Najpierw byli: Ania, Mateusz, Dorota, Jakub i Daria. Do nich dołączyli inni. Dotąd Małgosia miała w sumie 11 dzieci. Pamięta wszystkie imiona. I daty. Te przyjścia dzieci do jej rodziny.
Magdalena Gajda: – Jesteś mamą?
Małgorzata Cisek: –Biologiczną? Nie. „Moje” dzieci nie mówią do mnie: „mamo”, ale „ciociu”. Bo wszystkie mają rodzone mamy i chcę, aby zawsze o nich pamiętały. Rodzice „moich” dzieci mają ograniczone prawa opiekuńcze i utrzymują z nimi kontakty. Ale laurki i kwiaty na Dzień Matki dostaję. Jestem za to mamą nominalnie. Pracuję jako Mama SOS w Wiosce Dziecięcej w Kraśniku.
Skąd tam przywędrowałaś?
– Z Rzeszowa. Z małej rodziny, bo mam tylko brata. Żałowałam, że nie mam więcej rodzeństwa. Zawsze byłam „dzieciolubna” (śmiech). Zawód pedagoga był dla mnie naturalnym wyborem.W „podróży” do Kraśnika zatrzymałam się m.in. w Krakowie i Lublinie na studia, a w Krośnie pracowałam w domu dziecka. Tam zrozumiałam, że nie chcę opiekować się dziećmi „zmianowo”, ale przez całą dobę i pełniej brać udział w ich życiu. A moi wychowankowie, którzy utrzymują ze mną kontakt utwierdzali mnie w przekonaniu, że mój plan ma sens.
Ale mogłaś przysposobić dzieci, czyli adoptować, albo być mamą zastępczą.– Adoptować dziecka nie mogłam, dlatego, że jestem, jak lubię o sobie mówić: osobą samodzielną, która nie jest w związku. Polskie przepisy pozwalają za to singlom, tak jak małżeństwom z dziećmi i bezdzietnym, na stworzenie rodziny zastępczej. Tylko, że moi rodzice, z którymi mieszkałam byli ludźmi starszymi, chorymi i chciałam uszanować ich spokój. Chciałam też być w jakiś strukturach, które byłyby wsparciem i dla mnie i dla dzieci. Ogromnie szanuję osoby, które zostają takimi klasycznymi rodzicami zastępczymi. Podziwiam ich trwanie przy dziecku bez względu na np. ograniczoną pomoc finansową, wspierającą i specjalistyczną. Nawet gdy dziecko staje się dorosłe i może opuścić rodzinę, ale tego nie robi, np. z powodu choroby. Ja w moim macierzyństwie potrzebuję wsparcia.
Jakiego? Pedagogicznego, emocjonalnego, organizacyjnego?
– Każdego. I obecności osób z podobnymi troskami i radościami. Bycie Mamą SOS daje to wszystko. O Stowarzyszeniu SOS Wioski Dziecięce słyszałam już na studiach. Gdy byłam gotowa złożyłam aplikację, przeszłam proces rekrutacji, w tym badania psychologiczne, a także kilkumiesięczny staż jako asystentka rodziny. To ważny etap. Pozwolił mi przekonać się, czy np. dam radę osiąść w nowym miejscu, zrezygnować z przyzwyczajeń, pogodzić nowe obowiązki z pasjami. Czułam się, na przykład, bardzo „rozdarta”, gdy moja mama ciężko zachorowała i nie mogłam się nią opiekować. Ale zostanie Mamą/ Rodzicem SOS nie oznacza rezygnacji z własnego życia, a jego zmianę.
Pomóż mi sobie wyobrazić waszą Wioskę.
– To teren kilku hektarów, na którym stoi, w różnej odległości kilkanaście domów. W każdym mieszka 1 rodzina, w tym: dzieci i Mama-Wychowawca. Albo Rodzice, bo takie rodziny też są. Każda ma też asystenta, który pomaga w opiece nad dziećmi, albo zastępuje Mamę, gdy ta np. wyjeżdża. Jest też kilka domów administracyjnych, Centrum Specjalistyczne i placówka interwencyjna, gdzie trafiają dzieci wprost ze swoich domów.
Twoje pierwsze dzieci…
– … przyszły do mojej rodziny 12 kwietnia 2012 r., a miały na imię: Ania, Mateusz, Dorota, Kuba i Daria. To było rodzeństwo w wieku od 5 do 12 lat. Pamiętam wszystkie dzieci i daty ich przyjścia, a było ich 11 przez 13 lat. Przy tych pierwszych, gdy po kilku miesiącach znajomi pytali co u mnie słychać, to opowiadałam co się dzieje u dzieci. Ich życie nierozerwalnie złączyło się z moim. Nie mogłam opowiadać o sobie bez mówienia o dzieciach.
