– Dziś jeszcze mocniej czuję, że to, co robimy, jest ważne i że nie wolno nam zostawić tych osób. Musimy dać z siebie wszystko, żeby im pomóc, a równocześnie działać w sferze edukacji społecznej, zwalczając uprzedzenia i stereotypy – mówi prezes Fundacji Ocalenie.
Problemu odmienności kulturowej Piotr doświadczył na własnej skórze już w dzieciństwie – ze względu na nazwisko, które odziedziczył po pochodzącym ze Słowacji dziadku: Bystrianin. – Moje nazwisko nie brzmi polsko. Gdy byłem dzieckiem, wielokrotnie stykałem się z pytaniami, skąd przyjechałem, czy może jestem Rosjaninem albo uwagami typu: „o, jak ładnie mówisz po polsku!”. Nie zawsze były to przyjemne sytuacje – opowiada.
Już wtedy, choć może jeszcze nie do końca świadomie, zainteresował się kwestią międzykulturowości. Zapewne więc jeszcze w dzieciństwie można doszukiwać się źródeł wyboru takiego, a nie innego, kierunku studiów: psychologii międzykulturowej na warszawskim SWPS-ie.
Psycholog między kulturami
Na studiach zainteresowania Piotra ukierunkowały się już konkretnie na problem migracji i uchodźstwa: – Pamiętam, że na jedne zajęcia przyszła uchodźczyni z Czeczenii. Poruszyło mnie to spotkanie i chciałem dowiedzieć się więcej o jej kraju i o uchodźcach. Miałem nieco ułatwione zadanie, bo promotorka mojej pracy zajmowała się tą tematyką – opowiada.
Psychologia międzykulturowa to pięcioletnie, stacjonarne studia. Gdy pytam, jaka jest ich specyfika, Piotr przywołuje popularny w środowisku psychologicznym żart, że „psychologia to nauka o szczurach i o studentach”. Jak tłumaczy, psychologia rozwijała się na gruncie badań prowadzonych w Europie i w Stanach Zjednoczonych, siłą rzeczy stworzyła więc europocentryczny obraz człowieka i jego psychiki. Pomimo to, jako nauka, rości sobie prawa, by mówić o człowieku w ogóle, jako takim, na każdej długości i szerokości geograficznej.
– Dopiero po jakimś czasie dostrzeżono, że koncepcje takie jak osobowość, temperament czy jaźń zostały wytworzone w konkretnym kontekście kulturowym. Choć być może skutecznie opisują funkcjonowanie człowieka wychowanego w kulturze brytyjskiej czy niemieckiej, mogą mieć się nijak do tego, jak działa ktoś wychowany w kraju afrykańskim czy azjatyckim – wyjaśnia Piotr.
Doświadczenia wyniesione ze studiów są niezwykle istotne w jego codziennej pracy z migrantami. – Większość narzędzi służących do diagnozowania zaburzeń potraumatycznych została wypracowana w tak zwanej „kulturze Zachodu”. Sprawy się komplikują, gdy mamy do czynienia z osobą wychowaną w zupełnie innym kręgu kulturowym. Taki człowiek może zupełnie inaczej reagować na pytania psychologa, inaczej też będzie opowiadał o swoich doświadczeniach i swojej traumie. Musimy być na to stale wyczuleni – wyjaśnia.
Praca, która nigdy się nie kończy
Fundacja Ocalenie istnieje od 2000 roku. Wspiera migrantów i migrantki w Polsce, pomagając im zintegrować się z polskim społeczeństwem, organizując interwencje kryzysowe, udzielając wsparcia prawnego i psychologicznego, a także prowadząc szereg działań edukacyjnych skierowanych do Polek i Polaków. Pracę z uchodźcami, a jednocześnie współpracę z Fundacją, Piotr rozpoczął jeszcze w trakcie studiów, jako wychowawca zajęć świetlicowych dla dzieci z ośrodka dla uchodźców w Czerwonym Borze niedaleko Łomży. Dziś mówi, że była to ciekawa, choć trudna praca. Za cel postawił sobie stworzenie dla dzieci bezpiecznego środowiska, w którym będą mogły opowiedzieć o trudnych doświadczeniach.
– Taka opowieść nie musi być zwerbalizowana. Dzieci często pokazują ciężkie emocje na rysunku czy w zabawie – podkreśla.
Piotrowi zależało na tym, by dać dzieciom poczucie stałości i stabilności, dlatego razem z innymi wychowawcami umawiał się z nimi na konkretne zasady, których wszyscy mieli przestrzegać, a zajęcia opierały się na powtarzalnych rytuałach. – To była praca, która nigdy się nie kończy. W ośrodku dzieci stale się zmieniały, odchodziły i przychodziły – mówi.
Przez trzynaście lat pracy w Ocaleniu, Piotr pełnił różne funkcje: do 2008 roku działał w świetlicy, później zaczął pracę jako psycholog, prowadzi warsztaty edukacyjne dla osób pracujących z uchodźcami, rozpoczął w Fundacji działanie wolontariatu, a w 2011 roku funkcjonowanie Centrum Pomocy Cudzoziemcom, które koordynował do 2015 roku. Od niedawna koordynuje także program „Witaj w Domu”. W 2010 roku Piotr dołączył do zarządu, a od 2013 roku pełni funkcję jego prezesa.
