W Warszawie jest ich zaledwie 26. Zajmują się różnymi rzeczami: sprzątają osiedla, produkują ozdobne lampy, sprzedają ekologiczną żywność, prowadzą hostel, opiekują się chorymi. Ich członków łączy wspólna motywacja. Robią to nie dla zysku, ale dla pracy. Poznajcie spółdzielnie socjalne.
Gdy dzwonię do Ewy Mędrzyckiej po raz pierwszy, jest w autobusie. Jedzie na spotkanie z jedną ze swoich podopiecznych.
– Proszę zadzwonić o 14:05, wtedy będę już wolna – mówi w pośpiechu z zatłoczonego autobusu.
Ewa pracuje w Spółdzielni Socjalnej Kamionek, która zajmuje się opieką nad osobami starszymi.
– Dbamy o ich higienę, podajemy posiłki, utrzymujemy porządek w mieszkaniu, podajemy leki, po prostu opiekujemy się – opowiada członkini spółdzielni. – Część osób wymaga opieki stałej, do części wystarczy zaglądać raz dziennie. To zajęcie wymaga pokory i wytrwałości. My jednak nie narzekamy, cieszymy się, że mamy pracę, i wykonujemy ją bardzo rzetelnie.
Kamionek działa już prawie od roku. Skupia siedmioro członków, spośród których część to osoby niepełnosprawne. Wraz z rozpoczęciem działalności troje z nich otrzymało dofinansowanie z Urzędu Pracy. Mimo to początki nie były łatwe. Znalezienie zleceniodawców wymagało systematycznej pracy oraz szczęścia. Dziś sytuacja ustabilizowała się i interes jakoś się kręci.
– Jedna pani powie o nas drugiej pani, a zlecenia co jakiś czas spływają same – mówi Ewa Mędrzycka. Oprócz opieki nad osobami starszymi, członkowie Kamionka sprzątają osiedla mieszkaniowe. Ich głównym zleceniodawcą jest Spółdzielnia Mieszkaniowa „Pax”.
Czym jest spółdzielnia socjalna?
Spółdzielnia socjalna łączy cechy przedsiębiorstwa i organizacji pozarządowej.
Tworzą ją w większości osoby zagrożone wykluczeniem społecznym, a więc m.in.: bezrobotni, niepełnosprawni, bezdomni czy byli więźniowie. Praktyka pokazuje jednak, że na ten krok decydują się najczęściej osoby pozostające bez pracy. Najważniejszym celem spółdzielni socjalnych jest aktywizacja zawodowa i społeczna jej członków, dlatego wykonują oni pracę osobiście. Zysk z prowadzonej działalności gospodarczej, w odróżnieniu od typowych przedsiębiorstw, to sprawa drugorzędna.
Spółdzielnie socjalne to przedsiębiorstwa uprzywilejowane. Korzystają z wielu dofinansowań oraz ulg (np. brak opłaty rejestracyjnej w Krajowym Rejestrze Sądowym czy zwolnienie dochodów wydatkowanych na cele związane ze społeczną i zawodową reintegracją członków spółdzielni z podatku CIT). Są także przedsiębiorstwami konkurencyjnymi – ich produkty oraz usługi są z reguły tańsze od tych, które oferują prywatne firmy.
Spółdzielnię socjalną mogą założyć osoby fizyczne oraz prawne. Minimalna liczba założycieli to pięć osób. Przynajmniej połowę z nich muszą stanowić osoby wykluczone społecznie. Mogą to być mieszkańcy jednego osiedla, znajomi, a czasem nawet rodzina. W spółdzielni wszystkie decyzje zapadają grupowo. Każdy z członków, niezależnie od zaangażowania i wkładu finansowego, dysponuje jednym głosem.
Spółdzielnię socjalną mogą założyć także: organizacje pozarządowe, jednostki samorządu terytorialnego oraz kościelne osoby prawne. Muszą to być jednak przynajmniej dwa podmioty np. organizacja pozarządowa wraz z burmistrzem. Osoby prawne, które decydują się na założenie spółdzielni socjalnej, są zobowiązane do zatrudnienia co najmniej pięciu osób z grup wykluczonych.
Spółdzielnie socjalne mogą prowadzić działalność pożytku publicznego i tym samym uczestniczyć w otwartych konkursach ofert na realizację zadań publicznych. Nie mogą jednak otrzymać statusu organizacji pożytku publicznego i korzystać z 1 proc. podatku przekazywanego przez podatników.
Ustawa pozwalająca tworzyć spółdzielnie socjalne weszła w życie w 2006 r., mimo to jest ich wciąż niewiele. W Warszawie – 26, w województwie mazowieckim – 42, a całej Polsce – niecałe 400.
Dziecięca bawialnia
Spółdzielnie socjalne mogą prowadzić różnorodną działalność. Od prac porządkowo-remontowych przez usługi krawieckie, catering po opiekę nad dziećmi. Właśnie na taki pomysł wpadły założycielki Pedagogicznej Spółdzielni Socjalnej Baby Boom. Tworzy ją pięć matek, spośród których jedna jest nianią, a dwie to absolwentki pedagogiki. Wiedzą więc, jak zaopiekować się dziećmi zarówno od strony teoretycznej jak i praktycznej. Ich pomysł na działalność to sala zabaw dla dzieci.
– Nasz lokal będzie podzielony na dwie części – opowiada Joanna Malinowska-Michalak z Baby Boom. – W pierwszej powstanie ogólnodostępny plac zabaw typu małpi gaj z niewielką kawiarnią dla rodziców. Drugą część lokalu zamienimy natomiast w klub dziecięcy. Będzie w nim miejsce nie tylko na zabawę, ale także na zajęcia edukacyjne, artystyczne oraz drobny poczęstunek.
Na razie to jednak wciąż plany. Mamy obecnie są na etapie remontowania lokalu, który udało im się wynająć od Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Wola. Pracy jest sporo, ponieważ stan pomieszczeń był – delikatnie mówiąc – kiepski.
– Remontujemy instalację wodno-kanalizacyjną, wymieniamy przewody elektryczne, kładziemy podłogę, a zniszczone ściany i część sufitów pokrywamy płytami – wylicza Joanna Malinowska-Michalak. – Przed nami malowanie, montaż konstrukcji małpiego gaju, wykończenie toalet, położenie wykładzin. W pierwszej kolejności musimy jednak zainstalować grzejniki, które zostały skradzione jeszcze przed wynajęciem lokalu.
Mamom z Baby Boom pomogła Fundacja Pomocy Bezrobotnym i Bezdomnym „Domus Et Labor”. Na realizację przedsięwzięcia przekazała 100 tys. zł oraz comiesięczne wsparcie pomostowe przez pół roku. Czy to wystarczy? Członkinie spółdzielni na remont lokalu przeznaczyły 35 tys. zł, niespodziewanych wydatków jednak wciąż przybywa. Mamy zaciskają pasa. By oszczędzić, część prac wykonują własnoręcznie lub z pomocą rodzin. Reszta dofinansowania musi starczyć na bieżące wydatki administracyjne, wyposażenie, zakup sprzętu oraz reklamę. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, dziecięca bawialnia wystartuje już w styczniu. Na klub dziecięcy trzeba będzie jednak jeszcze poczekać.
Źródło: inf. własna ngo.pl