Jeden z dzień z życia waszej rodziny.
– W dni codzienne rytm dnia wyznacza szkoła. Poranki są szybkie: pobudka, „ogarnianie się” i wyjścia do szkoły samodzielnie lub nie, bo dzieci małe lub z niepełnosprawnością wymagają odprowadzenia. Po szkole: rozmowy, zajęcia dodatkowe (np. treningi piłki nożnej lub tańca, basen, lekcje w szkole muzycznej lub rysunku, zajęcia terapeutyczne i rehabilitacyjne, korepetycje z języków obcych), zabawy na świeżym powietrzu itp. Wspólny obiad i kolacja, ale też zakupy, spacery z naszym psem, kino, wizyty rówieśników itd., itd. Dni wolne od nauki są luźniejsze, ale też pełne aktywności, gier planszowych, spotkań ze znajomymi, wycieczek w różne zakątki Polski.
A ty robisz to co każda mama, czyli: dzieci budzisz i kładziesz spać…
– … pilnuję, żeby się umyły, robię zakupy, gotuję, sprzątam itd. Uczestniczę w smutkach i radościach dzieci, jestem dumna z ich małych i wielkich zwycięstw, pokazuję im możliwości rozwoju i wspieram. Codziennie. Ale wiem też, że „moje” dzieci są osadzone w rodzinach biologicznych. Dbam więc, aby ich wzajemne relacje były jak najlepsze, aby np. dzieci odwiedzały rodziny podczas wakacji i świąt. I tak się dzieje. Ale prawdą jest też to, że im dziecko jest dłużej w Wiosce, tym bardziej to właśnie tu tworzy swoje życie, bo tu się czuje bezpiecznie, rozwija się, kształtuje. I jeszcze jedna różnica. Za to co robię jako Mama-Wychowawca SOS dostaję wynagrodzenie ze Stowarzyszenia. To ono utworzyło naszą Wioskę i 3 inne w Polsce. To ono, w różny sposób pozyskuje pieniądze na nasze rodziny. Gros środków pochodzi od ludzi dobrej woli, którzy wspierają nas teraz i w przyszłości, np. w swoich testamentach. I to za ich sprawą, m.in. moje dzieci mają szansę na dobrą przyszłość. Bardzo wam za to dziękuję!
A ty swój testament spisałaś?
– Przygotowuję się do tego. To dla mnie bardzo ważne, bo chciałabym w testamencie obdarować te z „moich” dzieci, które będą tego najbardziej potrzebować. I wciąż myślę jak to zrobić, bo te najbardziej potrzebujące dzieci może dopiero dołączą do naszej wioskowej rodziny.
A jak „twoje” dzieci budują swoje nowe życie?
– Zwykle zaczynają od… „lądowania na Księżycu”. Wioskowe dzieci przybywają ze świata zamętu, hałasu, wiecznej czujności, walki o przetrwanie, różnych mechanizmów obronnych, braku ufności do dorosłych. Nie rozumieją świata spokoju, bezpieczeństwa i troski. Na początku więc ten świat i nas testują – na co mogą sobie pozwolić, a co „nie przejdzie”. Sprawdzają, czy ten nowy świat jest prawdziwy i czy nie zostanie im nagle odebrany. Po kilku miesiącach zaczynają nam ufać. Wtedy zaczyna się etap… najtrudniejszy. Dzieci przestają się kontrolować i odreagowują traumy. Wiele z nich ma ogromne deficyty w wielu sferach, m.in. emocjonalnej, zdrowotnej, edukacyjnej, socjalizacyjnej. I te wszystkie obszary musimy „zabezpieczyć”. To jest fundament pod budowę nowego życia w dobrej przyszłości.
Małgorzata Cisek jest Bohaterką ogólnopolskiej akcji edukacyjnej pn. Napisz Testament #ZAPISZDOBRO (edycja 9., 2025 r.), której celem jest zachęcenie do spisywania testamentów i uwzględniania w nich organizacji pozarządowych tworzących dobrą przyszłość. Kampania Napisz Testament realizowana jest przez Koalicję organizacji pozarządowych działających w różnych obszarach życia społecznego. Więcej informacji o Koalicji i Kampanii na www.napisztestament.org.pl