Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
– Miałyśmy nadzieję na chociaż jedną sprawę, która zakończy się happy endem: pokażemy, jak wyglądała od początku do końca oraz opiszemy, że dwie strony spotkały się ze sobą i dogadały. Na razie jednak nic takiego się nie wydarzyło – mówią Kinga Polubicka i Katarzyna Kiełbiowska z OFOP-u na temat półrocznej działalności Repozytorium, w którym zbierają informacje dotyczące naruszeń współpracy między rządem a organizacjami pozarządowymi.
Jędrzej Dudkiewicz, ngo.pl: – O Repozytorium rozmawialiśmy pół roku temu. Zakończyłyście tamten wywiad stwierdzeniem, że chciałybyście, żeby Repozytorium działało jak najkrócej, bo sytuacja idealna to taka, kiedy nie będzie potrzebne. Jak to więc wygląda: czy jest szansa, że Repozytorium rzeczywiście nie będzie potrzebne?
Katarzyna Kiełbiowska: – Postulat ten wciąż nam oczywiście przyświeca, ale przez ostatnie pół roku przekonałyśmy się, że Repozytorium zdecydowanie jest wciąż potrzebne, bo spraw przybywa. Zwłaszcza początek tego roku obfitował w mocne przypadki naruszenia współpracy między administracją rządową i organizacjami pozarządowymi. Do końca lutego zebrałyśmy 39 spraw. Można powiedzieć, że to mało, bo dotyczy to całej Polski, jest dziewiętnaście ministerstw i mnóstwo NGO, ale jeśli przyjrzeć się temu, co jest opisane w tych sprawach, to nie wydaje się to już takie błahe.
Kinga Polubicka: – Repozytorium pokazało, że potrzebne jest miejsce, gdzie wszystkie materiały na ten temat są zbierane, by dokumenty czy linki nie krążyły mailowo, na Facebooku. Dzięki temu łatwiej jest to znaleźć, co przekłada się na oglądalność: mamy od 500 do nawet 2 000 indywidualnych wyświetleń. To nie jest mała liczba. Co ważne, staramy się nie oceniać tego, co zamieszczamy, tylko opisywać wszystko w sposób chłodny i zdystansowany.
K.K.: – Widzimy też, że z Repozytorium korzystają bardzo różni odbiorcy. Niedawno trafiłyśmy na interpelację poselską, w której pojawiło się wiele punktów obecnych u nas, nawet chronologia prezentowania informacji była bardzo podobna.
K.P.: – Coraz częściej odzywają się do nas również media. Dziennikarze oczywiście już opiniują poszczególne sprawy, ale opierają się na naszych dokumentach. Mamy poczucie, że dostarczamy dobre, rzetelne dane, dzięki czemu rzadziej zdarzają się błędy w tekstach.
K.K.: – W kontekście marzenia, żeby Repozytorium nie było potrzebne, nie powinno nas to cieszyć, ale jestem zadowolona, że media podejmują temat. Mam na myśli media komercyjne. To jest dobra wiadomość, bo te trudne, dość hermetyczne sprawy, przedostają się do świadomości społecznej. Dlatego każdemu chętnie udzielimy informacji, niezależnie od tego, w jakiej gazecie czy telewizji pracuje.
K.P.: – Wiadomo jednak, że siłą rzeczy Repozytorium pokazuje naruszenia ze strony rządu. Jeżeli ktoś chce napisać artykuł o tym, jak ministerstwa sobie wspaniale radzą, to raczej nie będzie korzystać z naszych dokumentów. Będziemy chciały też kiedyś stworzyć katalog dobrych praktyk. Zwłaszcza, że jest o nich ciszej, bo powinny być standardem.
W nowym raporcie skupiamy się między innymi na programach współpracy, które powinny były zostać przyjęte do 30 listopada ubiegłego roku. I są tu dobre praktyki, przykłady tego, jak można prowadzić udaną współpracę: chociażby w Ministerstwie Cyfryzacji czy Ministerstwie Rozwoju. O dobrych praktykach pojawi się niebawem na naszej stronie osobny tekst, poza raportem, może Ministerstwo Cyfryzacji będzie chciało się pochwalić tym, że o nich dobrze piszemy.
