Fundusz Tutaj. Nie my definiujemy, co jest najważniejsze [wywiad]
Czy organizacje potrafią korzystać z przyjaznych zasad grantowych? Jak buduje się fundusz oparty na szacunku i zaufaniu? Co należy finansować, aby zaszła długotrwała zmiana? Martyna Markiewicz z Ashoki dzieli się doświadczeniami Funduszu Tutaj, wspierającego organizacje pracujące z osobami migrującymi.
Magda Dobranowska-Wittels, ngo.pl: – Przygotowując się do tej rozmowy weszłam na stronę Ashoki poświęconą Funduszowi Tutaj. Pierwsze zdanie, które mi się rzuciło w oczy, brzmi tak: „Jesteśmy tutaj, by wspierać rezyliencję osób z doświadczeniem migracyjnym”. Na początku poprosiłabym Cię, abyś nam rozbroiła słowo „rezyliencja”. Jak je rozumiecie w Funduszu?
Martyna Markiewicz, Ashoka, Fundusz Tutaj: – W Funduszu Tutaj wspieramy dobrostan i rezyliencję osób z doświadczeniem migracji. Rozumiemy to bardzo szeroko: wszystkie działania, interwencje w systemie, które wpływają na to, że osobom z doświadczeniem migracji żyje się w Polsce lepiej.
Jakie działania w ramach Funduszu Tutaj finansowaliście?
– Bardzo różne. To było wsparcie osób na rynku pracy, wspieranie konkretnych grup osób z doświadczeniem migracji, np. chłopaków, wsparcie językowe i tłumaczeniowe, budowanie koalicji lokalnych dookoła spraw ważnych dla osób z doświadczeniem migracji w różnych miastach. Wszystkie działania i interwencje, które – zdaniem organizacji grantobiorczych – były ważne dla zyskania dobrostanu i rezyliencji osób z doświadczeniem migracji. Także takie, które miały wpływ pośredni, wpływały na gotowość przyjęcia nowych mieszkańców w instytucjach miejskich, w systemie edukacji, w społecznościach lokalnych.
Czyli rezyliencja to danie tym osobom możliwości adaptacji do nowych warunków, osadzenia się. Zadbania o siebie?
– W języku polskim nie ma dobrego jednego wyrazu, który oddaje całą treść angielskiego słowa resilience. Kiedyś usłyszałam „odbojność”, nie odporność, czyli „sprężystość”, umiejętność powrotu, w mniejszym lub większym stopniu, do miejsca w życiu, kondycji, w których się było przed doświadczeniem kryzysu, przed doświadczeniem czegoś trudnego. To jest o tym: po kryzysach, których doświadczyliśmy, których różne osoby doświadczały w ostatnim czasie, budowanie warunków do tego, żeby one mogły dobrze żyć w Polsce, a także, aby społeczności lokalnie dobrze żyły razem. To było dla nas kluczowe.
Dopytujesz mnie, a ja czuję, że unikam tej odpowiedzi, ale to jest intencjonalne, ponieważ
jedna z zasad, którą mieliśmy w Funduszu Tutaj, była taka, że nie my jako Ashoka definiujemy, co jest najważniejsze. To organizacje, które cały czas, na co dzień pracują z tymi społecznościami, wiedzą, czego brakuje osobom, by zyskały tę „odbojność”.
A jak doszło do powstania funduszu? Wiem, że stał za tym cały proces. Jakbyś mogła trochę o tym opowiedzieć…
– Fundusz powstał przy wsparciu grantowym Google.org. Naszym celem było zaprojektowanie go w taki sposób, by miał jak największy wpływ na system i pomagał jak największej liczbie osób w mądry sposób.
I to rzeczywiście był proces. Na początku zapytaliśmy ekspertek i praktyków z naszej sieci, jakie są potrzeby i jak najlepiej spożytkować te zasoby. Na różnych etapach tworzenia funduszu zaangażowaliśmy około 160 osób.
Na podstawie ich wytycznych podjęliśmy decyzję o rozdzieleniu finansowania na trzy ścieżki: Ekosystem, Programy i Eksperymenty. Dla nas było ważne, żeby interwencja Funduszu Tutaj odbywała się możliwie na różnych poziomach.
