Polska Fundacja Dzieci i Młodzieży (PFDiM) istnieje od 1992 r. Do końca 2008 r. przyznała 3965 dotacji na łączną kwotę ponad 39 mln zł. Z jej pomocy każdego roku korzysta ponad 200 tys. młodych ludzi z całej Polski. O celach, założeniach, działalności i programach fundacji rozmawiamy z jej dyrektorką – Marią Holzer.
Działamy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego
Maria Holzer (M.H.) – Działamy na rzecz dzieci i młodzieży, aby czuły się częścią społeczeństwa obywatelskiego, żeby uczyły się tego, co to oznacza i jakie wiążą się z tym możliwości. Głównie chodzi nam o to, aby młodzi ludzie wiedzieli, że mają wpływ na to, co się wokół nich dzieje. Jeżeli widzą, że na przykład w ich okolicy nie ma miejsc, w których mogliby się spotykać, to chcielibyśmy, żeby mieli świadomość, iż sami mogą sobie takie miejsca zorganizować. Niestety, to nie jest tak, że młodzież wynosi z domu przykład obywatelskiego działania. Często ich rodzice nie udzielali się społecznie, gdyż takie były czasy. Dlatego staramy się budować przestrzeń dla młodych ludzi, pokazując im, że naprawdę sporo spraw zależy od nich.
Z jednej strony chodzi nam o przestrzeń w rozumieniu fizycznym, czyli o miejsca spotkań, takie jak kluby czy świetlice, gdyż bez takich miejsc nie ma co mówić o zaangażowaniu się dzieci i młodzieży na rzecz lokalnej społeczności. Z drugiej strony, zależy nam również na tym, aby młodzi ludzie mieli taką mentalną przestrzeń społeczną, żeby wiedzieli, w którym momencie mają wpływ na otaczającą ich rzeczywistość, a w którym go nie mają, żeby nie żyli w przekonaniu, że zawsze za nich zadecydują rodzice, nauczyciele czy burmistrz w mieście.
Istotne jest dla nas także to, aby młodzi ludzie, jako świadomi obywatele potrafili działać w grupie. Wiadomo, że młody człowiek, jeśli uzna siebie za lidera i będzie chciał wszystko zrobić sam, to jest skazany na porażkę. Potrzebne mu jest wsparcie zarówno ze strony rówieśników, jak i dorosłych. Nie może być całkowicie samodzielny i samotny, bo szybko się zniechęci i przestanie działać, uzna, że nie warto się starać, albo że wszyscy rzucają mu kłody pod nogi.
Staramy się działać w różnych miejscach w Polsce. Muszę jednak przyznać, że w mniejszych miejscowościach łatwiej jest młodym zrealizować swój projekt, bo kiedy grupa młodzieży robi coś w lokalnej przestrzeni, to wszyscy o tym słyszą i to dostrzegają. Jest im też łatwiej budować platformę porozumienia z lokalną władzą czy z innymi organizacjami działającymi na ich terenie. W wielkim mieście jest dużo trudniej. To kwestia skali. Przecież nawet dostanie się do burmistrza jakiejś dzielnicy Warszawy jest sporym wyzwaniem. Grupa musi być naprawdę bardzo dobrze zorganizowana i zdeterminowana, aby dopiąć swego.
Chcemy osiągnąć
(M.H.) – Przede wszystkim zależy nam na tym, aby młodzi ludzie potrafili sensownie zaplanować swoją przyszłość, żeby nie ulegali reklamie, różnym modom, zwłaszcza tym edukacyjnym, żeby sami wiedzieli, co chcą w życiu osiągnąć, jakie mają ku temu możliwości oraz czego się muszą nauczyć. Chcemy, aby byli kompetentni w tym, co robią, żeby ich wykształcenie nie ograniczało się do autoprezentacji i pisania życiorysów, tylko do konkretnych umiejętności, żeby czuli się odpowiedzialni za swoją edukację. I jeśli już coś sobie wymyślą, to niech wiedzą, jak do tego celu dążyć, uzyskując także pomoc od innych.
