Festiwal przy granicy z Białorusią: Teatr przychodzi, gdy jest nam źle [wywiad]
W rejonie Puszczy Białowieskiej obył się latem Międzynarodowy Festiwal Teatralny Wertep. – Staramy się, żeby w naszym teatralnym repertuarze były spektakle skłaniające do refleksji o tym, co dzieje się przy granicy, a raczej przy różnych granicach, wśród ludzi, którzy są w drodze, uciekają przed wojną czy kataklizmem, szukają nowego nieba dla siebie oraz bliskich i płacą za to cenę, czasem najwyższą cenę – mówi Darek Skibiński, dyrektor Wertepu.
Beata Kubiszyn-Puka: – Szesnasta edycja festiwalu za nami. Gratulacje. Przygotowana perfekcyjnie, jak zawsze. A może coś cię zaskoczyło?
Darek Skibiński, dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Wertep: – Tak, skala lokalności. Przychodziło bardzo dużo widzów, publiczność była liczniejsza, niż do tej pory. A ponieważ nie ma tu turystów, można powiedzieć, że liczba odwiedzających rejon Puszczy Białowieskiej wyzerowała się, wskutek wrzawy o to, że jest tu niebezpiecznie, to mamy pewność, że w tym Wertepie brali udział lokalni odbiorcy. I to tłumnie!
To dla mnie wielka satysfakcja, gdy widzę, że publiczność stąd – młodzi i starsi widzowie, którzy traktują to wydarzenie tak bardzo osobiście. Mieli tu latem teatr dla siebie. I docenili to! Teatr do nich przychodzi, gdy jest im źle.
Jak Wertep odnajduje się teraz przy granicy z Białorusią? Tyle padło w mediach słów o zamkniętych strefach, o zakazie przebywania, a wy, niezrażeni, zrobiliście tu znów festiwal…
– Gramy, jak do tej pory. Mówiliśmy na lokalnych spotkaniach, gdy rozpętała się dyskusja o granicy, że medialna wrzawa nie da nic dobrego, a piękny region Podlasia, który chce utrzymywać się z turystki, bo przecież nie z przemysłu, tylko na niej straci. I stało się. Ludzie przestraszyli się, nie skorzystali z agroturystyki, pustkami świecą restauracje.
Tylko niektórzy politycy realizowali swoje cele na złej propagandzie, niektórzy urzędnicy próbowali ugrać swoje interesy. Wielość złych newsów była taka, że nie wiedziano, w jaką stronę zmierzamy, ale można było przewidzieć, że ludziom nic dobrego to nie przyniesie… A my przecież żyjemy normalnie, jak dawniej. Spokojnie i według zwykłych rutyn.
Staramy się, żeby w naszym teatralnym repertuarze były spektakle skłaniające do refleksji o tym, co dzieje się przy granicy, a raczej przy różnych granicach, wśród ludzi, którzy są w drodze, uciekają przed wojną czy kataklizmem, szukają nowego nieba dla siebie oraz bliskich i płacą za to cenę, czasem najwyższą cenę.
Festiwal zakończył się 4 sierpnia wieczorem, w Amfiteatrze w Hajnówce, bardzo mocnym akcentem, widzowie przez chwilę poczuli się jak uwięzieni w pułapce uchodźcy. Mocne doświadczenie! Jak to przyjęli?
– Byłem zdumiony reakcją publiczności. Ten ostatni spektakl, „Nieproszeni” w wykonaniu Teatru Fuzja, opowiadał o nieprzyjemnych, dramatycznych wręcz sytuacjach. Przywoływał m.in. tragedię bieżeństwa, czyli wypędzania rdzennej ludności z tego terenu, o czym dopiero niedawno zaczęto mówić głośno, choć było to doświadczenie każdej niemal rdzennej rodziny. Mówił o tym, co naprawdę trudne. A ludzie dziękowali nam za to przeżycie. To świadczy o tym, że jako społeczność zdystansowaliśmy się do pewnych trudnych spraw i doszliśmy do przekonania, że trzeba o nich rozmawiać, prawdziwie, nie medialnie.
Potrzebujemy, jako widzowie, konfrontować perspektywy. Obudziła się w nas taka potrzeba. Uważam, że jest to fantastyczne. Najgorzej, gdy się tę potrzebę wypiera. Ale gdy ludzie chcą rozmawiać, gdy dzieci i dorośli nie opuszczają tych przedstawień, które są trudne i dotykają ich spraw, to świadczy o społecznej dojrzałości.