W ścieżce Eksperymenty przyznawaliśmy małe granty na krótkoterminowe działania po to, żeby organizacje mogły przetestować swój pomysł, który był dla nich ważny. Chciały pracować z jakąś grupą, wypróbować jakieś działania, nie wiedziały, jak to wyjdzie albo robiły już coś podobnego, ale chciały przetestować działanie z nową grupą lub w nowym miejscu, osiągając efekt skali.
Wspieraliśmy tutaj także projekty dotyczące konkretnych obszarów, przez nas zidentyfikowanych. Na przykład jeden konkurs Eksperymenty dotyczył chłopaków i młodych mężczyzn z doświadczeniem migracji. Zauważyłyśmy, że bardzo dużo środków i zasobów idzie na wspieranie kobiet i dzieci, co oczywiście ma sens, ponieważ kobiety z dziećmi były główną grupą, która po eskalacji konfliktu w Ukrainie przybyła do Polski. Natomiast młodzi mężczyźni i chłopcy „uciekali” oferowanemu wsparciu. A z naszych doświadczeń, z różnych rozmów, wynika, że to jest kluczowa grupa dla przeciwdziałania radykalizacji, wyłapywania i powstrzymywania negatywnych procesów, które mogą zachodzić w takich grupach.
Mieliśmy też ścieżkę Programy, na trochę dłuższe projekty, z większym finansowaniem. Tutaj zależało nam na wspieraniu organizacji, które ze sobą współpracują, żeby rozwiązać jakiś problem. Na przykład pierwszy konkurs dotyczył osób z doświadczeniem migracji, szczególnie narażonych na wykluczenie w ramach tej grupy. To także wynikało z informacji, którą dostaliśmy od naszych ekspertów i ekspertek, że najbardziej narażone na wykluczenie są te grupy, które już wcześniej były wykluczone w Ukrainie albo w swoich krajach, a migracja dokłada jeszcze jedną barierę utrudniającą osiągnięcia dobrostanu.
Była także ścieżka Ekosystem, w której wspieraliśmy duże organizacje, pracujące na poziomie systemowym. To znaczy takie, które mają jasno zdefiniowaną teorię zmiany: co robią, jaki to ma wpływ na rozwiązywanie problemów. Działają od kilku lat i mają ten wpływ na poziomie minimum 10 tysięcy osób. W ramach Ekosystemu często wspieraliśmy działania instytucjonalne albo związane z kosztami stałymi organizacji.
Z tym wiąże się rzecz, której się nauczyliśmy i którą chcemy dalej podawać.
Najważniejsze do osiągnięcia wpływu długofalowego, zrównoważonego, który zostanie z nami przez wiele lat jest wspieranie kosztów pośrednich, kosztów trzonu działalności organizacji, takich jak etaty operacyjne, jak działalność rzecznicza, której nie widać, uczenie się, budowanie strategii. Dlatego dla nas to było bardzo istotne, żeby taką pomoc móc zaoferować organizacjom.
Z informacji zwrotnej, którą dostawaliśmy, wiemy, że to było bardzo ważne dla nich.
W Funduszu staraliśmy się trochę inaczej podchodzić do grantów, które dawaliśmy i budować inne relacje z organizacjami. Inne niż te, których do tej pory doświadczały. Dwie kluczowe wartości, wokół których starałyśmy się budować Fundusz to zaufanie i szacunek. To się wyrażało po pierwsze, w partnerstwie, a po drugie – elastyczności w działaniu i podejściu do tego, co organizacje robiły. Zaufanie jest dla mnie kluczowe, żeby współpracować na dłuższą metę.
Z pierwszych wyników ewaluacji programu wynika, że dla organizacji było ważne móc doświadczyć takiego traktowania. Na przykład nie pytaliśmy o szczegółowy budżet, o to jak organizacja zdecyduje się spożytkować środki. Organizacja wie najlepiej, na co pieniądze są potrzebne. Jeżeli umawiamy się na jakiś wpływ, rezultaty, to nie jest naszą rolą sprawdzać, czy na pewno na materiały drukowane poszło tyle pieniędzy, a na catering tyle. W tym obszarze dawaliśmy organizacjom dowolność. U niektórych ten brak struktury czasami rodził niepewność. Ale dla nas było ważne, żeby przetestować takie podejście.
