– Takie historie, jak w Wiośnie, czy w CPK odstraszają nie tylko tych, którzy potrzebują wsparcia sektora, ale też najwartościowsze osoby potencjalnie zainteresowane tym, żeby się zaangażować w jego działania, odpłatnie lub w ramach wolontariatu – z dr Magdaleną Dudkiewicz rozmawiamy o tym, czy i jak Willa + oraz sprawa Centrum Praw Kobiet wpływa na wizerunek organizacji pozarządowych.
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – W ostatnim czasie mieliśmy i nadal mamy w przestrzeni medialnej do czynienia z dwiema sytuacjami, które jakkolwiek by się wydawało mają ze sobą mało wspólnego, to jednak łączy je to, że obie wpływają na wizerunek organizacji pozarządowych. Jedna to jest sprawa Centrum Praw Kobiet, druga to Willa+. W pierwszym przypadku na ten wizerunek powoływano się, próbując powstrzymać ujawnianie informacji o różnych trudnych sytuacjach w relacjach pracowniczych i personalnych w organizacji. A Willa+ poprzez jej upolitycznienie wpływa na zaufanie do organizacji. Jakie mogą być konsekwencje każdej z tych sytuacji dla organizacji?
dr Magdalena Dudkiewicz, badaczka organizacji pozarządowych: – Niezależnie od różnic pomiędzy tymi sytuacjami, trzeba je pokazać w szerszym kontekście. Z dr Magdą Szafranek, zaraz po rozpoczęciu „dobrej zmiany”, robiłyśmy badania dotyczące tego, jak organizacje pozarządowe radzą sobie w takich specyficznych czasach. I, paradoksalnie, wyszło nam, że wiele spraw idzie w dobrą stronę…
To znaczy?
– Było kilka sytuacji, które to pokazywały. Na przykład miałam wówczas taką obserwację, poza naszymi badaniami, że zmieniła się narracja prowadzona przez Jurka Owsiaka. Często polemizowałam z Jerzym Owsiakiem, który przedstawiał Orkiestrę jako byt odrębny. Jest Orkiestra i nic poza tym. Nie czuł się częścią trzeciego sektora. Po czym przyszła „dobra zmiana” i nagle się okazało, że jednak jest częścią tego sektora. A „dobra zmiana” uderza szerzej, w całe społeczeństwo obywatelskie, nie tylko w Owsiaka. Poczuł się częścią sektora i bardzo się zaangażował w jego sprawy, tak jak wcześniej robiły to np. Janina Ochojska czy siostra Małgorzata Chmielewska. Od dawna dawały głos w szerszym kontekście niż tylko w odniesieniu do ich organizacji.
A wracając do badań, to trzeba powiedzieć o finansach. Od zawsze dużym problemem NGO-sów było uzależnienie od publicznych pieniędzy. To wiadomo ze wszystkich badań, żadne odkrycie. Nagle okazało się, że te kurki zostały zakręcone dla różnych organizacji, które musiały sobie jakoś z tym poradzić. I zaczęły dywersyfikować źródła finansowania, pozyskiwać nowe. A żeby to się udało, to trzeba zadbać o wizerunek. Mówiąc po ludzku: trzeba spowodować, że sponsorzy, którzy mają duże biznesy lub małe firmy, albo zwykli ludzie, np. w ramach crowdfundingu czy 1,5%, zechcą te pieniądze przekazać. Trzeba się pokazać, nie jednemu burmistrzowi miasta, ministrowi czy urzędnikowi w ministerstwie, ale szerzej. Po prostu trzeba zbudować ten wizerunek. Moim zdaniem to dobrze zrobiło organizacjom.
I tu dochodzimy do Centrum Praw Kobiet (CPK). Pamiętam wielką radość, kiedy się okazało, że właśnie takie organizacje – kobiece, zajmujące się prawami osób LGBT i inne, których obecna władza nie lubi – zaczęły dostawać znacznie większe pieniądze niż wcześniej. Nagle się okazało, że z 1% otrzymują piętnaście razy więcej. CPK było takim przykładem, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę. Różni znani ludzie je wspierali. Zrobiła się na to moda. Te organizacje miały ogromną szansę wizerunkową. W tym sensie to, co się wydarzyło w CPK jest podwójnie złe.
Przypadek CPK przywodzi na myśl wydarzenia w Stowarzyszeniu Wiosna, które jednak wyszło z tego trudnego doświadczenia naprawione i wzmocnione. Czy w CPK może być podobnie?
