Pomysł Jolanty Rychlik na połączenie we wspólnym przedsięwzięciu młodych ludzi z niepełnosprawnością intelektualną i seniorów okazał się strzałem w dziesiątkę. W ten sposób powstała gdańska kawiarnia Caffe Aktywni.
Umawiamy się oczywiście w Caffe Aktywni, w samym centrum gdańskich Siedlec. Wpadam zdyszana jeszcze przed trzynastą i od razu zamawiam kawę. Za barem dwie blondynki: Dominika, podopieczna Fundacji „Świat Wrażliwy” i Joanna Zając, wolontariuszka i mama Agnieszki, także korzystającej z działań Fundacji. Joanna pomaga Dominice włączyć ekspres i przygotować napój, Dominika podaje mi macchiato i obsługuje terminal. Caffe Aktywni jest wyjątkowa – działając pod egidą „Świata Wrażliwego”, zatrudnia młodzież z niepełnosprawnościami. A tę wspierają lokalne seniorki mentorki.
Do spotkania z Jolantą Rychlik mam jeszcze kilka minut. Siadam w żółtym foteliku i z błogością delektuję się kawą.
Znosić bariery
Jolanta przychodzi punkt trzynasta. Szczupła blondynka o promiennym uśmiechu mieszka naprzeciwko, po drugiej stronie ul. Kartuskiej. To ona jest tu głównym motorem działań, inicjatorką i współzałożycielką Fundacji „Świat Wrażliwy”, a także przedsiębiorstwa społecznego Caffe Aktywni, w ramach którego działa kawiarnia.
Pomysł Jolanty na połączenie we wspólnym przedsięwzięciu młodych ludzi z niepełnosprawnością intelektualną i seniorów okazał się strzałem w dziesiątkę. Obie grupy narażone są na podobne problemy: ograniczoną możliwość kontaktów społecznych, wykluczenie zawodowe, marginalizację. Stąd właśnie projekt innowacji społecznej pod hasłem „W labiryncie dorosłości. Aktywna wymiana międzypokoleniowa”. Połączone siły młodych i starszych dają zupełnie nową jakość.
Najpierw jednak była Fundacja. „Świat Wrażliwy” powstał w 2012 r. w Gdańsku. Jego twórczynie: Jolanta Rychlik, Wiktoria Renata Dobrowolska i Barbara Łapińska za swój cel obrały „niesienie wszelakiej pomocy wszystkim znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej, niepełnosprawnym i potrzebującym”, a misję określiły jako „znoszenie barier i pokonywanie przeszkód”. Kilka przeszkód musiały pokonać też same, i to już na starcie.
– Na początku nie miałyśmy siedziby. Trzeba było więc dreptać po urzędach, prosić. W końcu udało nam się wyrwać ten lokal – śmieje się Jolanta i przebiega wzrokiem po kawiarni. – Był kompletną ruiną, do totalnego remontu. Wcześniej mieściły się tu sklepy: pasmanteria, mięsny. Miasto oddało go nam w dzierżawę. No to z pomocą znajomych malowałyśmy ściany, zrywałyśmy stare linoleum. Priorytetem była łazienka dla osób niepełnosprawnych. Wspierała nas rada dzielnicy Siedlce, radny miasta Piotr Borawski (dziś wiceprezydent Gdańska), Urszula Borowska, ówczesna kierowniczka Centrum Pomocy Rodzinie.
Pierwsze działanie Fundacji to Świat Seniora, czyli zajęcia takie jak: samoobrona (z elementami sztuk walki), warsztaty taneczne, rękodzieło, spotkanie z doradcą z banku, z lekarzem.
– Gdy ogłosiliśmy rekrutację na taniec, przyszło tylu seniorów, że nie wszyscy mogli wejść do środka. Część stała za drzwiami. Byłam w szoku. Wszyscy chcieli tańczyć!