Zawsze też ciągnęło go do zadań organizacyjnych: – Właściwie od początku mojej pracy w Fundacji angażowałem się w różne działania organizacyjne. Pisałem projekty, organizowałem remonty, zrobiłem też pierwszą stronę Ocalenia, bo wcześniej nie mieliśmy witryny w Internecie. Gdyby spojrzeć na nią dzisiaj, strona była koszmarna. No, ale była! – opowiada.
Obecnie, jako prezes zarządu, pracuje niejako podwójnie. – U nas wszystkie osoby zaangażowane w zarząd zajmują się kwestiami logistycznymi i administracyjnymi, ale pracują też merytorycznie. Bardzo mnie to cieszy i daje mi ogromną satysfakcję, ale czasu mam naprawdę niewiele – opowiada Piotr. Za działania na rzecz integracji cudzoziemców w Polsce, Piotr został w 2014 roku wyróżniony tytułem Społecznika Roku, a w 2017 roku otrzymał wyróżnienie „Białej Wstążki” za zaangażowanie w działania związane z przeciwdziałaniem przemocy wobec kobiet.
Pouczające gafy, realna przemoc
Nawet pięcioletnie studia międzykulturowe, trzynastoletnie doświadczenie w pracy z cudzoziemcami i stosy przeczytanych książek nie chronią przed kulturowymi gafami. Piotr opowiada, jak w świetlicy musiał omówić trudną sytuację dziecka z jego rodzicami. W muzułmańskich domach, podobnie jak w polskich, obowiązuje zwyczaj zdejmowania butów, o którym Piotr zupełnie zapomniał w stresującej sytuacji. Swoje faux pas uświadomił sobie dopiero, gdy wyszedł z mieszkania. – Nic strasznego się nie stało, świat się nie zawalił, choć w pierwszej chwili naprawdę się zdenerwowałem. Takie sytuacje zdarzają się i są zupełnie naturalne – mówi. I dodaje, że kluczowe jest to, aby błędów się nie bać, tylko uczyć się na nich i starać się więcej ich nie popełniać.
Kontakt międzykulturowy działa w dwie strony. Piotr podkreśla, jak ważne w pracy z migrantami jest to, aby dbając o ich komfort i nie przekraczając ich norm, uczyć ich jednocześnie tego, jaka jest nasza kultura.
– Dobrze jest twardo stać na gruncie tego, skąd pochodzę, jaka jest moja kultura i jak się w związku z tym zachowuję. Samym kontaktem staram się uczyć uchodźców, jak działa nasza kultura, jakie panują w niej normy i zwyczaje. Może się przecież zdarzyć, że trafią w miejsce mniej otwarte na cudzoziemców i przez swoją niewiedzę narobią sobie problemów – wyjaśnia. Jako przykład podaje kaukaski sposób rozmawiania, znacznie bardziej głośny i ekspresyjny, niż przyjęło się w Polsce. W związku z tym zwykła codzienna rozmowa może z zewnątrz zostać odebrana jak kłótnia, co warto uświadomić cudzoziemcom.
Takie „uświadamianie” jest szczególnie ważne dzisiaj, kiedy rozhulała się systemowa niechęć w stosunku do migrantów. – Od 2015 roku potwornie wzrosła ilość hejtu, przemocy, dyskryminacji. Odczuwają to nie tylko osoby, którym pomagamy, ale i cudzoziemscy członkowie naszego zespołu. Co być może najbardziej niepokojące, to fakt, że ludzie przyzwyczajają się do tej sytuacji. Dopiero po dłuższej rozmowie wychodzi, że ktoś został opluty czy zwyzywany na ulicy, bo już przywykł, że to jego codzienność.
Jak uniknąć wypalenia
Traumatyczne historie uchodźców w połączeniu z coraz silniej widoczną w Polsce dyskryminacją i islamofobią, z brakiem wsparcia ze strony państwa oraz z systemową niechęcią do przyjmowania cudzoziemców, która w wielu przypadkach kończy się deportacją, stanowią mieszankę wybuchową. Piotr, jak odnoszę wrażenie, ma jednak do swojej pracy profesjonalnie „stoicki” stosunek, który pewnie można by wręcz określić jako chłodny. Jak tłumaczy, pozwala mu to zachować zdrowy dystans i uniknąć wypalenia, do którego łatwo mogłaby doprowadzić obciążająca psychicznie i czasowo praca. Jego recepta?
– Na co dzień stykam się z silnie skondensowanym ludzkim nieszczęściem, co może wywołać frustrację. Staram się koncentrować na sprawach, na które mam wpływ, w ten sposób dbam też o siebie. Jeżeli państwo uprze się, żeby kogoś deportować, to to zrobi. Gdybym koncentrował się na sytuacjach, w których się nie udało, nie mógłbym skutecznie pomagać innym.
