Aleksandra Jach. Sztuka dla klimatu [wywiad]
O włączaniu zagadnień klimatycznych do świata kultury, potrzebie rewolucji w wartościach i zachowaniach, sprawiedliwej transformacji energetycznej i ogromnym potencjale kobiecego aktywizmu klimatycznego, który łączy walkę o klimat z codziennym doświadczeniem – z Aleksandrą Jach, kuratorką sztuki, współtwórczynią opowieści multimedialnej „Zakopane słońce” rozmawiają Małgorzata Druciarek i Paulina Sobiesiak-Penszko.
Małgorzata Druciarek, Paulina Sobiesiak-Penszko: – Czy mogłabyś na początku opowiedzieć trochę o sobie?
Aleksandra Jach: – Może o sobie w tym momencie życia, bo jestem aktualnie w momencie ciekawym, w którym zmieniam swoją rolę w pracy. W 2019 roku zakończyłam niemalże 10-letnią współpracę z Muzeum Sztuki w Łodzi. Pracowałam tam jako kuratorka sztuki i nadal zajmuję się tym jako freelancerka. Ostatnie lata to dla mnie coraz większe zainteresowanie sprawami kryzysu klimatycznego. Pracowałam nad projektem poświęconym transformacjom energetycznym. We wrześniu odbyła się premiera filmu, słuchowiska i strony internetowej, czyli opowieści multimedialnej „Zakopane słońce” przygotowanej dla Biennale Warszawa. Napisałam tekst do filmu, a nad całością projektu pracowałam z Michałem Dąbrowskim.
Piszę też fikcję klimatyczną związaną z przyszłością energii i kryzysem klimatycznym (w ramach stypendium Krytyki Politycznej). Fascynuję się też pracą grupową, tym, żeby ludzie lepiej się ze sobą komunikowali, lepiej razem pracowali i – po prostu – z większą łatwością wyrażali siebie oraz rozwijali swój potencjał. Więc tak w skrócie – ten rok, poza covidem i różnymi stresami związanymi z pandemią, jest dla mnie inspirujący i wzmacniający, bo robię projekty z dwóch ważnych dla mnie dziedzin – zajmuję się kryzysem klimatycznym i pracą z grupami. Jestem więc bardziej niż zadowolona.
Opowiedz coś więcej o „Zakopanym słońcu”.
– Jest to historia o tym, w jaki sposób produkcja, dystrybucja i konsumpcja energii wpływają na nasze życie codzienne, systemy polityczne, społeczne, ekonomię, a także na promowane w danej kulturze wartości. Ten temat wydaje mi się niezwykle ważny w kontekście kryzysu klimatycznego i poszukiwania dla niego konkretnych rozwiązań.
W „Zakopanym słońcu” przypominamy o tym, że transformacje energetyczne trwają kilka dekad albo dłużej. Podkreślamy też, że sama technologia niewiele zmieni – potrzeba rewolucji w zachowaniach i wartościach, bo problemem jest nadmierna konsumpcja w krajach globalnej Północy.
Gdy zastanawiam się nad tym, co mnie zachęca do działania, myślę o projektach, które uświadamiają mi, jak moje życie łączy się z różnymi rozwiązaniami systemowymi. Co ja jako indywidualna osoba mogę zrobić, to jest inna kwestia, ale zrozumienie tego, jak mój sposób życia związany jest z polityką, prawem, różnego rodzaju regulacjami, jest niezwykle ważne.
Opowiedziałaś, kim jesteś tu i teraz, a nas interesuje też, co robiłaś wcześniej, jaka była twoja droga do miejsca, w którym obecnie jesteś.
