Julia Boguslavska. Chcę stworzyć przestrzeń do współpracy między kobietami i budować solidarność między Polkami i Ukrainkami [wywiad]
Julia Boguslavska w Polsce mieszka już od dziesięciu lat. Po eskalacji wojny w Ukrainie jej życie się zmieniło. Utworzyła projekt Ukrainka w Polsce, by wspierać kobiety, które muszą odnaleźć się w nowym kraju. Teraz przy wsparciu programu Hello Entrepreneurship Ashoki chce zwiększyć zasięg swoich działań, by z projektu zamienić je w program systemowego wsparcia i współpracy między kobietami z doświadczeniem migracji.
Anna Ślusareńka, Ashoka: – Mam wrażenie, że eskalacja rosyjskiej inwazji na Ukrainę podzieliła życie wielu osób na „przed” i „po”. Czy ciebie też to dotyczy?
Julia Boguslavska: – Dla mnie wojna zaczęła się już w 2014 roku, ponieważ ja pochodzę z Doniecka, z Donbasu. Wtedy moi rodzice po raz pierwszy poczuli niebezpieczeństwo, a ja ich ratowałam i nalegałam, żeby wsiedli do samolotu, w zasadzie ostatniego, który wyleciał z Doniecka do Polski. W tamtym momencie moje życie się zmieniło i już nigdy nie czułam się bezpiecznie psychologicznie, martwiąc się o nich.
Minęło wiele lat, które poświęciłam na próbę zrozumienia, znalezienia rozwiązania. Moi rodzice są bardzo demokratyczni, zorientowani na Ukrainę i wolny świat. Teraz mieszkają we Lwowie. Ale część mojej rodziny nadal jest w Donbasie, są tam lekarzami i przyjęli tamtejszą perspektywę.
Moje życie od ostatniego roku to z kolei prowadzenie projektu Ukrainka w Polsce. Sama jestem migrantką, mieszkam tu od dziesięciu lat i wcześniej skupiałam się po prostu na normalnym życiu – pracy, nauce języka, rozwoju kariery zawodowej. Teraz poczułam potrzebę wsparcia i budowania lokalnej społeczności. Widzę, jak osoby, które musiały przyjechać do Polski cierpią, bo nie mogą odnaleźć się w nowej sytuacji, a często, bo nie chcą jej zaakceptować.
Ja nie uciekałam od rakiet, ale ratowałam ludzi, którzy uciekali – moich rodziców. To było traumatyczne doświadczenie, ale dzięki niemu rozumiem osoby, które tu przyjeżdżają, przeżywam z nimi ich historie.
Nagle przestałam żyć tylko dla siebie i dla swojej rodziny. Wcześniej nigdy się nie zastanawiałam się nad tym, jak cenny jest czas, który mamy. Cenniejszy niż pieniądze czy mieszkania, które mogą zostać zbombardowane. Zaczęłam zwracać uwagę, co z tym czasem robię i myśleć o tym, jak wykorzystać swoje doświadczenie i umiejętności, by pomagać. Czasami takie sytuacje prowadzą do zmiany. Nagle rzeczy niemożliwe stają się możliwe. To dlatego, że zaczęło mi na nich osobiście zależeć.
Widzę też inną zmianę. Zawsze byłam osobą dynamiczną i niebojącą się ryzyka, ale kiedyś wszystko w moim życiu miało granice. Teraz żyjemy w czasach, w których każda decyzja może zaważyć na czyimś zdrowiu lub życiu. Nie odkładam już niczego na później.
Trudno to zrozumieć osobom, które tego nie przeżyły?
– Tak, to jest bardzo ukraińskie, bo Polacy stoją trochę dalej od tego, co się dzieje. Oczywiście społeczeństwo polskie okazało wiele wsparcia, ale te emocje już opadły. Teraz my powinniśmy zadbać o siebie. Nie powinniśmy już liczyć na Polaków. Na pewno na ich zrozumienie i szacunek, ale minął już rok. Trudno utrzymać społeczeństwo w stanie ciągłego pomagania.