To jest zmiana, która następuje w ciągu ostatnich kilku lat: grantodawcy w trochę inny sposób zaczynają myśleć o relacjach z grantobiorcami, którzy są bardziej lub mniej włączani w całą ścieżkę grantodawczą. Takim przykładem jest Fundusz Feministyczny, który w ogóle dopuszcza organizacje do oceny wniosków innych aplikujących. Rozumiem, że u was aż tak daleko to nie sięga, ale kluczowe było zaufanie i szacunek, dzięki którym organizacje nie musiały się tak dokładnie ze wszystkiego spowiadać. Chciałabym jednak przy tej okazji zapytać o coś innego, z tym związanego. Jak ja rozumiem, celem takiej zmiany w podejściu jest to, żeby organizacja po tym, jak dostaje grant, wyszła z niego nie tylko z jakimś rezultatem osiągniętym, ale też wzmocniona, a nie wydrenowana. Jak to u was wyglądało?
– Znam, wspieram i uwielbiam Fundusz Feministyczny. My rzeczywiście tak daleko nie poszliśmy, ale na przykład do panelu eksperckiego, który wybierał projekty do dofinansowania, zapraszaliśmy często osoby albo ze społeczności migranckiej, albo – w dalszych etapach czy w kolejnych naborach – osoby, które już u nas realizują granty. Bardzo sobie cenimy ich pomoc.
Staraliśmy się wspierać organizacje w realizacji grantów, nie tylko na etapie początkowym, ale przez cały czas trwania projektów. To jest ta trzecia wartość, o której mówiłam, czyli elastyczność. Rzeczy mogą iść w bardzo różny sposób: coś może się nie udać, coś może się zmienić, sytuacja jest bardzo dynamiczna. Dla nas było ważne, żeby być w kontakcie z organizacjami i reagować na to, co nam mówią. W sumie przypominam sobie jedną sytuację z ponad 80 projektów, kiedy stwierdziliśmy, że coś jest za dużym odstępstwem od pierwotnego projektu i nie zgadzamy się na tę zmianę. Większość proponowanych zmian została wprowadzona. Dla nas było w porządku, jeżeli organizacja szła w kierunku realizacji celu, którym jest budowanie dobrostanu osób z doświadczeniem migracji. Na to się umawialiśmy na początku.
Jednym z obszarów, z którego jestem szczególnie dumna, jest podejście do dostępności. To było narzucone, ale myślę, że dla dobra ogółu. Poprosiliśmy organizacje, które składały do nas wnioski o obowiązkowe zaprojektowanie działań i kosztów w obszarze dostępności. Przeznaczyliśmy na to konkretny budżet: do 10% budżetu każdego z naborów mogło być przeznaczone tylko i wyłącznie na dostępność. Organizacje różnie na to reagowały. Wiele powiedziało, że to był dla nich cenny, wzmacniający proces edukacyjny i dużo nauczyły się o tym, czym jest dostępność. Część aplikujących organizacji miało jeszcze dosyć małą wiedzę na ten temat, więc to było dla nich trudne. Staraliśmy się je wspierać w tym, żeby miały refleksję, jaka grupa może umykać działaniom, które projektują i co mogą zrobić, żeby tę grupę włączyć. Dawaliśmy także jasne wskazówki. Dostępność to mogło być tłumaczenie językowe, tłumaczenie PJM, zakup pętli indukcyjnej, wsparcie jakichś zmian architektonicznych w biurze organizacji. Bardzo różne rzeczy. Mamy sporo refleksji na ten temat, będziemy się dzielić nimi po całościowym zakończeniu Funduszu.
Dla kogo te pieniądze były? Wiem, że dla organizacji, które w jakiś sposób zajmują się osobami z doświadczeniem migracji, ale to też jest szerokie pojęcie. Czy to były organizacje małe, czy raczej duże? Może takie, które dopiero zaczynały działać w tym obszarze? Wiadomo, że po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie bardzo dużo organizacji, które do tej pory nie miały do czynienia z osobami migranckimi, znalazło się w takiej sytuacji, że nie tyle musiały, co też chciały pomagać. Czy to były właśnie takie organizacje, czy też takie, które już miały doświadczenia? Jak to wyglądało? Ile się w ogóle zgłosiło? Powiedziałaś, że mieliście ponad 400 aplikacji.
– W sumie blisko 500 w pięciu naborach. To były bardzo różne organizacje.
