O tym, co wspólnego ma ekonomia z emocjami i że jeden plus jeden może równać się trzy rozmawiano w Warszawie podczas seminarium „Partnerstwa dla przedsiębiorczości społecznej”.
Na zorganizowanym przez Stowarzyszenie Biuro Obsługi Ruchu Inicjatyw Społecznych „BORIS” seminarium, dyskutowano m.in. o tym, że choć budowanie kultury partnerstwa dopiero u nas raczkuje, to jednak dobrze działające partnerstwo na poziomie lokalnym, jest efektywnym, fachowym i przede wszystkim skutecznym wsparciem dla ekonomii społecznej.
Spotkanie miało na celu zarówno przybliżenie definicji ekonomii społecznej, zaprezentowanie pozytywnych skutków działania istniejących już partnerstw lokalnych na terenie Mazowsza oraz przede wszystkim wywołanie dyskusji, na jakim etapie znajduje się model ekonomii społecznej przyjęty w Polsce.
Poza Warszawą wiele się dzieje
Idea partnerstw lokalnych opiera się na koncepcji rozwoju społeczności lokalnych przy wykorzystaniu posiadanych różnorodnych, lecz nie zawsze zauważalnych zasobów.
– Wspólne działania na rzecz rozwoju wspólnoty – rewitalizacja, aktywizacja lokalna, oparta o zasoby własne – jest jedną z podstawowych form działalności w ekonomii społecznej, a partnerstwa lokalne, które same są jej podmiotami mogą długofalowo wpływać na rozwój społeczności, w której działają. Ogromną rolę partnerstwa odgrywają zaś przede wszystkim w społeczeństwach marginalizowanych i zdegradowanych – przekonywał Zbigniew Wejcman. Odnosząc się do kilku przykładów partnerstw zawiązanych z pomocą „BORIS”, pokazał w jaki sposób wspólne działania oraz efektywna współpraca organizacji i instytucji skupionych wokół partnerstw lokalnych mogą być realnym wsparciem dla pomysłów oraz decyzji podejmowanych przez władze lokalne.
„Partnerswto dla Mokotowa” realizuje aż cztery działania władz dzielnicy: opracowywanie strategii rozwiązywania problemów społecznych, prace zespołów ds. rodzin zastępczych i przeciwdziałania przemocy oraz koncepcję rewitalizacji społecznej w trzech rejonach dzielnicy – Z. Wejcman podkreślił, że współpraca w społeczności lokalnej owocuje także efektywnym pozyskiwaniem zewnętrznych środków finansowych potrzebnych dla rozwoju danego regionu. Przytoczył tu przykład gminy Liw, w której partnerstwo pozyskało aż osiem dotacji ze źródeł pozagminnych na realizację własnych projektów społecznych.
O tym, jak wyglądało budowanie współpracy, o długotrwałej nauce wypracowywania consensusu i wzajemnego poszanowania opinii poszczególnych członków oraz o osiągniętych dzięki temu widocznych korzyściach, opowiedzieli przedstawiciele Partnerstwa na rzecz rozwoju Gminy Słupno „Nasza 19”, Partnerstwa na rzecz rozwoju Ziemi Krasnosielckiej oraz Partnerstwa dla Mokotowa.
–Liczba projektów i działań podjętych przez małe gminy udowadnia, że poza Warszawą naprawdę wiele się dzieje. Trzeba tylko zacząć to pokazywać, bo wypracowane metody współpracy czy konkretne, zrealizowane już duże projekty tworzą gotowy model do wykorzystania na innych terenach Polski – podsumował Zbigniew Wejcman.
Cudu nie będzie, czyli co my wiemy o kulturze współpracy
Partnerstwu lokalnemu rozpatrywanemu jako wartość, którą daje wspólnota poświęcił swoje wystąpienie Paweł Jordan, prezes Stowarzyszenia „BORIS”. Rozpatrywał zarazem plusy oraz dylematy, jakie według niego związane są z działaniem partnerstw lokalnych. Z jednej strony partnerstwo jest procesem przewidywalnym, w którym umowa partnerska stanowi antidotum na nieporozumienia, z drugiej strony – niesie ze sobą jednak pewne trudności takie jak uprzedzenia, stereotypy, partykularyzm i niezrozumienie idei czy sceptycyzm („na pewno się nie uda”).
– Ekonomia i działania społeczne mogą istnieć bez siebie – stwierdził. – Choć jeszcze jej nie zweryfikowałem to wysuwam hipotezę, że łatwiej jest widzieć perspektywę partnerstwa w sferze społecznej aniżeli ekonomicznej, ponieważ ta druga jest dużo trudniejsza. Bardziej twarda, konkretna. Musimy nauczyć się, jak te dwie sfery połączyć, zrozumieć, że mogą się one wzajemnie przenikać. To jest moim zdaniem wyzwanie i trudność. Musimy nauczyć się budować relacje, emocje, wyznaczać wspólne cele – mówił.
Podkreślił, że najważniejsze byśmy zrozumieli, na czym polega kultura współpracy, jak ważne jest zachowanie równowagi pomiędzy autonomicznością partnerów i poczuciem wspólnoty, czyli partnerstwa jako całości.
