W oczekiwaniu na Polskę wolną od ferm futrzarskich
Każdego roku 25 listopada patrzę w lustro i mówię: To już ostatni raz. Niech to będzie już ostatni raz. Ale mija rok, a potem kolejny, i nic się nie zmienia. Miliony zwierząt są wciąż hodowane i zabijane na fermach futrzarskich w Polsce, a ja szykuję się na kolejny Dzień Bez Futra. Na kolejny 25 listopada.
Polska jest największym producentem futer w Europie. Z pozoru powód do dumy – w końcu jesteśmy w czymś najwięksi – ale w praktyce zajmujemy miejsce na bardzo niechlubnym podium.
Rocznie w naszym kraju około 4 milionów norek, 20 tysięcy lisów i 4 tysięcy jenotów spędza całe życie, trwające zaledwie kilka miesięcy, w ciasnych klatkach. Zwierzęta rodzą się wiosną, a już jesienią są zabijane – norki gazowane, a lisy i jenoty rażone prądem poprzez włożenie jednej elektrody do pyska, a drugiej do odbytu zwierzęcia.
Data Dnia Bez Futra – 25 listopada – nie jest więc przypadkowa. Lada moment zacznie się zabijanie zwierząt na fermach futrzarskich, aby wiosną cykl produkcyjny mógł zacząć się od nowa.
Branża nie taka silna, jak siebie maluje
Choć hodowcy jeszcze czasem próbują mówić o potędze przemysłu futrzarskiego i jego znaczeniu dla polskiej gospodarki, to fakty stają w opozycji do tego obrazka.
Liczba zwierząt hodowanych na futro spadła z niemal 10 milionów do ok. 4,5 miliona, a każdego miesiąca liczba aktywnych ferm futrzarskich maleje.
Kryzys widoczny jest nie tylko lokalnie, ale globalnie – produkcja spadła również w Chinach, które są największym producentem i importerem futer naturalnych. W Europie już 20 krajów wprowadziło zakaz hodowli zwierząt na futro, w tym Wielka Brytania, Holandia, Irlandia, Estonia, Norwegia, Litwa, Łotwa, czy Włochy. Od stycznia 2023 roku sprzedaż futer jest nielegalna w całym stanie Kalifornia, kolejne amerykańskie miasta wprowadzają taki sam przepis.
Trend odchodzenia od futer zwierzęcych jest widoczny w modzie – już ponad 1500 marek odzieżowych zrezygnowało z wykorzystywania futer naturalnych w swoich kolekcjach, w tym najwięksi projektanci i domy mody.
Załamanie branży pogłębiły dodatkowo czynniki socjoekonomiczne, jak pandemia COVID-19 czy wybuch wojny w Ukrainie.
Dlaczego więc wciąż hodujemy na futra?
Jak nie wiadomo, o co chodzi… Obietnic zakazu było wiele. Pierwsze próby zmian miały miejsce już w 2010 roku w ramach inicjatywy obywatelskiej. Następnie w 2017 r. projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, zawierający zapis o zakazie hodowli zwierząt na futro, zaproponowało Prawo i Sprawiedliwość. Zarówno ten projekt, jak i kolejny złożony przez PiS – czyli huczna „piątka dla zwierząt” z 2020 roku – trafiły do sejmowej zamrażarki, w której ostatecznie przepadły. Za każdym razem docierały nas słuchy, że lobby futerkowe wygrało z ludzką przyzwoitością.
Najnowszy projekt, który daje nadzieję na zakaz, to ustawa przygotowana przez posłankę Zielonych Małgorzatę Tracz, złożony do laski marszałkowskiej w czerwcu 2022 roku. Wówczas nie otrzymał numeru druku i podzielił los poprzednich projektów, ale nowa kadencja Sejmu jest szansą, że projekt wróci już niedługo w zaktualizowanej formie, co zresztą zapowiedziała już sama posłanka Tracz.
Zdrowa doza sceptycyzmu
Nie ukrywam, że jako Otwarte Klatki pokładamy duże nadzieje w nowym rozdaniu parlamentarnym. W ramach akcji przedwyborczej #WyboryDlaZwierzat2023, którą przeprowadziliśmy wspólnie z czterema innymi organizacjami, zebraliśmy poparcie dla zakazu hodowli zwierząt na futro od Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej, Inicjatywy Polskiej, Zielonych, Razem, Nowej Lewicy i Polski2050. Choć PSL nie poparło postulatu przedwyborczo, to przedstawiciele partii w mediach wyrażają zainteresowanie zakazem, uwzględniając kilkuletni okres przejściowy (czyli czas na wygaszenie przemysłu) i odszkodowania dla hodowców. Wydaje się więc, że idziemy w dobrą stronę.
Doświadczenie nauczyło nas jednak, aby zachować zdrową dozę sceptycyzmu. Dołożymy wszelkich starań i będziemy pomagać, jak tylko możemy tym politykom, którzy będą poważnie traktowali kwestię zakazu hodowli zwierząt na futro. Ale dopóki ustawa nie wejdzie w życie, nie tracimy czujności, a 24 listopada, podczas happeningu pod Sejmem, który organizujemy wspólnie z Fundacją Viva!, po raz kolejny przypomnimy o milionach zwierząt futerkowych i w ich imieniu zażądamy zakazu.
To już ostatni raz. Niech to będzie już ostatni raz.
Marta Korzeniak jest aktywistką w Stowarzyszeniu Otwarte Klatki od 2018 roku, gdzie odpowiada za komunikację z mediami i koordynację kampanii Cena Futra. Prowadzi też profil na TikToku, na którym pokazuje kulisy pracy dla zwierząt oraz sposoby na pomaganie zwierzętom hodowlanym. Wolny czas lubi spędzać w lesie, najlepiej ze swoim ukochanym psem.
Ten artykuł ukazał się w cyklu „Wybory 2023. Co dalej?”.
Zobacz inne materiały →
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.