Tymi słowami istotę swojej pracy wolontariackiej określa podharcmistrz Paweł Cebula – instruktor-wolontariusz Związku Harcerstwa Polskiego, obecnie komendant Hufca ZHP Katowice. Doświadczony, pomimo młodego wieku, stale oczekujący nowych wyzwań – to modelowy przykład skautowego „starszego brata”.
W szeregi Związku Harcerstwa Polskiego Paweł wstąpił późno, dopiero w gimnazjum. Na zbiórkach, pierwszym obozie czy na kursie drużynowych nie wykazał się niczym szczególnym. Nikt nie spodziewał się, że ledwie kilka lat później obejmie tak ważną w ZHP funkcję komendanta hufca.
– Zawsze chciałem należeć do tej organizacji, bo, jako chłopakowi, podobały mi się mundury i wszystkie zabawy paramilitarne. Harcerstwo kojarzyłem właśnie z tym oraz z obozami i przygodą. Ale szybko przestałem być „zwykłym” harcerzem, bo już w wieku 17 lat otrzymałem pierwsze wolontariackie zadanie: zorganizowanie 5-dniowego wyjazdu dla kilku drużyn. Wtedy też zaczęło docierać do mnie, że w ten sposób członkostwo w ZHP działa jak katalizator, po prostu przyspiesza dojrzewanie społeczno-obywatelskie. Od każdego harcerza wymaga się sumienności i obowiązkowości, jednak bycie instruktorem znacznie zwiększa zakres tego wymagania, trzeba przecież wziąć na siebie odpowiedzialność za innych – za ich bezpieczeństwo, za spełnienie potrzeb, nawet za uśmiech na ich twarzach. Już na starcie staje się więc wobec wyzwań, które nigdy się nie kończą – z każdym kolejnym szczeblem harcerskiego rozwoju, z każdym kolejnym instruktorskim zadaniem trzeba się rozwijać, zdobywać nowe umiejętności, nowe uprawnienia – by móc owym wyzwaniom sprostać. Bez ciągłej pracy nad sobą nie można być dobrym instruktorem, wolontariuszem. Tylko rozwijając siebie, mogę dać więcej innym – mówi podharcmistrz Paweł Cebula.
Wiele mówi się o tym, że harcerstwo jest już przestarzałe. Podobnie, ostatnio słychać głosy, że sama organizacja boryka się z rozmaitymi problemami. Tym większym wyzwaniem jest pełnienie funkcji zarządcy jednej z jej wspólnot terytorialnych.
– To trudny okres i dla organizacji, i dla harcerstwa jako ruchu – przyznaje Paweł. – Jednym z moich celów jest więc próba zmiany mentalności ludzi i ich nastawienia do ZHP. To chyba najtrudniejsze z zadań, bo od niego zależy, czy instruktorom-wolontariuszom niższego szczebla będzie się dobrze pracować. Prócz tego, wśród moich obowiązków znajduje się bieżące zarządzanie Hufcem, czyli wszystkimi jednostkami działającymi na terenie miasta. To kalendarz wyznacza mnie i moim współpracownikom zadania: co roku we wrześniu organizujemy ogólnopolski zlot, zimą rozmaite szkolenia dla naszych wolontariuszy – kursy liderów, pierwszej pomocy, wychowawców; lato natomiast to czas organizowania obozów i kolonii. Prócz tego zawody sportowe, festiwale kultury harcerskiej, mniejsze i większe spotkania i wyjazdy integracyjne dla instruktorów. Ponadto współpracujemy z władzami miasta i policją, stąd akcje podejmowane na terenie Katowic, jak choćby przekazanie Betlejemskiego Światełka Pokoju, otwieranie sztabu WOŚP czy świąteczne tworzenie paczek dla najbiedniejszych. Wymieniać można w nieskończoność.
Wiele z podejmowanych przez Hufiec działań skierowanych jest do wolontariuszy ZHP, czyli harcerskich instruktorów, którzy na co dzień pracują z dziećmi w wieku szkolnym. Komendant Hufca nie jest jednak kimś, kto siedzi za biurkiem, wydaje rozkazy innym i załatwia sprawy przez telefon.