Zajęcia podzieliliśmy na kurs dla początkujących i zaawansowanych. Tak, przychodzą i panie, i panowie. Zwłaszcza w grupie początkującej nie brakuje mężczyzn. Wśród kobiet znalazła się m.in. Maria Jolanta Pietrzela. Kiedyś tańczyła zawodowo, a teraz jest u nas instruktorką. Dziś nasze grupy mają na koncie mnóstwo występów: tańczyły na piknikach senioralnych, w Europejskim Centrum Solidarności w ramach projektu „Zrozumieć sierpień” czy grantu Fundacji Gdańskiej ,,Gdańsk Dzieli się Dobrem.
Skok w dorosłość
Jolanta nie ukrywa, że Fundacja powstała przede wszystkim z myślą o jej córce Katarzynie, która urodziła się z niepełnosprawnością (o Katarzynie za chwilę opowie więcej).
– Jednak nie skupiliśmy się tylko na tak wyjątkowych dzieciach – dodaje – ale i na seniorach. Bo Siedlce były wówczas dzielnicą ludzi starszych. Mieliśmy więc zajęcia dla naszych seniorów i naszych dzieciaków. Obie grupy tylko się mijały, krótkie „dzień dobry” i tyle. Brakowało interakcji. Dlatego wspólnie z innymi rodzicami postanowiliśmy, że coś trzeba z tym zrobić. Młodzież nam dorasta – to był już rok 2017 – powinna nauczyć się funkcjonować w tej dorosłości. Być bardziej samodzielna, odpowiedzialna za swoje decyzje, mimo wszystkich dysfunkcji.
W 2018 r. Fundacja wygrała grant na „Innowacje na ludzką miarę” z Europejskiego Funduszu Społecznego. I tak powstała kawiarnia Caffe Aktywni, jedyna zresztą kawiarnia w dzielnicy. Dzięki dofinansowaniu Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej utworzono miejsca pracy dla młodzieży i dostosowano lokal do celów gastronomicznych. Salę konferencyjno-warsztatową wyremontowała ekipa Gdańskich Nieruchomości.
Kawiarnia, początkowo otwierana dla lokalnej społeczności tylko okazjonalnie, pełniła rolę testu. Trzeba było przecież sprawdzić jak (i czy w ogóle) to wszystko zagra. – Okazało się, że podopieczni Fundacji plus tutejsi seniorzy to świetny team! – nie kryje radości Jolanta. – Nasza innowacja stała się projektem nie tylko gdańskim czy ogólnopolskim, ale wręcz światowym.
Bo w 2020 r. Fundacja „Świat Wrażliwy” i jej inicjatywa Caffe Aktywni została wyróżniona w konkursie CEMEX-Tec Award. W dziesiątej edycji tego wydarzenia nagrodzono 33 projekty społeczne z trzynastu krajów. Można je było zgłaszać w czterech kategoriach: Transformacje Społeczne, Przedsiębiorcy Społeczni (tu właśnie wyróżniono Caffe Aktywnych), Przedsiębiorczość wspólnotowa i Skuteczne działanie w partnerstwie. Gdańska Fundacja była pierwszą organizacją z Polski wyróżnioną w tym konkursie.
A konkurencja była spora. W sumie w 10. edycji CEMEX-Tec Award nadesłano 1678projektów z 61 krajów. – Pandemia popsuła jednak szyki i nie mogliśmy pojechać do Meksyku na rozdanie nagród – mówi Jolanta. – Ale braliśmy w niej udział online. Przez dwa tygodnie na zoomie pracowaliśmy z innymi liderami, wymienialiśmy się doświadczeniami. To było niesamowite dla nas wszystkich, dla naszych seniorek… Takie docenienie. Wielkie święto, prawie jak Oscary – śmieje się aktywistka.
