Organizacje społeczne identyfikują problemy oraz mają świetnych ekspertów, którzy dysponują wiedzą i dostarczają stosowną argumentację – z punktu widzenia Rzecznika Praw Obywatelskich to m.in. dlatego odgrywają one nieocenioną rolę w państwie demokratycznym. Z Marcinem Wiąckiem, Rzecznikiem Praw Obywatelskich rozmawiamy o współpracy z organizacjami społecznymi, ale także o sytuacji na całej naszej wschodniej granicy i o wyrokach Trybunału Konstytucyjnego.
Magda Dobranowska-Wittels: – Na rozmowę umawialiśmy się już od dawna. Sytuacja na świecie była wtedy zupełnie inna i o innych tematach mieliśmy rozmawiać. Trudno jednak pominąć to, co nas zajmuje obecnie najbardziej, czyli wojnę w Ukrainie i napływające do Polski rzesze uchodźców z tego kraju. Jeszcze zanim rozpoczęły się działania wojenne w Ukrainie wysyłał Pan do MSW zapytanie, na ile jesteśmy przygotowani do przyjęcia uchodźców i pomocy Ukraińcom. Po wybuchu wojny jeździł Pan na granicę do punktów recepcyjnych, czy do ośrodków, w których przebywają uchodźcy i uchodźczynie. Jak po tych doświadczeniach ocenia Pan tę sytuację?
Marcin Wiącek, Rzecznik Praw Obywatelskich: – Zarówno ja byłem na granicy, jak i wielokrotnie byli pracownicy Biura Rzecznika. Pierwszą wizytację złożyli już następnego dnia po wybuchu wojny, 25 lutego. Potem były jeszcze następne, kilkudniowe wyjazdy. I muszę podkreślić, że mamy bardzo pozytywną opinię na temat działalności władzy centralnej i samorządów, ale przede wszystkim ludzi, obywateli i organizacji społecznych. Oczywiście wszyscy działają w stanie wyższej konieczności, lecz uważam, że to w jaki sposób uchodźcy w tak gigantycznych ilościach z Ukrainy zostali przyjęci i zaopiekowani zarówno przez obywateli i organizacje społeczne, jak i władzę, jest godne najwyższego szacunku.
Jednak dochodziły do nas informacje o chaosie, o braku koordynacji.
– Mamy do czynienia z sytuacją, jaka jeszcze nie miała miejsca w Polsce. Nieuniknione było więc pewne zamieszanie, zwłaszcza, że pomoc płynie z wielu różnych źródeł.
Pewne kompetencje ma rząd i reprezentujący go wojewodowie, swoje kompetencje mają organy samorządu terytorialnego, liczne inicjatywy mają organizacje społeczne, jak również dobre serca okazują ludzie, indywidualni obywatele. Pomoc płynie zatem z co najmniej czterech kierunków, każdy chce jak najlepiej i wiadomo, że w takiej sytuacji może dojść do wielu nieporozumień. Uważam jednak, że sytuacja była na tyle dynamiczna, nagła i zaskakująca, że to było nie do uniknięcia. Na szczęście powoli mamy coraz więcej porządku i stabilizacji. Dużo w tej mierze daje także przyjęta ostatnio specustawa o ochronie obywateli Ukrainy.
Urząd Rzecznika Praw Obywatelskich, w komunikatach wydawanych po wizytacjach na granicy, apeluje m.in. o zapewnienie bezpieczeństwa kobietom i dziewczętom, zwraca uwagę na sytuację uchodźców z niepełnosprawnościami oraz uchodźców, którzy nie są obywatelami Ukrainy.
