Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
– Jeśli miałaby powstać instytucja zarządzająca współpracą rządu z NGO, wymagałoby to woli politycznej obecnego gabinetu. Część ministrów musiałaby się zgodzić na oddanie części kompetencji. Miejmy nadzieję, że w całym procesie to głos organizacji pozostanie najważniejszy – mówi Dariusz Suszyński w kolejnej rozmowie z członkami Zespołów pracujących przy Pełnomocniku ds. Społeczeństwa Obywatelskiego.
Ignacy Dudkiewicz: – Czy dotychczasowa formuła dialogu rządu z organizacjami pozarządowymi wymaga zmian?
W całej Polsce działa ponad 100 tysięcy organizacji pozarządowych. Nie jest więc niczym dziwnym, że zawsze będzie sprawiało trudność ustalenie ich reprezentacji w taki sposób, by nikt nie poczuł się wykluczony. Dotychczasowa formuła Rady Działalności Pożytku Publicznego sprawdza się przyzwoicie. Zasiadają w niej przedstawiciele federacji czy też małe organizacje, mające poparcie wielu różnych środowisk, reprezentujący różne strony Polski i różne branże. Ponadto mają odpowiednie doświadczenie, od lat zajmują się III sektorem i jego problemami.
A jednak niektórzy chcieliby rozszerzenia jej składu…
D.S.: – Istnieje wiele organizacji, które z różnych przyczyn nie chcą lub nie są w stanie angażować się w dialog z władzą. Nie zmieni tego propozycja, by – na wzór modelu francuskiego – stworzyć ciało z setką członków. Te organizacje, które chcą być zaangażowane w rozmowy z rządem, szybko są w stanie znaleźć rzeczników swoich interesów – na ogół w ogólnopolskich lub regionalnych federacjach. Zamiast szukać zupełnie nowych rozwiązań, lepiej zastanowić się nad tym, jak usprawnić obecnie funkcjonujący system. Pamiętajmy, że w większości organizacji członkowie działają społecznie i nie mogą sobie pozwolić na poświęcenie czasu na dodatkowe zajęcia kosztem pracy. Dlatego ważne jest stworzyć takie zasady dialogu społecznego, by nie skrzywdzić nikogo.
Czy perspektywa podobna do pańskiej dominuje w pracach zespołu – zajmującego się kwestią budowy instytucji dialogu obywatelskiego – przy Pełnomocniku Rządu ds. Społeczeństwa Obywatelskiego?
D.S.: – Trudno to na razie jednoznacznie orzec. Do tej pory odbyły się zaledwie dwa spotkania zespołu. Pierwsze było swego rodzaju burzą mózgów, podczas której każdy mógł wypowiedzieć się ogólnie na temat prac naszej grupy. Drugie spotkanie nie przyniosło wiele więcej konkretów – co widać w relacjach uczestników i notatce, która została po nim sporządzona. Z pewnością wyjściowa propozycja, którą przedstawił Pełnomocnik podczas kwietniowej konferencji o „Nowym otwarciu”, przedstawia perspektywę ciekawą, aczkolwiek odbiegającą od moich doświadczeń związanych z III sektorem. A jakie jest zdanie członków Zespołu? Póki co nie całkiem wiadomo, jakie są ich oczekiwania.
D.S.: – Mam taką nadzieję i bardzo bym chciał. Zostaliśmy jednak uświadomieni, że nasze opinie są traktowane jako głosy doradcze, pomysły i sugestie. Nie mamy żadnej mocy sprawczej. Nie jest tak, że cokolwiek przegłosujemy w gronie członków zespołów eksperckich i to będzie naszym wkładem do Narodowego Programu Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. O tym, co się w nim znajdzie, zdecyduje ostatecznie pan Pełnomocnik. Liczę na to, że nasze opinie zostaną wzięte pod uwagę, zwłaszcza że działamy w tych zespołach jako eksperci społeczni, poświęcając swój prywatny czas kosztem działania w swojej organizacji.
Brak konkretów po dłuższym już czasie działania zespołu może dziwić…
D.S.: – To prawda. Gdy rozmawiałem z osobami z innych zespołów, to mają one podobne odczucia. Po dwóch spotkaniach należy jednak być ostrożnym z wygłaszaniem opinii. Dajmy szansę Pełnomocnikowi i jego zespołowi na przepracowanie tego, co dotąd się wydarzyło. Oczywiście, po takim czasie powinniśmy już dysponować choćby wstępnymi założeniami dotyczącymi efektów naszej pracy, ale rozumiem też, że wakacje są trudnym okresem ze względu choćby na sezon urlopowy. Liczę na to, że teraz nastąpi przyspieszenie, a sytuacja się ożywi.
Czyli póki co efektów dotychczasowej pracy Zespołu nie widać?
D.S.: – Nie. Póki co pracujemy na dość mglistym materiale. Spotkania są nagrywane i dostajemy ich streszczenia, ale nie wyłania się z nich żaden konkretny projekt działania nowych ciał dialogu obywatelskiego. Póki co brakuje jasnego pomysłu na to, jak miałaby wyglądać proponowana przez Pełnomocnika rada – poza wskazaniem na wspomniany już wzór francuski. Co zresztą nie spotkało się z entuzjazmem członków obecnej RDPP.