Od dwóch lat jesteśmy w takiej sytuacji, że nawet jeśli organizacje nie działały na co dzień z osobami z doświadczeniem migracji, to wydarzenia na świecie zmusiły je do tego, ponieważ zmieniło się społeczeństwo.
Wśród organizacji, które wsparliśmy, były zarówno takie, które od wielu lat współpracują z osobami z doświadczeniem migracji, typu Związek Ukraińców w Przemyślu albo Ukraiński Dom, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, ale też wspieraliśmy organizacje, które pracując z innymi mniejszościami, zauważały, że osoby z doświadczeniem migracji stają się częścią tej społeczności. Na przykład Akademia Głuchych, która w ramach naszego wsparcia opracowała system, poradnik do pracy w interwencjach terapeutycznych w triadzie z tłumaczem PJM-u. Albo dziewczyny z Różowej Skrzyneczki, czyli organizacji, która działa na rzecz zdrowia menstruacyjnego, w pewnym momencie zauważyły, że osoby z doświadczeniem migracji są ich społecznością.
Było też kilka organizacji zupełnie nowych, założonych przez osoby z doświadczeniem migracji, które pojawiły się tutaj w ostatnich latach, albo były oddziałami organizacji, które działały wcześniej w Ukrainie. Przekrój organizacji był dosyć duży. Z badań ewaluacyjnych, które teraz prowadzimy, wynika, że większość z nich to są organizacje mniejszościowe albo pracujące z mniejszościami i mają średnio minimum 3 lata doświadczenia, ale były też takie, które dopiero zaczynały.
Dla nas było ważne również, żeby wspierać organizacje z różnych części Polski, żeby to nie były tylko duże miasta. Tam są organizacje, które robią tę zmianę systemową, bardzo ważną, w obszarze narracji albo lobbingu. Ale też bardzo nam zależało, żeby zauważyć organizacje działające regionalnie, które robią super rzeczy w obszarze sieciowania różnych aktorów, na przykład Fundacja Studio M6 w Toruniu i w Grudziądzu, organizacje w Krakowie, Fundacja Q na Podkarpaciu, organizacje z Lublina.
Włączając w proces projektowania funduszu osoby eksperckie staraliście się pewnie też uwzględnić różne ryzyka albo niespodziewane scenariusze, ale sama powiedziałaś, że trochę Was zaskoczyło na przykład to, że nie wszystkie organizacje były tak otwarte na tę elastyczność. Czy coś jeszcze było takiego, co Wam się wydawało, że będzie odpowiednie, bo było przemyślane, dobrze zaprojektowane, a w praktyce się okazało, że to nie zadziałało albo zadziałało inaczej niż myśleliście?
– Na pewno to napięcie między dawaniem struktury i ogromną kontrolą, które są u niektórych grantodawców a podejściem, które my mamy – to było dla nas zaskoczenie. Słuchaliśmy tego, co mówi sektor pozarządowy od wielu lat. Sama działam w nim od prawie 20 lat i byłam wiele razy w roli grantobiorczyni. Wiem, gdzie są te punkty, które bolą organizacje najbardziej.
Zdziwiło nas, że takie odpuszczenie kontroli czasami powodowało, że organizacje skupiały więcej zasobów i więcej pracy na działaniach czy relacjach z tymi grantodawcami, bardziej kontrolującymi, bardziej wymagającymi.
To była dla nas lekcja, że taka zmiana potrzebuje jeszcze dużo czasu, też z punktu widzenia organizacji. Aby dokonała się zmiana całego systemu, najpierw musi nastąpić wiele drobnych zmian, także na poziomie przekonań, z którymi wchodzimy do współpracy.
Bardzo ciekawa rzecz dotarła do mnie, gdy czytałam sprawozdania organizacji. Czasami zadawałyśmy w nich nietypowe pytania, na przykład, z czego jesteście dumni albo czego się nauczyłyście, jak to wzmocniło wasz zespół. Bardzo często organizacjom trudno było odpowiedzieć na te pytania. Były takie, które szczerze przyznawały, co im się udało, co im się nie udało, czego się nauczyły, ale dla niektórych to było trudne.
