Ma 86 lat i mieszka w Białołęce. Bez niczyjej pomocy rozpropagowała akcję wsparcia najuboższych. Od 12 lat pomaga ludziom z całej Polski: bezrobotnym, pogorzelcom, zagrożonym eksmisją. Organizuje węgiel na zimę dla swoich podopiecznych. Teraz przygotowuje się do akcji wielkanocnej.
W 1996 roku, kiedy figura Matki Boskiej Fatimskiej podróżowała po Polsce Jadwiga Sobol z trójką wówczas małych wnuków wybrała się do kościoła na Bródnie: - Wróciłam do domu i pomyślałam, że stawiamy nieskończoną ilość próśb. Zaczęłam zastanawiać się, co w takim razie my powinniśmy robić. Po pewnym czasie pojawiła się myśl o zorganizowaniu Akcji Bezpośredniej Pomocy Głodującym. To nie było żadne tam objawienie. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, jak taką akcję zorganizować, jakie powinna przyjąć zasady - wspomina pani Jadwiga.
Rok później dyrektor Caritas Diecezji Warszawsko-Praskiej ks. Krzysztof Ukleja zatwierdził jej organizację jako społecznie pożyteczną. Dostała od niego zaświadczenie i zaczęła działać. Pierwsza wielka akcja, którą przeprowadziła to pomoc powodzianom w 1997 roku. - Radio Maryja nadawało komunikaty o naszej akcji właściwie non-stop. Rozdzwoniły się telefony i tak to się zaczęło - wyjaśnia jej pomysłodawczyni.
Wystarczy telefon i dużo znaczków
Akcja Bezpośredniej Pomocy Głodującym działa na kilku płaszczyznach. Chroni ubogich przed eksmisją, walczy z bezrobociem, pomaga niepełnosprawnym osobom, organizuje zbiórkę darów dla niezamożnych rodzin przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą.
Biuro organizacji mieści się w mieszkaniu pani Sobol: telefon, ksero, przedwojenna maszyna do pisania, niezliczone pliki dokumentów i korespondencji. Tu tkwi serce Akcji: - Najważniejsza zasada tego co robimy, to zasada bezpośredniości. Nie mamy konta bankowego, pracowników biurowych, komputera. Ani jedna złotówka nie idzie na tzw. koszty administracyjne. Dzięki radiu, gazetom i telewizji docieramy do najbardziej potrzebujących - tłumaczy. Zasada jest prosta. Do Jadwigi Sobol dzwonią ci, którzy pomocy potrzebują i ci, którzy są skłonni jej udzielić. Tak powstaje baza kontaktów. Organizatorka Akcji jest łącznikiem. Wie, co i komu jest potrzebne. Potrafi znaleźć ludzi chętnych do pomocy.
Rzeczą niezwykle cenną w tym, co robi są dla niej relacje z wolontariuszami. W najbliższym otoczeniu ma ich ponad dwudziestu. Pomagają zanieść korespondencję na pocztę. Czasem przyniosą znaczki. - Znaczki, to jedyna rzecz, o którą proszę. Bo znaczków Akcja pochłania ogromne ilości. Tak sobie tłumaczę, że znaczek to nie pieniądze, to nie dar rzeczowy. Tylko raczej symbol bycia takim właśnie łącznikiem - usprawiedliwia się. Sama ponosi wszystkie koszty: kupuje koperty, papier, dzwoni, a jak się czasem trafi ktoś potrzebujący, to i na obiad go zaprosi.
Trzeba sprawdzić
Dzwoni telefon. Pani Jadwiga mówi: - To moi pogorzelcy - bo pomaga również osobom, które straciły dach nad głową w wyniku pożaru. Prośbę o pomoc można zgłosić telefonicznie, albo wysyłając list. - Jeśli ktoś zgłasza, że jest zagrożony eksmisją musi przesłać do nas odpowiedni dokument od Spółdzielni. Organizując zbiórkę podaję numer konta właśnie tej instytucji. Podobnie jest w przypadku zimowej zbiórki węgla, pieniądze trafiają bezpośrednio na konto dostawcy tego surowca. To są filary naszych działań. Po pierwsze, od darczyńcy bezpośrednio do potrzebującego; po drugie, ofiarowujący pomoc zawsze musi wiedzieć i mieć pewność, że jego pieniądze idą na właściwy cel - objaśnia pani Jadwiga.
Nie prowadzi statystyk. Nie ma na to czasu. Bywają tygodnie, że telefon dzwoni cały czas, są też momenty ciszy. Pracy nie brakuje nigdy. Trzeba odpisać na listy, przygotować informacje dla mediów, aktualizować bazę wolontariuszy i potrzebujących. Czasami pani Sobol ma gości. Przyjeżdżają do Warszawy z całej Polski. Wiedzą, że pomoże w znalezieniu pracy. Koszty podróży opłacają wolontariusze. Ona pomaga zdobyć nocleg w Monarze albo placówce Caritasu. Dzwoni, pyta - szuka do skutku. - Najtrudniejsze w tym co robię są momenty, kiedy muszę pomóc ludziom z "zabazgranym" życiorysem. Przestępcy zawiedli społeczne zaufanie. Takim osobom jest trudniej odnaleźć się w normalnym życiu. Z wiadomych względów rodzina, pracodawcy i znajomi patrzą na nich niechętnie - martwi się inicjatorka Akcji.
Człowiek zapomina, że tu go boli, a tam strzyka
Zbliża się okres świąteczny i trzeba przygotować wysyłkę darów dla najbardziej potrzebujących. Akcja współpracuje z kilkoma warszawskimi szkołami. - Wysyłamy do każdej klasy adres jednej lub dwóch ubogich rodzin. Dzieci robią zbiórkę: produktów spożywczych, zabawek, środków czystości. Przygotowaną paczkę wysyłają potrzebującym - opowiada z błyskiem w oku.
Jadwiga Sobol urodziła się w 1923 roku w Warszawie i od najmłodszych lat miała w sobie zapał społecznika. Przed wojną działała w harcerstwie, w czasie okupacji należała do czterech organizacji podziemnych - m.in. do AK. Uczestniczyła w obronie Pragi. Na tajnych kompletach zdobyła uprawnienia sanitariuszki. Pomagała rannym w Warszawie i partyzantom w lasach na Kielecczyźnie.
Największą radość sprawia jej pomaganie. Akcję uważa za swój największy życiowy sukces. - Jak się pomaga innym to własne problemy schodzą na dalszy plan. Człowiek zapomina, że tu go boli, a tam strzyka. To uskrzydla. Daje wewnętrzny spokój - zdradza sekret pani Sobol i po chwili dzieli się swoim wielkim marzeniem: - Chciałabym znaleźć osobę, która chciałaby przejąć organizację. Ta organizacja jest treścią mojego życia, dlatego marzę, żeby ktoś taki się znalazł.
Z panią Jadwigą Sobol można skontaktować się pod numerem telefonu: (022) 670 35 71.
Źródło: inf. własna