Pandemia miała też wpływ na funkcjonowanie kawiarni. Gdy w styczniu 2020 r. ruszyła jako miejsce otwarte już dla wszystkich, mogła działać tylko do marca. Pozostało pieczenie ciast na wynos. – Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy okazało się, że nasza oferta wielkanocna tak trafia do mieszkańców. Poszło mnóstwo mazurków, serników, babek. Do tego świąteczne pierniki pani Joli, tej od zajęć tanecznych. W pewnym momencie Beata Weiner, mama Mateusza i nasza wolontariuszka, która ogarnia tu sprawy kuchenne powiedziała do mnie: „Już przestań, nie odbieraj więcej telefonów z zamówieniami, bo nie damy rady”.
Katarzyna siłaczka
Obecnie Fundacja ma piętnaścioro podopiecznych. – Są wśród nich Paweł i Dominika, którzy pracują w kawiarni – przedstawia ich Jolanta. – Mamy autystów: Mateusza, Antonia, Szymona, Janka, Mariusza, mamy Paulinę, Krzysia i Tomasza z zespołem Downa, Oktawię z mózgowym porażeniem dziecięcym (jeździ na wózku, ale że jest niezwykle silna, to wstaje i chodzi o kulach). Są dzieciaki z encefalopatią okołoporodową: Konrad, Agnieszka, Daniel, co oznacza problemy z komunikacją, panowaniem nad emocjami, rozwojem społecznym.
Z niedotlenieniem porodowym przyszła na świat wspomniana już Katarzyna, córka Jolanty. Jest wcześniakiem, po urodzeniu ważyła 1410 gramów. Dodatkowo zachorowała na nieuleczalną epilepsję. – Leżała pod respiratorem, w inkubatorze. Lekarze nie dawali jej szans. Przez trzy miesiące codziennie przyjeżdżaliśmy na Zaspę do szpitala, codziennie nie wiedząc, co się wydarzy – wspomina Jolanta. – Dlatego zawsze mówię, że Katarzyna to siłaczka, kobieta waleczna.
To właśnie córka zainspirowała ją do założenia Fundacji. – Była dla mnie drogowskazem zawodowym. Żeby ją rozumieć, żeby z nią pracować zostałam zawodową terapeutką. Skończyłam kursy socjoterapii, choreoterapii, treningu umiejętności społecznych… Nie mogłam przecież pójść do biura czy korporacji. Musiałam znaleźć takie zajęcie, które pozwoli mi być z dzieckiem. Bo jak poszła do przedszkola, trzeba było jej towarzyszyć, w szkole podobnie. Do tego była bardzo szybka, nie pasowała do żadnej grupy: „Ojej, znowu przyszła ta Kaśka i wszystko nam burzy”. Więc stwierdziłam, że musimy zrobić coś takiego, gdzie ona będzie na swoim miejscu, nie za wolna, nie szybka… Stąd wziął się pomysł na „Świat Wrażliwy”.
Dziś Kasia ma 24 lata. – I jest fantastyczna! – Jolanta cała się rozpromienia. – Bardzo otwarta na ludzi, lubi tańczyć, lubi śpiewać. Chodziła na hipoterapię, miała swego konia Dalusia. Pięknie czyta, pięknie liczy, uczy się wierszy na pamięć. Przychodzi do naszej kawiarni. Pomaga. Z dumą mówi: „Idę do pracy”. Potem opowiada, że dziś piekła ciasteczka czekoladowe, albo inne. Daje jej to wielką satysfakcję. Choć nie jest jej lekko – częste ataki epilepsji, silne leki. Dla mnie więc każdy nowy dzień jest jak nie przeczytana strona książki – nigdy nie wiem, co się wydarzy. Z rodzicami naszych dzieci żartujemy, że ciągle stąpamy po polu minowym.
Katarzyna najpierw chodziła do zwykłej szkoły, do klasy integracyjnej na gdańskiej Morenie. Gdy kończyła gimnazjum, Jolanta oznajmiła: „Kaśka, ty musisz mieć podobnych znajomych, chodzić na imprezy”. Postanowiła, że córka pójdzie do Szkoły Przysposabiającej i Zawodowej Specjalnej nr 2 w Gdańsku Oliwie. To była zarówno największa trauma dla całej rodziny, jak i najlepsza decyzja.
