Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Jeśli ludzie różnych rzeczy nie wywalczą, to ich nie dostaną. Ale z drugiej strony, urzędnicy powinni już znać swoje obowiązki. Przecież wiadomo, jakie powinny być te krawężniki. Czy naprawdę mieszkańcy muszą chodzić i to sprawdzać? – pyta Piotr Todys w kolejnym odcinku cyklu „Miasto obywateli”.
Trzy zmiany, których potrzebuje Warszawa, według Piotra Todysa:
-
Każda nowa samorządowa inwestycja (droga, zakup autobusu, nowa linia tramwajowa, nowe biuro, miejsce obsługi mieszkańców) powinna być prowadzona zgodnie z zasadami projektowania uniwersalnego.
-
W każdym urzędzie każda informacja będzie tak samo dostępna dla osób z niepełnosprawnością (dla osób głuchych, niewidomych, niesprawnych ruchowo, niskiego wzrostu), jak dla osób sprawnych – każdy druk, informacja wywieszona na ścianie, informacja na stronie www, informacja udzielana przez urzędnika/urzędniczkę.
- W każdym urzędzie powinna być informacja o dostępnych miejscach użyteczności publicznej, a wszystkie urzędy powinny chcieć być w takiej bazie.
Ignacy Dudkiewicz: – Czym jest projektowanie uniwersalne?
Piotr Todys, Fundacja TUS: – To koncepcja projektowania przestrzeni architektonicznej, narzędzi i urządzeń w taki sposób, by w użyciu były dostępne dla wszystkich, czyli dla bardzo różnych użytkowników – osób z różnego rodzaju niepełnosprawnością, dzieci, osób starszych, rowerzystów, pieszych. Mówimy oczywiście o nowych projektach i zakupach. Mając taką możliwość, twórzmy przestrzeń, która z założenia ludzi jednoczy.
Porozmawiajmy o konkretach. Stworzony zgodnie z tymi postulatami autobus…
P.T.: – …na pewno byłby niskopodłogowy, żeby mogła do niego wsiąść osoba na wózku, ktoś o kulach, turysta jadący na lotnisko z walizkami i rodzic z dzieckiem. Miałby wyświetlacz, na którym osoby głuche mogą sprawdzić rozkład, oraz zapowiedzi głosowe dla niewidomych. Dodatkowo byłby tak dobrze doświetlony, żeby każdy, także osoba słabowidząca, mógł się w nim bez kłopotu orientować.
Modelowy budynek?
P.T.: – Nie miałby schodów, za to tak ukształtowaną przestrzeń, by światłem lub małą architekturą wskazywać wejście. W środku znajdowałyby się ciągi piesze rozpoznawalne dla niewidomych i dla małych dzieci, komunikacja wewnątrz byłaby intuicyjna, zaś dojazd do niego możliwy także na rowerze.
Czy to się już dzieje, czy też to tylko marzenia?
P.T.: – To się nie dzieje. Według uchwały Rady Miasta, nie można już kupić żadnego środka komunikacji miejskiej, który nie byłby niskopodłogowy i dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych, ale myśli się o nich zwykle bardzo wąsko – przede wszystkim w kategoriach ludzi na wózkach. Nie myśli się w kategoriach różnych użytkowników.
Jak duże jest zapotrzebowanie na takie projekty?
P.T.: – Trzydzieści lat temu w Wielkiej Brytanii wymieniono kategorie klientów komunikacji miejskiej ze specyficznymi potrzebami: różne rodzaje osób niepełnosprawnych – niewidomi, głusi, niesprawni ruchowo i intelektualnie, osoby czasowo niesprawne – na przykład z nogą w gipsie, osoby z bagażami lub zakupami, ludzie z rowerami, osoby starsze, małe dzieci i ich opiekunowie…
Prawie wszyscy.
P.T.: – Otóż to! Okazuje się, że osoby z potrzebami specjalnymi stanowią około 75% użytkowników komunikacji miejskiej. Tak zwani „zwykli”, dla których wtedy modelowana była komunikacja, są w znaczącej mniejszości.
