Karta Praw Podstawowych UE podkreśla m.in. wolność i pluralizm mediów. O tym, jak wygląda sytuacja mediów w Chorwacji oraz o tym, jak dużym problemem są pozwy przeciwko dziennikarkom i dziennikarzom rozmawiamy z Melisą Skender z Chorwackiego Stowarzyszenia Dziennikarzy i Vanją Mladineo z organizacji Centrum Demokracji i Prawa im. Miko Tripalo, które wspólnie prowadziły projekt Fighting SLAPP in Croatia.
Jędrzej Dudkiewicz: – Jak wygląda sytuacja mediów w Chorwacji – jak wiele jest tytułów, ile z nich jest finansowane z pieniędzy publicznych?
Melisa Skender: – Większość mediów jest prywatna, ponieważ po rozpadzie Jugosławii, kiedy staliśmy się niezależną republiką, sprywatyzowaliśmy niemal wszystkie media, zwłaszcza lokalne stacje radiowe. Mamy publicznego nadawcę, HRT ma cztery programy, z których jeden jest wyłącznie kanałem informacyjnym. Do tego dochodzą trzy ogólnokrajowe kanały radiowe i dziewięć lokalnych. Mamy też Narodową Agencję Informacyjną, HINA, finansowana z budżetu Ministerstwa Kultury i Mediów.
O wiele więcej jest mediów internetowych, w Chorwacji działa ponad pięćset portali, z których nie wszystkie publikują newsy. Są na przykład takie, które zamieszczają materiały PR-owe policji, raporty o morderstwach i innych tego typu rzeczach, w połączeniu z reklamami googlowymi.
Największym problemem mediów jest ich finansowanie, mamy bardzo mały rynek, przez co nawet najwięksi gracze, zwłaszcza mający wydania papierowe, są zależni od środków rządowych. Brakuje w tym transparentności, zwłaszcza jeśli chodzi o środki płynące z państwowych spółek, które mają ogromne budżety marketingowe. Nie do końca wiadomo, które media ile pieniędzy publicznych dostają, nie wspominając już o tym, że w państwowych spółkach są zwykle ludzie powiązani z rządem.
Mamy również media non profit, które rozkwitły w 2013 roku, po tym kiedy zaczęto przygotowywać dla nich różnego rodzaju narzędzia mające wesprzeć ich rozwój i możliwość utrzymania się. Tyle że w 2016 roku zostało to zatrzymane przez ówczesnego ministra Zlatko Hasanbegovica, który chociaż piastował stanowisko przez sześć miesięcy, to konsekwencje jego działań względem mediów odczuwamy po dziś dzień.
Ogółem sytuacja jest taka, że w gruncie rzeczy dziennikarstwo – można smutno powiedzieć – nie jest specjalnie potrzebne. Wszystko idzie w ilość, nie jakość, chociaż jest kilku naprawdę świetnych dziennikarzy śledczych w Chorwacji, to mają oni ogromne problemy, by zebrać niezbędne do pracy dane i informacje.
Vanja Mladineo: – Dodałabym do tego tylko to, że rząd, który przeprowadził w 2016 roku tak szybki i mocny atak na niezależne media był chyba najbardziej prawicowym rządem, jaki mieliśmy do czasu obecnego.
To jeżeli miałybyście ocenić – w skali 1-10 – niezależność mediów w Chorwacji, to jaka byłaby to nota?
Melisa: – Mimo wszystko dałabym ocenę 7, ponieważ nadal mamy sporo dziennikarek i dziennikarzy, którzy mogą zachować niezależność w swojej pracy, są jej oddani i kiedy coś odkrywają, to trafia to również do innych mediów, które muszą o tym coś napisać czy powiedzieć. Kiedy wybucha jakiś skandal, wciąż ma to ogólnospołeczny efekt, nie jest zamiatane pod dywan.
Wasze organizacje wspólnie robiły projekt „Fighting SLAPP i Croatia”. Co było impulsem do jego stworzenia – jakaś konkretna sytuacja, czy to efekt narastającego problemu?
Melisa: – Co roku przeprowadzamy ankietę, w której prosimy, żeby media wysłały nam dane dotyczące trwających spraw sądowych przeciwko dziennikarkom, dziennikarzom, redakcjom. Robiłyśmy to przez ostatnie sześć lat, ale mając suche liczby nie dało się stwierdzić, ile z tych przypadków dałoby się określić jako SLAPP (strategiczne pozwy sądowe mające na celu cenzurowanie, zastraszanie lub uciszanie krytyki, m.in. medialnej – dop. JD).