– Skończyłam historię sztuki w Krakowie i bardzo szybko zaczęłam pracę w Muzeum Sztuki w Łodzi. Jest to instytucja, która zajmuje się sztuką nowoczesną i współczesną. Realizowałam tam różne projekty, od wystaw historycznych do kongresów empatii. Gdy zaczęłam tam pracę, w jednym z budynków muzeum trwał remont i w związku z tym dostaliśmy od dyrektora zadanie, żeby wymyślić program publiczny, który odbywałby się poza budynkami muzealnymi. To było w 2010 roku. Razem z koleżanką z działu kuratorskiego, Katarzyną Słobodą, wymyśliłyśmy „Ekologie miejskie”. Skąd nazwa ekologie? Znalazłyśmy niesamowity tekst z 1989 roku filozofa Félixa Guattariego „Trzy ekologie”, mówiący o ekologii nie tylko w kontekście środowiska, ale także społeczeństwa i jednostki, oraz ostrzegający przed „inwazyjnymi gatunkami”, takimi jak Donald Trump…
„Ekologie miejskie” to także termin zakorzeniony w urbanistyce, skupiony wokół designu, dotyczący tego, jak projektować miasta, żeby były bardziej zrównoważone, a przestrzenie publiczne bardziej przyjazne. Zaczęłyśmy drążyć i okazało się, że na świecie jest bardzo dużo projektów realizowanych w tym temacie, a sam termin jest różnie postrzegany.
Niektórzy zatrzymują się na architekturze, urbanistyce i designie, inni łączą ekologię z partycypacją i widzą jej potencjał we współpracy z mieszkańcami. I tym były nasze „Ekologie miejskie”. To była seria wydarzeń, koncertów, akcji z sąsiadami, artystami, projektantami, aktywistami wokół tego, co można zrobić z postprzemysłowym miastem, takim jak Łódź.
To były lata 2010–2012. Nie było jeszcze wtedy budżetu partycypacyjnego ani dużego programu rewitalizacji śródmieścia Łodzi, ruchy miejskie dopiero się rozkręcały. Muzeum znajduje się na Starym Polesiu. To właśnie ten obszar był głównym polem naszych aktywności, a ich odbiorcami byli głównie nasi sąsiedzi. „Ekologie miejskie” to także pierwszy moment, w którym zaczęłam się zajmować sztuką i ekologią. Później coraz częściej miałam okazję realizować projekty na styku sztuki i ekologii.
Przyszedł mi teraz do głowy taki, który się odbył znacznie później. To była wystawa w Hamburger Bahnhof w Berlinie w 2018 roku. Artyści zrobili na nią prace związane z zagrożonymi ekosystemami w różnych częściach świata: w Brazylii, Chinach, Kolumbii, na Węgrzech, ale też w Polsce. W wystawie wzięły udział dwie polskie artystki – Agnieszka Brzeżańska i Ewa Ciepielewska – które pływają po Wiśle drewnianą tradycyjną łodzią – galarem. Zapraszają na nią różne osoby, tworząc wyjątkową okazję do spędzenia dni albo tygodni na rzece, poczucia jej całym ciałem i doświadczenia jej niesamowitego bogactwa przyrodniczego. Na początku interesowałam się ekologią w kontekście filozofii czy nauk humanistycznych, później przyszło działanie „w terenie”, tematy związane z posthumanizmem.
Właśnie miałam się zapytać o początki twojego zainteresowania klimatem. Jak to było?
– Rok 2015 – pamiętam, że to był ten rok, bo wtedy, gdy zaczęłam się interesować kryzysem klimatycznym, urodziła się moja córka. Bardzo dużo czytałam o tym zjawisku, trochę też pisałam, zrealizowałam kilka projektów wokół antropocenu, między innymi zaczęłam prowadzić stronę internetową (theanthropoceneindex.com), gdzie publikuję teksty, wywiady z różnymi ludźmi na ten temat. Zarówno antropocen, jak i kryzys klimatyczny to wątki na skalę planetarną. To są złożone zagadnienia, których nie da się rozwiązać za pomocą kilku decyzji, a dotyczą właściwie wszystkich sfer życia. I to było dla mnie ciekawe na początku, jak intelektualnie to objąć, jak to zrozumieć.