– Jeśli chodzi o dwie pierwsze grupy, to 4 marca 2022 r. została wydana decyzja Rady Europejskiej, uruchamiająca tak zwaną tymczasową ochronę. Ona została wydana na podstawie dyrektywy z 2001 roku, która z kolei była pokłosiem wojny w byłej Jugosławii. Miała przygotować Unię na masowy napływ ludzi z kraju objętego konfliktem. W tej dyrektywie jest wyraźnie napisane, że są osoby o szczególnych potrzebach, którym należy zapewnić specjalną pomoc, na równi z pomocą, świadczeniami i opieką, jaką mają polscy obywatele czy obywatele państw Unii Europejskiej. W tym katalogu są osoby z niepełnosprawnościami, są dzieci, które nie mają opiekunów, ale także ofiary przemocy, ofiary tortur. W konsekwencji specustawa o ochronie obywateli Ukrainy przewiduje, na przykład, że dzieci uchodźców otrzymają świadczenia 500 plus, możliwość dostępu do edukacji na takich samych zasadach, jak dzieci polskie.
Jeśli chodzi o uchodźców, którzy nie są obywatelami Ukrainy, to rzeczywiście ich sytuacja jest inna. Po części można to zrozumieć. Ukraińcy i Ukrainki uciekają ze swojego kraju, na którego terytorium prowadzone są działania wojenne. Natomiast obywatele innych państw pozostają pod opieką swoich placówek dyplomatycznych, które powinny im pomóc powrócić do ojczyzn.
Dlatego też w punktach recepcyjnych są przedstawiciele placówek dyplomatycznych wielu różnych krajów. Takich osób jest sporo, ponieważ w Ukrainie było bardzo dużo studentów z innych państw, z Afryki, z Indii. Rozmawiałem z ambasadorem Ukrainy w Polsce, który mi powiedział, że w Ukrainie było 15 tysięcy studentów z Indii. Ci ludzie tak samo uciekają przed tą samą wojną. Dla mnie, i myślę, że dla wszystkich jest jasne, że tym ludziom należy się pomoc humanitarna i możliwość przynajmniej tymczasowego zakwaterowania tak, jak każdemu innemu. Życie, zdrowie ludzkie należy ratować bezwzględnie, niezależnie od tego, jaką kto ma narodowość, jakiego jest obywatelstwa. Natomiast, gdy chodzi o procedury, to kryterium obywatelstwa nie wydaje się arbitralne. Również w decyzji Rady Unii Europejskiej z 4 marca kryterium to jest obecne.
Czy to znaczy, że wbrew tytułowi Ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa obejmuje także osoby, które nie są obywatelami Ukrainy?
– Ustawa, o której mówimy, koncentruje się na obywatelach Ukrainy oraz ich rodzinach. Z kolei decyzja Rady Unii Europejskiej z 4 marca odnosi się po pierwsze, do obywateli Ukrainy, po drugie – do obywateli innych państw, którzy w Ukrainie korzystali z ochrony międzynarodowej, ze statusu uchodźcy na przykład, jak też do obywateli państw innych, trzecich, którzy korzystali ze stałego, legalnego pobytu na podstawie zezwolenia na pobyt stały. Zakres zastosowania decyzji UE jest zatem szerszy. Nie znaczy to jednak, że ludzie, którzy nie są objęci specustawą, pozostają poza systemem. Wobec tych osób działają normalne, regularne procedury, określone w ustawie o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP.
Innymi słowy, każdy człowiek, który przekracza granicę ukraińsko-polską, a nie mieści się w katalogu zawartym w specustawie, podlega procedurom ogólnym i może się zwrócić w szczególności o status uchodźcy bądź o inną formę ochrony międzynarodowej.
W Polsce obecnie nadal obowiązują przepisy imigracyjne, które zostały wprowadzone w związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej. Czy nie ma zagrożenia, że będą stosowane na granicy polsko-ukraińskiej?
– Te przepisy obowiązują, więc teoretycznie jest takie zagrożenie, ale nie odnotowujemy takich przypadków. Zapewne chodzi pani o procedurę zawracania za granicę, czyli tak zwane „push backi”. Tego nie obserwujemy na granicy polsko-ukraińskiej. Zresztą, kilka dni przed wybuchem wojny, ponowiłem wystąpienie, które już wielokrotnie formułowałem, że procedura „push back” jest niezgodna z Konstytucją, z prawem międzynarodowym i z prawem Unii Europejskiej. Przypomniałem o tym organom władzy w Polsce we wspomnianym przez Panią zapytaniu, jak Polska jest przygotowana na przyjęcie uchodźców z Ukrainy. Przypomniałem, że te procedury w dalszym ciągu obowiązują, ale nie trzeba z nich korzystać. To nie jest obowiązek. I nie mamy sygnałów, aby takie przypadki miały miejsce.