Do tego doszły raporty CASE, czyli ogólnoeuropejskiej koalicji organizacji walczących ze SLAPP-ami. Znalazły się w nich informacje dotyczące 38 przypadków SLAPP w Chorwacji, ale wyłącznie z dwóch redakcji. Nasze Ministerstwo Kultury i Mediów zdecydowało się to i tak całkowicie zignorować. Walczyłyśmy, by zrobić coś w kierunku zbadania problemu, ale słyszałyśmy tylko, że zawyżamy liczbę przypadków. Mimo że mówiłyśmy, iż problem polega właśnie na tym, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, które ze spraw sądowych są SLAPP-ami, a które nie, bo nie mamy danych, które można by przeanalizować. Wiadomo jednak, że skala jest większa, bo już w latach 90. nasza organizacja robiła badania dotyczące procesów sądowych przeciwko mediom.
Odkąd Chorwacja stała się niezależnym krajem, borykała się z tym problemem, obecnie ma on konkretną nazwę, pojawiła się większa świadomość ze strony i organizacji pozarządowych, i Unii Europejskiej.
Vanja: – Nasza organizacja funkcjonuje jako zespół doradców, zajmujemy się badaniami, analizami, zgłaszamy nasze propozycje poprawek do reform, ważna jest dla nas przede wszystkim praworządność. Współpracujemy więc sporo z wymiarem sprawiedliwości i niedawno nowy przewodniczący Sądu Najwyższego, podczas jednego ze spotkań, na których byliśmy, poruszył problem SLAPP oraz tego, że po tę metodę niekiedy sięgają sami sędziowie. Powiedział, że próbował zaradzić tej sytuacji wewnątrz instytucji, ale mu się nie udało. Zwróciło to jednak naszą uwagę i spowodowało, że uznaliśmy, że to coś, co należy zbadać. A potem zaczęliśmy współpracować z Melisą oraz Chorwackim Stowarzyszeniem Dziennikarskim, by połączyć nasze analizy z ich medialnym doświadczeniem. Także po to, by mogli opisywać zagadnienie, mając konkretne dane, co z kolei z czasem może przełożyć się na to, że uda się jakoś zaradzić SLAPP-om na poziomie systemowym.
Możesz podać jakiś przykład takiego SLAPP-u?
Melisa: – Niedawno usłyszałam od jednej redakcji, że pisała o inwestycjach pewnej firmy na wybrzeżu chorwackim i dostała z tego powodu mnóstwo różnych pozwów sądowych, na każdą rozprawę trzeba było jeździć z Zagrzebia do Dubrownika. A ci, którzy składali pozwy nie stawiali się w sądzie. Redakcja musiała wydać mnóstwo pieniędzy, nie mając pojęcia, jak cała sprawa się skończy. Tylko dlatego, że sprzeciwili się czyimś interesom.
Vanja: – Dodam, że obecnie w Rumunii pojawia się wiele SLAPP-ów celujących w organizacje ekologiczne i myślimy, że również w Chorwacji będzie takich przypadków coraz więcej. Będą one kierowane także przeciwko ludziom stającym w obronie praw człowieka, w tym dziennikarkom i dziennikarzom piszącym na te wszystkie tematy.
Powiedzcie więcej o tym, jak projekt był prowadzony i jakie miał główne cele?
Vanja: – Pierwsza część to były właśnie badania, staraliśmy się uzyskać wszystkie wydane już orzeczenia sądowe oraz zidentyfikować trwające sprawy przeciwko dziennikarkom i dziennikarzom oraz ogółem mediom. Początkowo zależało nam na ostatnich pięciu latach, ale ostatecznie udało się zdobyć dane od 2016 do 2023 roku, przy czym należy podkreślić, że wymiar sprawiedliwości ma duże zaległości w publikowaniu dokumentów. Ten brak transparentności jest zresztą kwestią, którą staramy się podkreślać w rozmowach z Komisją Europejską – to musi się zmienić.