Zawsze interesowało mnie właściwie wszystko, nie chciałam się specjalizować w wąskich zagadnieniach, więc znalazłam sobie temat ekstremalnie interdyscyplinarny. Ważne było też dla mnie myślenie o człowieku właśnie w kontekście środowiska. Jesteśmy stworzeniami biologiczno-kulturowymi i bardzo trudno jest postawić sztywną granicę pomiędzy tym, co jest bardzo wyjątkowe, unikalne właściwie dla człowieka, a tym, co łączy nas ze światem pozaludzkim. Sposoby definiowania tych zależności też zawsze były dla mnie ciekawe. W moich projektach kuratorskich, filmowych, w tekstach, które piszę, staram się dorzucić coś od siebie do tej refleksji o naszej planecie i ludziach
Z ciekawością obserwuję zmianę świadomości Polaków na temat ekologii i kryzysu klimatycznego oraz ewolucję sposobu mówienia o klimacie. To mnie bardzo intryguje.
Na przykład sam zwrot „kryzys klimatyczny”, zaproponowany jakiś czas temu przez „The Guardian”, jest dla mnie przykładem, że jeżeli chcemy namawiać ludzi do myślenia o tym, że już teraz potrzebujemy jakiejś zmiany, to można do tego aktywnie wykorzystać język, słownictwo. Jeżeli to jest tak pilne, to nie nazywajmy tego zmianami klimatycznymi, tylko właśnie kryzysem klimatycznym.
Czy dobrze rozumiem, że twoja obecna działalność na rzecz klimatu jest jednocześnie twoją działalnością zawodową?
– Mam to szczęście, że w dużej mierze zajmuję się tym zawodowo. Instytucje kultury, z którymi pracuję, nie tylko polskie, są zainteresowane tematami klimatycznymi. Ostatnio współpracowałam z niemiecką galerią DAAD (Niemiecka Centrala Wymiany Akademickiej), która przyznaje stypendia artystom i ma specjalną rezydencję artystyczną urządzoną we współpracy z Instytutem Klimatycznym w Poczdamie (PIK). Przez ostanie miesiące realizowałam cykl spotkań wokół komunikacji w kontekście kryzysu klimatycznego dla Biennale Warszawa. To są instytucje, które zdają sobie sprawę z tego, że przed tym tematem nie ma ucieczki. Będzie towarzyszył naszemu pokoleniu do końca. Sprawy klimatu więc są obecnie w centrum mojej działalności zawodowej.
Jak to, co robisz zawodowo na rzecz klimatu, przekłada się na twoje życie osobiste?
– Funkcjonuję dosyć minimalistycznie. Mieszkam w Warszawie, w świetnie skomunikowanej dzielnicy, nie muszę mieć więc samochodu. Pracuję głównie zdalnie, a jak nie, to też mogę łatwo dojechać tam, gdzie potrzebuję, komunikacją miejską. Jestem świadoma własnego uprzywilejowania i wdzięczna za to, że tak mogę prowadzić codzienne życie. Na Sadach Żoliborskich, gdzie mieszkam, mamy silnie rozwiniętą współpracę sąsiedzką. Wspieramy się, pomagamy sobie przy podlewaniu roślin, opiece nad dziećmi, pożyczmy sobie wiertarki, nawet wspólnie gotujemy. Czasami walczymy razem o to, żeby nam nie ścinali wyjątkowych starych odmian drzew owocowych. Ale to jest moja sytuacja życiowa, więc staram się też uważać na to, żeby wypowiadać się nie tylko ze swojej perspektywy.