Kryzys humanitarny mamy obecnie właściwie na całej wschodniej granicy Polski: najpierw na granicy z Białorusią, teraz – z Ukrainą. Czy z Pana perspektywy to są dwie odrębne sytuacje?
– Problemy na granicy białoruskiej podlegają ogólnym przepisom, natomiast problemy na granicy ukraińskiej podlegają nowej specustawie. To jest poniekąd uzasadnione, ponieważ z Ukrainy mamy do czynienia z masowym napływem ludzi w związku z wojną. Powszechnie wiadomo, że Białoruś jest zaangażowana w agresję rosyjską, natomiast na terytorium tego kraju nie toczą się działania wojenne.
Specustawę oceniam pozytywnie, zwłaszcza mając na uwadze to, że pobyt tych ludzi na terytorium Polski zostanie ex lege zalegalizowany przynajmniej na 18 miesięcy. To pozwoli, żeby od strony prawnej tę sytuację opanować. Nie wiem, czy będziemy w stanie opanować to od strony faktycznej. Trudno powiedzieć na przyjęcie jakiej liczby ludzi Polska jest gotowa. Nie wiemy też, ile z tych osób będzie chciało w Polsce zostać, a ile będzie chciało wyjechać. Kilka dni temu miałem spotkanie z wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej, Dubravką Šuica, która między innymi zajmuje się sytuacją dzieci. Zadała mi pytanie, jaka jest skala tych osób, którzy chcą zostać i tych, którzy chcą wyjechać. Wiemy, że uchodźcy często przyjeżdżają do Warszawy, Krajkowa, Wrocławia i innych polskich miast i stąd udają się do Włoch, do Niemiec, na Węgry, do wielu różnych krajów. Ale nie znam tych liczb. Nie dysponuję takimi danymi, musimy poczekać aż sytuacja nieco się uspokoi. Wtedy trzeba będzie się przyjrzeć, czy Polska jest w stanie na dłuższy czas zaadaptować grupę uchodźców.
We wspomnianej przez mnie dyrektywie i decyzji Unii Europejskiej jest także zapisany mechanizm solidarności, polegający na tym, że to jednak cała Unia bierze na siebie obowiązek opieki nad tymi osobami. Gdy ten konflikt w pewnym momencie już przygaśnie lub się zakończy, będziemy wiedzieli, ilu jest uchodźców. Wtedy, jak sądzę, na poziomie Unii Europejskiej zostaną podjęte decyzje o tym, ile, które państwo jest w stanie ludzi przyjąć. Czytałem ostatnio ekspertyzę profesora Macieja Duszczyka, który jest ekspertem w tej kwestii i ufam jego szacunkom. Profesor Duszczyk stwierdził, że Polska na dłuższą metę jest w stanie zagospodarować 500 do 700 tysięcy ludzi. W tej chwili mamy ponad 1 milion 900 tys. To są bardzo różni ludzie. Część z nich ma tu swoje rodziny, bo mieliśmy przecież ponad milion obywateli Ukrainy pracujących w Polsce wcześniej. Mamy ludzi, którzy uciekli do Polski, ale chcą się przedostać do innych krajów, przypuszczam, także z powodów rodzinnych, czy też dlatego, że znaleźli pracę zagranicą. Ale jest też sporo osób, które po prostu przyjechały i trzeba się nimi zająć. Myślę, że przyjdzie czas, aby podsumować tę sytuację.