K.K.: – W tym kontekście warto wspomnieć o międzyresortowym zespole ds. programów współpracy, który został powołany w zeszłym roku, a spotkał się dopiero w lutym, pół roku później. Mam jednak nadzieję, że skoro pojawili się tam przedstawiciele Ministerstwa Cyfryzacji oraz Ministerstwa Sportu i Turystyki, to jest w tych miejscach wola, by skorzystać z dobrych doświadczeń. Czekam więc na sprawozdanie, które ma się pojawić i na to, co będzie się działo dalej.
Podsumowując, Repozytorium na pewno jest wciąż potrzebne i cały czas się rozwija oraz rozrasta.
Jak III sektor zareagował na Repozytorium? Czy przypadki naruszeń współpracy są chętnie zgłaszane? Czy wasza inicjatywa odbiła się w ogóle większym echem?
K.K.: – Trudno powiedzieć. Jesteśmy federacją, mamy naprawdę dużo kontaktów, więc zgłaszanie nam różnych spraw jest elementem naturalnej współpracy. Część naruszeń znajdujemy same, przeglądając strony ministerstw lub czytając rozporządzenia. Od obcych osób mieliśmy dwa zgłoszenia.
K.P.: – Nie jest też tak, że dzięki stworzonemu przez nas formularzowi dostajemy pełny zestaw dokumentów. Jak ktoś nam podeśle informację o sprawie, w której coś działa nie tak, jak powinno, to wtedy dopytujemy, ustalamy, gdzie możemy znaleźć związane z tym materiały.
K.K.: – Nie mamy jednak narzędzi, by sprawdzić, jak wielkim echem Repozytorium odbiło się w III sektorze. Nie możemy podać danych, że tyle organizacji przeczytało ileś informacji w określonym czasie. Dla nas zresztą liczy się również wymiar praktyczny. Czyli nie chodzi tylko o dokumentowanie, ale i wspieranie się w procesie wyjaśniania danej sprawy.
A jak poszczególne ministerstwa zareagowały na Repozytorium?
K.K.: – W zasadzie nie wiemy. Ministerstwa na pewno zdają sobie sprawę, że interesują nas różne sprawy, bo wysyłamy wnioski o dostęp do informacji publicznej. Informowałyśmy też ministerstwa, że dane, które zbieramy będą przekazywane organizacjom. Chyba jedynym przykładem większego zainteresowania było Ministerstwo Obrony Narodowej, które ucieszyło się, że zadałyśmy im kilka pytań i zaprosiło nas na forum organizacji zajmujących się obronnością. Nie mogłyśmy jednak pojechać, bo w tym samym czasie organizowałyśmy mały OFIP.
K.P.: – Wiemy natomiast, że zagląda do nas Rzecznik Praw Obywatelskich. 2 marca zorganizował on spotkanie na temat relacji Rządu z III sektorem i doktor Jarosław Zbieranek, który brał udział w przygotowaniu wystąpienia RPO dotyczącego współpracy finansowej, powiedział na forum, że zespół korzystał między innymi z Repozytorium.
Jeśli zaś chodzi o ministerstwa, to być może po roku funkcjonowania, kiedy materiały nabiorą też większej wagi statystycznej, zwrócimy się do nich i dostaniemy jakąś informację zwrotną.
Jakie były największe trudności w trakcie waszej dotychczasowej pracy, z czym musiałyście się zmierzyć?
K.K.: – Wyzwaniem jest na pewno odnajdywanie informacji w Biuletynie Informacji Publicznej. To nieco archeologiczna praca i chociaż ją lubię, to uważam, że nie tak powinno wyglądać komunikowanie przez instytucje publiczne tego, czym dany urząd się aktualnie zajmuje. Początkowo wątek ten nie pojawiał się w naszych założeniach, ale szybko okazało się, że jest spora trudność, by dotrzeć do materiałów, które nie raz są opublikowane w złym miejscu, przenoszone lub zwyczajnie usuwane.