Piotr podkreśla również, że doświadczenie nauczyło go, by oddzielać pracę od życia poza nią. – Kiedy zaczynałem, byłem 90% czasu w pracy. Pracowałem nawet po powrocie do domu, bo rzeczy, które słyszałem w robocie, cały czas we mnie żyły. Stopniowo nauczyłem się zdrowego dystansu, który nie sprawia, że przestaję się przejmować, ale że mogę się skupić na pomaganiu, a nie na tym, że jest mi jest ciężko – mówi. Być może to specyficzna, obciążająca emocjonalnie praca sprawia, że w ramach odpoczynku, Piotr najbardziej lubi rozmaite aktywności fizyczne: naprawy w domu, prace na powietrzu. W lecie – rower, zimą – siłownię. Istotnym elementem życia poza-pracowego są też trzy koty, których Piotr jest szczęśliwym właścicielem. Nie chce jednak zdradzić ich imion, bo koty nie wyraziły zgody na ich publikację. A że kotom lepiej nie podpadać, to wie każdy właściciel!
Pomagać racjonalnie
Na warsztatach dla wolontariuszy Piotr przestrzega przed postawą „zbawiania świata”. Jak mówi, skupiając się na własnej satysfakcji płynącej z pomocy innym, łatwo zapomnieć, że celem jest drugi człowiek, a nie własne dobre samopoczucie.
I, wbrew pozorom, nie jest to wcale zastrzeżenie moralne, a czysto merytoryczne. – Kiedy zapomnimy, że celem jest pomoc drugiej osobie, łatwo o błędy merytoryczne. Trudniej na przykład rozróżnić, o czym dana osoba mówi, że potrzebuje, a czego faktycznie jej brak. To często nie są te same rzeczy! – tłumaczy.
Zaangażowanie i uważność Piotra na drugiego człowieka, w połączeniu ze stoicką postawą „racjonalnego pomagania” znajdują swoje odzwierciedlenie także w prywatnych, choć w tym wypadku poniekąd związanych z pracą sytuacjach. Leyla Elsanova, jedna z mentorek pracujących w Fundacji, opowiada, jak kiedyś zgubiła torebkę, w której znajdowały się wszystkie dokumenty jej oraz jej dzieci, klucze do mieszkania i do samochodu, dowód rejestracyjny… Gdy przeszukała miejsca, w których tego dnia była, postanowiła zadzwonić do Piotra: – Jak dowiedział się, co było w torbie, powiedział po prostu: „Poczekaj, zaraz przyjadę”. Gdy przyjechał, powiedział, że muszę sprawę zgłosić na Policję. Następnie razem z moim sąsiadem zastawili mój samochód własnymi autami w taki sposób, by nie dało się nim odjechać. Po całej akcji Piotr powiedział: „Teraz już nic nie rób, rano zaczniesz załatwiać wszystkie sprawy”.
Gdy Piotr odjechał, pani Elsanova pojechała do biura, by raz jeszcze poszukać torebki: – Kiedy dotarłam do biura, zauważyłam, że jest środek nocy, a do Piotra z prośbą o pomoc dzwoniłam o północy. Dopiero zaczęłam pracę w Fundacji i było dla mnie sporym zaskoczeniem, że szef w środku nocy przyjechał pomóc mi w moich prywatnych sprawach i że tak bardzo zaangażował się w pomoc.
Niesprzyjający klimat? To motywuje
Mało jest chyba obecnie w Polsce obszarów działalności społecznej, które narażałyby na hejt i niechęć w podobnym stopniu, co praca na rzecz migrantek, migrantów, uchodźców i uchodźczyń.
Dla Piotra niesprzyjający klimat to dodatkowy motywator. – Dziś jeszcze mocniej czuję, że to, co robimy, jest ważne i że nie wolno nam zostawić tych osób. Musimy dać z siebie wszystko, żeby im pomóc, a równocześnie działać w sferze edukacji społecznej, zwalczając uprzedzenia i stereotypy – kończy.
Piotr Bystrianin – psycholog, trener. Prezes zarządu Fundacji Ocalenie. Od ponad 13 lat zaangażowany w działania z i na rzecz uchodźczyń i uchodźców oraz imigrantek i imigrantów w Polsce. Wieloletni koordynator Centrum Pomocy Cudzoziemcom w Warszawie, które zostało wyróżnione nagrodą S3KTOR w konkursie m.st. Warszawy w 2011 roku w kategoriach „Grand Prix” oraz „Pomoc Społeczna”. Wyróżniony za działania na rzecz integracji cudzoziemców w Polsce tytułem Społecznika Roku 2014 oraz wyróżnieniem „Białej Wstążki” w 2017 oku za zaangażowanie w działania związane z przeciwdziałaniem przemocy wobec kobiet.
Fundacja Ocalenie prowadzi w Warszawie Magazin oraz Centrum Pomocy Cudzoziemcom. Te i inne miejsca prowadzone w Warszawie przez organizacje społeczne znajdziecie na Mapie Społecznych Miejsc Warszawy.
Społeczne Miejsca Warszawy to więcej niż punkty na mapie. To miejsca prowadzone przez organizacje społeczne, które działają nie tylko dla zysku. Takie, które powstały, by Warszawa była dla wszystkich.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.