Supermarkety, galerie handlowe i podwórka to miejsca, w których dzieci z ubogich i patologicznych rodzin przebywają najczęściej. Ich świat ogranicza się do zaledwie kilkunastu minut drogi od ich własnego domu. Nie mają zainteresowań, pasji i celu, do którego mogą dążyć, a od znudzenia codziennością jest już zaledwie krok do alkoholu, narkotyków czy konfliktów z prawem. Przez najbliższe miesiące pedagodzy ulicy z lokalnych stowarzyszeń w ramach akcji „Oderwij dziecko od ulicy” wyjdą pokazać tym dzieciom inny, ciekawszy świat.
Mały, nieciekawy świat
– Proszę sobie wyobrazić, że zdecydowana większość dzieciaków, tych na przykład z Pragi Północ, nie pojawiła się ani razu w lewobrzeżnej części Warszawy. Aż trudno w to uwierzyć! Świat tych dzieci zamknięty jest w granicach dwudziestu minut na piechotę od miejsca ich zamieszkania. Nie wiedzą, co jest dalej. Nie znają dalej świata – stwierdza ze smutkiem Małgorzata Mularczyk, prezeska Fundacji Wspólna Droga.
Te dzieci większość swojego czasu spędzają tylko i wyłącznie w towarzystwie swoich rówieśników. W ich życiu nie ma dorosłych, którzy przyglądaliby się, jak wygląda i jak funkcjonuje ich świat.
– Spędzają czas pod trzepakiem na podwórku, na ulicy, teraz jednak jest nowe miejsce spędzania czasu przez dzieci. To są supermarkety i galerie handlowe – dodaje Mularczyk. – Wałęsają się tam, patrzą, jak inni ludzie kupują, patrzą na luksusowe towary w witrynach i zazdroszczą, bo one po prostu tego nie mają. I teraz pojawia się pytanie: czy czują się odrzucone? Na pewno tak. Czują się marginalizowane, bo nie mają dostępu do tych dóbr.
Znudzenie i narastająca w nich frustracja powoduje szereg niebezpiecznych zachowań. Zaczyna się od popalania papierosów za sklepem, wypicia piwa, a może nawet zapalenia trawki. Potem są zabawy sklepowymi wózkami, pierwsze zatargi z policją czy strażą miejską, nawet drobne kradzieże. Tak wygląda przeciętna zła droga, na którą młodzi ludzie pozostawieni sami sobie na ulicy schodzą najczęściej.
Czymś je zainteresować
Kampania Fundacji Wspólna Droga o nazwie „Oderwij dzieci od ulicy” stworzona została po to, żeby dzieciom, które na co dzień nie doświadczają rodzicielskiej troski, zapewnić opiekę pedagoga, osoby, która poświęci im swój czas, zapyta o ich problemy, pokaże im ciekawe zajęcia, które oderwą je od szarej rzeczywistości.
– Nasza kampania jest skierowana do dzieci w wieku od ośmiu do osiemnastu lat, ale tak naprawdę można powiedzieć, że te wszystkie dzieci, które są w ośrodkach pomocy społecznej często są młodsze. Drugi – trzeci rok życia to czas, w którym te dzieci razem ze starszym bratem zaczynają funkcjonować na podwórku – mówi prezeska Wspólnej Drogi i dodaje: – Celujemy w dzieci w młodszym wieku szkolnym i w wieku gimnazjalnym, bo wtedy jeszcze zmiana ich świata jest możliwa i znane są metody pracy dla pedagogów ulic.
Pedagodzy ulicy to osoby, które w pracę z dziećmi są zaangażowane od długiego czasu w ramach działalności lokalnych organizacji i stowarzyszeń. Dobrze znają środowisko swojej pracy i najczęstsze problemy z jakimi borykają się dzieci i ich rodziny. Praca pedagogów ulicy polega na organizowaniu i spędzaniu z dziećmi czasu. Zabierają je do kina, teatru i na wycieczki. Prezeska Fundacji Wspólna Droga Małgorzata Mularczyk przyznaje, że na to potrzebne są fundusze:
– Za tym muszą iść konkretne pieniądze, ale nie znowu tak duże – mówi. – Nasza fundacja na półroczny projekt przekazuje kwotę na przykład sześciu czy siedmiu tysięcy złotych i to w zupełności wystarcza na sześć miesięcy ciekawych spotkań z dzieciakami.
Same pieniądze jednak nie wystarczą, żeby pedagog odniósł sukces w swojej pracy. Do tego potrzebne jest jeszcze odpowiednie, profesjonalne podejście.
– Proces oswajania dzieci z osobą dorosłą, która przychodzi z zewnątrz trwa bardzo długo – mówi Mularczyk. – Taka osoba musi dostać legitymację środowiska, bo to przecież nie jest tak, że taki człowiek nagle wchodzi na podwórko, wchodzi do rodziny i robi sobie tam co chce. Musi najpierw oswoić dzieci, oswaja także to otoczenie rodzinne, które rzeczywiście nieraz nie interesuje się dzieckiem, ale bardzo czujnie jednak obserwuje, co się z tym dzieckiem dzieje, kto ma na niego wpływ.
Kiedy już pedagog zostanie zaakceptowany przez lokalne środowisko, musi przejść do działania, znaleźć wspólny język z dziećmi, zbadać, co je interesuje, co chciałyby, a czego nie chciałyby robić.
– Może to być projekt fotograficzny robiony razem z kolegami, uczestnictwo w zajęciach sportowych, można razem wyjechać na wycieczkę, można się przeprawić na drugą stronę Wisły, można odwiedzić różne firmy – wymienia Małgorzata Mularczyk. – Wielką wartością tego programu jest to, że tych sposobów aktywności może być bardzo wiele. One muszą być dopasowane do potrzeb i możliwości każdego dziecka.