Nie udajemy, że nie ma problemu przy granicy. Ale ukazujemy, że jest potrzeba rozmowy i skonfrontowania stanowiska naszego z przemyśleniami innych. To przejaw demokracji, że dyskutujemy z poszanowaniem czyjegoś stanowiska wobec tematu. Rozmawiamy, zamiast się bić. Dojrzałość społeczna sprawia, że chcemy rozmawiać ze sobą, rozumieć lepiej siebie i to, co dzieje się wokół.
Czy to stanie się tradycją festiwalu, że podejmuje on „publicystyczne” tematy?
– Co roku będziemy starali się, żeby były ze trzy spektakle prowokujące do dyskusji. W tym roku oprócz wspomnianego spektaklu problem migracyjny podjęliśmy także w „Wędrówce Nabu” w wykonaniu Opowieści z walizki.
Poprzednio artysta z Włoch opowiadał o problemie zabijania zwierząt. I wzbudzał największe chyba zainteresowanie. Pokazywał swoje indywidualne stanowisko wobec tematu. Jasne stanowisko. Podejmował ważny problem i ukazywał, że należy rozmawiać, wyciągać wnioski, a teatr jest do tego odpowiednią przestrzenią. I odpowiednią formą przekazu. Na Wertepie nie ma wykrzykiwania. Jest gra, nastrój, emocja… Publiczność czuje, odbiera wszystkimi zmysłami i żywo reaguje. Ktoś z widowni powiedział mi na koniec: „ale mi pan zamieszał w głowie tym Wertepem. Będę o tym myślała dwa miesiące…”.
Czy Wertep wystarczy, żeby odczarować rzeczywistość Podlasia?
– Trzeba działać wspólnie i wielokierunkowo. Ludzie nie chcą uczestniczyć w awanturze i drace, wolą pozytywne działania. Tymczasem negatywnego wizerunku nie uda się odczarować w rok, będzie to miało wieloletnie konsekwencje.
To, iż nie ma turystów na Podlasiu, że jest ukształtowana opinia o panującym tu jakoby niebezpieczeństwie, jest efektem spopularyzowania jednostronnej wizji. To medialne „bicie piany” pozbawiło środków wiele gospodarstw agroturystycznych.
A takie silne było tu marzenie, żeby żyć z turystyki! To przecież region z wyjątkowym klimatem. Mamy nadzieję, że pocztą pantoflową rozniesie się informacja o dobrych praktykach teatralnych, o świetnych pobytach wakacyjnych.
Ludzie mają większe zaufanie do osobistych, bezstronnych, pozytywnych przekazów i rekomendacji. Zatem ja ich udzielam, z całą odpowiedzialnością. Zapraszam na Podlasie, do Hajnówki Centralnej – Stacji Kultury, do A3Teatru, na Wertep w 2025 roku. Ludzie tu żyjący korzystają z naszej oferty chętnie, bo stworzyliśmy wspólnie w tej podlaskiej przestrzeni coś dobrego – propozycję artystyczną na bardzo przyzwoitym poziomie. Podzielimy się nią z turystami.
Byliście bardzo blisko widzów, grając w prywatnych ogródkach…
– Tak, ten jeden festiwalowy dzień, gdy realizowaliśmy oddzielny moduł – teatru niemal na granicy, w ogrodach domów w przygranicznych wsiach, pokazał, do jakiego stopnia jest to ludziom potrzebne. Teatr jest narzędziem prowokującym wspólne spotkanie. Tu w nietypowej przestrzeni ogródków, wewnątrz wsi, wyludniających się i biednych, gdzie samotnie żyją starzy ludzie, okazaliśmy się szczególnie potrzebni. Przybysze boją się tu przyjechać, sąsiedzi nie odwiedzają się, bo boją się wychodzić z domów, a tu nagle za sprawą teatru czują się bezpiecznie, radośnie, przychodzą do siebie, żeby popatrzeć na spektakl i zwyczajnie spotkać się.