– Nie będzie cudu, partnerstwo nie zrodzi się samo i nie rozwiąże wszystkich problemów. Myślę jednak, że różnego typu sieci współpracy, działające na poziomie lokalnym przez dłuższy czas i widzące dalszą perspektywę w swoich działaniach, mogą, doprowadzić do tego, że pojmiemy w końcu, na czym kultura partnerstwa polega. Zmiany mogą wprowadzić ludzie. Wszelkie zmiany rodzą się z emocji, które w ludziach drzemią, wzajemne poszanowanie i zaufanie jest, więc nie do przecenienia. Musimy zrozumieć też, że jeden plus jeden może równać się trzy, a nie dwa plus prowizja – podsumował P. Jordan
Jesteśmy w momencie przełomowym
– Czy model ekonomii społecznej, który rozwija się w Polsce opiera się na wartości pieniądza, na środkach Europejskiego Funduszu Społecznego czy też może na emocjach, w którym zwracamy uwagę na działania oddolne, budowanie wspólnoty? – tym pytaniem Zbigniew Wejcman zapoczątkował dyskusję w drugiej części seminarium
– Dla mnie Europejski Fundusz Społeczny i emocje to dwa zbieżne pojęcia. Nigdy nie udało mi się wdrażać projektów bez emocji, choć niestety nie były to emocje pozytywne. Fundusze strukturalne są tylko narzędziem, które pozwala sfinansować to, o czym się marzy. I w tej sferze marzeń z pewnością jest ekonomia społeczna. Wydaje mi się jednak, że nastał czas, by przyjrzeć się, czy wykorzystamy narzędzia finansowe, aby postawić naszą ekonomię społeczną na nogi. Najpierw ją zrozumieć, stworzyć warunki rozwoju i – wykorzystując możliwe instrumenty finansowe – zmienić świat na lepszy, dzięki ekonomii społecznej. To jest pytanie do nas wszystkich – do tych, którzy ustalają zasady związane z narzędziami finansowymi oraz do tych, którzy mają pomysł jakie powinny to być narzędzia., dla których nie liczy się tylko to, żeby wszystko było jak najtańsze… Bo ekonomia społeczna, biorąc pod uwagę działania na poziomie tych najbardziej wykluczonych, trudnych grup dysfunkcyjnych, jest bardzo droga. Cała sztuka w rozumieniu ekonomii społecznej polega na tym, aby myśleć o niej w kategorii wyrównywania szans – wyraziła swoją opinię Karlina Cyran-Juraszek z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych (FISE). – O to, w którą stronę rozwinie się ekonomia społeczna u nas powinniśmy troszczyć się wszyscy, nie tylko ci, którzy „uprawiają ją na co dzień”, ale także ci, którzy tworzą warunki, by mogła się rozwijać – dodała, co było wyraźnym głosem w stronę Cezarego Miżejewskiego z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego.
Karolina Cyran-Juraszek zapewniła jednocześnie, że strona społeczna stara się zmieniać mechanizmy wykształcone przez urzędników. W miarę możliwości organizowanych jest sporo szkoleń dla pracowników wszelkich instytucji pośredniczących.
– A ja myślę, że przesadzamy z podziałem na „socjalne” i „rynkowe”. Mam wrażenie, że na tym polu istnieje rzeczywisty spór, a nie debata – odpowiedział Cezary Miżejewski. – Spór czy ekonomia jest bardziej ekonomiczna czy społeczna, moim zdaniem, nie istnieje. Oprócz tego, że jestem urzędnikiem ministerstwa, działam także w organizacji pozarządowej. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jak pojawiają się pieniądze, to zmienia się myślenie, jednak uważam, że najważniejsze jest w tej chwili to, który rodzaj działania ekonomii państwo chce wspierać. A wspierać chce to, co nazywa się ekonomią solidarności, czyli taką , która tworzy miejsca pracy, integruje społecznie, a co za tym idzie – buduje pewną przestrzeń lokalną. W Pakcie na Rzecz Ekonomii Społecznej, który nadal opracowujemy, zaproponowaliśmy już nowe rozwiązania. Oczywiście mamy świadomość, gdzie popełniliśmy błędy i że zmiany są niezbędne. Zmiany ustaw to jednak tylko część pracy, jaką mamy do wykonania. Jako społeczeństwo musimy odrobić lekcję z zupełnie nowej edukacji w zakresie współpracy. Jesteśmy w momencie przełomowym, musimy wrzucić drugi bieg. Ale nie wrzuci go administracja, zgadzam się z Pawłem Jordanem – zmiany muszą dokonać się też w mentalności Polaków, bo wszelkie zmiany od zawsze rodzą się z emocji .
Podczas debaty dość długo dyskutowano także o spółdzielniach socjalnych, których możliwości są ogromne lecz należałoby ułatwić im działanie.
– Nie rozumiem, dlaczego muszą one prowadzić pełną księgowość, dlaczego nie zapewnia im się wsparcia od strony zarządzania? – pytała Joanna Augustowska, szefowa GOPS Słupsko.
– O spółdzielniach socjalnych myśli się jako o przeżytku minionej epoki, co uważam za ogromny błąd. Przecież w Hiszpanii na przykład, jedna z takich spółdzielni jest czwartym pracodawcą w kraju – wyraził swoje zdanie Paweł Jordan.
Drugim zaś wnioskiem, który można by wyciągnąć ze spotkania jest to, że choć jedne fundusze się kończą, inne dopiero się uruchomią, to należy wkroczyć na taki tor, by podmioty ekonomii społecznej zaczęły maksymalnie wchodzić na wolny rynek. Co tyczy się też oczywiście organizacji pozarządowych.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)