Jako Ukrainka pomagająca Ukraińcom rozumiem ich ból. Też go codziennie przeżywam, nie śpię po nocach, w aplikacji sprawdzam, czy wyją syreny alarmowe w Doniecku i we Lwowie.
Rozumiem jednak stonowane nastroje Polaków, którzy chcą pomagać, ale już nie tak, jak wcześniej i nie oczekuję tego od nich. Uważam, że to nasza rola, by sobie wzajemnie pomagać. I musimy to robić razem, bo samemu łatwo się wypalić.
To między innymi dał mi udział w programie Hello Entrepreneurship Ashoki. Ashoka buduje bardzo silną społeczność i cieszę się, że mogłam do niej dołączyć. W dodatku opiera się ona na wzajemnym szacunku. Na szczęście we Wrocławiu siła lokalnej społeczności też jest nieograniczona.
Opowiedz więcej o społeczności projektu Ukrainka w Polsce. Z kim na co dzień pracujesz?
– Na nasze kursy i zajęcia przychodzą kobiety w różnym wieku, przeważnie z wyższym wykształceniem. Często nie mogą tu pracować w swoim zawodzie, więc szukają informacji o rozwijaniu biznesu, przebranżowieniu się. Ale najważniejsze, co im dajemy, to wsparcie ze strony tej lokalnej społeczności, które obecnie liczy ponad 150 osób. To są osoby, które powracają do nas wiele razy i z którymi udaje nam się utrzymać głęboką relację.
W tej sieci są też Ukrainki, które dowiedziały się o naszym projekcie i same zgłosiły się do mnie, by coś do niego wnieść. Prowadzą zajęcia online i na żywo np. o tym, jak prowadzić finanse lub znaleźć pracę w Polsce. Jest dziewczyna z Poznania, ekspertka od rekrutacji, która wspiera nas już od kilku miesięcy. Przychodzą do nas wolontariusze z firm, by prowadzić konwersacje w języku polskim, wolontariusze z Urzędu Miasta we Wrocławiu, którzy opowiadają nam o mieście. Tworzy się sieć ekspertek i ekspertów z obu stron.
Z jakiego wsparcia mogą skorzystać osoby, które zgłaszają się do projektu?
– Skupiamy się na budowaniu marki własnej w Polsce, ale kryje się pod tym więcej niż tylko wiedza biznesowa i marketingowa. Owszem, oferujemy wiele zajęć dotyczących marketingu: tworzenia treści, prowadzenia kanałów w mediach społecznościowych, promowania biznesu w internecie, budowania persony marki i trafiania do grupy docelowej. Sama prowadzę agencję marketingową i chciałam dzielić się swoją wiedzą.
Ale wszystko zaczęło się od psychologicznych spotkań grupowych, które pomagają odnaleźć motywację.
Osoby, które trafiają do Polski nie z własnej woli, często nie chcą tutaj żyć, zapuszczać korzeni. Nie chcą nic robić, czekają na powrót do domu. Dlatego oferujemy też wsparcie psychologiczne, zwłaszcza w kwestiach takich jak depresja i brak wiary w siebie, ale także właśnie motywacja i coaching.
Na spotkaniach rozmawiamy o rzeczach, które nas niepokoją, które są barierami w samorozwoju. Odpowiadaliśmy też na potrzeby związane z codziennością osoby z doświadczeniem migracji – uczymy, jak dogadać się z nastolatkiem, gdy nagle zostało się samodzielną matką w innym kraju lub jak budować relację na odległość. Osobom, które odnalazły się już w nowej sytuacji, oferujemy coaching.
Ostatnio zrobiliśmy coś kosmicznego. We współpracy z Uniwersytetem Ekonomicznym we Wrocławiu stworzyliśmy kurs umożliwiający księgowym z Ukrainy nauczenia się polskiej rachunkowości. Cały czas sprawdzamy, jakie są potrzeby, dostosowujemy naszą ofertę, pytamy i słuchamy.
