Na ryby i do teatru z osobami w kryzysie bezdomności
Z innowatorką umawiamy się na rozmowę wcześnie rano, bo później nie będzie miała wolnej chwili. – Przychodzi tyle osób, że trzeba było stół dostawić – mówi Marta Mikołajczyk z Fundacji Daj Herbatę. Wspólnie z Katarzyną Nicewicz w nietuzinkowy sposób wspierają osoby w kryzysie bezdomności.
– Chciałabym, żeby mniej osób do nas przychodziło, nie dlatego, że nie chcę pomagać, ale chciałabym, żeby naszym klientom i klientkom się w życiu poprawiło, żebyśmy my, jako Fundacja, nie byli potrzebni – mówi Marta na początku rozmowy. – Ale gdy usłyszałam, że ostatnio na dworcu było 380 osób, to wiem, że jeszcze mamy wiele do zrobienia.
Laboratorium Innowacji Społecznych: – Wzrost potrzebujących to kwestia zimna i pogody?
Marta Mikołajczyk, Fundacja Daj Herbatę: – Decyduje o tym kilka czynników. Oczywiście jesienią zawsze jest więcej potrzebujących. Rozniosła się także wieść o nas. Ponieważ jesteśmy nieco na uboczu stolicy, 30 minut od Śródmieścia, to chwilę zajęło, aby osoby w kryzysie bezdomności dowiedziały się o naszym centrum, że jesteśmy, że można przyjeżdżać.
Wpływ na to miało także wzbogacenie naszej oferty. Do dyspozycji klientów i klientek (bo tak ich chcemy nazywać) jest pralka, suszarka (bez konieczności zapisów), jest też ciepły posiłek w ciągu dnia. To wszystko na raz spowodowało, że jest tłoczniej. Trudno cieszyć się, że osób potrzebujących jest coraz więcej. Z drugiej strony wiemy, że to co robimy jest potrzebne, że ufają nam, że Fundacja i Centralny Punkt Integracji stały się dla nich ważne.
Wsparcie osób w kryzysie bezdomności poprzez działania artystyczne – skąd ten niecodzienny pomysł?
– Zalążkiem była pierwotna działalność Fundacji przy Dworcu Centralnym. Tam, raz w tygodniu, wydajemy posiłki i odzież. Coraz więcej osób pytało, czy mogą w paczce dostać jakąś książkę. Nasi klienci mówili też, że nudzą się chodząc po Warszawie (niektórzy po 30 km), że chętnie poszliby do kina albo teatru, ale wiedzą, że nikt ich tam nie wpuści. Mogą posiedzieć sobie jedynie na kanapie przed salą kinową. Są zainteresowani, ale mają świadomość, że to jest dla nich niedostępne. Bo źle wyglądają, bo nie mają pieniędzy. Pomysł na innowację wyszedł z potrzeby podpowiedzianej przez osoby, które wspieramy.
Myśląc o piramidzie potrzeb, to wydaje się, że osoby w kryzysie bezdomności potrzebują posiłku, czystego ubrania, a Wy proponujecie zajęcia artystyczne…
– Zanim wyszliśmy do teatru, minęło kilkanaście tygodni pracy. Każde z naszych spotkań zaczynało się od ogrzania, herbaty, jedzenia, skorzystania z łazienki – właśnie zapewnienia tych potrzeb podstawowych i poczucia bezpieczeństwa. Masz rację, że bez zabezpieczonych potrzeb najważniejszych, trudno mówić o jakiejś samorealizacji czy byciu w grupie. Na przykład w piątek zaczęłyśmy już pracę w grupie z kobietami i nagle przyszła jedna pani. Spóźniona, bo załatwiała swoje sprawy w ośrodku pomocy społecznej, przepraszała, że jest po czasie. I pierwsze, o co spytała, to czy mamy coś do jedzenia. Wiadomo było, że najpierw musi zaspokoić głód, zanim dołączy do grupy. Posilić się, ogrzać, umyć, a dopiero potem można pracować z ciałem, rysować…
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że osobom w kryzysie bezdomności nie zależy na pójściu do kina czy teatru. Rok od rozpoczęcia działań, które obecnie kontynuujemy już poza Inkubatorem, nasi klienci i klientki sami o nie dopytują. Program miał zakończyć się kilka miesięcy temu. Padło pytanie “I co teraz?”. Jeden z panów mówi, że pojechałby na ryby. No to zorganizowaliśmy wyjazd, skontaktowaliśmy się z Okręgiem Mazowieckim Polskiego Związku Wędkarskiego w Warszawie, wyjaśnili nam gdzie i na jakich zasadach możemy łowić. Gdy przyszłam na miejsce zbiórki, czekało na mnie prawie 20 osób! Cały dzień spędziliśmy nad wodą. Było niesamowicie. Ostatnio zaproponowali wyjazd na grzyby. To oczywiście nie to samo, co wyjście do teatru, ale sama chęć, żeby zrobić to samo, co osoby w domności jest ważna. Niezwykłe jest to, że nasi beneficjenci sami mówią o tym otwarcie – też byśmy chcieli coś zrobić. A my staramy się to zorganizować.