Chciałabym jeszcze wrócić do granicy polsko-białoruskiej. Zaangażowanie tamtejszej społeczności w pomoc osobom, które przekraczały lub próbowały przekroczyć tę granicę został doceniony przez pana Rzecznika. Nagroda imienia Pawła Włodkowica trafiła do społeczności Michałowa. Teraz stan wyjątkowy na tym terenie jest przedłużony po raz kolejny, do końca czerwca. Wiemy, że migranci nadal się tam pojawiają. Sytuacja humanitarna jest dość trudna, ponieważ na południu jest zaangażowanych bardzo dużo organizacji i ludzi, natomiast na północy niewiele się zmieniło.
– Byłem w ostatnich dniach na granicy-polsko białoruskiej. Najpierw na granicy polsko-ukraińskiej, a potem na polsko-białoruskiej, ponieważ uważam, że kryzys humanitarny wywołany wojną w Ukrainie nie powinien pozwolić nam zapomnieć o ludziach, którzy w dalszym ciągu przedostają się bądź są wypychani przez Białoruś na terytorium Polski.
To nie jest już taka skala, jak była jeszcze kilka miesięcy temu. Niemniej ważne jest, aby o tym pamiętać. Dlatego 4 marca, podpisałem wystąpienie do Ministra Spraw Wewnętrznych, w którym w dalszym ciągu podtrzymuję swoją tezę, że stosowanie „push backów” na granicy polsko-białoruskiej jest niezgodne z Konstytucją, z prawem unijnym, z prawem międzynarodowym. Powtarzam: w tej sprawie moje stanowisko jest konsekwentne, niezmienne.
Porozmawiajmy teraz o Pana współpracy z organizacji pozarządowymi. Organizacje przyzwyczaiły się do tego, że z Rzecznikiem Praw Obywatelskich kontakty były zawsze żywe, prężne i dotyczyły bardzo wielu tematów. W tej kadencji Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych zainicjowała akcję ,,Nasz Rzecznik”. Wiem, że odbyło się w jej ramach kilka spotkań. Czego dotyczyły?
– Były kontakty z moimi współpracownikami, osobiście jeszcze nie miałem przyjemności spotkać się z przedstawicielami tego ruchu, mamy to w planach.
Z przyjemnością zresztą spotykam się z wszystkimi organizacjami społecznymi, które chcą nawiązać współpracę z Rzecznikiem. Dlatego tu również zadeklarowałem gotowość do rozmów, do współpracy.
Zdaję sobie bowiem sprawę, że organizacje społeczne odgrywają nieocenioną rolę w państwie demokratycznym. Po pierwsze, identyfikują problemy, a to jest bardzo przydatne w mojej pracy. Wiadomo, że z urzędu mogę czegoś nie dostrzec, albo niewłaściwie ocenić. Są kwestie, o których się nie pisze w gazetach, które się nie pojawiają w skargach indywidualnych, a organizacje społeczne często to widzą. Po drugie – organizacje społeczne mają świetnych ekspertów, którzy dysponują wiedzą i dostarczają stosowną argumentację. Z mojego punktu widzenia, najważniejsza jest argumentacja prawna. Mogę się z nią zgadzać, mogę się z nią nie zgadzać, ale jest to materiał, nad którym możemy dyskutować. Dlatego moje drzwi dla organizacji społecznych, reprezentujących wszelkie możliwe podejścia i stanowiska względem otaczającej nas rzeczywistości, są i będą zawsze otwarte.
Identyfikują problemy, dają argumenty. Czy są dla Rzecznika także partnerem do rozwiązywania problemów?
– Oczywiście. Niedawno miałem spotkanie z prezesem Fundacji Court Watch. Bardzo cenię działalność tej fundacji, która zajmuje się przede wszystkim monitorowaniem procesów sądowych. Tysiące wolontariuszy, którzy przychodzą na rozprawy sądowe i obserwują, w jaki sposób sędziowie prowadzą postępowania, w jaki sposób odnoszą się do stron itd. Fundacja zajmuje się także problemami związanymi, na przykład, z tymczasowym aresztowaniem, co jest ogromnym problemem w naszym kraju. Jako RPO mam zamiar współpracować z tą organizacją, chcemy zorganizować spotkania i seminaria poświęcone temu zagadnieniu. To jeden przykład.
