Żydzi i homoseksualiści w zmowie przeciw Polsce? Tak to widzi TVP
MUZIŃSKA: My, działacze i działaczki organizacji prodemokratycznych i prawnoczłowieczych, korzystający wielokrotnie z dotacji Fundacji Batorego, myśleliśmy, że festiwal szczucia strzałkami i spadającymi banknotami mamy już za sobą. Otóż nie.
Odkąd w marcu 2017 dziennikarze Telewizji Polskiej z Janem Pospieszalskim na czele postanowili odsłonić przed Polakami „tajemnice trzeciego sektora”, zaśmiewaliśmy się głośno przed ekranami telewizorów, wymieniając jednocześnie między sobą wspierające maile i smsy. Na nasz ulubiony odcinek „Warto rozmawiać”, poświęcony środkom norweskim, gdzie prezentowany był nasz projekt „Równość małżeńska dla wszystkich”, poświęciliśmy specjalnie zebranie zarządu. Ot, wystarczyło po prostu wejść na nasze strony internetowe lub zajrzeć do bazy sprawozdań organizacji pożytku publicznego, by zyskać pełną wiedzę o strukturze naszego finansowania.
Co jest ważne dla TVP?
Standardem, któremu hołdujemy od dawna jest transparentność i terminowa sprawozdawczość, czego, o dziwo, nie można powiedzieć o wielu organizacjach prawicowych i nacjonalistycznych. Wkrótce po nagonce Pospieszalskiego w TVP doskonale namierzyła to Ewa Siedlecka na łamach „Gazety Wyborczej”. Dziennikarka po krótkim przestudiowaniu zapisów w Krajowym Rejestrze Sądowym wykazała, że dla przykładu Instytut Ordo Iuris nie sprawozdaje się z działalności gospodarczej w KRS, nie zamieszcza sprawozdań na stronie internetowej, a struktura ich przychodów pozostaje, powiedzmy, że… wieczną tajemnicą wiary.
Telewizji reżimowej jednak nie o transparentność, ale o ową tajemniczość chodziło, o atmosferę demaskowania spisków i „dotacji na dewiacje”, losowe wiązanie ze sobą aktywistów w duchu „kto jest kim w trzecim sektorze” i odkrywanie powiązań rodzinnych. Okazało się, że przedmiot naszego aktywizmu nie ma tu już nawet większego znaczenia. Ważne czyimi jesteśmy córkami, żonami czy koleżankami. Największą zbrodnią okazało się bycie krewnym lub krewną polityka lub sędziego, który rządom PiS się nie kłania. Całą retorykę domykał wątek finansowania naszych działań, czyli „obcego”, żydowskiego kapitału płynącego wartkim strumieniem z zagranicy do naszej nieskalanej różnorodnością ojczyzny.
„Demaskowanie tajemnic” ze stron organizacji
Tymczasem nadeszła runda druga. Dziennikarze Telewizji Polskiej wzięli na celownik jedną z najprężniejszych organizacji LGBT+ w Polsce – poznańską Grupę Stonewall. Moment, trzeba przyznać, znakomity. Stowarzyszenie zorganizowało właśnie jeden z najlepszych marszy równości w naszym kraju. Każdy pomysł przekuwa w sukces. Jego lider Arkadiusz Kluk startuje w lokalnych wyborach, a poznański magistrat otworzył się na mniejszości, jak żaden inny w Polsce.
I może to jeszcze Telewizja mogłaby jakoś przełknąć, gdyby nie te tramwaje…
Spółka miejska, która najpierw zgodziła się w warunkach komercyjnego zamówienia na zamontowanie tęczowych flag na tramwajach w dniu marszu równości, a następnie z hukiem się wycofała, pod presją – nie oszukujemy się – grupki homofobów.
Spółka umowy nie zrealizowała, ale fakturę bez wstydu wystawiła. Grupa Stonewall zaprosiła spółkę do polubownego rozwiązania sprawy i zapowiedziała odstąpienie od roszczeń umownych, o ile spółka obejmie motorniczych szkoleniami antydyskryminacyjnymi. Spółka na tę propozycję nie przystała. I wtedy z odsieczą przyszedł jej regionalny oddział TVP, „demaskując tajemnice Grupy Stonewall”. A cóż to za tajemnica? Tak, tak, proszę państwa, Grupa Stonewall jest grantobiorcą programu „Demokracja w działaniu” Fundacji Batorego. Wszystko opinii publicznej, jak zwykle, objaśniła infografika.
Antysemityzm rodem z dwudziestolecia
Nic się wprawdzie w niej nie zgadza. Nie ten program grantowy, nie to źródło finansowania, a nawet błędna forma prawna Grupy Stonewall. „Stowarzyszenie” brzmi jakoś mdławo i niepoważnie, więc nasi koledzy i koleżanki z Poznania zostali okrzyknięci fundacją, bo wtedy łatwiej u opinii publicznej o skojarzenia z workami pieniędzy i ciemnymi interesami.
W retoryce dziennikarzy TVP (chociaż należałoby raczej napisać „tak zwanych dziennikarzy”) George Soros, który Fundację Batorego nam w Polsce ufundował, nie jest przecież zagranicznym czy nawet amerykańskim lub węgierskim filantropem. Jest zawsze i przede wszystkim „bankierem żydowskiego pochodzenia”. Takim, jakich pełno na antysemickich plakatach rodem z dwudziestolecia międzywojennego, odrażającym krasnoludem z pękatym orlim nosem i pazernym wzrokiem. Poruszające jest to, że taki opis towarzyszy każdej wzmiance o założycielu Fundacji.
Tym razem przekaz miał być jasny – oto Żydzi i „homoseksualiści” zawiązali tajny sojusz przeciwko Polsce. Szemranymi działaniami ubranymi w walkę o równość i prawa mniejszości próbują rozsadzić kraj od środka.
I pewnie znów zaśmiewalibyśmy się przed ekranami telewizorów, gdyby nie świadomość, że ktoś to przecież ogląda i ktoś w to głęboko wierzy.
MASZ ZDANIE? CZEKAMY NA WASZE GŁOSY (MAKS. 4500 ZNAKÓW) PLUS ZDJĘCIE NA ADRES: REDAKCJA@PORTAL.NGO.PL
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl
Pewnie znów zaśmiewalibyśmy się przed telewizorami, gdyby nie świadomość, że ktoś to przecież ogląda i ktoś w to głęboko wierzy.