Mocna statystyka.
P.T.: – I w Polsce wciąż jeszcze tak jest: trzeba coś zrobić dla niepełnosprawnych, ale trudno jest nam myśleć o czymś, co byłoby użyteczne dla wszystkich.
Wracając do przykładów…
P.T.: – Można je znaleźć wszędzie. Proszę spojrzeć na to, jak wysoko umieszczone są przyciski do włączania światła w toaletach. Nie naciśnie ich człowiek na wózku ani małe dziecko. To samo dotyczy klamek i fotokomórek w drzwiach.
Przesunąć włącznik czy klamkę jest akurat łatwo.
P.T.: – Myślę, że zdarzyło się panu wchodzić do dużego budynku, w którym był pan pierwszy raz, i zastanawiać się, gdzie jest wejście. Na to też jest sposób: układ chodnika, zieleni, światła, kolorów… Wszystko to można zrobić w taki sposób, żeby komunikacja była szybka, intuicyjna i łatwa. Ale nie jest.
Po dotarciu do drzwi też różnie bywa.
P.T.: – Można drzwi zrobić przezroczyste i narażać się na to, że dzieci albo zamyśleni ludzie rąbną w nie głową, a osoby niedowidzące, nie mając kontrastu, w ogóle ich nie znajdą. Myślenie w kategoriach projektowania uniwersalnego wciąż jest bardzo rzadkie i niepopularne. Nagminne jest dobudowywanie podjazdów czy podnośników do nowych budynków. Chciałbym, żeby nie trzeba było tego robić, tylko żeby tak zaprojektować budynek, żeby dało się do niego wejść.
Nie brzmi to optymistycznie. Czy cokolwiek się zmienia?
P.T.: – Tak, mimo wszystko tak. Chociaż czasem różne rzeczy rozwijają się obok tego. Proszę pomyśleć o rozprzestrzeniających się systemach kolejkowych. Musi pan nacisnąć guzik, zobaczyć na wyświetlaczu numer okienka i podejść do odpowiedniego stanowiska. Dla osoby niedowidzącej jest to nie do przejścia. Proszę też poszukać ważnej informacji urzędowej zawieszonej tak, żeby mógł ją przeczytać ktoś, kto ma 110 centymetrów wzrostu. Dodatkowo są pisane małym drukiem, czcionką z małymi odstępami. Rzecz w tym, że te wszystkie drobiazgi razem tworzą mechanizmy wykluczenia.
A w jakiej formule wyobraża sobie pan wprowadzanie tego postulatu? Na drodze konsultacji?
P.T.: – Nie. Niektórych rzeczy nie trzeba już konsultować. Od tego są akty prawne różnego rodzaju, żeby wprowadzać ład w rzeczywistości. Potrzeba uchwały, która zobowiązywałaby do realizowania postulatów projektowania uniwersalnego, które nie są żadną tajemnicą – wystarczy trochę poczytać. Kiedyś na Czerniakowskiej zespół orzekający o niepełnosprawności działał niby na parterze, ale po kilku schodkach. Przecież gdyby się pan chwilę zastanowił, to by pan odkrył, że to nie może być po schodkach. Nie mówimy o wiedzy tajemnej, ale o minimalnej otwartości na ludzkie potrzeby.
Może zatem potrzeba szkoleń dla urzędników?
P.T.: – Być może również, ale przede wszystkim osoby odpowiadające za prawną stronę uchwał powinny je prześwietlać także pod tym kątem. Można przecież stworzyć standard wyglądu przystanku, który, owszem, trzeba skonsultować, ale potem już zawsze będzie wiadomo, gdzie stoi słup z informacją o tym, jaki tramwaj przyjedzie, i na jakiej wysokości ma przycisk do jej odsłuchania.
Kiedyś osoby niewidome zgłaszały postulat, żeby jedna bramka wyjściowa z metra zawsze była w tym samym miejscu – po prawej stronie. Niby banalna sprawa, a i tak na każdej stacji jest inaczej. Dobrym przykładem jest kwestia przycisków do otwierania drzwi w komunikacji miejskiej…
…które w każdym modelu są w innym miejscu.
