Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Lepiej jest inwestować w rozwiązania docelowe i stałe, zamiast budować system schronisk, który jest i nieefektywny, i droższy, a którego efektem jest tworzenie całej populacji ludzi, którzy bez schronisk nie potrafią żyć – mówią Adriana Porowska i Julia Wygnańska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej w kolejnym wywiadzie z cyklu "Miasto obywateli".
Trzy postulaty, których potrzebuje Warszawa według Adriany Porowskiej i Julii Wygnańskiej:
-
Wsparcie dla organizacji zajmujących się bezdomnością w uczestnictwie w międzynarodowych sieciach wymiany doświadczeń i poszerzaniu swoich kompetencji.
-
Rezygnacja z postulatu kierowania decyzją administracyjną osób bezdomnych do schronisk.
-
Wprowadzenie programów opartych o ideę „Najpierw Mieszkanie” w ramach polityki wobec bezdomności.
Ignacy Dudkiewicz: – Kto jest bezdomny?
Julia Wygnańska, Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej: – Żeby powiedzieć, że coś jest domem, powinny być spełnione trzy domeny: prawna, a więc posiadanie tytułu prawnego do lokalu, fizyczna, czyli zapewnienie ochrony przed warunkami atmosferycznymi, oraz społeczna, dająca możliwość czerpania satysfakcji z relacji społecznych. Jeśli któraś z tych domen jest niezapewniona, mamy do czynienia z bezdomnością lub wykluczeniem mieszkaniowym. Przykładowo w schronisku domena społeczna jest bardzo rzadko spełniona, prawna zaś jest bardzo chwiejna, bo los bezdomnego na ogół zależy od decyzji kierownika.
Mało kto o takich rzeczach wie. Jak budować świadomość w sprawach bezdomności?
Adriana Porowska, Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej: – Przede wszystkim osoby zajmujące się kwestią bezdomności powinny mieć bardzo dużą wiedzę na ten temat, nie tylko o tym, co dzieje się w Warszawie, ale też w kraju, a przede wszystkim w Europie. Powinny cyklicznie się edukować, czytać prasę branżową, wyjeżdżać na spotkania i konferencje. Zdarza się, że jesteśmy jedynym przekaźnikiem wzorców z Europy. Kiedy rzucamy hasło Housing First, to dla wielu jest to mityczny twór, kiedy mówimy „konsensus w bezdomności”, to większość nie ma bladego pojęcia, o co chodzi. Wydaje im się, że ich to nie dotyczy.
Mówisz o urzędnikach, pracownikach socjalnych…?
A.P.: – Mówię o urzędnikach, którzy w mieście zajmują się bezdomnością i kreują miejską politykę wobec bezdomności.
J.W.: – Problem dotyczy też niektórych pracowników organizacji.
A.P.: – Tak, ale jedno się z drugim wiąże. Gdyby pracownicy miejscy mieli wiedzę i zobaczyliby, jak wiele można się nauczyć za granicą, to stworzyliby specjalny program grantowy na wizyty studyjne dla pracowników organizacji pozarządowych i urzędników również. Rozważyliby przyłączenie się do sieci samorządów lokalnych zajmującej się lokalną polityką wobec bezdomności HABITACT.
Bez wsparcia miasta się nie obejdzie?
A.P.: – Organizacje walczą, żeby mieć na prąd i ogrzewanie. Trudno myśleć o tym, jak wiele może im dać jedna czy druga konferencja, gdy rachunki są niezapłacone. I kończy się tym, że bardzo często organizacje nie zdają sobie sprawy, że robią krzywdę i sobie, i ludziom, którym chcą pomóc. Ciągle mówimy o fakturach, zamiast o tym, ilu osobom tak naprawdę skutecznie pomogłam. I czy nie jest tak, że powinnam zrobić coś innego lub coś więcej? A te pytania dobrze sobie zadać, wiedząc, jak wygląda polityka społeczna kreowana w Europie. Kiedy pierwszy raz pojechałam na konferencję FEANTSA, to mówiłam tak oczywiste rzeczy, że zrobiło mi się głupio – ludzie już dawno mają to przemyślane i obgadane, a ja mówię o tym jak o nowince!
Jak sobie z tym radzicie?
J.W.: – Misja już drugi rok realizuje program rzecznictwa, opartego o pogłębianie wiedzy, sieciowanie i współpracę. Staramy się o pieniądze na edukację, prowadzimy badania, jeździmy na konferencje zagraniczne, publikujemy najważniejsze informacje w języku angielskim na naszej stronie, a co damy radę, to także tłumaczymy. Ale to bardzo duży wydatek, niemający jednocześnie bezpośrednich, jasnych korzyści.
