Nigdy nie zapomnę dnia, w którym siedemset osób zwróciło się do nas po pomoc. Ogromna kolejka na całą ulicę Brzeską stała do Armii Zbawienia. Nie wiedzieliśmy, jak możemy pomóc wszystkim, mając nasz mały zespół…
W drzwiach naszego Punktu Pomocy stanęła starsza kobieta, która przyjechała do Polski z 7-letnią wnuczką, uciekając przed wojną na Ukrainie. W drodze do Polski jej starsza wnuczka zginęła przez wybuch rakiety na dworcu, ale ta pani była zmuszona ją zostawić i pobiec do pociągu, by ratować młodszą dziewczynkę.
Przyszła do Armii Zbawienia po jedzenie i ubrania, ale przede wszystkim chciała z kimś porozmawiać. Musiała podzielić się bólem, który był w jej sercu. Po prostu słuchaliśmy, ponieważ nie mogliśmy znaleźć odpowiednich słów, aby ją wesprzeć.
Chcieliśmy płakać, ale nie mogliśmy. Psychologowie mówią, że w pewnym momencie człowiek przyzwyczaja się do negatywu, ja do tej pory nie mogę się do tego przyzwyczaić. Historia każdej osoby na zawsze pozostanie w mojej pamięci i nadal będzie mnie szokować, jak to jest możliwe.
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym siedemset osób zwróciło się do nas, do Armii Zbawienia. Ogromna kolejka na całą ulicę Brzeską. Nie wiedzieliśmy, jak możemy pomóc wszystkim, mając nasz mały zespół, który składał się z dwóch osób (ja i żona) oraz moja mama i ciocia, jako wolontariuszki (pomimo tego, że one też są uchodźczyniami z Ukrainy).
Od rana przyjmowaliśmy ludzi, rozdając ludziom jedzenie, ubrania, ale przede wszystkim słuchając ich historii i tragedii, które ich spotkały. W pewnym momencie usłyszałem, że jedna z kobiet jest z ulicy, na której się wychowałem. Moje rodzinne miasto Charków, w którym się urodziłem i nie byłem od bardzo dawna, zostało bardzo poważnie zniszczone przez rakiety i bomby, mieszkanie moich rodziców, moja szkoła oraz kilka ulubionych miejsc zostało zniszczone przez rakiety. Razem z nią płakaliśmy i dzieliliśmy się wspomnieniami o naszej dzielnicy. Życie już nigdy nie będzie takie same dla nas.
Armia Zbawienia zawsze działa bez dyskryminacji, przychodzą do nas lokalne osoby i teraz uchodźcy, dla każdego mamy czas i miejsce. Kiedy ktoś puka do naszych drzwi, nie wiemy, kto tam będzie – osoba w kryzysie bezdomności, samotna matka, seniorka czy uchodźca.
Często zastanawiam się nad tym, że nikt z nas nie był przygotowany na taką pracę. To jak kurs pierwszej pomocy, który wielu z nas kończyło kiedyś, ale w kryzysowej sytuacji nie możesz nic wspomnieć.
Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę patrzył w oczy kobiecie, której dziecko zostało zabite bombą, młodemu mężczyźnie, który wrócił z pracy i zobaczył, że już nie ma jego domu i z nim jego rodziny lub babci, która opowiadała jak jej 6-letniego wnuczka zgwałcono. W takich sytuacjach po prostu nie masz słów, żeby cokolwiek powiedzieć, bo to i tak nie pomoże.
Co raz częściej w naszym społeczeństwie rośnie negatyw na przybyszy, bardzo często nie bez powodu. Natomiast warto sobie przypomnieć, że nikt z nas nie wie, co czuje ta druga osoba, co przeżyła i dlaczego taka jest.
Ostatnio jechałem w tramwaju i tam była dziewczyna z Ukrainy, która głośno mówiła przez telefon. W pewnym momencie chciałem zwrócić jej uwagę, ale usłyszałem, jak ona pytała, czy żyje jej brat, przez złe połączenie musiała głośno mówić, bo jej nie było słychać. Mnie było wstyd, że mój własny komfort postawiłem wyżej jej tragedii. Dla nas to jest naturalne, żeby dawać ludziom etykiety, natomiast może lepiej łamać stereotypy i otwierać się na coś nowego?
My wciąż w Armii Zbawienia aktywnie działamy, cały czas brakuje nam ubrań i rzeczy dla wszystkich, kto do nas przychodzi. My wciąż słuchamy i wspieramy. W statucie pracownika Armii Zbawienia jest napisane „Kochać niekochanych i być przyjacielem dla tych, kto jest samotny” – tak właśnie i robimy.
Źródło: Fundacja Armia Zbawienia