Stworzyć „dream team”
Pedagog pracujący z dziećmi z ulicy nie może wchodzić w rolę rodzica czy opiekuna. Powinien on zostać raczej starszym przyjacielem, kimś, czyich rad się słucha nie z przymusu, a z woli. Zwłaszcza, że dzieci ulicy od rodziców najczęściej nie otrzymują pozytywnych wzorców.
– Zorientowaliśmy się po kilku latach pracy pedagogów ulicy, że większość tych dzieci, które uczestniczą w programach to są dzieci, które żyją w bardzo ubogich rodzinach, czyli są podopiecznymi ośrodków opieki społecznej. Nie da się istotnie z dnia na dzień zmienić ich sytuacji, ale ważne jest to, że są osoby, które w jakiś sposób przekonają te dzieci i ich rodziny do innego spędzania czasu – mówi Mularczyk.
Taką osobą jest Andrzej Grajczyk ze Stowarzyszenia Inicjatyw Społecznych „Wiatrak” z Wyszkowa. Kiedy pytamy go o osiągnięcia związane z pracą z dziećmi ulicy, odpowiada krótko:
– Udaje mi się wyciągnąć dzieci z podwórka – i zdradza swój sekret na osiągnięcie takiego rezultatu: – Rozmawiam z rodzicami, rozmawiam z dziećmi, proponuję wyjścia. Zaczynamy od małego spacerku do lasu, ale takiego niekonwencjonalnego. W okolicy mamy kilka rzek, przy Wyszkowie są duże lasy i tereny podmokłe, więc proponuję takie zajęcia surwiwalowe. W chłopcach jest taki duch wojownika. Oczywiście nie zawsze się na to chwytają. Po kilku wypadach są zmęczeni, mają tego dosyć, wolą coś innego. Wtedy wychodzimy na przykład na pływalnię. Wszystko odbywa się na zasadzie kompletnego luzu. Nie zmuszam ich do niczego, chcą pływać czy się kąpać, czy pograć w piłkę na płytkim basenie – ich wybór.
Wszystko to oczywiście jest możliwe do zrealizowania dzięki pieniądzom pochodzącym chociażby z grantów, jakie oferuje Fundacja Wspólna Droga. Dużym jednak atutem programu „Oderwij dzieci od ulicy” jest to, że pedagodzy działający lokalnie dobrze znają środowisko swojej pracy. Dzięki znajomościom są w stanie jeszcze bardziej urozmaicić czas swoim podopiecznym.
– Korzystam z pomocy znajomych – przyznaje Andrzej Grajczyk. – Na przykład na basenie znajomi ratownicy udostępniają płetwy i sprzęt do nurkowania, wtedy moi chłopcy mogą z tego korzystać.
Wspólne spędzanie czasu to jedno, zyskanie zaufania dzieci to jednak dużo poważniejsze wyzwanie. Wymaga długotrwałej pracy z dziećmi, uważnego wsłuchiwania się w to, co, o czym i kiedy mówią. Trzeba za każdym razem udowadniać, że jest się niezawodnym.
– Rozmowy pojawiają się szczególnie w takich sytuacjach, jak na przykład w lesie. Jest zmęczenie, rozpalamy sobie ognisko i wtedy poza śmiechami, które temu towarzyszą, poza opowiadaniem o emocjach, które towarzyszyły danemu wyjściu, jednak następuje taka mała chwila zastanowienia – mówi Grajczyk i wspomina: – Kiedyś z ust jednego chłopca padło zdanie: „Jak to dobrze, że my pana mamy”, i od razu rozpoczęła się rozmowa. Nie zawsze ja ją prowadzę, bo oni też mają swoje doświadczenia i muszą je wymieniać tylko między sobą. Jeden opowiedział o jakiejś nieprzyjemnej sytuacji w szkole, której nie chce więcej przeżywać, drugi to podsumował. W tym momencie ja muszę jedynie uważać na kierunek tej rozmowy i ewentualnie odpowiednie zdanie w odpowiednim momencie wtrącić.
Andrzej Grajczyk regularnie spotyka się z sześcioosobową grupą chłopców. Ich zajęcia to nie tylko wycieczki czy uprawianie sportów.
– Zwłaszcza mamy moich chłopców doceniają to, że zabieram ich także na przykład do teatru. Wtedy ubierają się w marynarki i krawaty, i wyglądają jak poważni, dorośli mężczyźni. Tworzymy naprawdę zgraną drużynę, prawdziwy „dream team” – mówi.
– Wierzymy w to, że zapoczątkowany proces zmian będzie kontynuowany – mówi Małgorzata Mularczyk. – I o ile my dajemy pieniądze organizacjom na półroczne projekty, tak wierzymy, że pedagodzy będą w stanie już dalej w swoim środowisku pozyskiwać środki na kontynuację tej pracy. Niezwykle ważnym elementem jest pewna ciągłość tej zmiany. Mówi się, że to trwa od dwóch do trzech lat zanim dziecko będzie chciało uczestniczyć w życiu społecznym w normalny i pełny sposób.
Także pedagodzy, którzy poświęcają swój czas dzieciom z ulicy mają świadomość tego, że ich praca to zadanie na lata, a nie miesiące.
– Gdyby nie nasza praca, te dzieci całe godziny spędzałyby pod sklepami, jeżdżąc na wózkach, paląc papierosy czy pijąc piwo – mówi Grajczyk. – Tymczasem są to naprawdę wartościowe dzieciaki, które czeka dobra przyszłość.
Źródło: inf. własna ngo.pl