P.T.: – Właśnie. To jest kwestia wymagająca stworzenia standardów, a nie konsultacji! W starych tramwajach przycisk jest po tej stronie i na tej wysokości, na której pan Józek walnął wiertarką. Przyzna pan, że mówimy o prostych rzeczach?
Przyznam. A rozmawia pan o tym z urzędnikami?
P.T.: – Nie, ostatnio mi się już nie chce.
W jaki sposób chce pan zatem coś zmienić?
P.T.: – Wolę mechaniczne rozwiązania niż dyskusje. Kiedy kierowca autobusu zobaczy osobę niepełnosprawną, to według zaleceń powinien opuścić podwozie. Raz kierowca widzi, raz nie – i to nie ze złej woli. A gdyby autobusy były tak zaprojektowane, że po zatrzymaniu zawsze robią „przyklęk”, to nie byłoby tematu. Drzwi otwierałyby się na wysokości krawężnika, który jest tak zaprojektowany…
Załóżmy to przez chwilę.
P.T.: – Ale tak ma być! I wtedy nie ma miejsca na myślenie dla tego kierowcy. Wolałbym, żeby podobne sprawy nie były kwestią czyjejś dobrej woli czy przekonań, tylko standardowych i sztywno stosowanych rozwiązań.
Pięknie to brzmi, ale trzeba jakoś doprowadzić do ich wprowadzenia.
P.T.: – Czy ja powinienem przekonywać urzędników, żeby pracowali na rzecz mieszkańców?
Czasem trzeba.
P.T.: – A wie pan, w jakim trybie najłatwiej jest uzyskać informację od urzędnika?
Zapytania o informację publiczną.
P.T.: – A dlaczego? Bo jest sankcja. Zróbmy więc prawo nakazujące przestrzegania pewnych standardów przy projektowaniu przystanków autobusowych i dodajmy do tego sankcję.
Teraz się panu nie chce. A kiedyś?
P.T.: – Kiedyś chciało mi się robić szkolenia. To jest paradoksalne. Z jednej strony mam poczucie, że jeśli ludzie sobie różnych rzeczy nie wywalczą, to ich nie dostaną. Ale z drugiej strony myślę, że jesteśmy w takim momencie, w którym urzędnicy powinni już znać swoje obowiązki, mieć misję. Nie chcę ciągle o coś walczyć. Przecież wiadomo, jakie powinny być te krawężniki. Czy naprawdę mieszkańcy muszą chodzić i to sprawdzać?
Interwencje działają.
P.T.: – Ale ile jest takich krawężników?
Jasne, że to głupiego robota.
P.T.: – Takie działanie nie ma postaci systemowej. Różne rzeczy można wywalczyć i w jednym miejscu się one zmienią, ale czy zmienią się też sto metrów dalej? Niektóre rzeczy powinny być już oczywiste. I jest trochę urzędników w mieście, którzy tak działają. Długo znam Marcina Wojdata i on może różnych rzeczy nie zrobi, ale nie powie, że nie wiedział, albo że nie powinien tego wiedzieć. Jest granica śmieszności, której nie przekracza.
Jak uświadamiać urzędników?
P.T.: – Nie mam żadnego dobrego sposobu przekonywania – poza osobistym doświadczeniem. Nie przypadkiem jest tak, że najlepiej współpracuje się nam z kimś, kto ma w swoim otoczeniu osobę niepełnosprawną. Poziom empatii takiego człowieka gwałtowanie wzrasta. Mam więc każdego urzędnika wsadzać na wózek? Może tak. Mnóstwo organizacji tak robi – zawiązuje ludziom oczy, symuluje zaburzenia widzenia… I to działa, kiedy ktoś, kto niedowidzi, mówi panu, że jakby na tych słupkach machnąć trzy żółte pasy, to by się nie uderzył. W wielu przypadkach są to działania niskokosztowe i urzędnicy to robią.
Ale to wciąż są działania interwencyjne.