Inny – niedawno byłem w Sandomierzu na spotkaniu inaugurującym Akademię Liderek – programu prowadzonego przez Stowarzyszenie Kobiety w Centrum. Celem tego stowarzyszenia jest ochrona praw kobiet. To jest jedno z najważniejszych zagadnień, jakimi powinien Rzecznik Praw Obywatelskich się zajmować. Dlatego z dużą radością pojechałem na to wydarzenie i zadeklarowałem chęć współpracy ze wszystkimi stowarzyszeniami czy fundacjami, które zajmują się ochroną praw kobiet. Chcę podkreślić, że moje spotkania z organizacjami społecznymi, o różnych zainteresowaniach, mają charakter względnie regularny. Zawsze staramy się też poszukiwać takich punktów i zagadnień, które pozwalałby nam współpracować.
A planuje Pan takie spotkania, jakie praktykował Pana poprzednik, w regionach, z większymi grupami organizacji, zajmujących się różnymi kwestiami?
– Tak, jestem w trakcie wypracowywania koncepcji, w jaki sposób to miałoby przebiegać. Dostrzegam w każdym razie potrzebę tego typu spotkań.
W tej chwili rozpoczynamy remont starego budynku, w którym mieści się siedziba Biura RPO. Myślimy o tym, żeby jednym z elementów tych prac było stworzenie dużej sali, w której moglibyśmy organizować regularne spotkania z przedstawicielami tych organizacji społecznych, które wyrażą zainteresowanie współpracą z Rzecznikiem. Na razie jest to ograniczane powodu covidu, ale też z powodu warunków lokalowych. Ale nie ukrywam, że trochę mi tego brakuje i czekam na to z nadzieją.
Gdy zostałem Rzecznikiem, zaraz po ślubowaniu, prosto z Sejmu przyjechałem do siedziby RPO na ulicy Długiej w Warszawie. Powitały mnie na dziedzińcu licznie zgromadzone osoby, właśnie przedstawiciele organizacji społecznych. Potem zorganizowałem spotkanie z tymi wszystkimi ruchami. I było to świetne spotkanie, w czasie którego każdy mógł zasygnalizować problemy, którymi się zajmuje i swoje rekomendacje. Wszystko skrupulatnie notowaliśmy. Każda z tych spraw została potem w jakiś sposób „zaopiekowana” przez specjalistów i ekspertów Biura Rzecznika, lub przeze mnie osobiście. Moją intencją jest kontynuowanie tego typu spotkań, kontaktów, współpracy.
Obecnie na pierwszym planie i priorytetem są sprawy związane z uchodźcami, ale chciałam zapytać, jakie były Pana priorytety na początku. Jakie zagadnienia były najważniejsze do zaopiekowania?
– Od kiedy zacząłem kandydować na urząd Rzecznika podkreślałem, że moimi priorytetami będzie ochrona osób znajdujących się z różnych powodów w trudnym położeniu życiowym i społecznym.
Chodzi zwłaszcza o osoby z niepełnosprawnościami, ofiary przemocy, osoby dotknięte kryzysem bezdomności czy ubóstwem. To były moje priorytety. Z dużą uwagą obserwowałem działalność komisji ekspertów, które funkcjonowały za czasów moich poprzedników na stanowisku RPO, np. komisji ekspertów zajmujących się sprawami osób bezdomnych, czy sprawami seniorów. Od razu zadeklarowałem, że chcę kontynuować współpracę z nimi.
Moim celem było także podsumowanie problemów prawnych, które ujawniła i obnażyła pandemia. Kilka miesięcy po tym, jak objąłem urząd, powstał bardzo przekrojowy i świetny raport na ten temat. Nie chwalę siebie, tylko ekspertów z Biura RPO. Ja byłem tylko „dobrym duchem” tego rozpoczętego wcześniej przedsięwzięcia. Raport dotyczy problemów prawnych związanych z covidem, które ujawniły się wobec zwykłych ludzi, ale też podatników, przedsiębiorców, konsumentów czy służby zdrowia. To opracowanie cieszy się dużym zainteresowaniem i mam nadzieję, że w pewnym momencie przyjdzie refleksja, aby pewne postulowane tam zmiany stały się faktem.
