Bardzo chcę zrobić coś, żeby pomóc mojemu krajowi się bronić. Rozważałem wstąpienie do obrony terytorialnej, ale okazało się, że będę bardziej przydatny jako wolontariusz, mam duże doświadczenie koordynacyjne, a nie mam żadnego w walce zbrojnej – z Oleksiyem Savkevychem, wolontariuszem z Awdijiwki w Donbasie, o wolontariacie pod ostrzałem rozmawia Małgorzata Łojkowska.
Małgorzata Łojkowska: – Jesteś dzisiaj cały dzień w Dnieprze, 230 kilometrów od Awdijiwki. Czym się zajmujesz?
Oleksiy Savkevych: – Przez cały dzień, razem z moim przyjacielem, szukaliśmy różnych rzeczy dla mieszkańców Awdijiwki, na wypadek gdyby przez dłuższy czas nie było elektryczności. Kupiliśmy gaz w kartuszach, powerbanki, świece, zapasowe baterie do telefonów komórkowych. Kupiłem także leki, bo w Awdijiwce mamy kłopot z takim zaopatrzeniem. Mamy na to grant od czeskiej organizacji People in Need.
Czy w Awdijewce jest woda?
– Nie ma wody miejskiej. Niestety bardzo często nie ma też prądu. Czasami pojawia się na dwa dni lub trzy, potem znowu jest ostrzał i znowu jesteśmy bez elektryczności.
Brak prądu oznacza także niestety problemy z połączeniami komórkowymi. Stacje komórkowe działają na prąd, na rezerwie pracują bardzo krótko, dlatego brak elektryczności oznacza brak zasięgu. To bardzo utrudnia nam życie. Bez internetu i połączeń telefonicznych trudno jest być w kontakcie, rozwiązywać problemy, organizować ewakuację. Internet stacjonarny także nie działa, łącza zostały zniszczone dwa tygodnie temu.
Na niektórych ulicach, tam, gdzie infrastruktura została zniszczona, nie ma także gazu.
Czy wiele osób wyjechało?
– Nie jestem pewien, ile osób wyjechało, ile pozostało. Wielu mieszkańców wyjechało w ostatnich tygodniach. Przez pewien czas w Awdijiwce nie było tak niebezpiecznie, jak w innych miastach. W czwartym tygodniu zaczęły się intensywne ostrzały rakietowe, wiele domów zostało zniszczonych, były bezpośrednie trafienia w bloki, było wiele pożarów, w wielu domach wypadły szyby, wiele osób zostało bez mieszkań i ludzie zaczęli wyjeżdżać do innych miast. Wieczorem możesz zobaczyć, że wiele okien jest bez światła.
Wiele osób w Awdijiwce na stałe mieszka pod ziemią. Jest dziewięć czy dziesięć takich piwnic, w których, w jednym miejscu mieszka razem od dwudziestu do stu osób.
Awdijiwka od 2014 roku była miastem przyfrontowym. Wzdłuż frontu trwały walki, w mieście było często słychać strzały. Jak ta sytuacja zmieniła się? Skąd teraz padają strzały?
– W ciągu ostatnich ośmiu lat były pewne okresy, kiedy w Awdijiwce było bardzo niebezpiecznie. W 2015 roku, a potem zimą w 2017, kiedy ostrzały były nie tylko w okolicy frontu, na obrzeżach miasta, ale także w samym centrum miasta. Po 2017 roku sytuacja się zmieniła, ostrzały dotyczyły głównie okolic frontu. W samym mieście odbudowano wiele domów, szkoły. Wiele osób zaczęło planować budowę czy rozbudowę. Ja też.
Teraz znowu nie można tutaj czuć się bezpiecznie, ostrzeliwane jest miasto, prawie każdej nocy słychać strzały. Były już ostrzały artyleryjskie, rakietowe, ostrzały z powietrza, naloty dywanowe. Czasami to się zdarza nad ranem, czasami w nocy.
Niestety wiemy także, że w niektórych rejonach Ukrainy Rosjanie przegrupowują siły zbrojne i z tego co wiem, wysyłają więcej oddziałów na wschód. Naprawdę, nie wiemy, czego się spodziewać w ciągu następnego tygodnia czy dwóch.
Wiem, że Twój dom stał blisko frontu. Czy jest cały? Czy ostrzeliwana jest także ta okolica?
– Tak. Już kilka razy była. Tydzień temu był ostrzał na mojej ulicy. Mój dom nie został zniszczony, ale troje ludzi, którzy przechodzili ulicą, zostało zabitych. Byłem tam piętnaście minut po tym ostrzale. Nie było łatwo na to patrzeć.
W tej chwili nie ma bezpiecznego miejsca w tym mieście. Poprzednio, w 2015 roku, na pewien czas wyprowadziliśmy się do innej miejscowości, około dwudziestu kilometrów od Awdijiwki. Wtedy czuliśmy się tam bezpieczniej, ale teraz to już także nie jest bezpieczne miejsce.