Zauważyłam też napięcie w przyznawaniu się do błędu i eksperymentowania. Słyszeliśmy od organizacji, że brakuje im przestrzeni, aby eksperymentować, żeby coś sprawdzać. Wypuściłyśmy dwa nabory w ścieżce Eksperymenty. Tam było założenie właśnie takie, że eksperymentujcie. Jest ok, jeżeli to wam się nie uda. Jeśli przyjedziecie do nas i powiecie „To nie działa”, nie ma problemu. Super, nauczyliście się. Sprawdziliście to, trzeba szukać gdzieś indziej. Na tym nam zależało. Chciałyśmy, by organizacje o tym mówiły, przyznawały się do tego, że coś im nie wyszło. To była duża trudność dla niektórych.
Nawet, gdy sami mówiliśmy, że to jest ok, jeżeli ten eksperyment się nie powiódł. To było trudnością, żeby organizacje same to przed sobą przyznawały.
Myślę, że to jest taki kawałek, w który nas ta grantoza, projektoza wpędza. Wszystko musi być sukcesem.
A możesz trochę opowiedzieć o wybranych projektach, które wsparliście?
– Chciałabym opowiedzieć o wszystkich 80, ale chyba nie dam rady. Projektem bardzo bliskim mojemu serca jest ten, który przeprowadziła Fundacja Uwaga, Śmieciarka Jedzie. Na pierwszy rzut oka to nie jest organizacja, która zajmuje się budowaniem dobrostanu osób z doświadczeniem migracji. Natomiast to jest społeczność, która bardzo często wspiera osoby w potrzebie. W tych grupach można dostać rzeczy, które są potrzebne do przeżycia, do dobrego funkcjonowania. Osoby ze „Śmieciarki” zauważyły, że pod wpływem tego, że zmienia się społeczeństwo w Polsce, zaczyna się zmieniać także dyskurs na tych grupach. Z jednej strony pojawiły się napięcia związane z kwestiami narodowości, ale z drugiej strony – język używany w internecie jest pełen skrótów, niuansów, które są trudne do wyłapania przez osoby, które nie są z tego środowiska, z tego kontekstu albo mają problemy językowe. Automatyczne tłumaczenie nie zawsze wyłapuje te rzeczy. Uwaga, Śmieciarka Jedzie przeszło cały cykl uczenia siebie jako organizacji, moderatorów, moderatorek, jak osoby z doświadczeniem migracji funkcjonują w tych grupach i co mogło być dla nich wsparciem. Zrobili także badanie UX-owe na ten temat. Osoby, które moderują grupy wypracowały wskazówki dla języka inkluzywnego, po to, aby migranci i migrantki, którzy przyjdą na grupę w poszukiwaniu wsparcia, mogły czuć się tam bardziej jak u siebie.
Bardzo lubię wszystkie eksperymenty dotyczące chłopaków, więc dla mnie ciekawym działaniem było to realizowane w Lublinie. Towarzystwo dla Człowieka i Natury użyło edukacji rowerowej po to, aby aktywizować chłopaków z doświadczeniem migracji. Oni w większości przebywali w ośrodkach zakwaterowania zbiorowego. Towarzystwo przeprowadziło dla nich cały cykl szkoleń, jak używać roweru w bezpieczny sposób. Dla mnie przy wyborze tego projektu pouczająca była praca w panelu oceniającym z Mikitą, który ma doświadczenie migracji i powiedział, że gdy przyjechał do Polski, to dzięki rowerowi znalazł bardzo szybko pracę, ponieważ to była prosta, dosyć dostępna rzecz. Był kurierem, rozwoził jedzenie i to było jego zatrudnienie. Rower pomógł mu osadzić się w Polsce. To mnie bardzo poruszyło. Towarzystwo nie dość, że zorganizowało te szkolenia, to też aktywizowało tych chłopaków poprzez bycie razem, naprawę roweru, uczenie ich zasad ruchu drogowego, które są inne niż w krajach, z których pochodzą. Potem zorganizowali kilka szkoleń na temat tego, jak edukację rowerową można stosować i wprowadzać w pracy z grupami, które są wykluczane.
Szkoła Liderstwa zrobiła niesamowity projekt, szkoląc liderki Białorusinki, które przebywają w Polsce, w kompetencjach liderskich i tworząc dla nich przestrzeń wsparcia, sieciowania się. Na marginesie: to też była ważna dla nas rzecz, żeby te środki były otwarte na różne osoby z doświadczeniem migracji, nie tylko te z Ukrainy. Większość pieniędzy została przeznaczona na wsparcie osób z Ukrainy, ale dofinansowaliśmy też kilka projektów, w których główną grupą docelową były osoby pochodzenia afrykańskiego albo właśnie z Białorusi.