– Prawda, jest takie skojarzenie. Oczywiście, mamy tutaj inne formy prawne, stowarzyszenie i fundacja, inny sposób zarządzania, podejmowania decyzji, ale „Wiosna” przetrwała i ma się nieźle. I jest bardziej zakorzeniona w świadomości społecznej. Pod nowym przywództwem działa, idea przetrwała. Nie wywróciło się to. A to była przecież ciężka walka.
Moim zdaniem z CPK-a będzie podobnie per saldo, ponieważ nawet z tych śledztw dziennikarskich wynika, jak bardzo dobrą i sensowną robotę robią oddziały lokalne. To nie jest też jedyna organizacja, która pomaga kobietom. Sama idea przetrwa. Ale z tej sprawy wynika większe zagrożenie: nadużycie zaufania społecznego, zaufania ludzi, którzy przekazywali tym organizacjom środki, a teraz być może się zawahają.
Przekazywali ludzie świadomi problemu. A jak świadomi, to dla nich nazwisko szefowej nie jest całkiem obce albo sobie wygooglają całą historię. Informacja dotrze do tych osób, które były zapleczem finansowym organizacji. I to jest niebezpieczeństwo.
Myślę, że to wymaga zaangażowania całego środowiska organizacji zajmujących się tą problematyką, aby wspólnie dały głos. Wydarzyło się, co się wydarzyło. Dobrze, że ostatecznie, mimo źle rozumianej dbałości o wizerunek, wyszło na światło dzienne. Szkoda, że organizacja sama, wewnętrznie nie zdołała tego wyjaśnić. Szkoda, że musieli do tego włączyć dziennikarze. Ale, skoro już wyszło, to teraz trzeba jasno powiedzieć: „Ludzie kochani, przez to nie zniknął problem przemocy domowej, przemocy wobec kobiet. One dalej potrzebują wsparcia. Proszę bardzo, jest wiele innych organizacji”.
Z punktu widzenia społecznego nie ma różnicy, gdzie trafią te pieniądze, do której z tych organizacji. Ważne, aby trafiły do miejsca, które tym problemem zajmuje się na serio.
Sprawa w CPK dotyczy tylko jednej z „branż” organizacji pozarządowych, chociaż oczywiście pojawiają się komentarze, że nie są to wyjątkowe sytuacje w trzecim sektorze. Jednak afera wokół konkursu ministra oświaty wydaje się uderzać w całe środowisko organizacji społecznych.
– Paradoksalnie myślę, że „Willa +” nie ma tak wielkiego znaczenia. Są sondaże, które mówią o tym, co ludzie myślą o całej tej aferze. Zabawny był moment, kiedy zderzyły się dwa sondaże. Jeden, pokazywany przez TVN, który mówi „Rany boskie, 80% ludzi uważa, że to straszne i bardzo zła rzecz się zdarzyła”. I wokół tej narracji toczyła się dyskusja dziennikarzy, gdy nagle jeden z nich powiedział, że zrobili inny sondaż, z którego wynikało, że połowa ludzi w ogóle nie słyszała o tej sprawie.
Tak, „Gazeta Prawna” podała takie wyniki sondażu.
– To pokazuje, że te 80% to jest pewnie z tych, co wiedzieli. To pokazuje też zawirowania statystyczne: jak można ten sam problem pokazać na dwa różne sposoby. I tu nie ma żadnego przekłamania. Jedno i drugie z badań jest prawdziwe, tylko inaczej się to pokazuje.
Ludzie, do których dociera ta wiadomość, których ona porusza, uznali, że źle się wydarzyło. Zresztą, jak słusznie zauważył któryś z dziennikarzy, to rozdawanie willi jest pewnie „na słupa”. W ogóle nie chodzi o te organizacje, tylko o przejęcie majątku i tyle. Zaraz potem wyszła przecież inna historia z ministrem Czarnkiem i z przekazywaniem pieniędzy przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Tu nie chodziło o fundacje, tylko o firmy, ale do świadomości społecznej przedostaje się raczej komunikat, że minister nieuczciwie dał swoim. A to, że to raz była fundacja, a raz dopiero co założona firma, to jest wtórne. Mam wrażenie, że to się ludziom nie utrwali.
To wszystko jest tak zagmatwane, że moim zdaniem jednak bohaterem pierwszego planu jest minister Czarnek i nieuczciwie rozdawane pieniądze. A nie sektor. To może oczywiście mieć jakieś drobne odbicie sektorowe, ale to jest łatwe do obrony, rozejdzie się po kościach jako jedna z wielu afer tej władzy, a nie afera sektora pozarządowego.