Wszystko odbywa się naszym wysiłkiem, choć trzeba przyznać, że mamy wsparcie ze strony Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. Fajnie by było, gdyby miasto też chciało się kształcić i korzystać z takich doświadczeń.
A jak reaguje na wasze rewelacje?
A.P.: – Chcielibyśmy, żeby urzędnicy zechcieli się pochylić nad tym, co mówimy i zastanowić się, czy warto coś zmienić. A kiedy mówimy o nowych rozwiązaniach i przekonujemy, że są tańsze, to nikt nawet tego nie sprawdza. Pracownik siedzi, drapie się po głowie i mówi: „nie, to musi być droższe, co też pani mówi”. To szalenie trudna sytuacja. Jeżeli diagnozy w Stanach i Europie pokazują, że jest taniej, to powinno to motywować ludzi wydających pieniądze publiczne do zrobienia diagnozy w naszych warunkach i sprawdzenia, czy u nas to też może zadziałać. Inaczej możemy się tak do końca życia przerzucać argumentem, kto jest głupi: ty czy ja.
Czy inne organizacje podchwytują ten trend?
A.P.: – Część organizacji z Polski jeździ na konferencje i widzi w tym korzyść. Często jednak ze skostniałością mamy do czynienia nie tylko w urzędnikach, ale także w organizacjach. To nie bierze się znikąd.
No to skąd?
A.P.: – Często stawia się nas w roli: otwórz drzwi, przyjmij, wykąp, nakarm. Nikt ode mnie nic więcej nie wymaga. Mało tego: wielu pracowników ma tyle na głowach, że nawet gdyby chcieli, to nie są w stanie zająć się innymi sprawami.
J.W.: – Muszą przecież związać koniec z końcem. A w Polsce przeznacza się bardzo mało pieniędzy na system przeciwdziałania bezdomności – nie tylko w porównaniu ze Skandynawią, ale także Węgrami czy Czechami. A praca socjalna z ludźmi bezdomnymi jest bardzo trudna, wyczerpująca i obciążająca – dziewczyny widzą pana, którym się zajmowały na ulicy, potem w mieszkaniach treningowych, a który dziś nie żyje i ma wygryzioną twarz przez szczury.
Ostatnio miasto zleciło opracowanie systemu pomocy bezdomnym…
A.P.: – To jest długa i skomplikowana historia. Kiedyś padło hasło „system”. Mieliśmy rozmawiać o założeniach, ale powiedziano, że nie ma co dyskutować, bo zostanie wyłoniony zespół, który to opracuje, jego członkowie będą przyjeżdżali na zebrania Rady Opiekuńczej czyli Komisji Dialogu Społecznego ds. Bezdomności i z nami rozmawiali. Przyjechali na sam koniec swojej pracy, a wszystko, co przygotowali, organizacje oprotestowały.
Dlaczego?
J.W.: – Oczekiwaniem miasta było zaprojektowanie systemu pomocy pod konkretne założenia. Na spotkaniu jednego z zespołów roboczych Rady Opiekuńczej pan dyrektor wziął tablicę, napisał kilka rzeczy i powiedział: to są założenia dla przyszłego systemu. Badacze musieli im sprostać. Na żadnym ze spotkań konsultacyjnych nie przedstawili Radzie całościowej propozycji, jedynie fragmenty. Dzieło zostało przyjęte przez Miasto w grudniu. Dzwoniliśmy do nich przez cały grudzień i początek stycznia z pytaniem, kiedy materiał będzie opublikowany. Chcieliśmy się do niego odnieść. 15 stycznia wieczorem wysłano materiał Adzie, zapraszając ją na 20 stycznia na spotkanie, żeby rozmawiać o trybie wdrożenia konkretnych propozycji w życie. To nie jest fair, żeby oczekiwać, że organizacje w trzy dni, oczywiście w ramach pracy społecznej, wypowiedzą się na temat materiału tworzonego przez trzech profesorów i dziesięcioosobowy zespół przez pół roku za 35 tysięcy złotych.
A.P.: – Nie wiadomo, kto i w jakim trybie miałby się do tego merytorycznie odnieść i zebrać uwagi od organizacji. Od lat robi to w podobnych sytuacjach ktoś, kto akurat może, albo kto ma poczucie, że nie ma wyjścia.
Zarwie dwie noce…
A.P.: – Ale jakość materiału na tym traci. Poza tym zawsze robi to kosztem czegoś.