Poza tym w czasie, gdy wybierano mnie na ten urząd, niezwykle ważne – z punktu widzenia działalności Rzecznika Praw Obywatelskich – były problemy dotyczące władzy sądowniczej. Zawsze deklarowałem, że będę zabiegał o wykonanie orzeczeń trybunałów europejskich: Europejskiego Trybunału Praw Człowieka czy TSUE. I konsekwentnie staram się to robić.
Ponadto, jak tylko zostałem Rzecznikiem od razu pojawił się problem na granicy polsko-białoruskiej. Trzeba było błyskawicznie zareagować. Razem z moimi współpracownikami, doświadczonymi znawcami prawa humanitarnego i prawa migracyjnego, daliśmy z siebie wszystko, żeby w tej sytuacji zareagować w sposób odpowiedni. Regularnie wizytowaliśmy te miejsca, tym bardziej, że jako jedyna instytucja publiczna mieliśmy wstęp na teren objęty stanem wyjątkowym. Myślę, że udało się dużo dobrego zrobić, wiele problemów zasygnalizować władzy oraz pomóc wielu konkretnym ludziom.
Władza nie zawsze na te sygnały reagowała.
– Niestety, niemal zawsze tak było, od 34 lat, od kiedy istnieje instytucja Rzecznika Praw Obywatelskich. To jest jakby wpisane w istotę tej instytucji. Rzecznik informuje, domaga się, apeluje… A władza raz to akceptuje, innym razem nie dostrzega lub ignoruje. Ale staramy się nigdy nie odpuszczać.
Gdy zaczęliśmy się umawiać na wywiad gorącym tematem był wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 24 listopada uznający, że artykuł 6. Konwencji Praw Człowieka za niezgodny z polską Konstytucją. Obecnie mamy kolejny wyrok z 10 marca dotyczący tego samego artykułu, który mówi o prawie do rzetelnego procesu przed niezawisłym i bezstronnym sądem. Wnioski do Trybunału Konstytucyjnego dotyczyły pewnych aspektów tego przepisu, jednak przeciętny odbiorcy, gdy przeczyta, że dostęp do niezawisłego sądu jest sprzeczny z Konstytucją może się co najmniej zaniepokoić. Czy ten przepis ma wpływ na sytuację przeciętnego Kowalskiego?
– Bez wątpienia. Standardy unijne, czy standardy Rady Europy dotyczące prawa do sądu i rzetelnego procesu mają fundamentalne znaczenie dla każdego człowieka. Każdy człowiek w pewnym momencie swojego życia styka się z wymiarem sprawiedliwości. Jeden bardziej, drugi mniej. Od osób, które mają jakieś spory na poziomie przedsiębiorstw po osoby, które potrzebują postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku, czy zarejestrowania księgi wieczystej. Każdy człowiek powinien być pewien, że jego sprawę rozstrzyga niezależny organ. To jest jeden z fundamentów demokratycznego państwa. Niestety, działalność ustawodawcza parlamentu od kilku lat doprowadziła do tego, że powstały bardzo istotne wątpliwości, czy ta niezależność rzeczywiście jest taka, jaka być powinna. Mam na myśli w szczególności to, że w roku 2019 wprowadzono możliwość pociągnięcia sędziego do odpowiedzialności dyscyplinarnej za orzeczenie. To jest dla mnie nie do pogodzenia z koncepcją niezależności sędziów. Na marginesie, gdy Sejm Wielki pracował nad Konstytucją 3 maja i innymi ustawami jej towarzyszącymi, zapisano tam, że władza oczywiście może administrować sądami, ale zawsze granicą jest orzeczenie. Nie można wkraczać w istotę orzekania. Trudna do pogodzenia z niezawisłością jest świadomość sędziego, że za orzeczenie może podlegać odpowiedzialności dyscyplinarnej, czy – jak się okazało – również w karnej, bo takie próby też są podejmowane.