Miło jest pomarzyć o wspólnotach energetycznych, ale wiem też, że na zaangażowanie społeczne trzeba mieć czas i zasoby. Tutaj potrzebujemy sprawiedliwej transformacji, a więc systemowego podejścia do zmiany. W swoich projektach chcę pokazywać różne perspektywy. Uważam, że transformacja energetyczna jest konieczna, ale zakłada współpracę różnych grup, które często mają też różne interesy.
Czy jest ktoś albo coś, co cię inspiruje do działania na rzecz klimatu?
– Są to różni ludzie. Trudno by mi było zacząć wymieniać, bo jest ich zbyt wielu. To są osoby, które zaczęłam poznawać kilka lat temu, działające w ruchach klimatycznych, ale też w NGO na rzecz klimatu, co dla mnie oznacza także walkę o sprawiedliwość społeczną.
Myślę, że walcząc o klimat, łatwo się poddać i stwierdzić, że nic się nie da zrobić. Osoby, z którymi miałam do czynienia, cechuje jakaś niesamowita nadzieja na to, że warto posuwać się powoli do przodu, organizować społeczności, edukować i to jest mi bardzo bliskie. Sam fakt, że decydujesz się na działanie, jest niezwykle ważny.
Co twoim zdaniem jest potrzebne, żeby ratować klimat?
– Myślę, że wszystko naraz: zmiana świadomości, regulacje, dobra wola władz państwowych, sprzyjające instytucje, a także świadoma polityka narodowa i międzynarodowa.
Jak zatem oceniasz działania podejmowane na rzecz ratowania klimatu w Polsce, Europie, na świecie?
– Nie wiem, jakoś trudno mi się o tym mówi. Smutno mi jest w związku z tym, co się dzieje w naszym kraju. Jest dużo inicjatyw, które mogłyby inaczej funkcjonować. Wszystko dzieje się zbyt wolno, a nawet podejmowane są inicjatywy szkodliwe z tej perspektywy i jest tego tak dużo, i jest to tak przytłaczające, że nie wiem, czy chcę się zagłębiać w szczegóły. Po prostu polityka prowadzona przez aktualny rząd jest co najmniej nieadekwatna wobec pilności, którą niesie ze sobą kryzys klimatyczny.
Kontekst europejski też mnie nie zachwyca. Weźmy pomysł na Europę jako neutralnie klimatyczny kontynent. Do jakiegoś stopnia ta wizja wydaje mi się ciekawa, ale zastanawiam się, czy nie wywoła ona jakiegoś zagrożenia. Poza kryzysem klimatycznym i pandemicznym, mamy do czynienia z kryzysem migracyjnym. W sierpniu spłonął obóz w Morii, trzynaście tysięcy osób zostało bez niczego, choć i tak miało niewiele.
Obawiam się, że koncepcja neutralnego klimatycznie kontynentu może być wykorzystana jako argument na rzecz nieprzyjmowania migrantów, bo mamy jakiś nadrzędny cel, a niekontrolowane zwiększenie populacji z innych regionów mogłoby nam zepsuć jego realizację. Mam więcej wątpliwości i pytań, niż jakichś konkretów, którymi chciałabym się podzielić.
Masz jakąś swoją wizję tej zielonej transformacji, która miałaby zostać w Polsce zrealizowana?
– Wydaje mi się, że zmiana myślenia o produkcji energii jest kluczowa.
Wyobrażasz sobie jakoś ten proces?
– Moja wizja jest związana z tym, co już wiem o miejscach, w których się to udaje bądź już udało przeprowadzić. Jak myślę o rewolucji wiatrowej w Danii albo o transformacji energetycznej w Niemczech i o tym, co tam zadziałało, to jest to na pewno włączenie obywateli. To jest bardzo ważna kwestia: nie tylko zaproponowanie jakiegoś przyjaznego systemu, ale też zaangażowanie grup wsparcia do powstawania spółdzielni, klastrów, kooperatyw. Uświadomienie ludziom, że też mają wpływ na to, jak taki system będzie wyglądał. Takie partycypacyjne podejście do transformacji.