Trauma, bo 19-letnia wówczas Kasia nie mogła przyzwyczaić się do nowej szkoły, nie rozumiała niektórych osób – do tej pory przebywała tylko w zdrowym środowisku. Ale pojawiły się też nowe wyzwania. – Na przykład po raz pierwszy bez rodziców pojechała na wycieczkę klasową! Z nocowaniem! A dla niej każde oderwanie od rodziców, od domu, gdzie bezpieczna przestrzeń, zawsze było bardzo trudne. Na każde wyjście trzeba było ją namawiać i namawiać bez końca. A mimo to pojechała – uśmiecha się Jolanta. – Choć muszę przyznać, że oboje z jej tatą, Sylwestrem Bagińskim siedzieliśmy przez pierwszą noc w samochodzie, żeby jakby co, szybko dojechać do niej, do tego Szymbarka.
Nowa szkoła dała Kasi nie tylko większą samodzielność, ale przede wszystkim kontakty z rówieśnikami. Tam poznała Mateusza (również podopiecznego Fundacji), który dziś jest jej najlepszym przyjacielem. – Ja w ogóle już nie zauważam ich niepełnosprawności – przyznaje mama Kasi. – Ważniejsza jest akceptacja, bezwarunkowa miłość. No i pokonywanie kolejnych barier, jak choćby ten lęk przed wyjściem z domu. Cały czas pamiętamy, że dzieci muszą być samodzielne. Że nie możemy im usuwać każdego kamyczka spod nóg, że muszą iść do przodu.
Tę wiedzę Jolanta nabywała stopniowo. Skończyła studium terapii, przeszła staż w Domu Pomocy Społecznej na warsztatach terapii zajęciowej, potem w szpitalu psychiatrycznym. Zabrakło jednak wsparcia systemowego, choć powinno być od narodzin tak wyjątkowego dziecka: do jakiej instytucji się udać, jaki wniosek złożyć, jak radzić sobie w codziennym funkcjonowaniu.
– Teraz jest trochę łatwiej, bo są organizacje pozarządowe. Tworzą je rodzice, tacy jak my – praktycy. Wiemy, że naszym dzieciom trzeba dawać jak najwięcej miłości i akceptacji, jak najszybciej rozpocząć też proces terapeutyczny.
Sama też dostała ogromne wsparcie. To właśnie wspólnie z mamami młodych z niepełnosprawnością intelektualną: Beatą Weiner i Klaudią Tarasiewicz oraz psycholożką Agnieszką Głuszczyńską założyła przedsiębiorstwo Caffe Aktywni. Poczucie, że tworzą coś razem dało Jolancie mnóstwo siły.
Seniorki nie chcą siedzieć w domu
Żeby „Aktywna wymiana międzypokoleniowa” zadziałała, potrzebna była nie tylko młodzież, ale i seniorki mentorki. Dziś jest ich ósemka. Dominują kobiety. Znają się z sąsiedztwa, jedna drugą ściągnęła. – Jest wśród nich pani Maria, cudowna ogrodniczka – wspólnie z młodzieżą zajmuje się tu kwiatami. Jest pani Grażynka, która kiedyś była pedagogiem w przedszkolu, jest pani Danusia – od jej imienia nazwaliśmy nasz sernik, bo pieczemy go z jej przepisu. Jest wspomniana już pani Jola, pani Małgorzata, która tworzy biżuterię, i druga pani Małgorzata, pani Helenka, osoba bardzo już wiekowa, która jednak regularnie do nas przychodzi. I rodzynek, pan Andrzej – wymienia Jolanta. – Od września mamy dwie nowe mentorki: Liliannę i Katarzynę, która prowadzi gimnastykę dla seniorek.