Największym jednak problemem było to, że w Chorwacji nie ma prawnej definicji SLAPP-u, przez co musieliśmy dokładnie analizować każdy przypadek. Na podstawie dyrektywy i wytycznych Rady Europy stworzyłyśmy wskaźniki, których spełnienie kwalifikowałoby daną sprawę jako SLAPP. Z przeanalizowanych 1333 spraw aż 40 procent spełniało przynajmniej jeden warunek potwierdzający, że jest to SLAPP. A spośród tych 40 procent ponad połowa łapała się na więcej niż jeden taki wskaźnik.
Melisa: – Następnie dziennikarki i dziennikarze z naszego stowarzyszenia opisywali dokładniej te sprawy, by w pierwszej kolejności zwiększyć świadomość i pokazać, że jest to problem, który należy rozwiązać. Żadna z tych rzeczy – badania i artykuły – nie byłaby możliwa, gdyby nie wsparcie finansowe, które otrzymaliśmy od brytyjskiej Fundacji Justice for Journalists.
A czy SLAPP są częściej stosowane przez polityków, instytucje publiczne, czy przez korporacje? Da się w tych wszystkich sprawach znaleźć jakieś wzory postępowania?
Vanja: – Jeżeli chodzi o to, kto stosuje SLAPP-y, to nie ma dominującej tendencji i wzoru, rozkłada się to mniej więcej równo między wielkie korporacje i polityków. Czasem pozew jest od burmistrza miasta, któremu nie podoba się, że ktoś krytykuje to, co się dzieje w danym miejscu. Może być pozew od dziekana wydziału i samego uniwersytetu. Jest wiele osób, które albo są w polityce, albo w niej byli, którzy używają SLAPP-ów.
Po metody te sięgają oczywiście korporacje, ale też prawicowe organizacje pozarządowe, które w ten sposób starają się znaleźć dla siebie miejsce w przestrzeni publicznej.
Jak wspomniałam, zdarzają się też sędziowie, chociaż nie jest ich dużo, którzy pozywają media piszące o orzeczeniach, które wydają. W takim przypadku są to pozwy dotyczące oszczerstwa, które w Chorwacji jest wciąż karalne. Osobiście uważamy, w czym wspiera nas UE, że powinno się zdekryminalizować to zagadnienie, bo bardzo mocno ogranicza to wszelką krytykę, w końcu zawsze można ją podciągnąć pod oszczerstwo, nawet kiedy media mają twarde dane, że coś jest nie w porządku.
Z naszych badań wynika też, że w ponad połowie przypadków SLAPP-ów strona oskarżająca domaga się ponad 5000 euro kary. Są też osoby, które dostały wiele pozwów, zarówno cywilnych, jak i karnych. Namierzyliśmy też dwanaście podmiotów, które można uznać za dokonujące seryjnych SLAPP-ów. Polega to na tym, że składają pozew nie tylko przeciwko jednej osobie czy jednej redakcji, ale też wszystkim, które podadzą dalej oryginalną informację.
Melisa: – Ważne jest również to, że procesy są bardzo długie. Średni czas trwających wziąć spraw wynosi ponad trzy i pół roku. Wśród tych, które zakończyły się już wyrokiem było jeszcze gorzej, bo ponad cztery lata. Znam jednak przypadki, że sprawa rozgrywała się na przestrzeni dekad i trafiła do wszystkich instancji, w tym Sądu Najwyższego. Takie coś to bardzo duże i długotrwałe obciążenie dla dziennikarki i dziennikarza, nie mówiąc już o tym, że – zaznaczę, to moja opinia – czasem redakcje uznają, że to wszystko jest bardzo kosztowne. Przez to, że ktoś coś napisał, konieczne jest wynajęcie prawnika, proces można przegrać i będzie trzeba zapłacić karę, etc.
Pojawia się więc presja, by różnymi tematami się nie zajmować, zwłaszcza gdy jest to powiązane z interesami dużych firm, które reklamują się w mediach.
A jak dziennikarki i dziennikarze radzą sobie z tego typu sprawami?
Melisa: – Z rozmów wynika, że bywa to trudne. Wciąż na szczęście jest kilka dziennikarek i dziennikarzy, którzy są naprawdę dobrzy, mają mocne umocowanie w redakcjach, które zapewniają im wsparcie, przestrzeń i zaufanie, by mogli wykonywać swoją pracę. Środowisko jednak nie jest do końca zjednoczone przeciwko temu problemowi, chociaż może się to zmieni, jeżeli pojawiłaby się jakaś szansa na zmiany.