P.T.: – O tym mówię. NGO-sy są skazane na interwencje. Skoro mnie pan pyta, jak zmienić mentalność, to odpowiedź jest bardzo prosta: w przedszkolu wprowadza pan edukację dotyczącą potrzeb różnych grup…
Wszystko sprowadza się znowu do szkoły.
P.T.: – Bo tak jest! Działania interwencyjne są ważne, ale zmieniają życie tylko w pewnym fragmencie. Wiedza znika z urzędnikiem, który zmienia pracę. Potrzebujemy procedur. W Łodzi mają całkiem fajny system dróg dla rowerów, a kiedy jest remont w ich okolicach, to robi się objazdy dla rowerów tak samo, jak robi się tymczasowe przejścia dla pieszych czy objazdy dla samochodów. Myśli pan, że robią tak, bo mają taką inwencję? W życiu! Jest procedura: skoro blokujesz drogę rowerową, to musisz wyznaczyć objazd.
Ale przecież ktoś tę procedurę wywalczył!
P.T.: – Oczywiście, fundacja Fenomen tam się narobiła, nakłóciła i wprowadziła temat na forum, ale kluczowe jest to, że potem znalazł się mądry urzędnik, który wprowadził to do przepisów.
A jak się układa współpraca z innymi organizacjami?
P.T.: – Wspólnie z kilkoma organizacjami założyliśmy Federację Kółeczkową, w której jest SISKOM, Fundacja Mama, Zielone Mazowsze, Kulawa Warszawa, Szalony Wózkowicz i jeszcze parę podmiotów. Współpraca jakoś się układa. Ale myślę sobie, że dopóki więcej organizacji z wielu branż nie odkryje, że mechanizm dyskryminacji jest zawsze dokładnie taki sam – i w ten sam sposób działa wobec Żydów, homoseksualistów, osób niepełnosprawnych, kobiet – to wspólne działania będą skazane na porażkę. Dobrym przykładem zupełnie innej praktyki jest Koalicja na rzecz Równych Szans, której Fundacja TUS jest członkinią. Do dzisiaj środowisko osób niepełnosprawnych nie jest w stanie wygenerować z siebie jednego głosu w wielu ważnych sprawach, bo zawsze pokłócą się głusi z niewidomymi, a potem jeszcze z autystykami, komu jest gorzej. Federacja Kółeczkowa zadziałała, bo zajęła się jedną sprawą: krawężnikami.
Zawsze coś.
P.T.: – Ale to świadczy o słabości NGO-sów. Potrafimy interweniować w różnych małych sprawach, ale bardzo trudno ciągle interweniować i monitorować, obejmując swoim działaniem szeroki zakres zagadnień.
Wracamy do kwestii świadomości.
P.T.: – Jeśli przyjrzymy się temu, co zmieniało ludzką świadomość w przeszłości, to na ogół była to albo skala, albo drastyczność jakiegoś wydarzenia. Amerykanie ocknęli się w sprawie niepełnosprawnych, kiedy z Kambodży i Wietnamu wróciło mnóstwo młodych, niepełnosprawnych chłopaków, którzy kompletnie nie mogli się odnaleźć w rzeczywistości niedostosowanej do ich potrzeb. To właśnie wtedy zaczęła się emancypacja osób niepełnosprawnych w Stanach.
Ale chyba nie trzeba do tego wojny?
P.T.: – Trzecim sposobem zmiany świadomości jest właśnie edukacja.
A jeśli nie walka i nie edukacja, to co nam zostaje?
P.T.: – Może wreszcie pora mieć oczekiwania? Ja już bym chciał mieć oczekiwania.
Piotr Todys od dwudziestu lat współprowadzi Fundację TUS – organizację, która za cel stawia sobie dostarczanie narzędzi do niezależności dla osób z niepełnosprawnościami. Działa na rzecz integracji trzeciego sektora, między innymi w Federacji Organizacji Służebnych Mazowia. Zajmuje się wspieraniem innych w rozwoju – jest trenerem i tutorem.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.