Ale gdzie jest problem? Konstytucję pisano w czasie, gdy Polska już od kilku lat była członkiem Rady Europy i stroną Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Europejska Konwencja Praw Człowieka była inspiracją dla twórców Konstytucji. Twórcy Konstytucji dali ponadto jednoznaczny sygnał, że system wartości Konstytucji jest zbieżny z systemem wartości Unii Europejskiej. Zarówno więc Konwencja Europejska, jak i prawo Unii Europejskiej opierają się na takiej samej aksjologii i założeniach jak Konstytucja. I przez wiele lat było to niekwestionowane. Uważam, że do dzisiaj tak jest.
Uważam, że pojęcie „niezależność sędziowska” ma taką samą treść w Konstytucji Polskiej i w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, w prawie Unii Europejskiej. Dlatego też z dużym żalem przyjmuję stanowiska Trybunału Konstytucyjnego, który dopatruje się pozornych w istocie sprzeczności między tymi aktami.
I to orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego jest źródłem nieporozumień między Polską a organami Rady Europy i Unii Europejskiej. Przystępując do tych organizacji jako naród zaakceptowaliśmy to, że Europejska Konwencja Praw Człowieka czy traktaty unijne będą intepretowane przez Trybunały w Strasburgu i Luksemburgu. Natomiast teraz dochodzi do tego, że orzeczenia tych Trybunałów są kwestionowane przez polski Trybunał Konstytucyjny. Tak nie powinno być. Jeżeli ten system byłby w istocie nie do zaakceptowania, to sposobem na to powinno być wypowiedzenie umów międzynarodowych. Czy tego chcemy?
Czy do Rzecznika wpływają już sprawy, które są konsekwencją tych wyroków Trybunału Konstytucyjnego?
– Wpływają do nas bardzo różne sprawy. Dużo obywateli ma na przykład wątpliwości co do tego, czy sędziowie orzekający w danej sprawie są rzeczywiście niezawiśli. Skoro został powołany na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa w składzie od 2018 roku, to czy może on rozstrzygać moją sprawę? Czy jest on niezawisły? Takie wątpliwości ludzie mają i piszą do nas w tego typu sprawach. Odpowiadam, że to wymaga przyjrzenia się indywidualnym okolicznościom danej sprawy.
Stoję bowiem na stanowisku, że sam fakt powołania na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa od 2018 roku, nie musi bezwzględnie dyskwalifikować sędziego. Przy wszystkich zastrzeżeniach, należy jednak wyważyć zasadę legalizmu z zasadą pewności prawa. To są równoważne zasady konstytucyjne. Moje stanowisko jest bliskie temu, które reprezentuje Naczelny Sąd Administracyjny. Uważam, że wyłączenie sędziego z uwagi na procedurę jego powołania wymaga przedstawienia argumentacji świadczącej o braku bezstronności takiego sędziego.
Marcin Wiącek - Rzecznik Praw Obywatelskich. Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, doktor habilitowany nauk prawnych. Kierownik Zakładu Praw Człowieka na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w prawie konstytucyjnym i prawach człowieka.
Autor ponad stu publikacji naukowych dotyczących w szczególności prawa konstytucyjnego, sądownictwa konstytucyjnego, sądownictwa administracyjnego oraz ochrony praw człowieka. Uczestnik licznych konferencji naukowych, w tym międzynarodowych.
Współpracował jako ekspert z wieloma instytucjami publicznymi, m.in. z Kancelarią Prezydenta RP, Biurem Analiz Sejmowych, Biurem Rzecznika Praw Obywatelskich, Rządowym Centrum Legislacji, Najwyższą Izbą Kontroli, Krajową Radą Sądownictwa, Ministerstwem Sprawiedliwości, Ministerstwem Rozwoju, Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwem Skarbu Państwa, Ministerstwem Finansów, Urzędem m.st. Warszawy, Marszałkiem Województwa Mazowieckiego.
Źródło: inf. własna portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.