Ta sprawa w tym roku się skończyła. Aktywiści zostali uniewinnieni.
Na swojej stronie podajecie, że liczba SLAPP-ów rośnie. Macie jakieś statystyki dotyczące Polski? Czy tych pozwów przybywa?
– Koalicja CASE przygotowała raport dotyczący SLAPP-ów z lat 2010-2020. To są dane pochodzące głównie z jednego z holenderskich uniwersytetów, z tamtejszej poradni prawnej, która zaczęła zbierać takie informacje. Nasze dane pochodzą przede wszystkim z doniesień medialnych. Jako Watchdog Polska pomagaliśmy też fundacji Caruany Galizii, która ten raport składała w całość, weryfikować informacje dotyczące Polski.
Nie można powiedzieć, że to są wszystkie dane zebrane w jednym miejscu i że wszystko można policzyć. Podejrzewam, że o wielu sprawach nic nie wiadomo, bo jeżeli ktoś tego nie nagłośnił medialnie, to nikt się o nich nie dowie.
Natomiast raport pokazał, że ilość tych spraw rośnie. W Polsce też jest zauważalny taki trend. W 2020 roku pytaliśmy o to Ministerstwo Sprawiedliwości i z danych wynika, że między 2014 a 2017 rokiem liczba prawomocnych skazań za zniesławienie za pomocą środków masowego przekazu wzrosła dwukrotnie z 58 do 137. Mówimy o sprawach zakończonych.
Oko Press także opublikowało taki raport, który dotyczył jednak tylko dziennikarzy. Article 19, międzynarodowa organizacja praw człowieka, przygotowała również swój raport poświęcony z kolei dziennikarzom w Europie. Wszystkie te dokumenty pokazują, że liczba tych spraw rośnie.
Czy osoby, które – czytając naszą rozmowę – zorientują się, że albo same mają taki problem, albo znają kogoś w takiej sytuacji, mogą się zwrócić do koalicji z prośbą o pomoc?
– Tak. Po pierwsze i przede wszystkim jest możliwość uzyskania pomocy prawnej. Na stronie koalicji jest mapa kancelarii, prawników, którzy pomagają w takich sprawach, także pro bono. Są tu też kancelarie i prawnicy z Polski, więc można się z nimi kontaktować.
Po drugie, jako koalicja próbujemy te sprawy dokumentować, analizować. Na stronie jest więc zakładka, gdzie można po prostu zgłosić taką sprawę, która gdzieś się już toczy. To nam pozwala potem przygotować propozycje przepisów, czy tworzyć raporty.
Jakie polskie organizacje należą do koalicji, oprócz Watchdog Polska?
– W pracach bierze udział Helsińska Fundacja Praw Człowieka, na spotkaniach pojawiały się też osoby z Atlasu Nienawiści.
Można się do koalicji przyłączać?
– Tak, koalicja jest cały czas otwarta. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to może dołączyć. W koalicji są organizacje dziennikarskie czy też zajmujące się ochroną wolności słowa, prawem do informacji. Są też organizacje zajmujące się środowiskiem. To one bardzo często spotykają się z zarzutami transgranicznymi, ponieważ nagłaśniają problemy związane z działalnością korporacji na innych kontynentach, a potem są pozywani przed europejskimi sądami.
Na jakim etapie są prace nad prawem unijnym dotyczącym SLAPP-ów?
– 27 kwietnia Komisja przedstawiła pierwszy projekt dyrektywy anty SLAPP-owej. 28 kwietnia 2022 r., jako koalicja, pokazaliśmy swoje stanowisko. W propozycjach Komisji pojawiły się takie środki, jak np. ekspresowa ocena przez sąd, czy dana sprawa jest sprawą typu SLAPP. Jeżeli byłby to pozew typu SLAPP, to pozwana w ten sposób osoba mogłaby potem dochodzić zadośćuczynienia od pozywającego za stracony czas, czy za niemożliwość wykonywania pracy.
To jest dopiero pierwszy krok. Długa droga jeszcze przed nami, aby dyrektywę uchwalić, a potem wdrożyć w poszczególnych krajach. Widzimy, jak to słabo idzie w przypadku dyrektywy o sygnalistach, która już ponad dwa lata temu została uchwalona. Mieliśmy ją jako Polska do połowy grudnia 2021 r. wdrożyć i nic nie jest zrobione. Jeszcze dużo musi czasu upłynąć, nim się ktoś tym zajmie na poważnie. Na pewno nie pomogła w tym ani pandemia, ani trwająca wojna w Ukrainie.
Aktywiści i aktywistki, którzy pomagali uchodźcom znajdującym się na granicy polsko-białoruskiej, w lasach, są obecnie także pozywani przed sądy. To jednak są inne przypadki niż SLAPP?
– Trudno powiedzieć, trzeba by konkretną sprawę zbadać. Ale o ile się orientuję, to nie są pozwy o zniesławienie, tylko o naruszenie pewnych przepisów, ustaw, nawet jeśli nie do końca konstytucyjnych. W SLAPP-ie chodzi o prawo do informacji, wolności słowa, uniemożliwienie partycypacji w debacie publicznej. Uniemożliwienie ludziom udziału w proteście można traktować jako sprawę typu SLAPP.
Mamy prawo do zgromadzeń, mamy prawo do tego, żeby wypowiadać własne opinie, zdania. Jeżeli nam się to uniemożliwia, pozywając osoby, które brały udział w różnego rodzaju protestach, co też wywołuje efekt mrożący, to mamy do czynienia ze SLAPP-em.
Marzena Błaszczyk – absolwentka Instytutu Studiów Międzykulturowych na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych oraz Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członkini Zarządu Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Koordynatorka projektów III sektora. Działa na rzecz prawa do informacji, jawności i praworządności.
Źródło: inf. własna ngo.pl