Bardzo bliska mi jest koncepcja demokracji energetycznej, czyli taka próba pomyślenia o tym, co by było, gdyby energia została potraktowana jako dobro wspólne. Jako zdeklarowana technopesymistka uważam, że technologia nas nie zbawi i potrzebujemy zmiany w zachowaniach, w stylach życia, wartościach. Pierwszym krokiem ku „zielonej transformacji” jest dla mnie ograniczenie konsumpcji, w tym zużycia energii.
Czy to, że mieszkasz w Warszawie, wpływa twoim zdaniem na twoją działalność na rzecz klimatu albo ma dla niej znaczenie?
– Myślę, że tak. Dostęp do ludzi, którzy działają w tym obszarze, do grup aktywistycznych, jest tu po prostu łatwiejszy. Chociaż pandemia to nieco zmieniła, w takim sensie, że dużo wiedzy krąży online i można się podłączać do różnych grup, mieszkając gdziekolwiek.
Co postrzegasz jako swój największy sukces, jeśli chodzi o dotychczasowe działania na rzecz klimatu? Z czego jesteś najbardziej dumna?
– Bardzo mnie cieszy „Zakopane słońce”. Myślę, że pojawiło się w odpowiednim momencie. Trochę się martwiłam, że może już bardzo dużo zostało powiedziane o transformacji energetycznej. Dla ekspertów od energii, z którymi rozmawiałam, rzeczywiście może tak być – oni siedzą w tym tak długo, że jest to dla nich temat, przy którym ziewają. Ale myślę, że dla takich zwykłych ludzi jak ja, takich, którzy pracują na co dzień w innych obszarach, to, jak energia kształtuje nasze życie, może być ciekawe. Chcemy, żeby widzowie nie poczuli się przytłoczeni tym tematem, ale jednocześnie zobaczyli jego złożoność.
Jestem dumna z inicjatywy „Muzea dla klimatu”, czyli ruchu na rzecz ekologizowania instytucji kultury. W lutym 2020 roku wspólnie z Ewą Chomicką, Olą Janus i Izą Kaszyńską powołałyśmy do życia taki byt. Zrobiłyśmy już cztery webinaria, zapraszamy do współpracy ekspertki i ludzi kultury, rozmawiamy o szkoleniach, audytach ekologicznych, ale także o prawach pracowniczych czy polityce kolekcjonowania.
Jestem też dumna z nowego kolektywu “Kultura dla klimatu”, które tworzymy w dziewięć osób – samych kobiet. W tej grupie działamy na polu edukacji ekologicznej poprzez szkolenia, webinaria i rekomendacje i mam nadzieję także – wpływ na regulacje prawne, np. uwzględnienie kryterium ekologiczności w przetargach dla instytucji publicznych.
Jestem dumna z tego, że temat klimatu coraz częściej pojawia się w kulturze. Nie jest to moja osobista zasługa, ale jestem z tego dumna.
Gdy dziesięć lat temu zaczęłam się tym zajmować w swojej pracy, to dopiero pączkowało. Powoli pojawiały się nowe inicjatywy. Teraz mam poczucie, że jest wielu ludzi, z którymi można rozmawiać, wymieniać się wiedzą, wzajemnie inspirować, zapraszać do współpracy. To jest już duże środowisko i to jest coś, z czego jestem najbardziej dumna. Chociaż, jak powtarzam, to nie jest moja zasługa.
Ale dołożyłaś do tego swoją cegiełkę.
– Tak, napawa mnie dumą, że jest środowisko tym zainteresowane.
A jakbyś miała pomyśleć o trudnościach, z jakimi borykasz się ty oraz inni aktywiści i aktywistki działający na rzecz klimatu, to co byś wymieniła?