Wiele osób wyjeżdża do innych miast, ale potem tam także zaczynają się ostrzały. Czasami uświadamiasz sobie, że nie ma bezpiecznego miejsca w Ukrainie.
Czy mieszkasz w swoim domu?
– Nie, w tej chwili nie. Wyprowadziłem się do pustego mieszkania mojej teściowej, które znajduje się w bloku. Na naszej klatce na dwadzieścia mieszkań i tylko w dwóch jeszcze mieszkają ludzie.
Mieszkanie w mieszkaniu jest bezpieczniejsze niż mieszkanie w domu?
– Nie wiem dlaczego, ale tak teraz to czuję. Przyglądając się aktualnej sytuacji, widzę, że jeżeli dom jest trafiony, zawsze skutki są straszne, zawsze jest pożar. Widzę, że prywatne domy nie są tak bezpieczne, jak wydawało mi się wcześniej. Poprzednio, w 2015 roku, mieszkaliśmy tam pod ostrzałem. Na początku zeszliśmy do piwnicy, ale potem już nawet tego nie robiliśmy. Znaleźliśmy pokój, który uważaliśmy za najbardziej bezpieczny.
Mówiłeś o tym, że w miastach, do których wyjeżdżają ludzie, często zaczynają się działania zbrojne, ale w tej chwili są w Ukrainie bezpieczniejsze miejsca niż Donbas. Dlaczego stąd nie wyjechałeś?
– Ja po prostu bardzo chcę zrobić coś, żeby pomóc mojemu krajowi się bronić. Rozważałem wstąpienie do obrony terytorialnej, ale okazało się, że będę bardziej przydatny jako wolontariusz, mam duże doświadczenie koordynacyjne, a nie mam żadnego w walce zbrojnej.
Moją pierwszą myślą po wybuchu wojny było wysłanie rodziny w bezpieczne miejsce – co się udało. Moja żona i dzieci są u przyjaciół w Berlinie. Sam postanowiłem zostać w Awdijiwce.
Pod wieloma względami pewnie dobrym pomysłem byłoby, gdyby wszyscy cywile wyjechali. Żołnierzom byłoby naprawdę znacznie łatwiej bronić pustego miasta. Ale to nie jest możliwe, wielu osobom jest trudno wyjechać.
Jednocześnie jest tu wiele problemów do rozwiązania. Są problemy z jedzeniem, z lekami. Administracja miejska jest obciążona. Założyliśmy centrum humanitarne w szkole, próbujemy rozwiązywać te problemy.
Czym się zajmujecie?
– Zaczęliśmy od zaopatrywania i wyposażania obrony terytorialnej, zorganizowaliśmy jedzenie dla szpitali, szukamy ubrań, koców, pieluch, innych rzeczy dla małych dzieci, których w mieście nie ma. Staramy się dystrybuować to wszystko do osób, które nie są w stanie same tego zdobyć. Pozabijaliśmy okna mieszkańcom, którym wypadły szyby – w Donbasie jest wciąż zimno. Pomagałem koordynować ewakuację starszych osób i osób z niepełnosprawnościami.
W ostatnim czasie próbujemy także dostarczać wodę i jedzenie do piwnic, w których mieszkają ludzie. Teraz próbujemy organizować tam zapasy na dłuższy czas, gdyby sytuacja stała się gorsza.
Czy sklepy są otwarte, czy zamknięte?
– Większość jest zamknięta. Supermarket nie pracuje. W małych sklepach asortyment jest bardzo ubogi, jest tylko podstawowe jedzenie. Był okres, kiedy nie było chleba. Problemem jest także to, że wiele osób nie ma dostępu do pieniędzy. Banki nie pracują, w większości miejsc nie można płacić kartą. Nawet ludzie, którzy mają pieniądze w banku, mają kłopot z kupieniem różnych rzeczy.
Ile kilometrów musisz jechać po takie zaopatrzenie? Jak daleko masz do miejsca, gdzie można kupić więcej jedzenia, wziąć pieniądze z bankomatu?
– Najbliżej, około 60 kilometrów od nas jest Pokrowsk. Podczas eskalacji działań zbrojnych w 2017 roku to było dobre miejsce do zaopatrywania się. Problem w tym, że obecnie Pokrowsk to także nie jest zbyt bezpieczne miejsce. A jeżeli chodzi o leki, to ich w Pokrowsku brakuje. Nie jest także zbyt łatwo się tam dostać, bo są tylko autobusy ewakuacyjne, jeżeli takim pojedziesz, to musisz czekać całą noc, żeby następnego dnia wrócić. Taksówki czasami jeżdżą, ale zrobiły się bardzo drogie.
Opowiedz mi trochę o Waszej pracy przed tą eskalacją działań zbrojnych. Do 24 lutego 2022 roku pracowaliście w Awdijiwce z młodzieżą. Ale pamiętam też, że jesteś z Doniecka?