– Zajmuję się pozyskiwaniem pieniędzy na działania i partnerów do współpracy. Jest to ważna, ale tylko mała część moich obowiązków, a i tego nie da się robić tkwiąc cały dzień przy telefonie czy komputerze – mówi podharcmistrz. – Dla mnie to możliwość współpracy z ludźmi jest tym, co daje satysfakcję, zresztą nie można wymagać od innych, nie wymagając od siebie. Dlatego nie tylko organizuję i koordynuję pewne działania, ale sam biorę w nich czynny udział, jak na przykład podczas ostatniego remontu naszej siedziby czy niedawno zakończonych kursów. Nie pracuję bezpośrednio z młodszymi harcerzami, ale robię wszystko, by ułatwić tę pracę naszym wolontariuszom. Chciałbym, żeby wiedzieli, że zawsze mogą zgłosić się do mnie czy moich współpracowników z każdym problemem, jaki napotkają w trakcie swojej pracy i na pewno nie odejdą z kwitkiem. Ale mogą przychodzić nie tylko w sprawach harcerskich, przecież wszyscy znamy się, lubimy i to dzięki temu tworzymy wspólnotę.
Praca z instruktorami czyli harcerzami, którzy sami mają wiele obowiązków w związku ze swoją służbą, bywa bardzo niewdzięczna. Szczególnie, że nie wszystko zawsze ma szansę się udać.
Instruktor widzi uśmiech, entuzjazm, z jakim jego podopieczny – harcerz czy zuch – przychodzi na kolejną zbiórkę, jedzie na kolejny biwak. To dla niego sygnał, że jest potrzebny, to źródło motywacji do dalszej pracy. Natomiast podejmowanie działań dla osób niemal dorosłych, licealistów i studentów, a nawet tych jeszcze starszych, już samodzielnych, jest trudne – przyznaje Paweł. – To bardzo wymagający, świadomi ludzie i – niestety – rzadko wyrozumiali. Dlatego łatwiej im formułować słowa krytyki i dawać wyraz niezadowoleniu. Czasem brakuje po prostu kogoś, kto poklepałby po plecach i powiedział: „Tak, to był kawał dobrej roboty”.
W dodatku pełnienie funkcji komendanta tak dużego hufca jest bardzo pracochłonne. Każde większe przedsięwzięcie wymaga nowych pomysłów, olbrzymiej energii, a także poświęcenia czasu – tego wolnego od obowiązków domowych, szkolnych i zawodowych. Bywają okresy, że praca dla ZHP pożera nawet kilkadziesiąt godzin tygodniowo.
– Trudno jest pogodzić wszystkie te sfery, w życiu, wiadomo, nie uniknie się wartościowania i ustalania hierarchii. Jest łatwiej, kiedy nie traktuje się harcerstwa tylko jako hobby, czegoś co wypełnia wolny czas – zdradza Paweł. – Dla kogoś, kto uważa założenia ruchu skautowego za filozofię życia, sposób codziennego funkcjonowania, taka praca nie jest poświęceniem, jest naturalną koleją rzeczy. Oczywiście, istnieje także niebezpieczeństwo popadnięcia w przesadny altruizm, prowadzący do zaniedbania w innych dziedzinach życia. Trzeba więc stale szukać złotego środka i często liczyć na wyrozumiałość ze strony najbliższych.
Uznanie harcerstwa za sposób życia wydaje się w obecnym świecie mało pragmatyczne, raczej górnolotne i niemodne, trąci wręcz próbą wskrzeszania etosu rycerskiego. A jednak ideał harcerskiej służby sprawia, że tysiące młodych ludzi w Polsce podejmują zadania instruktorskie.
– Być harcerzem, instruktorem, to być wolontariuszem – wychowawcą i organizatorem, to przekazywać kolejnym ludziom cenne i zanikające dziś wartości. Harcerska służba natomiast to nic innego jak po prostu „bycie”. Bycie zawsze tam i zawsze wtedy, gdy potrzeba, to gotowość do ofiarowania czegoś od siebie w każdej chwili. Harcerzami jesteśmy nie tylko w mundurze, podczas zbiórki czy apelu, ale cały czas, także w domu i w szkole. Bo być harcerzem to znaczy: nie zawieść w potrzebie – uważa podharcmistrz Paweł Cebula.
Źródło: inf. nadesłana