Natomiast sprawa CPK jest mocno osadzona sektorowo. Pomoc kobietom, ofiarom przemocy to jeden ze sztandarowych tematów trzeciego sektora. I to jest wyzwanie, żeby sektor się w tym odnalazł, tak jak wyzwaniem była Wiosna.
Podobna atmosfera, jak przy "Willi +", wytworzyła się wokół organizacji w 2016 roku, gdy telewizja publiczna zaczęła „strzelać strzałkami”, pokazując rzekomo podejrzane powiązania różnych osób z trzeciego sektora. Wówczas też się wydawało, że to bardzo wpłynie na wizerunek organizacji. A tymczasem z badań Stowarzyszenia Klon/Jawor z 2020 wynika, że tutaj nic się nie zmieniło w porównaniu do lat wcześniejszych, to znaczy to zaufanie od lat utrzymuje się na podobnym poziomie. Sądzi pani, że tym razem też tak będzie?
– Gdybyśmy zrobili analizę słów, mapę pojęć, które się pojawiają przy okazji Willi+, to okaże się, że słowo „fundacja” jest raczej w tle. Przede wszystkim pojawia się „Czarnek”, „ministerstwo”, „edukacja”. To tutaj dominuje. A to, że ostatecznie gdzieś tam w tym łańcuszku przekazano willę jakiejś fundacji… Komunikat, który zostaje ludziom w głowach, tak mi się wydaje, jest taki: „nieuczciwi ludzie chcieli zgarnąć kasę i w tym celu jedni założyli firmę, a inni fundację”. Ale tak naprawdę to chodzi o to, że władza rozdaje swoim na wypadek, gdyby przegrali wybory, a wygranym też się przyda. Jeżeli sektor się tu pojawia, to raczej w roli pokrzywdzonego niż winowajcy.
Idea fundacji została pokrzywdzona. Idea fundacji została niewłaściwie, nieuczciwie wykorzystana przez polityków, żeby zrobić szwindel. Tego nie da się powiedzieć o CPK. Tu sobie sektor sam narozrabiał. Władza tych organizacji nie lubiła, te organizacje dały sobie radę dzięki społeczeństwu. I nagle taka bomba.
A zatem są jednak dwie różne sprawy. I o ile CPK mnie bardzo martwi, to Willa+ mnie zajmuje jako 78. afera. Dzień bez afery jest dniem straconym. Nie da się otworzyć rano Internetu, żeby nie dowiedzieć się o kolejnej.
Powiedziała Pani, że „dobra zmiana” wpłynęła na skonsolidowanie środowiska organizacji pozarządowych, że wiele z nich poczuło się w ogóle częścią tego środowiska. Ale jednocześnie nie omija nas polaryzacja, podobnie jak całego społeczeństwa…
– Nam to wyszło w badaniach już na samym początku. Polaryzacja w sektorze to jest taka sama jak wszędzie. Kłócimy się w rodzinach. Kłócimy na uniwersytecie. Spolaryzowali się sąsiedzi. Jak nie miał się spolaryzować sektor? Takich zwierząt nie ma. Żyjemy w dwóch różnych bańkach.
Dawno temu, przy okazji robienia doktoratu, przeprowadziłam badania dotyczące postrzegania świata społecznego w organizacjach. Jak ludzie w sektorze pozarządowym postrzegają świat społeczny? Okazało się, że świat społeczny w organizacjach z dużych miast jest postrzegany trójsektorowo: władza publiczna i jej instytucje, biznes i jego instytucje oraz trzeci sektor, społeczeństwo obywatelskie. I ta trójsektorowość działa. Ale w małych miejscowościach to postrzeganie było zupełnie inne. „My” to byliśmy my tutaj, z naszymi mediami, naszym biznesem, naszą władzą publiczną, naszą parafią i naszymi NGO-sami, a „oni” byli tam, w Warszawie. I żadne sektory nie działały. Moim zdaniem teraz mamy takie myślenie „my”, „oni”. To znaczy: my mamy swoich polityków, swoje media, swoje NGO-sy, swoje „Fundacje Batorego” i inne, a oni mają swoje media, swoich polityków. To „my” robi się przez podział polityczny. Cudów nie ma.
Będziemy to zagrzebywać, chociaż nie jestem tego wielką zwolenniczką. Wydaję mi się, że to jest zawracanie Wisły kijem, wszystkie te hasła o wspólnotowości. W sytuacjach skrajnych, jak np. wybuch wojny w Ukrainie, jakoś potrafimy to przekroczyć. Trzeba było się rzucić z samochodami, z udostępnianiem domów, robieniem kanapek, to nagle się okazywało, że to działa.
