Miało być dzisiaj o symetryzmie, ale trudno też uciec od tematu referendum. Spróbuję więc te dwa wątki połączyć. Zresztą zrobili to niejako za mnie już politycy różnych opcji. Nikt bowiem nie zrobił tyle złego dla tej instytucji demokracji bezpośredniej, co właśnie oni.
W portalu organizacji pozarządowych ngo.pl regularnie czytać można blog Krzysztofa Izdebskiego – prawnika, aktywisty, eksperta Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Spending EU Coalition. W PrAwokacjach Izdebskiego Krzysztof komentuje bieżące wydarzenia, ważne dla organizacji społecznych i praw człowieka.
W tzw. wolnej Polsce nie narzekaliśmy na nadmiar referendów. Od 1989 było ich pięć, a to, które jest planowane w tym roku, w dniu wyborów parlamentarnych będzie dopiero szóstym. Jedno referendum przypada więc na mniej więcej co sześć lat. To trochę mało, jak na to jak politycy zapewniają nas solennie (szczególnie w okolicy wyborów), że liczy się dla nich zdanie obywateli i obywatelek.
W zasadzie z wyjątkiem referendum konstytucyjnego z 1997 roku oraz przeprowadzonego w 2003 roku referendum dotyczącego przystąpienia do Unii Europejskiej, pozostałe były raczej przejawem chęci zaspokojenia ambicji politycznych, a nie wynagrodzenia deficytów demokracji w polskim życiu publicznym.
Zaproponowane pod koniec 1995 roku tzw. referendum uwłaszczeniowe, ostatecznie przeprowadzone w 1996, miało pomóc Lechowi Wałęsie w walce o reelekcję. Jego śladem poszedł dwadzieścia lat później Bronisław Komorowski. Rezultat był identyczny. Referenda nie były wiążące, bo wzięło w nim udział mniej niż 50% osób uprawnionych do głosowania (ponad 30% w 1995 i ponad 7% w 2015), a żaden z prezydentów nie został przez Polaków i Polki zaproszony do pełnienia swoich funkcji przez kolejne pięć lat.
Referenda głupie i idiotyczne
Przepraszam za dość kolokwialną i mało – ale tylko z pozoru – merytoryczną opinię, ale referendum z 2015 roku było po prostu głupie. Znowuż nie chodziło o to, by poznać opinie obywateli, ale by ratować katastrofalną kampanię wyborczą obozu Platformy Obywatelskiej. W 2023 roku obóz Prawa i Sprawiedliwości ogłasza przeprowadzenie idiotycznego referendum, bo obawia się, że jego elektorat nie zmobilizuje się do pójścia na wybory. Chodzi więc w jego przeprowadzeniu jedynie o to, by utrzymać się przy władzy. I tradycyjnie podzielić społeczeństwo jeszcze głębiej.
Świadomie dokonuję rozróżnienia oceny tych referendów na głupie i idiotyczne. Bo o ile Bronisław Komorowski chciał je wykorzystać do zwycięstwa w drugiej turze, to jednak pytania dotyczyły istotnych kwestii ustrojowych, takich jak finansowanie polityki czy sposób wyboru parlamentarzystów.
Referendum Prawa i Sprawiedliwości jest idiotyczne nie tylko z uwagi na to, że przemawia za nim prywatny interes polityków żywo zainteresowanych utrzymaniem się przy władzy, ale też ze względu na zaproponowane pytania.
Pytanie o mur na granicy nie jest przecież pytaniem o kierunki zwiększania bezpieczeństwa Polski, bo jak wynika ze statystyk przekroczeń pasa granicznego nic w zasadzie się nie zmieniło. Pytanie o sprzedaż przedsiębiorstw państwowych jest tak sformułowane, że nie wiadomo w ogóle za czym się obywatele mają opowiedzieć.
Jak słusznie zwróciła uwagę na portalu X Sylwia Czubkowska w tych pytaniach widać podobieństwo do niechlubnego referendum z 1946 roku. W opracowanym na jego temat haśle w Wikipedii czytamy, że „pytania zostały tak sformułowane, by wymuszać pozytywną odpowiedź na każde z nich. W ten sposób wynik referendum miał udowodnić jedność społeczeństwa i jego poparcie dla nowej władzy”. Teraz jest oczekiwanie by na każde z pytań odpowiedzieć „nie”. Ale to jedyna różnica. Prawu i Sprawiedliwości chodzi dokładnie o to samo. Zamiast referendum będziemy mieli plebiscyt.
Symetryzm nie musi być symetryczny
No dobra, to wróćmy teraz do kwestii tzw. symetryzmu. Przypomnę, że zdaniem Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego jest to „postawa ideologiczna zakładająca, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy spróbować przeciwstawić analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez obóz jego przeciwników”. I ja się w sumie z tą definicją identyfikuję. Nie dlatego, że uważam, że należy odwracać uwagę od błędów obecnej władzy. Jej akurat z żadną inną po 1989 roku nie można porównać.
Wszystkie grzechy innych rządów są niczym, gdy spojrzymy na faktyczny rozkład instytucji państwa i jego upartyjnienie. Ale to nie znaczy, że tzw. obóz demokratyczny był i jest wolny od błędów.
Niezauważanie ich powoduje, że nie będziemy się w stanie obronić przed dalszą korozją lub pozorną odbudową państwa prawa. Środowisko Bronisława Komorowskiego popełniło bowiem duży błąd, instrumentalizując referendum w 2015 roku, a który stał się precedensem wykorzystanym teraz przez Jarosława Kaczyńskiego na własne potrzeby.
Politycy wszystkich opcji powinni więc czuć presję ze strony obywateli, a nie żyć w poczuciu, że ich elektorat powinien ich tylko chwalić. Jeśli politycy są niby zainteresowani naszym głosem, to dlaczego nie chcą go usłyszeć nie tylko w referendum? To pytanie retoryczne. Ale już na pytanie, czy ukrywanie krytycznego stosunku do niektórych działań opozycji jest budowaniem sukcesu obozu obecnie rządzącego, spieszę odpowiedzieć negatywnie.
Krytyka i zauważanie błędów w przeszłości pozwala uniknąć ich w przyszłości. Więc owi „straszni” symetryści są najczęściej dużo większymi demokratami niż ci wszyscy bezmyślnie twierdzący, że krytykować można tylko obecny rząd.
Jasne, że tych, którzy są u władzy należy krytykować zdecydowanie mocniej, bo to oni mają wpływ na podejmowanie decyzji, ale nie udawajmy, że politycy opozycyjni pozostają bez winy co do tego, w jakim kierunku rozwinęła się nasza demokracja.
Pozostając więc w symetrystycznym nastroju życzę sobie i Wam mniej głupich i idiotycznych referendów.
Krzysztof Izdebski – ekspert Fundacji im. Stefana Batorego oraz Open Spending EU Coalition. Członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego. Stypendysta Marshall Memorial, Marcin Król i Recharge Advocacy Rights in Europe. Jest prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego i specjalizuje się w dostępie do informacji publicznej, ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego oraz wpływie technologii na demokrację. Posiada szerokie doświadczenie w budowaniu relacji pomiędzy administracją publiczną a obywatelami. Jest autorem publikacji z zakresu przejrzystości, technologii, administracji publicznej, korupcji oraz partycypacji społecznej.
Źródło: informacja własna ngo.pl