Chcielibyśmy również, aby w każdym zakątku Polski, czy to w dużym, średnim, czy w małym mieście, a także na wsi istniały miejsca edukacji nieformalnej dla młodych ludzi. Często dzieci pochodzące z trudniejszych czy mniej zamożnych środowisk mają bardzo ograniczony dostęp do zajęć pozaszkolnych, nie mają gdzie realizować swoich zainteresowań czy budować relacji i kontaktów z innymi ludźmi. Staramy się to zmienić. Temu właśnie służą nasze programy – na przykład „Równać szanse” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, którego jesteśmy operatorem, skierowany do młodych ludzi działających na terenach wiejskich i w małych miastach. Także program „Make a Connection” adresowany bezpośrednio do młodzieży, która działa na rzecz swojego środowiska lokalnego. Jest też program „Lokalnych Funduszy Młodych”, w którym wspólnie z lokalnymi organizacjami staramy się stworzyć takie mechanizmy, dzięki którym młodzi ludzie mogą pozyskiwać pieniądze na swoje lokalne działania i realizować pomysły. „Lokalne Fundusze Młodych” są też takimi pomostami pomiędzy osobami dorosłymi, które mają możliwości decyzyjne i dobrze życzą młodzieży, a młodymi ludźmi, którzy chcą coś zrobić dla siebie i innych.
Przeciwdziałamy
(M.H.) – Zawsze trudno jest powiedzieć, co jest największą plagą czy nieszczęściem. Ale myślę, że w dużej mierze przeciwdziałamy indywidualizmowi, który jest ogromnym obciążeniem dla młodych ludzi, zwłaszcza pochodzących z uboższych środowisk. Chodzi o taką postawę – „ty się sam musisz wykształcić, sam walczyć o siebie, najważniejsza jest twoja średnia ocen, bo wtedy dostaniesz się na dobrą uczelnię i tak naprawdę nie jest ważne, że studia wcale nie dadzą ci zbyt wielu możliwości pracy; zresztą, potem też sam będziesz siedział w domu na zasiłku dla bezrobotnych”. Wydaje mi się, że ten indywidualizm pod hasłem – „wszystko rób sam” – jest bardzo trudny dla młodych ludzi. I dlatego w różnych naszych programach staramy się temu przeciwdziałać. Zależy nam na tym, aby młody człowiek wiedział, w jakich sytuacjach i do kogo może zwrócić się o pomoc, kto może mu coś doradzić. To bardzo ważne, żeby dzieci i młodzież zdawały sobie sprawę, iż indywidualna walka na początku edukacji, czy w zdobywaniu różnych umiejętności nie jest wcale dobrym rozwiązaniem, że można o wiele więcej skorzystać budując relacje z innymi.
Wspieramy
(M.H.) – Z jednej strony staramy się wspierać tych, którzy są aktywni, bo jednak żeby wystartować po fundusze w konkursie grantowym trzeba mieć pomysł, trzeba czegoś chcieć, i też trzeba mieć trochę doświadczenia w działaniu. Z drugiej strony, docieramy do tych środowisk, które jeszcze nie pomyślały, że mogłyby starać się o jakieś granty, które nie potrafią się zorganizować, żeby wystartować z jakimś działaniem. Na przykład młodzież ze szkół zawodowych i techników bardzo rzadko bierze udział w jakichkolwiek programach. Także młodzi ludzie z dużych miast nie do końca wiedzą, że są dla nich różne oferty organizacji pozarządowych. Dlatego wkładamy dużo wysiłku, aby dotrzeć z ofertą do naprawdę wielu grup.