Ale w tych naszych bańkach już zostaniemy. Będą różne kanały komunikacji między nimi. Życie nas będzie zmuszało do tego: a to pandemia, a to wojna, a to Bóg wie, co nam się wydarzy w tym roku… Takie sytuacje będą powodowały, że jednak jakoś trzeba będzie się „spiknąć” i czasem zrobić starszej pani zakupy, niezależnie od jej poglądów. Albo przyjąć rodzinę z parafii i jej pomóc, nawet jak się tej parafii nie lubi. Będą takie zderzenia, wiązki, ale w bańkach zostaniemy.
To jest, moim zdaniem, nie do odbudowania. W ogóle świat idzie w takim kierunku. Gdzie by nie patrzeć, wszędzie są bańki.
Chciałam jeszcze wrócić do CPK i skojarzeń z sytuacją w Stowarzyszeniu Wiosna. Pamiętam, że w tym drugim przypadku ważną rolę odegrało wsparcie środowiska pozarządowego. Osoby, które walczyły o zmiany w stowarzyszeniu, zadbały i zabiegały o to, a też organizacje wsparły te przemiany.
– I tutaj nie da się inaczej. Ogólnie środowisko NGO-sowe, ale przede wszystkim środowisko organizacji zajmujących się tą problematyką, musi stanąć po dobrej stronie mocy. Nawet jeżeli przejściowo to będzie kryzys. Pamiętam moment, gdy nie było wiadomo, czy będzie kolejna Szlachetna Paczka.
To naprawdę jest wyzwanie wizerunkowe i solidarnościowe. To wymaga pokazania najważniejszej rzeczy: że sektor nie jest sam dla siebie. Jest dla rozwiązywania problemu, dla ludzi, których jakiś problem dotyka. I, że w imię obrony dobrego imienia konkretnej organizacji, nie wolno niszczyć tego, co jest kluczowe.
Te zarzuty były, moim zdaniem, najstraszniejsze. Opowieści tych kobiet, które prowadziły oddziały, że nie mogły funkcjonować tak, jak by chciały i pomagać, i w rezultacie zawodziły osoby potrzebujące, co jest w końcu najważniejszą misją sektora. Działać dla ludzi, z ludźmi, wśród ludzi, a nie dla samych siebie.
To jest największe wyzwanie, aby pokazać: ludzie są różni, tak jak w każdym miejscu, w sektorze też. Złe rzeczy się dzieją i koniec. Ale kluczowe jest to, że jako sektor pracujemy dla osób, które potrzebują naszego wsparcia. To jest wartość nadrzędna. Cała reszta to są narzędzia do realizacji tego celu. Jeżeli uda się taki komunikat z sektora wypchnąć, to będzie zwycięstwo tak, jak z Wiosną. Ale łatwo nie będzie.
W mediach, przy okazji komentowania obu tych wydarzeń, i Willi plus i sprawy w Centrum Praw Kobiet, pojawiają się głosy o konieczności zaostrzenia procedur, aby było przejrzyście itd. Przygotowując się do naszej rozmowy, przeglądałam różne opracowania, dotyczące wizerunku organizacji pozarządowej, tego co wpływa na zaufanie do nich. I trafiłam na omówienie raportu angielskiej Charity Commission, z którego wynika, że ludziom nie jest potrzebna większa transparentność, żeby ufać organizacjom i lepiej je postrzegać, ale przede wszystkim większa autentyczność…
– Ludzie muszą czuć, że organizacja jest strukturą pośredniczącą między wielkimi korporacjami –niezależnie od tego, czy tą korporacją będzie władza polityczna, biznes, czy Watykan – a nami tutaj, konkretnymi osobami i ich rodzinami. Potrzebujemy tych struktur pośredniczących, bo to one nam organizują życie. I tutaj ta autentyczność, ta szczerość jest potrzebna.
Mało kto zwraca uwagę na to, czy konkurs, w wyniku którego jakaś organizacja dostała kasę, został rozstrzygnięty transparentnie. Kto będzie zaglądał do protokołów konkursowych? My siedzimy w temacie, to tam grzebiemy. Ludzie zazwyczaj nie.