– Pierwsza rzecz, która mi przychodzi do głowy, to możliwość utrzymania ciągłości działań. To jest ważne i związane w dużej mierze z kwestiami finansowymi, ale też ze sposobem działania organizacji pozarządowych i instytucji kultury, które najchętniej widziałyby u siebie wciąż nowe tematy. Wyzwaniem jest dla mnie to, w jaki sposób pogłębiać pracę nad tematami klimatycznymi, dłużej się nimi zajmować, jak tworzyć bezpieczną przestrzeń do badania, analizowania, przyglądania się różnym praktykom, a później dopiero do działania.
Myślisz, że takie podejście jest głównie kwestią finansów czy raczej kultury organizacji?
– To są zarówno finanse, jak i polityka oraz sposób funkcjonowania instytucji. Instytucje kultury na przykład często funkcjonują jak centra rozrywki. Ja natomiast wyobrażam sobie instytucję kultury, która zajmuje się tylko klimatem.
Co twoim zdaniem jest potrzebne, żeby zacząć działać?
– Sprzyjająca grupa ludzi, którzy robią różne rzeczy, cokolwiek tak naprawdę.
Z mojego doświadczenia wynika, że rozmowy o klimacie mogą się pojawić wszędzie: w grupie sąsiedzkiej, w instytucji kultury, w kręgu kobiet, które się wspierają. Po prostu potrzebna jest grupa ludzi, którzy chcą zrobić coś razem.
Myślę, że potrzebne jest też poczucie sprawczości, o którym mówiłam wcześniej. To jest bardzo ważne, bo często idzie w parze z działaniem grupowym. Wiesz, że są ludzie, którzy myślą podobnie, którzy widzą, jak ich małe decyzje podejmowane w życiu codziennym łączą się z czymś, co jest takie abstrakcyjne i złożone jak zmiana klimatu.
Jak sądzisz, czy skutki zmian klimatycznych jakoś inaczej dotykają kobiet i mężczyzn?
– Tak, jak najbardziej. Jest dużo badań na ten temat. Ja zajmowałam się kobietami i klimatem w projekcie „Raport troski”, przygotowanym dla Muzeum Sztuki w Łodzi, do którego zaprosiłam Carolinę Caycedo. Carolina już wcześniej zgłębiała ten temat, rozmawiając z aktywistami i tworząc poruszający zbiorowy portret kobiet, które zostały zamordowane, ponieważ walczyły o środowisko.
Częścią naszego projektu w Łodzi było stworzenie kolażu z fotografii aktywistek klimatycznych z różnych części świata. Ja byłam odpowiedzialna za Polskę i dotarłam wtedy do historii, za którymi stały niesamowite kobiety. Pierwszym bodźcem do działania dla większości z nich była po prostu chęć ochrony siebie i swoich najbliższych, zadbanie o własne bezpieczeństwo i zdrowie. Niesamowite było też dla mnie to, że jak pytałam osoby z NGO i różnych instytucji środowiskowych, czy ktoś się tym zajmuje naukowo – rolą kobiet w przeciwdziałaniu katastrofie klimatycznej – to okazywało się, że nie.
Podobno nie ma zbyt wielu materiałów dotyczących kobiecego aktywizmu klimatycznego czy nawet biografii pojedynczych kobiet aktywistek. I pomyślałam sobie, że to jest taka czarna plamka, coś do wypełnienia, bo ten aktywizm jest wyjątkowy – taki przyziemny, pragmatyczny, a nie po prostu walka z CO2. Dla większości osób hasło CO2 nic nie znaczy. O co chodzi z emisjami dwutlenku węgla? Jak to się ma do mojego życia? To jest po prostu abstrakcja oderwana od codziennego doświadczenia. Kobiety przypominają nam o tym, że to, co się dzieje z powietrzem, wodą, ze zwierzętami, ogólnie z przyrodą wokół, bezpośrednio wpływa na nasz dobrostan, na nasze postrzeganie świata, na relacje ludzkie i pozaludzkie. Widzę w tym ogromny potencjał.