Ten moduł będziemy kontynuować i rozwijać. W tym roku zagraliśmy w siedmiu wsiach, a jest ich ponad dwadzieścia w powiecie hajnowskim. Sporo jest miejsc, gdzie należałoby pojechać i zrobić teatr blisko granicy, w miejscach obciążonych brakiem kontaktu i izolacją. To zaspokaja potrzebę bliskości. Będę walczył o to, żeby wytłumaczyć sytuację w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które sfinansowało występy teatrów przy granicy. Zechcę przybliżyć decydentom wagę tego wydarzenia. Po skończonym dniu, wszyscy podchodzą do nas i mówią, jak bardzo by chcieli, żeby w przyszłym roku też odwiedził ich Wertep.
Telewizja cały dzień była z nami, monitorowała działania artystyczne, pokazała potem innym co myślą ludzie, którzy są tu, na miejscu. Staruszkowie, którym dokucza samotność w wyludnionych wsiach mówili nam, jak jest im fajnie z artystami. I jaka szkoda, że tak mało tego kontaktu.
A jak pracuje wam się z lokalnymi samorządami?
– Dobrze. W tym roku doszedł Nurzec Stacja. W ubiegłym Drohiczyn, który już z nami został. Wróciliśmy do Białowieży – turystycznej miejscowości bez turystów. Żal, że odpadła Orla, wskutek zmian władz i koncepcji zarządzania, po samorządowych wyborach…
Festiwal finansuje MKiDN. W tym roku skończył się trzyletni grant. Czy będziecie występować o kolejny?
– Ludzie na Podlasiu nie wyobrażają regionu bez festiwalu Wertep. Jest ich potrzebą i buduje tożsamość, unikatowość, genius loci tego miejsca. Jestem do dyspozycji, podjąłem się realizacji tego festiwalu i póki dam radę, będę go kontynuować.
Na pewno musimy urealnić budżet, bo po trzech latach widać, jak absurdalnie mała jest dotacja. Powinna być dwa razy większa. Chcemy, żeby festiwal był także miejscem pokazywania dorobku polskich artystów, miejscem spotkań ciekawych zespołów zagranicznych. Jesteśmy do tego przygotowani. Liczymy, że ministerstwo także będzie.
W tym roku graliśmy także własny spektakl, A3Teatru z Hajnówki Centralnej – Stacji Kultury. „Światło jest w nas – parada lampionów” zaangażował m.in. artystów z niepełnosprawnością. Były dla nich warsztaty, były wyjazdy do Warszawy i do Gdańska na festiwal FETA. To było znakomite działanie z osobami z niepełnosprawnością. Będziemy je powtarzać. Na razie wystąpiło kilkanaście osób, a w samym powiecie hajnowskim chętnych jest siedemdziesiąt. Artystyczna praca daje im pewność siebie i niecodzienne doświadczenie życiowe. Widzowie znakomicie odbierają nasze spektakle. Projekt wsparty został z grantu PFRON – Kultura wrażliwa.
Wertep to także wolontariusze. Czy sprawdzili się i w tym roku?
– Wolontariat jest jasnym, energetycznym punktem festiwalu. Wolontariusze bywają zmęczeni i mają gorsze momenty, ale są wspaniali. Ja ten wolontariat uwielbiam!
To wolontariat kompetencyjny. Wolontariusze są zaangażowani w miejscu, które może im dostarczyć kompetencji w dziedzinie teatru. W praktyce jest tak, że biegniemy obejrzeć ostatni spektakl, a potem dopiero pakować scenografię. Oni wiedzą, po co są tu potrzebni, uczestniczą w wydarzeniu w całej pełni. Mówię tu o wolontariuszach z Europejskiego Korpusu Solidarności, którzy stacjonują w naszej siedzibie Hajnówki Centralnej.
Z kolei rodzice młodzieży z Hajnówki, która uczestniczy w wolontariacie od lat, powiedzieli nam, że nie zdajemy sobie sprawy, do jakiego stopnia młodzi ludzie wzrastają przepełnieni tym, co my robimy. Fascynacja powoduje, że wybierają studia artystyczne – produkcja filmowa, zawody teatralne… Dostrzegają szanse płynące ze współpracy z nami. Takie działania dają im szansę samozatrudnienia, przygotowują do powrotu tutaj, po studiach, z nowymi kompetencjami.
Wychowujemy grupę ludzi, która będzie tu kiedyś świetnie działać artystycznie. Wzmacniać wspólnotę lokalną i tworzyć nowe oferty artystyczne na dobrym poziomie.
Czego serdecznie życzę. Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Stowarzyszenie Kulturalne "Pocztówka"