Ale, jak oni przyjdą do tej organizacji i ktoś ich życzliwie przyjmie i zobaczą, odczują, że ta organizacja rzeczywiście robi to, co obiecuje na swoich stornach internetowych – to jest kluczowe. Bezpośrednia relacja, bezpośredni kontakt. Nic tak nie działa, jak poczta pantoflowa, teraz wzmocniona jeszcze przez media społecznościowe. Wystarczy, że jedna osoba odbije się od nieuczciwej organizacji, a zrobi to dużo więcej zła, niż informacja, że ta organizacja w niezbyt przejrzystych procedurach dostała pieniądze. Oczywiście, przejrzyste procedury są ważne z punktu widzenia polityki. Widać to chociażby na przykładzie organizacji, którym pieniądze daje Urząd m.st. Warszawy. Cała awantura o raport posła Kalety. Takie informacje można szerzyć do momentu, kiedy ktoś się zderzy z taką organizacją.
Razem z mężem robimy ewaluacje organizacji, które zajmują się przeciwdziałaniem narkomanii, czy pracują na rzecz osób zakażonych HIV. Te osoby wypełniają ankiety ewaluacyjne i ich odbiór tych organizacji jest niezwykle pozytywny. To jest tysiąc razy więcej warte niż to, czy poseł Kaleta będzie przekonywał, że te organizacje namawiają ludzi do brania narkotyków czy ryzykownych zachowań seksualnych.
Tylko taka negatywna opinia „urzędnicza” przekłada się potem na pieniądze…
– Tu znowu wchodzimy na poziom polityki. Jeśli politycy w pewnym momencie zrobią badania, z których wyniknie, że im spada poparcie przez to, że zrobili coś złego jakiemuś NGO-sowi, to przestaną to robić. To widać przy Solidarnej Polsce i kwestiach przemocowych. Robimy także dla Warszawy ewaluacje Program przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Pamiętam, że gdy władzę przejął PiS, to na organizacje, które zajmują się tą problematyką padł strach. I było takie nastawienie, żeby nic złego nie powiedzieć o ustawie, która jest niedobra, ale lepiej nic nie mówić, bo będzie gorsza, jeśli PiS zacznie w niej grzebać. Ile było awantur o Konwencję Stambulską. Wszystko ucichło. Politycy uznali, że im się to nie opłaca.
Moim zdaniem rolą sektora nie jest zajmowanie się tym, co politykom się opłaca, a co nie. Rolą organizacji jest robić swoje i wydawać komunikat: „My pracujemy dla ludzi”. Wtedy przetrwają. Nawet w tych trudnych czasach. Przetrwają. Mamy 1,5%, a nie 1%. Dało się. Nagle się okazało, że można przekazać więcej pieniędzy. Róbmy swoje. Jest mnóstwo narzędzi internetowych i wszelakich innych, żeby tę narrację odkręcić. A przede wszystkim nie można poddawać się temu, co próbują nami wygrać politycy.
Dla sektora jedyna nauka to powiedzieć „Pracujemy dla ludzi. Będziemy tworzyli mechanizmy wewnętrznej kontroli”. Jeśli nie da się tego rozwiązać wewnętrznie, idźmy do mediów. Mamy media, które są naszymi sprzymierzeńcami. Nawet jeżeli coś spłycą, przekręcą. Nie przesadzajmy. Jest trochę dziennikarzy bardzo oddanych tym sprawom i bardzo rzetelnych. Używajmy tych narzędzi. Jeśli mamy te media po swojej stronie, to po prostu ich używajmy, budujmy tę nasza bańkę, ale w dobrej, słusznej sprawie.
A na koniec jeszcze jedno, bo ten wątek jakoś nam umknął, a nie powinien. Relacja organizacji z otoczeniem społecznym jest podwójnie ważna: to nie tylko kontakt z beneficjentami, ale także PR wewnętrzny, kontakt pomiędzy władzami organizacji a personelem.
Takie historie, jak w Wiośnie, czy w CPK odstraszają nie tylko tych, którzy potrzebują wsparcia sektora, ale też najwartościowsze osoby potencjalnie zainteresowane tym, żeby się zaangażować w jego działania, odpłatnie lub w ramach wolontariatu.
Jeśli tutaj także można doświadczyć mobbingu, wykorzystywania, braku szacunku, to właściwie dlaczego w ogóle rozważać taki pomysł na życie, zamiast kariery potencjalnie znacznie bardziej spektakularnej i korzystnej finansowo? Oby tego rodzaju konsekwencje nie okazały się szczególnie trwałe i dotkliwe dla polskiego społeczeństwa obywatelskiego…
dr hab. Magdalena Dudkiewicz – prof. UW w zakresie socjologii, badaczka, dydaktyk i szkoleniowiec w zakresie animacji społeczno-kulturalnej, działań obywatelskich, społeczności lokalnych, społecznego PR oraz realizacji projektów badawczych. Ewaluatorka programów społecznych.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.