K.P.: – Problemem bywają też wnioski o dostęp do informacji publicznej. Zdarza się, że zadajemy pytanie i dostajemy odpowiedź dotyczącą czegoś zupełnie innego. Wydłuża nam to pracę, bo zakładamy w harmonogramie, że będziemy mieć dany materiał w odpowiednim terminie, a okazuje się, że niekoniecznie.
Jest też kwestia tego, chociaż może to nie problem, tylko rozczarowanie, że miałyśmy nadzieję na chociaż jedną sprawę, która zakończy się happy endem: pokażemy, jak wyglądała od początku do końca oraz opiszemy, że dwie strony spotkały się ze sobą i dogadały. Na razie jednak nic takiego się nie wydarzyło.
Jest to o tyle ważne, że zwracamy uwagę nie tylko na to, czy dialog w ogóle istnieje, ale też na jego ramy, zasady, których powinny przestrzegać obie strony. Kiedy jest to przewidywalne, znacznie łatwiej się porozumieć. Bardzo widoczny jest zatem brak ciał dialogu.
Czy było jakieś naruszenie współpracy, które uznałybyście za najważniejsze, a jeśli tak, to dlaczego?
K.K.: – Największe wrażenie zrobiła na mnie sprawa Fundacji Autonomia i natychmiastowe rozwiązanie z nią umowy. Sytuacja ta wykracza poza umowy, regulaminy i jest – moim zdaniem – zwykłym pokazem siły, przykładem na to, że zasada partnerstwa nie istnieje. I to pomimo tego, że Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przyjęło program współpracy, w którym są spisane różne zasady. Nie ma znaczenia, czy zgadzam się lub nie z tym, co robi Fundacja Autonomia. Było to dla mnie wyraźne wykorzystanie pozycji silniejszego i powinno być zdecydowanie potępione.
K.P.: – Zaznaczę tutaj, że nie interweniujemy w sprawach jednostkowych. Nie podjęliśmy żadnych działań, jedynie przyglądaliśmy się temu, jak to wygląda. Jest to jednak niezwykle istotna sprawa, bo argumentem za natychmiastowym rozwiązaniem umowy było to, że projekt działań Fundacji Autonomia był opiniowany przez ekspertów poprzedniej ekipy. Abstrahując od tego, że zaprzecza to w ogóle mówieniu o niezależności ekspertów, nagle okazało się, że w połowie projektu trzeba zwracać środki, zwalniać ludzi, tłumaczyć beneficjentom, którzy liczyli na pomoc, że jej nie otrzymają. A przecież przetasowania mogą mieć miejsce w każdym momencie – zmieni się na przykład minister – i zawsze ktoś może powiedzieć, że dana NGO nie pasuje ideologicznie do poglądów obecnej administracji. Jest to szalenie niebezpieczny precedens, bo uzależnia działania organizacji od aktualnej polityki.
K.K.: – To samo ministerstwo, które wespół z Pełnomocnikiem Adamem Lipińskim podkreśla, że zależy mu, by organizacje, zwłaszcza mniejsze, miały stałe finansowanie, nagle robi coś takiego i ogłasza, że tak po prostu będzie i koniec tematu. Innymi słowy, okazuje się, że ani regulamin, ani umowa nie są wystarczającym zabezpieczeniem, nie jest to tak trwałe, jak się mogło wydawać. Powstaje zatem pytanie, o co NGO mają opierać swoje, i tak już nikłe, poczucie bezpieczeństwa?
K.P.: – Był też przypadek Programu Bardzo Młoda Kultura, przy którym mieliśmy duże wsparcie NGO, które się angażowały w tę sprawę oraz operatorów tego programu. W lutym dostali oni informację, że od stycznia mają obcięte budżety i muszą zaktualizować wszystkie swoje plany, bo dotacja na 4 miliony złotych została nagle zmniejszona o połowę. I nie wiadomo było czyją decyzją i z jakim uzasadnieniem. Było to o tyle problematyczne, że organizacje te miały już wiele zobowiązań, więc musiały rozwiązywać umowy, przepraszać kontrahentów. Dlatego też zaangażowały się mocno w sprawę, wystosowały apel i na bieżąco podsyłały nam wszystkie dokumenty.