Dlaczego?
D.S.: – Pomijam już nawet fakt, że byłoby to niezwykle kapitałochłonne. I mówię tu zarówno o funduszach, jak również o zaangażowaniu czasowym i merytorycznym ludzi, którzy mieliby się w tę inicjatywę zaangażować. Obawą napawa również potencjalny czas podejmowania decyzji przez takie ciało, który może znacznie się wydłużyć. A szybka reakcja często w sprawach nagłych jest niezbędna.
Ważniejsze jest to, że obecna Rada spełnia swoją rolę. Przeszła wyraźną ewolucję, o czym nie należy zapominać. Ukształtowała model swojego działania, powołała Zespoły, w tym zespół do spraw interwencji, który ma reagować na bieżące, pilne potrzeby organizacji. Odrobiła też lekcję dotyczącą zapewniania reprezentatywności w rozmaitych ciałach ministerialnych czy Komitetach Monitorujących. Wciąż pozostało sporo do zrobienia, ale lepiej budować na tych fundamentach, które już mamy, poprawiając sposób funkcjonowania Rady, niż tworzyć coś całkiem nowego i przeżywać kolejne lata niedociągnięć, poprawek i modyfikacji.
W narracji towarzyszącej „Nowemu otwarciu” często pojawia się jednak argument, że dotychczas do dialogu z władzą nie wszyscy byli dopuszczeni. Nowa formuła Rady ma być sposobem na większą różnorodność i reprezentatywność środowiska pozarządowego w relacjach z rządem…
D.S.: – Zawsze ktoś może poczuć się zaniedbany. Robimy wiele, by tego poczucia oszczędzić wszystkim organizacjom. W Radzie zasiadają przedstawiciele bardzo różnorodnych organizacji. Jest zresztą możliwość zgłaszania nam swoich opinii, problemów czy sugestii – nie pozostawiamy ich bez odpowiedzi. Sami też – w ramach zespołów – zapraszamy organizacje na swoje posiedzenia. Pozostajemy z nimi w dialogu. Jeżeli organizacja jest zaangażowana nawet w najmniejszym stopniu, na pewno znajdzie kontakt do RDPP i nie pozostanie sama.
Być może, skoro nie widać póki co efektów, to znaczy, że harmonogram tworzenia NCRSO był zbyt ambitny?
D.S.: – Na pewno. Wiele zależy od sił sprawczych i logistycznych Pełnomocnika i jego zespołu. Zebranie opinii środowiska – tak różnorodnego pod względem wielkości organizacji, regionu, branż, form prawnych czy sytuacji – to tytaniczna praca, do której potrzeba znacznie więcej niż tylko niewielkiego zespołu choćby najbardziej zaangażowanych i najlepiej przygotowanych merytorycznie osób. Mam nadzieję, iż od września tempo prac czy procent realizacji nabierze rozmachu.
A efekt tych prac wymagać będzie nie tylko konsultacji z zespołami, ale także szerokich rozmów w środowisku…
D.S.: – Oraz konsultacji międzyresortowych. Stworzenie NPRSO od początku było niezwykle ambitnym zamierzeniem, którego realizacja wpłynie również na funkcjonowanie poszczególnych ministerstw. Jeśli miałaby powstać instytucja zarządzająca współpracą rządu z NGO, wymagałoby to woli politycznej obecnego gabinetu. Część ministrów musiałaby się zgodzić na oddanie części kompetencji. Miejmy nadzieję, że w tym całym procesie to głos organizacji pozostanie najważniejszy.
Bo tym, czego najbardziej się obawiam, jest to, że nasza praca nie zostanie uwzględniona, bo okaże się, że jest już gotowy plan Narodowego Programu, który zostanie nam niedługo zaprezentowany i zostaniemy postawieni przed faktem dokonanym.
D.S.: – Tak sądzę. Notatki ze spotkań, które można znaleźć w Internecie, nie oddają emocji, które nam towarzyszą. Oczywiście, spotkania upływają w bardzo miłej atmosferze, mają formułę otwartą, każdy może zgłosić swój pomysł, nikt nikomu nie narzuca określonych poglądów czy pomysłów. Pytanie brzmi, czy naszym zadaniem rzeczywiście jest tylko podzielenie się ze sobą swoimi doświadczeniami? To nieco zbyt mało. Lepiej byłoby, gdyby naszą misją było wypracowanie rzeczywistych ram dla tworzenia odpowiedniej części Narodowego Programu Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Mam nadzieję, że jeszcze się to wydarzy.
Dariusz Suszyński – Prezes Zarządu Krajowego Związku Młodzieży Wiejskiej od 2012 roku. Od najmłodszych lat aktywny działacz społeczny. Pełnił funkcję dyrektora Stowarzyszenia Europejskiego Centrum Integracji i Współpracy Samorządowej „Dom Europy”. Pomysłodawca kilku organizacji pozarządowych zajmujących się młodzieżą.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.