Ale czy w związku z tym myślisz, że kobiety mogą odegrać jakąś wyjątkową rolę w walce z katastrofą klimatyczną?
– Jestem przekonana, że tak.
Wiele kobiecych grup, które poznałam, składa się z osób, które mają niesamowitą skuteczność działania. Dzięki temu zmiana klimatu przestaje być abstrakcją. Staje się zanieczyszczonym powietrzem, suszą, problemami z uprawą ziemi, smrodem albo zabijaniem zwierząt w bestialski sposób. Jest równoznaczna z zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi. To są konkrety.
Można tworzyć listy konkretnych problemów – do rozwiązania od zaraz – na podstawie tego, czym się zajmują te kobiety. Jeżeli ktoś się zastanawia, czym jest właściwie aktywizm klimatyczny, to niech się rozejrzy dookoła. Nie będzie problemu ze znalezieniem lokalnych przykładów takiego zaangażowania.
Co twoim zdaniem byłoby potrzebne do wzmocnienia roli kobiet w działaniach na rzecz klimatu?
– Zniesienie systemu patriarchalnego. Może to być śmieszne dla niektórych osób, ale to się łączy: aktywizm kobiet jest bardzo często duszony przez wartości promowane przez konserwatywne państwo, kościół albo jeszcze inne instytucje rządzone głównie przez mężczyzn. Jednocześnie kobiety stanowią połowę ludzkiej populacji i przytłaczającą większość tych najbiedniejszych grup. A jednak nie są brane pod uwagę w wielu kwestiach, takich jak: planowanie miast, projektowanie telefonów czy diagnostyka medyczna. No bo kto wie, jak rozpoznać symptomy zawału serca u kobiety?
Ważne są wszelkie inicjatywy związane z równouprawnieniem kobiet, z tym, że mają prawo samostanowienia, decydowania o własnych ciałach i o przyszłości, i o swojej edukacji, o relacjach – tutaj można wymieniać bardzo różne sfery życia. Krótko mówiąc, potrzebna jest walka z patriarchatem.
Jakbyś chciała zachęcić inne kobiety do tego, żeby działały na rzecz klimatu, to co byś im powiedziała?
Dla mnie początkiem działania na rzecz kogokolwiek i czegokolwiek jest hasło „zadbaj o siebie”. Zadbaj o siebie i o swój dobrostan, miej przede wszystkim empatię dla siebie, a wtedy jest duża szansa, że będziesz nią mogła obdarowywać swoje otoczenie. Jeżeli ma się wewnętrzne zasoby, poczucie, że moje najważniejsze potrzeby są zaspokojone, wtedy łatwiej jest działać na rzecz innych.
Myślę też sobie jako mama córki, małej kobiety, jak ważne jest to, żeby ta młoda osoba wiedziała, co czuje, czego potrzebuje, żeby potrafiła o to zawalczyć, powiedzieć „nie”. Wtedy będzie prawdopodobnie chciała i będzie jej łatwiej walczyć o innych, bo będzie miała ostoję w sobie samej i poczucie, że sama otrzymała to, czego potrzebowała.
Dziękuję za rozmowę!
Aleksandra Jach – kuratorka, facylitatorka, edukatorka; współpracowała z wieloma instytucjami kultury w Polsce i za granicą. Autorka publikacji o sztuce; specjalizuje się w projektach komunikacji kryzysu klimatycznego; jedna z inicjatorek ruchu „Muzea dla klimatu”.
Artykuł przygotowany w ramach projektu “Kobiety w Polsce dla klimatu”, zrealizowanego wspólnie przez Instytut Spraw Publicznych oraz Fundację im. Heinricha Bölla w 2020 roku.
Wywiad pierwotnie został opublikowany na stronie www.kobietydlaklimatu.pl. Dziękujemy za możliwość przedruku na ngo.pl.
Źródło: www.kobietydlaklimatu.pl