W wielu redakcjach są napięcia między redaktorami i dziennikarzami, także dlatego, że ci pierwsi są trochę łącznikiem z wydawcą, a do tego nie mają mechanizmów, dzięki którym mogliby bronić kogoś, kto chce napisać o jakiejś trudnej czy kontrowersyjnej sprawie.
Dużo więc zależy od dziennikarki czy dziennikarza. Niby można powiedzieć „nie zrobię czegoś, nie zgadzam się”, ale jednocześnie, chociaż mamy setki mediów, to jednak tak naprawdę w bardzo niewielu z nich można pracować w sposób w pełni wolny i niezależny dziennikarsko.
Vanja: – Tak jak mówi Melisa, dużo zależy od danej osoby. Są ci, którzy z natury mają więcej odwagi, ale inni poddają się, godzą się bez walki na pisanie przeprosin czy sprostowań. Swoją drogą to kolejny problem, bo niekiedy trzeba wydrukować całe orzeczenie sądu, które zwykle nie tylko jest nudne i trudne do czytania, ale zajmuje też 8-10 stron. Zdarza się również, że kiedy dochodzi do porozumienia bez sprawy sądowej, to jednym z warunków jest całkowite usunięcie danego materiału. Po prostu znika i jest tak, jakby danej sprawy nie było.
Co dalej w takim razie? Czy jest szansa, że dzięki Waszemu projektowi coś się zmieni na lepsze?
Vanja: – Jeszcze w lipcu pojawi się dokładny raport z całego projektu, co mamy nadzieję pomoże nam w działaniach rzecznicznych. Na jesieni będziemy promować rekomendacje, które udało się nam wypracować, w planach jest też wielka konferencja dotycząca problemu SLAPP-ów.
Myślimy również o innych działaniach, takich jak edukacja ludzi pracujących w wymiarze sprawiedliwości. Czasem coś w tak oczywisty sposób nie ma podstaw i godzi w wolność mediów, że daną sprawę można by zwyczajnie oddalić. Sędziom często brakuje jednak wiedzy na ten temat i dobrze byłoby to zmienić.
Melisa: – Będziemy też współpracować z partnerami z Unii Europejskiej, którzy są zainteresowani informacjami, które udało nam się zebrać. To, co osiągnęłyśmy w projekcie jest dość unikatowe i bardzo trudne do zrealizowania.
Oczywiście wszystko chwilę zajmie, ale wierzymy, że poprzez zwracanie uwagi na problem SLAPP-ów w końcu uda się systemowo zmienić coś na lepsze.
Vanja Mladineo: Dyrektorka chorwackiego think tanku Centrum Demokracji i Prawa im. Miko Tripalo. Koordynowała tam projekty takie, jak Walka ze SLAPP w Chorwacji, Wzmacnianie zdolności społeczeństwa obywatelskiego do ochrony i promowania praworządności w Chorwacji. Wykłada także komunikację kryzysową na chorwackim uniwersytecie VERN’. Była szefową gabinetu chorwackiego Ministra Nauki i Technologii oraz konsultantką Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju w Kirgistanie.
Melisa Skender: Sekretarz generalny Chorwackiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Jej doświadczenie dziennikarskie sięga 1996 r., kiedy pracowała w renomowanych ogólnokrajowych dziennikach, tygodnikach i niezależnych portalach informacyjnych non-profit. Zdobyła nagrodę HND „Marija Jurić Zagorka” za dziennikarstwo internetowe w 2016 roku, pełniąc funkcję członka redakcji portalu Lupiga.
Centrum Demokracji i Prawa im. Miko Tripalo jest chorwacką organizacją pozarządową działającą głównie w obszarze wymiaru sprawiedliwości. Wpisuje się to w cały rozdział VI Karty Praw Podstawowych UE, który dotyczy właśnie wymiaru sprawiedliwości. Projekty Centrum można też wpisać w artykuł 41 dotyczący prawa do dobrej administracji oraz artykuł 11 dotyczący wolności wypowiedzi i informacji.
Chorwackie Stowarzyszenie Dziennikarzy jest chorwacką organizacją pozarządową działającą na rzecz dziennikarek, dziennikarzy i mediów chorwackich. Można to wpisać w artykuł 11 Karty Praw Podstawowych UE dotyczący wolności wypowiedzi i informacji.
Źródło: informacja własna ngo.pl