Wracając do strategii. Co jest jej najsłabszym punktem?
J.W.: – Mówimy o rewolucyjnym pomyśle, a więc o wprowadzeniu obowiązku kierowania drogą decyzji administracyjnej do schroniska – tego nigdy w Warszawie nie było, a organizacje się temu od początku przeciwstawiały.
A.P.: – Okazuje się, że według urzędu zaakceptowaliśmy założenia przez sam fakt, że ktoś nam je przedstawił. Kiedy badacze przyszli z propozycją, wszyscy puknęli się w głowę. Zrobić w dwadzieścia cztery godziny wywiad z osobą bezdomną na temat jej zdrowia i życia? Taki wywiad trwa miesiąc. A jest niezbędny do wydania decyzji administracyjnej. Jednak nikt nas nie słuchał.
Co proponujecie zamiast pomysłów z tej strategii?
J.W.: – Przeorientowanie polityki miasta wobec bezdomności z czysto interwencyjnej na – jak to się mówi w żargonie – „opartą o mieszkalnictwo” obejmującą między innymi nabierający siły w Europie program, wpisany w europejskie rekomendacje, wymyślony i sprawdzony w Stanach – tak zwany Housing First, czyli po polsku „Najpierw Mieszkanie”.
Na czym polega ten pomysł?
J.W.: – Stoi za nim myśl, że lepiej jest inwestować w rozwiązania docelowe i stałe, a więc mieszkania, zamiast budować system noclegowni i schronisk, który jest i nieefektywny, i na dłuższą metę droższy. W Warszawie zaś budujemy właśnie system schroniskowo-noclegowy, którego efektem jest tworzenie całej populacji ludzi, którzy bez schronisk nie potrafią żyć, a z ich pomocą też jakby kiepsko im idzie.
A.P.: – Ten pomysł przeciwstawia się też warunkowaniu pomocy w kształcie: pomogę ci, pod warunkiem, że ty coś zrobisz, na przykład „dam ci łóżko, a ty przestań pić”. Tyle tylko, że człowiek bezdomny często nie potrafi zrobić tego „coś”. Nie potrafi po prostu stać się ułożonym i społecznym, dostosować się do wszystkiego. Bardzo duża grupa osób siłą rzeczy z tego systemu wypada.
J.W.: – Podstawą programów opartych o ideę „Najpierw Mieszkanie” jest obserwacja, iż wśród ludzi, którzy mieszkają na ulicach, jest pewna grupa takich, którzy przechodząc przez pustostany, krzaki, schroniska, wynajmowanie mieszkania nigdy nie wyjdą z bezdomności. Potrzebują oni w pierwszej kolejności zapewnienia warunków bezpiecznego mieszkania, poczucia, że to jest ich i nikt ich stamtąd nie wyrzuci, bez względu na ich sukcesy i porażki. Takie poczucie jest często warunkiem tego, żeby w ogóle zaczęli pracować nad samodzielnością, nad swoimi problemami, zrobili to „coś”.
Rzeczywiście może to nie sprawiać wrażenia tańszego rozwiązania…
J.W.: – Trzeba to rzetelnie policzyć. W badaniu, które robiłam na Woli, wyszło, że osób spełniających dwa warunki – a więc długotrwałej bezdomności i stałego przebywania w Warszawie – było ponad dziewięćset. Takie osoby formalnie mogą aplikować o lokal socjalny, ale tego nie robią, przewijają się ciągle przez te same schroniska, noclegownie, latem działki. Gdyby policzyć, ile kosztuje to, że przez całe lata mieszkają na ulicy, gdzie są przedmiotem interwencji straży miejskiej, pogotowia wożącego ich na SOR-y, do izby wytrzeźwień, za którą nie płacą, wobec czego prowadzi się wobec nich egzekucje komornicze, sąd podejmuje działania – to okazuje się, że wszystko to generuje bardzo poważne koszty. Program „Najpierw Mieszkanie” okazuje się tańszy.
Jak wygląda w praktyce?
J.W.: – Zapewniasz mieszkanie, nie stawiając mieszkańcowi warunków wstępnych związanych z jego stanem: na przykład ukończenia terapii, znalezienia pracy. Jednocześnie przedstawiasz propozycję pomocy. Składasz ją jednak człowiekowi, który jest u siebie i czuje się bezpiecznie. Do dyspozycji jest zespół specjalistów, nie tylko pracowników socjalnych, ale i psychologów, terapeutów. Ponad pół roku temu złożyliśmy miastu ofertę zrobienia pilotażowego programu dla piętnastu osób w piętnastu mieszkaniach we współpracy z owym zespołem specjalistów. Wciąż czekamy na odpowiedź.