Istotny był też tutaj brak ciał dialogu, w których można by spróbować rozwiązać tę sprawę. Były wysyłane listy i apele, ale nie było ciał, gdzie można byłoby porozmawiać, bo trzy zespoły działające przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zostały zawieszone. One czekają na reorganizację już bodaj rok.
Oczywiście minister ma prawo do tego, by przesuwać środki w ramach budżetu na inne programy. Jednak to, w jaki sposób zostało to przeprowadzone, naruszyło wszelkie możliwe zasady dobrej współpracy.
K.K.: – Warto dodać, że Ministerstwo Kultury nie przyjęło programu współpracy, co dodatkowo utrudnia NGO jakiekolwiek odwoływanie się od decyzji, które zostały podjęte, czy nawet ustalanie, dlaczego tak się stało. Na tym przykładzie dobrze zresztą widać, jak mocno łączą się ze sobą trzy obszary, którymi się interesujemy: program współpracy jako podstawa określająca ramy współdziałania, ciała dialogu będące łącznikiem między ministerstwem a organizacjami oraz konkursy, które istnieją, ale bez odniesienia się do poprzednich dwóch elementów można z nimi zrobić, co tylko się chce.
K.P.: – Efekt jest taki, że obie strony przerzucają się pismami i wnioskami, ale nie prowadzi to do rozwiązania sprawy. Ministerstwo często mówi, że sprawa jest zamknięta i zaprasza ewentualnie do sądu. Nie tak powinna wyglądać współpraca między NGO i administracją.
K.K.: – Chciałabym przywołać jeszcze jeden przykład, czyli Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz program Funduszu Azylu, Migracji i Integracji, który jest zwyczajnie zamrożony. Od końca 2015 roku do teraz NGO, które działają na rzecz migrantów nie mają żadnego dofinansowania, mimo że są to środki unijne. Ministerstwo ogłasza kolejne konkursy, których nie rozstrzyga albo je odwołuje. O tej sprawie jest dość cicho, ale też jest dla mnie poruszająca.
K.P.: – Tym bardziej, że mówimy o środkach przeznaczonych na pomoc ludziom. Te osoby, w bardzo trudnej przecież sytuacji, nie otrzymują wsparcia, bo nie jest ono finansowane.
K.K.: – Z jednej strony rząd mówi, że migranci są niepożądani, bo się nie integrują, a z drugiej ma pieniądze na to, by ich wspomóc w tej integracji przy udziale organizacji pozarządowych, tylko z nich nie korzysta. Jest to po prostu przykre.
Czy dzięki Repozytorium udało się coś zmienić na lepsze?
K.K.: – Trudne pytanie. Myślę, że w pewnej mierze sukcesem jest to, że informacje z Repozytorium pojawiają się w mediach czy interpelacjach poselskich. Nawet jeśli nie przekłada się to na praktyczne rozwiązania, to jest to jakiś pozytyw. Zresztą kiedy jakaś sprawa zostanie rozwiązana, to trudno będzie stwierdzić, że to nasza zasługa, bo będzie to raczej wynik wielu okoliczności, a nie tylko Repozytorium. Liczymy więc, że dołożymy swoją cegiełkę do poprawy sytuacji.
Kinga Polubicka – Od ponad trzech lat związana z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych. Zaczęła jako wolontariuszka, obecnie kieruje Programem Rzeczniczym OFOP. Zainicjowała i uczestniczy w pracach partnerstwa "Dobre prawo dla organizacji pozarządowych" w ramach Strategicznej Mapy Drogowej.
Katarzyna Kiełbiowska – Z sektorem pozarządowym związana od 15 lat. Prowadziła szkolenia i konsultacje. W OFOP-ie, oprócz Repozytorium, zajmuje się sprawami członkowskimi.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.