Mówisz głównie o panach, ale wiemy, że stworzyliście także sieć wsparcia dla kobiet…
– Początkowo ofertę arteterapii – w tym także wyjść do muzeów – kierowaliśmy do mężczyzn. Ale dostrzegliśmy, że niewiele jest propozycji skierowanych do kobiet. Wynika to z tego, że kobiet w kryzysie bezdomności jest wyraźnie mniej niż mężczyzn, ogólnopolskie statystyki mówią o kilkunastu procentach. Dlatego poszliśmy także w tę stronę i utworzyliśmy osobną grupę dla nich. Każda z nich doświadcza trudności, o których nie zawsze chce otwarcie mówić. Dlatego zdecydowaliśmy się na pracę z ciałem. To bardzo intuicyjna forma wyrazu, daje upust emocjom. Ciało często powie więcej niż to, co możemy wyrazić słowami.
Jaki postawiliście przed sobą cel przychodząc do Inkubatora pomysłów?
– Sukces i zmiana zależą od interpretacji. Nasze działania nie prowadziły do zmiany sytuacji życiowej, to nie były wskaźniki, którymi można pochwalić się w statystykach. Były zdecydowanie bardziej subtelne. Jedna pani (jeszcze przed rozpoczęciem testowania naszej innowacji), na pytanie “co u ciebie?” odpowiadała na jednym wydechu ciągiem przekleństw. Nie była w stanie ze mną spotkać się indywidualnie i pogadać, tylko robiłyśmy to na ulicy. Teraz wychodzi z inicjatywą, dzwoni do mnie, bo chce się spotkać. Przychodzi, siada w fotelu i mówi: “Wiesz co, czuję napięcie”. To historia, która zrobiła na mnie największe wrażenie.
Obserwujemy też rosnące poczucie odpowiedzialności w grupie – kiedy jednej z pań nie ma na spotkaniu, to pozostałe wykazują troskę, dopytują, co się z nią dzieje. Po tygodniach pracy same z siebie zaczynają opowiadać, co u nich słychać. To przestało być takie trudne. Zniknęła ta bariera oceny, myślenia na ile mogę sobie pozwolić, czy mogę zaufać. Ostatnio jedna pani, która korzystała ze wsparcia fundacji od roku, pierwszy raz przyszła na spotkanie. Mówiła, że słyszała o nas wiele dobrego i że chciałaby zostać. Po chwili powiedziała wszystkim, że jest w ciąży “Czuję, że tutaj mogę to powiedzieć”.
Zmiany dotyczyły przede wszystkim bycia w grupie, postrzegania siebie. Cieszy nas np. moment, gdy jedna pani opowiada nam, że się na coś nie zgodziła. Dotarło do niej, że nie na wszystko musi się zgadzać. Wie, że może powiedzieć dość. Ćwiczyliśmy to intensywnie i widać było, jak zaczyna działać! Myślę, że każdy i każda wziął z tych zajęć coś dla siebie, coś w nich zostało, co – mamy nadzieję – przekuje się na zmianę postaw.
Dużo mówisz o wsparciu dla kobiet, a jak radzili sobie mężczyźni?
– Kasia prowadziła grupę panów – warsztaty arteterapeutyczne. Opowiem jedną z jej historii z pierwszych zajęć, aby zobrazować co tam się działo. Podczas pracy grupowej panowie dostali białą kartkę, formatu większego niż A4. Ich zadaniem było jej pokolorowanie, narysowanie czegoś. Na początku był mocny opór, “nie będę rysować, nie umiem rysować, nie jestem dzieckiem”. Taki lęk przed zapełnieniem białej kartki, no bo jak to zrobić. Na małej karteczce to może by coś się udało, ale wielki arkusz stanowił ogromną barierę. Jednak panowie z czasem zaczęli się otwierać i dostrzegli, że nie chodzi o umiejętność rysowania! I wciągnęli się. Co więcej, ostatnio mieli spotkanie z jednym z pracowników w zastępstwie za nas. Przychodzimy w poniedziałek do biura, widzimy pomalowane 3 pary drzwi. Kolorowo, pozytywnie – wygląda to świetnie. Zrobili coś, co podoba się wszystkim, każdy to zauważył, chodzili dumni, że to ich robota. To dla nas jest sukcesem – sami na to wpadli, zorganizowali się, zaplanowali i wykonali.
Z tego co mówisz, ta innowacja już się wykluła i żyje swoim życiem poza Inkubatorem…
– Momentem wieńczącym pracę z mężczyznami miała być wystawa, która odbyła się w marcu. Momentem zakończenia działań z kobietami miał być film o nich i dla nich. Ale tej machiny nie dało się już zatrzymać. Testowanie warsztatów dla pań powinnyśmy skończyć po 12 spotkaniach, czyli w styczniu. A panie wciąż do nas przychodzą. Lada dzień ruszamy ze specjalnym dyżurem tylko dla nich, będą miały czas w naszej przestrzeni tylko dla siebie. U panów zakończyła się wystawa i myślałyśmy co dalej. Na co oni mówią “Jak to co dalej? Jaki koniec? Działamy!”. Założyli grupę artystyczna Domniemani i… działają.
Tekst ukazał się pierwotnie na stronie inkubatorpomyslow.org.pl prowadzonym przez Laboratorium Innowacji Społecznych Fundacji Stocznia.
Inkubator pomysłów prowadzony jest w ramach projektu „Innowacje na ludzką miarę 2. Wsparcie w rozwoju mikroinnowacji w obszarze włączenia społecznego”, który jest finansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego.
Źródło: Inkubator pomysłów