Najtrudniejsze we współpracy z organizacjami jest…
(M.H.) – To, co jest największą trudnością, to stereotypy w myśleniu, jakie projekty są dla chłopców, a jakie dla dziewczynek. Zazwyczaj jest tak, że jeżeli w projekcie główną rolę odgrywają komputery, nowe technologie, albo coś trzeba zbudować – to jest on dla chłopców. A jak projekt dotyczący opieki nad młodszymi kolegami, pracy w bibliotece, wspólnego gotowania – jest to aktywność dla dziewczynek. Z jednej strony zdajemy sobie sprawę, że wiele organizacji uczestniczy w dużych programach finansowanych z Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki, wiemy, że terminy realizacji projektów są czasem bardzo krótkie, i dlatego trzeba wziąć do nich dostępne w danej chwili dzieci i przeważnie są to dziewczynki. Zresztą, te które już są wszędzie – i w harcerstwie, i w różnych kółkach zainteresowań, mają najlepsze wyniki w szkole, i wiadomo, że chętnie się zgłoszą do kolejnej aktywności. To jest duża trudność. Zresztą, coraz częściej zaczyna się w Polsce mówić o nierównościach szans edukacyjnych chłopców, o tym, że mają oni większe trudności w szkole, osiągają gorsze wyniki w nauce, że program nauczania nie do końca jest dla nich dostosowany, że w społecznych działaniach różnych organizacji też są nieco pomijani.
Dlatego prowadzimy obecnie dużo analiz i zastanawiamy się, w jaki sposób rozwiązać ten problem i ustalać parytety. Porównujemy liczby chłopców i dziewcząt w różnych projektach. Zachęcamy również do analizy lokalnych działaczy, żeby zwracali uwagę, by odbiorcami projektów nie były głównie dziewczynki. Na przykład w naszych programach świetlicowych promujemy „Klub młodego odkrywcy”, w którym dzieci w wieku 8-13 lat mogą robić doświadczenia z pogranicza fizyki, chemii i biologii z wykorzystaniem różnych codziennych przedmiotów – plastikowych butelek, torebek od herbaty, piasku. Chodzi o to, żeby osoby, które prowadzą świetlicę nie robiły kolejnych kółek zainteresowań dla tych najlepszych, tylko poprzez Klub zachęcały do działania dzieci, które do tej pory miały problemy w takiej teoretycznej nauce. I to jest jedna z wielu rzeczy, w jakie można włączać właśnie chłopców.
W tym roku dążymy do…
(M.H.) – Zwiększenia roli lokalnej diagnozy w planowaniu i projektowaniu działań przez organizacje. W ciągu ostatnich lat, w związku z powstaniem dużych programów społecznych została zrobiona ogólnopolska diagnoza. I organizacje lub grupy ludzi starające się o fundusze w tych programach muszą się jakoś podporządkować opisanym problemom. Tymczasem od powstania ogólnopolskiej diagnozy minęło już trochę czasu i pewne rzeczy mogły się zmienić. Dlatego tak bardzo dążymy do tego, szczególnie w programie „Równać szanse”, żeby ludzie planując różne działania zdiagnozowali swoją lokalną społeczność, żeby zobaczyli, co dobrego się dzieje, jakie zasoby w postaci na przykład istniejących już klubów czy świetlic można wykorzystać w budowaniu nowych jakości. Najważniejsze jest dla nas w tej chwili, aby ta lokalna diagnoza służyła bieżącej analizie ujętych w niej zagadnień. Zależy nam także na tym, aby lokalni działacze nie obawiali się zadawania w niej trudnych pytań. Jeśli w tej wielkiej polskiej diagnozie zostało coś napisane, to nie szukajmy u siebie wyłącznie tych samych problemów, tylko znajdźmy te elementy, które są najistotniejsze i najważniejsze dla naszej społeczności. Wtedy, tak naprawdę zrobimy projekt odpowiadający potrzebom młodych ludzi żyjących w konkretnej lokalnej przestrzeni.
Maria Holzer
Prawniczka z wykształcenia – pracowała w Państwowym Arbitrażu Gospodarczym oraz w Instytucie Wymiaru sprawiedliwości. Od 18 lat jest dyrektorem Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży. Obecnie pełni też funkcję przewodniczącej zarządu Forum Darczyńców w Polsce.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)