Kiedy słucham tego, co mówisz, to widzę, że z tych historii wyłania się problem jeszcze mało obecny w debacie publicznej, a mianowicie to, że wiele osób, które przyjechały do Polski, pracuje tutaj poniżej swoich kwalifikacji. Co możemy zrobić, żeby nie pogłębiać takich nierówności?
– Tak, to duży problem. Ta bariera, z którą spotykają się osoby z doświadczeniem migracji jest ogromnie niesprawiedliwa, ale trochę naturalna. Nikt nie zaproponuje pracy z dnia na dzień, trzeba udowodnić swoje kwalifikacje, dać sobie czas. Największą przeszkodą do dziś pozostaje język, przez który wiele osób nie może wykazać swoich kompetencji. No i specyfika lokalnego prawa, ale tego można się szybko nauczyć, zwłaszcza jeśli ma się duże doświadczenie. Wiadomo, że Excel w każdym kraju wygląda tak samo.
W budynku, w którym wynajmuję biuro sprzątanie obsługuje firma zewnętrzna. Rok temu na korytarzu spotkałam jedną z pracownic tej firmy. Od razu wiedziałam, że to Ukrainka. Zaczęłam ją namawiać, by przyszła na nasze zajęcia. Ona jednak wciąż powtarzała, że to bez sensu, bo niedługo wojna się skończy i wróci do Ukrainy. Mówię do niej: „Nie skończy się. Pomyśl, jak możesz wykorzystać swój czas i możliwości w tym kraju. Jak wrócisz, to będziesz żałować, że nic nie zrobiłaś”.
Początkowo nie dała się przekonać, ale pewnego razu , po informacji o kolejnym ataku, zaczęłyśmy razem płakać na korytarzu. Wtedy nie wiedziałyśmy, że to będzie nasza codzienność. Dzisiaj też płaczę z tego powodu, ale szybko zaczynam myśleć o przyszłości. Wiem, że jutro to się nie zmieni i muszę działać dalej. Zaczęłyśmy rozmawiać i dowiedziałam się, że wcześniej była urzędniczką, która zarządzała dużymi budżetami regionalnymi. Zajmowała się analityką, miała karierę. Obiecałam jej wtedy, że wróci do zawodu. Doradziłam jej, by skupiła się na tym, czego najszybciej może się nauczyć i podszlifowała swój angielski. Przeszła też kurs księgowości i udało jej się znaleźć pracę.
Jakie są twoje dalsze plany rozwoju projektu Ukrainka w Polsce?
– Marzę o tym, żeby cała wiedza i doświadczenia po roku projektowych działań, zaistniały jako osobna, zarejestrowana instytucja – Fundacja Ukrainka w Polsce. Obecnie działam pod skrzydłami innej organizacji – Fundacji Ukraina, otrzymałam dofinansowanie z programu grantowego „Cześć Dziewczyny” Kulczyk Foundation. Dzięki Ashoce właśnie otwieram swoją fundację.
Jestem im ogromnie wdzięczna, że mi zaufali i dali szansę na otwarcie takiego projektu. To dodało mi odwagi do działania i teraz wierzę, że jestem w stanie osiągnąć skalę własnej organizacji, która będzie działać szerzej niż tylko na rzecz uchodźczyń z Ukrainy. Chcę stworzyć przestrzeń do szerokiej współpracy między kobietami, która łączyłaby ich interesy i budowała solidarność między Polkami i Ukrainkami.
Julia Boguslavska: Ukrainka z Doniecka, która od dziesięciu lat mieszka w Polsce, gdzie prowadzi agencję marketingową. Autorka projektu Ukrainka w Polsce, nastawionego na zapobieganie zawodowej degradacji oraz integrację Ukrainek z lokalnym społeczeństwem.