To bardzo indywidualne podejście.
A.P.: – Tak. Podstawowa różnica polega na tym, że często muszę wyrzucić kogoś ze schroniska za nadużywanie alkoholu nie dlatego, że to jest dla niego dobre lub złe, ale dlatego, że dziewięćdziesiąt dziewięć innych osób na to patrzy i muszę brać pod uwagę, co oni z tego wyniosą.
J.W.: – Naszym postulatem jest więc przemodelowanie warszawskiej polityki wobec bezdomności i wykluczenia mieszkaniowego na rozwiązania rekomendowane przez Unię i sprawdzone jako finansowo efektywniejsze. Czyli właśnie kierowanie do docelowych miejsc i zostawienie schronisk i noclegowni jako interwencyjnego rodzaju pomocy. Ile lat najdłużej spędził u ciebie pan czekając na mieszkanie?
A.P.: – Trzynaście lat.
Brzmi mało zachęcająco.
A.P.: – Wskutek takiej polityki osoby mieszkające na przykład na działkach bardzo często są przedstawiane jako bezdomni z wyboru – bo przecież mogą pójść do schroniska. Po pierwsze: pobyt w schronisku nie oznacza wyjścia z bezdomności. Po drugie: bardzo często te osoby same sobie stworzyły dom, choć jest to szałas lub namiot, ale jest to ich enklawa. Taka osoba nie wybiera bezdomności. Wybiera gorsze warunki, ale u siebie. I ma prawo zadecydować o tym, gdzie mieszka. A my mamy obowiązek zrobić wszystko, by mu pomóc.
A zamiast tego dodatkowo zniechęcamy go do przyjęcia pomocy?
A.P.: – Bardzo często ci ludzie zdają sobie sprawę z tego, że nie idąc do schronisk wywierają nacisk i na urzędników, i na pracowników socjalnych. Bo jeżeli mieszkają na działce zimą, to znajduje się dla nich lokal socjalny, a kiedy są w schronisku, to będą i dziesięć lat czekać. Są też inne powody: w Warszawie nie ma na przykład schroniska dla rodzin.
Ogrom problemów…
A.P.: – Sam widzisz, my tak niestety możemy godzinami…
Adriana Porowska jest dyrektorką Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej i kierowniczką Pensjonatu Socjalnego „Św. Łazarz”. Z wykształcenia jest pracownikiem socjalnym. W zawodzie od siedmiu lat. Jej profesjonalizm i zaangażowanie w wykonywaną pracę zostały wielokrotnie zauważone przez instytucje publiczne, między innymi Rzecznika Praw Obywatelskich (jest członkiem Rady Społecznej RPO) oraz Ministra Pracy i Polityki Społecznej (Wyróżnienie „Dobra praktyka aktywnych form pomocy” 2011). Od wielu lat pełni funkcje w Prezydium Warszawskiej Rady Opiekuńczej – Komisji Dialogu Społecznego ds. Bezdomności. Ma ukończone studia wyższe zawodowe w zakresie pracy socjalnej na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Obecnie kończy studia II stopnia na Uniwersytecie Warszawskim w zakresie polityki społecznej – rynek pracy. Ponadto ma ukończone kursy: mediacja, język migowy, praca socjalna z osobami z zaburzeniami psychicznymi.
Julia Wygnańska od 2012 roku prowadzi w KMPS Program Rzecznictwa opartego o filary wiedzy, współpracy i przejrzystości, w ramach którego realizuje badania, animuje ruch mazowieckich interesariuszy bezdomności oraz przygotowuje stanowiska w ważnych sprawach związanych z polityką społeczną wobec bezdomności. Od 2005 roku współpracuje z Europejskim Obserwatorium Bezdomności FEANTSA, czyli Europejskiej Federacji Krajowych Organizacji Pracujących z Ludźmi Bezdomnymi, w latach 2005-2009 pełniła funkcję polskiego korespondenta EOB. W latach 2006-2012 zainicjowała stworzenie i prowadziła „Polską stronę o badaniach bezdomności i wykluczenia mieszkaniowego” www.bezdomnosc.edu.pl. Od 1996 roku współpracuje z Warszawską Radą Opiekuńczą dla Bezdomnych, obecnie Komisją Dialogu Społecznego ds. Bezdomności Miasta Stołecznego Warszawa.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.