23 września 1976 roku Komitet Obrony Robotników rozpoczął swoją działalność wydaniem apelu w obronie prześladowanych robotników z Radomia, Ursusa i Płocka. Potem była pomoc prawna i finansowa dla osób represjonowanych przez ówczesne, komunistyczne władze. 23 września 2006 Prezydent RP wręczył odznaczenia byłym członkom i współpracownikom KOR. Wśród blisko 90 odznaczonych znalazły się dwie osoby, które znamy, spotykamy przy wielu okazjach. Są jednymi z nas, dzisiaj zaangażowanymi w działania organizacji pozarządowych. Henryk Wujec i Ewa Kulik-Bielińska.
Czasy KOR-u, czasy opozycji i podziemia nie są przecież tak odległe, żebyśmy nie mogli sięgnąć do nich (niektórzy) pamięcią, albo (wszyscy) do licznych dokumentów historycznych lub publicystycznych. Tam, znana nam dziś Ewa pojawia się co krok. Także później, kiedy nastał czas działania w ramach podziemnej organizacji. Jako organizatorka pracy, osoba odpowiedzialna za ukrywanie ściganych opozycjonistów, kolporterka. W książce Shany Penn, Barbara Labuda mówi tak: „Jeśli chodzi o Warszawę, to Helena Łuczywo, Ewa Kulik i Zbigniew Bujak (…) współorganizowali ogólnokrajową centralę podziemia”.
Po ogłoszeniu stanu wojennego i pierwszych aresztowaniach dla dotychczasowych działaczek, wśród nich dla Ewy, było oczywiste, że trzeba nadal tworzyć podziemie. I tworzyły. Z czasów legalnej „Solidarności” i doświadczeń wcześniejszych – jak pisze Penn – wszyscy wiedzieli, że najważniejsze jest informowanie społeczeństwa. Ewa – pytana przez autorkę mówi: „Organizowanie podziemia było dla większości z nas dalszym ciągiem działalności opozycyjnej (…). Stan wojenny nas nie załamał. Rozgniewał nas, a kiedy kobiety wpadają w gniew, coś z tego wynika”. Opracowały – relacjonuje Penn – dokładny plan ukrywania tych, którzy uniknęli aresztowania, przygotowały sposoby nagłośnienia faktu, że przywódcy są bezpieczni i zeszli do podziemia – wszystko po to, żeby zapewnić społeczeństwo, że władze nie zdołały zniszczyć „Solidarności”, że przetrwa ona stan wojenny.
Ewa nadzorowała łączników, drukarzy i kolporterów, odpowiadała za wiele działań logistycznych o podstawowym znaczeniu. Była asystentką ukrywającego się Zbigniewa Bujaka i Wiktora Kulerskiego, aranżowała spotkania, odpowiadała za korespondencję i zapewnianie im kryjówek. Jak pisze Penn: „Zorganizowała sieć kolportażu i kierowała łącznikami między centralą a poszczególnymi strukturami podziemia. Zbierała nazwiska i adresy kandydatów na łączników (…). Czytała dostarczane co tydzień listy i przesyłki i nadawała im właściwy bieg”.
Ewa Kulik traktowała działalność konspiracyjną z najwyższą powagą. Bezpieczeństwo właścicieli mieszkań, w których prowadzono opozycyjną działalność lub ukrywano poszukiwanych opozycjonistów oraz łączników, jak pisze Penn, stało się jej obsesją.
Shana Penn przytacza relację jednej z właścicielek mieszkania, opublikowaną w „Tygodniku Mazowsze” po tym, jak przyznano Ewie tytuł „Więźnia miesiąca”: „Nie przechwalała się (Ewa Kulik) tym, co robi, w ogóle nic na ten temat nie mówiła. Widziałyśmy tylko, że mało śpi, dużo pracuje (…). Nigdy nie wprowadzała nastroju napięcia czy podenerwowania, co w naszej sytuacji było bardzo ważne. Któregoś dnia, kiedy wydawało jej się, że jest jakieś zagrożenie, w trzy minuty spakowała się i wyszła”. Ewa ukrywała się od grudnia 1981 do maja 1986. Potem ją aresztowano.
Shana Penn nie ma wątpliwości, że kobiety zaangażowane w działalność podziemia (w tym Ewa) stanowiły wzór dla innych, inspirowały rzesze bezimiennych kobiet, które z zaufaniem słuchały ich wskazówek. Podziemie lat osiemdziesiątych nie mogłoby istnieć bez kobiet. Penn pisze: „organizowały latające redakcje i nieformalne grupy, kierowały nimi, pracowały w nich. Położyły podwaliny niezależnej prasy. Do 1988 roku dwie kobiety, Ewa Kulik i Barbara Labuda, zostały przedstawicielkami swoich komisji regionalnych”.
Wciąż jednak nie mówiło się o nich zbyt często. Ewa, zapytana przez Shanę Penn o przyczyny takiego stanu rzeczy odpowiada: „Ponieważ zachowywałyśmy anonimowość. My pracowałyśmy w ukryciu, a zasługi przypisywano przywódcom związku, mężczyznom o znanych nazwiskach”. W jednej rozmowie z Shaną Penn Ewa mówi: „Spotkałam się niedawno ze sporą grupą ludzi z podziemia. (…) Uświadomiłam sobie, że oni wszyscy, którzy tak wiele wtedy zrobili, pozostali anonimowi. Szkoda. (…) Dla prawdy historycznej i dla osobistej satysfakcji tych ludzi ważne jest, by świat dowiedział się o ich działalności”. O Ewie również. Swoim współpracownikom w czasie podziemia powtarzała: „nie spodziewajcie się orderów. Za tę pracę nie dostaje się nagrody”. Dobrze, że 23 września 2006, w odniesieniu do niej, Henryka Wujca i wielu innych osób, okazało się inaczej.
Zapytana przez Shanę Penn, czego nauczyła się w podziemnej działalności, Ewa odpowiada: „Nauczyłam się też, jak wiele można osiągnąć, kiedy ludzie mobilizują się dla wspólnego celu”. Marzy mi się, aby dla nas, także tych, którzy nie doświadczyli tamtych czasów, okazało się to ważną nauką.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.