Mentorem może zostać każdy. – Najpierw przechodzi się szkolenie z psychologiem, prowadzi je Agnieszka Kasprzyk-Mączyńska. Z kolei ja opowiadam o naszych młodych ludziach: jakie mają dysfunkcje, jakie strony mocne, jakie słabe. Mówię, jak z nimi pracować, jak ich motywować do działania. Podkreślam, że trzeba być elastycznym, do każdego podchodzić indywidualnie. Oprócz szkolenia – dodaje Jolanta – są jeszcze spotkania w ramach grupy wsparcia dla mentorów. Co dwa tygodnie rozmawiamy o tym, co się udało, a co nie, jakie mamy problemy i potrzeby.
Młodzież i seniorzy spotykają się w piątki na dwie godziny. Wspólnie sporządzają listę zakupów, idą do sklepów. Potem coś wspólnie gotują, pieką, ogarniają tę przestrzeń – uczą się, jak obsługiwać ekspres, terminal, podać kawę i ciasto. – Fajnie to robić pod okiem seniora mentora, a nie rodzica – uważa Jolanta. – Widać wtedy większą sprawczość u tych młodych ludzi. Chcą pokazać, że potrafią, poczuć z tego dumę. A przy rodzicach każde dziecko, czy zdrowe, czy z niepełnosprawnością zachowuje się inaczej.
Liderka innowacji zaznacza przy tym, że seniorzy mają w sobie więcej spokoju niż zaganiani rodzice, więcej cierpliwości i doświadczenia życiowego. Chcą czuć się potrzebni.
– Mają niesamowitą siłę, mądrość i dużą odpowiedzialność. Nie poddają się. Żadna z seniorek, które przyszły na pierwsze spotkanie nie powiedziała, że nie spróbuje. A przecież mają też swoje dolegliwości. I może przez to rozumieją też choroby innych. Zawsze mogę na nie liczyć.
Ta świadomość, że nie jest się samej to rzecz kluczowa. – Bo nie zawsze jest nam lekko – przyznaje Jolanta. – Rodzice, zwłaszcza mamy naszych dzieci oddają im kawałek życia zawodowego. Zostają przecież w domu, rezygnują z kariery. Do tego, gdy rodzi się dziecko z niepełnosprawnością, kobiety mają duże poczucie winy. Bo może coś zaniedbały podczas ciąży, nie uważały? Czasem jest bardzo ciężko poprzestawiać to sobie w głowie. Sama nigdy nie powiedziałam, że się poświęcam. To nie jest odpowiednie słowo. Bo ja kocham to, co robię. I nie godzę się na pomijanie nas, ludzi związanych z niepełnosprawnością. Zawsze taka byłam, mimo tych gór i dolin, jakie miałam w życiu, nie poddawałam się. Zawsze próbowałam znaleźć rozwiązanie.
Pytam o plany Fundacji na najbliższą przyszłość. – Chcemy zbudować ,,Pensjonat Wrażliwy” dla turystów, w którym nasze młode osoby będą pracować i mieszkać, oczywiście przy wsparciu seniorek mentorek – odpowiada Jolanta. – Gdzie? Marzy nam się Sobieszewo, może Stogi… Wierzę, że to zrobimy. Staramy się o grant w Forum Inicjowania Rozwoju Społecznego w Gdańsku. Organizujemy też kampanię croundfundingową, rusza w październiku. Już teraz zapraszamy wszystkich, którzy chcieliby podać cegłę.
Jolanta Rychlik ukończyła policealne Gdańskie Szkoły Medyczne (profil terapeuta zajęciowy). Następnie zrobiła kurs pomocy socjoterapeutycznej dzieciom z rodzin z problemem alkoholowym, kurs arteplastyki (praca z osobami z niepełnosprawnością intelektualną), szkolenie dla wolontariuszy i osób niepełnosprawnych (komunikacja i techniki arteterapii). Ma również certyfikat rekreacji ruchowej, choreoterapii oraz certyfikat animatora profilaktyki uzależnień. Założycielka Fundacji Świat Wrażliwy, zarządza przedsiębiorstwem społecznym – kawiarnią Caffe Aktywni w Gdańsku. Mama niepełnosprawnej intelektualnie Katarzyny.
Źródło: informacja własna ngo.pl