Jakie macie plany na przyszłość? Szykujecie jeszcze dwie edycje funduszu, ale na innych zasadach.
– Tak. Zainspirowały nas szacunek i budowanie partnerstw, które staraliśmy się wdrożyć w różnych aspektach naszego działania. Chcemy się przyjrzeć miastom jako obszarom budowania sieci, które są ważne w przypadku różnych kryzysów.
Te dwie edycje, które planujemy, to będzie też dla nas eksperyment. Dajemy sobie przyzwolenie na to, że jakieś rzeczy tam się może nie udadzą, ale na pewno dużo się nauczymy.
Chcemy przeprowadzić nabór grantów w dwóch wybranych miastach, aby lokalnie wspierać działania odpowiadające na problemy osób z doświadczeniem migracji oraz wspierać współpracę różnych aktorów, czyli nie tylko organizacji pozarządowych, ale też administracji lokalnej i biznesu, szkół. Miasta, z którymi rozmawiamy to Lublin i Poznań. To będzie nasz pilotaż, sprawdzenie, na ile wspieranie jest ważne w budowaniu takich lokalnych sieci.
Kiedy ogłosicie nabory?
– W pierwszej połowie stycznia. Jeszcze rozmawiamy z urzędami miast, z ekspertami i ekspertkami w tych miastach, żeby dopracować szczegóły, jak to ma przebiegać.
Gdy rozmawiamy mija akurat mniej więcej tydzień od wysłuchania obywatelskiego w sprawie strategii migracyjnej, która wzbudza wiele kontrowersji emocji, niekoniecznie tych dobrych. Chciałam zapytać, czy i jak wasze doświadczenia z Funduszu Tutaj mogłyby być wykorzystane w kontekście strategii i dokumentów, które mają ją wdrażać.
– Dla mnie jest jedna ważna rzecz i to będę podkreślać wszędzie i wszystkim, którzy mnie będą słuchać:
kluczowe jest wspieranie organizacji, które działają w obszarze migracyjnym, nie tylko poprzez przyznawanie pieniędzy na krótkoterminowe projekty, ale wspieranie ich działalności misyjnej, instytucjonalnej ponieważ to prowadzi do zmiany społecznej i zwiększa wpływ społeczny.
Tego typu zapisy powinny się znaleźć w strategii migracyjnej. Tego typu wsparcie powinno być oferowane przez państwo, ponieważ organizacje społeczne nie są od tego, żeby łatać dziury w systemie, który nie jest dobrze zaprojektowany. Wspieranie organizacji ad hoc, usługowo nie jest dobrym wyjściem. Wspieranie zatrudnienia, stabilności, sprawstwa tych organizacji to jest wyjście, które nam pozwoli realizować dobrą politykę migracyjną, w której państwo bierze odpowiedzialność za osoby przebywające w Polsce, a organizacje mają rolę komplementarną i watchdogową. Wtedy mamy szansę na współpracę opartą na szacunku i na faktyczny dobrostan i rezyliencję wszystkich mieszkańców i osób w drodze.
Nie chcę się wypowiadać na temat konkretnych zapisów w tej strategii, ponieważ jest masa organizacji, które się lepiej od nas na tym znają i one już się wypowiedziały w czasie tego wysłuchania. Słuchałam tego i wspieram wszystkie mądre słowa, które tam padły.
Martyna Markiewicz – od prawie 20 lat wspiera osoby, grupy i organizacje w działaniach na rzecz zmiany społecznej. Jest trenerką, wspiera społeczności, zarządza partnerstwami. Jej główne obszary zainteresowania to budowanie różnorodności, włączenia i sprawiedliwości społecznej (DEI) oraz przeciwdziałanie wypaleniu w sektorze społecznym. Od prawie 7 lat związana z Ashoką w Polce, gdzie współtworzyła głównie programy skierowane do osób wykluczonych z głównego nurtu changemakingu m. in. Program WzmocniONE, Fundusz Tutaj. Obecnie pełni rolę Ko-dyrektorki Ashoki w Polsce oraz opiekuje się obszarem DEI w Ashoce w Europie.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.