– Tak. Urodziłem się w Doniecku. Moja babka była z Awdijiwki, tu urodziła się moja matka, ale potem przeprowadziła się do Doniecka. W 2001 roku ożeniłem się z moją żoną Swietłaną, która jest z Awdijiwki. Studiowaliśmy razem na uniwersytecie, zamieszkaliśmy tutaj. W 2014 roku, kiedy wojna się zaczęła, pracowałem na donieckim uniwersytecie. Mój uniwersytet został ewakuowany do Winnicy na zachodzie Ukrainy. Zapytałem, czy nie mógłbym pracować zdalnie, władze zgodziły się. Dzięki temu mogłem pracować na uniwersytecie oraz dla ludzi w Awdijiwce.
Jak zapamiętałeś to, co wtedy się działo, kiedy zaczynała się wojna w 2014?
– W 2014 roku dosyć długo mieszkaliśmy w naszym domu, mieliśmy już wtedy dzieci. Wyjechaliśmy, kiedy w pewnym momencie w niedaleko nas powstał punkt kontrolny. Domyślałem się, że jeżeli będą strzelać, to właśnie tutaj. Zdecydowałem, że nie jest bezpiecznie, wysłałem Swietłanę z dziećmi nad morze, sam zostałem w mieście. Po miesiącu sytuacja się nie zmieniła, było nadal niebezpiecznie, ale moja rodzina bardzo chciała wrócić i wróciła.
Były różne okresy. W 2015 roku największa eskalacja była pod koniec stycznia, było bardzo niebezpiecznie. Mieszkaliśmy wtedy poza Awdijiwką. W którymś momencie przyjechałem zobaczyć, co z domem. Okazało się, że jest wielu ludzi, którym trzeba pomóc, wiele osób chce wyjechać i nie ma jak. Zostałem więc wolontariuszem, pomagaliśmy w ewakuacji, wywoziliśmy osoby z niepełnosprawnościami.
W 2017 roku myśleliśmy o tym, żeby wyjechać do Charkowa. Nie było regularnych zajęć w szkole, bo było zbyt niebezpiecznie. Chciałem, żeby dzieci mogły normalnie się uczyć. Ale ostatecznie szkoła ruszyła. Awdijiwka jakoś nie chciała nas wypuścić.
Zaczęliśmy pracować dla rozwoju miasta. Wcześniej Awdijiwka była bardzo blisko Doniecka, który był takim centrum kultury. Przed wojną w 2014 roku taką stolicą regionu był właśnie Donieck. W 2014 roku Donieck został zajęty, powstała tzw. Doniecka Republika Ludowa i pomiędzy Donieckiem a Awdijiwką wyrosła linia frontu. Od tego momentu mieliśmy aż 60 kilometrów od dużych miast – takich jak Pokrowsk czy Kramatorsk. A Awdijiwka to nie jest wieś, to małe miasto. Myśleliśmy, że potrzebne są wydarzenia kulturalne, lokalny rozwój. Nie chcieliśmy, żeby nasze miasto kojarzyło się tylko z wojną. Chcieliśmy, żeby kojarzono ją z wydarzeniami kulturalnymi. Z ukraińską kulturą.
Razem z naszym zespołem zorganizowaliśmy różne wydarzenia kulturalne, zapraszaliśmy wielu artystów. Staraliśmy się zrobić coś, żeby nasze miasto było piękniejsze. Próbowaliśmy promować ukraińską kulturę w naszym mieście.
Moim pomysłem na rozwój była praca z dziećmi. Zapewnialiśmy im nieformalną edukację, uczyliśmy rzeczy, których nie mogły nauczyć się w szkole. Organizowaliśmy zajęcia muzyczne, działało tutaj nawet studio, młodzież zakładała zespoły, uczyliśmy dzieci komponować. W 2018 zorganizowaliśmy pierwszy festiwal, który potem odbywał się corocznie. W tym roku też to planowaliśmy, robiliśmy przygotowania. Myśleliśmy, że ta sytuacja się nie zmieni.
Jak myślisz, co się teraz wydarzy w Donbasie. Do czego się przygotowujecie, co planujecie zrobić?
– Myślę, że ten miesiąc będzie bardzo trudny. Dlatego właśnie próbujemy przygotowywać te wszystkie piwnice w naszym mieście. Przygotować się na to, żebyśmy mogli żyć bez zaopatrzenia, żebyśmy mogli być autonomiczni przez dłuższy czas. Na wypadek, gdyby sytuacja stała się zła. Nie wiem, czego się spodziewać, ale to nie będzie łatwy miesiąc.
Oleksiy Savkevych: aktywista z Awdijiwki, współtwórca centrum dla młodzieży, organizator lokalnych festiwali muzycznych, nauczyciel, wykładowca akademicki, tłumacz języka angielskiego.
Źródło: informacja własna ngo.pl