Joanna Garnier: Pamiętajmy o bezpieczeństwie, ale nie siejmy paniki [wywiad]
O tym, co ewentualnie może grozić osobom przybywającym z Ukrainy i w jaki sposób można temu przeciwdziałać, rozmawiamy z Joanną Garnier, wiceprezeską Fundacji La Strada.
Jędrzej Dudkiewicz: – Jak z punktu widzenia Fundacji La Strada wygląda sytuacja na granicy z Ukrainą i co się zmieniło od początku inwazji Rosji?
Joanna Garnier: – Problemy są najróżniejsze i z czasem się zmieniają. Wiemy to, bo chociaż Fundacja La Strada, na zlecenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, prowadzi zadanie „Krajowe Centrum Interwencyjno-Konsultacyjne dla Ofiar Handlu Ludźmi”, dzwoniono do nas z wieloma innymi sprawami. Także dlatego, że Ministerstwo wydrukowało sporo ulotek, na których był nasz numer telefonu z informacją, że zapewniamy noclegi. Osoby z Ukrainy pytały więc o pomoc medyczną, dokąd pójść, jak zorganizować transport, czy i jak składać wnioski o status uchodźcy, gdzie są punkty recepcyjne i co można w nich załatwić. Było też oczekiwanie, że załatwimy transport i nocleg, chociaż nie zajmujemy się takimi sprawami. Mimo to przekierowujemy gdzie trzeba, tym bardziej, że nasz telefon działa całodobowo. Jednocześnie trzeba to cały czas łączyć z pomaganiem naszym klientkom i klientom, w tym z Ameryki Łacińskiej, więc sytuacja jest dość trudna i wymagająca.
A jeśli chodzi o handel ludźmi?
– Na początku wydałyśmy ulotkę na temat zasad bezpieczeństwa przy korzystaniu z transportu prywatnego, którą dystrybuowałyśmy głównie w sieci. Na Facebooku pojawiały się komunikaty, że na granicy porywają kobiety do domów publicznych, dzwoniono z opowieściami, że dzieją się straszne rzeczy. Pytamy – a może pan opisać sytuację, co dokładnie się wydarzyło? Odpowiedź – Nie widziałem tego, to kolega mi mówił. Po czym następował koniec połączenia. Inni krzyczeli na nas, że nic nie robimy, siedzimy w Warszawie i nie bronimy kobiet, które są uprowadzane na granicy i na dworcach. Muszę uczciwie powiedzieć, że nic z tego się nie potwierdziło.
Nie znaczy to jednak, że nie ma żadnych zagrożeń.
– Oczywiście, cały czas trwa ogromny kryzys, a ludzie są różni. Z jednej strony obserwujemy cudowne instynkty i chęć prawdziwej, szczerej pomocy, z drugiej są osoby, które myślą, że mogą coś ugrać, bo przyjeżdżają fajne, bezradne kobiety, które można uratować. I są to czasem dziwne „ratunki”. Staram się monitorować Facebooka i rzeczywiście widuję tam ogłoszenia typu „przyjmę pod swój dach młodą Ukrainkę”.
Czasem dzwonią kobiety, które twierdzą, że pomoc miała być bezpłatna, a tymczasem zażądano od nich seksu, albo innej formy zapłaty lub odpracowania noclegu.
Zdarzyło się nawet, że policja musiała interweniować, bo osoby z Ukrainy nie miały jak „spłacić długu” i zostały zamknięte.
Są też podejrzane oferty związane z organizacją transportów do Portugalii, Hiszpanii, Francji i innych krajów. Nie do końca wiadomo, na ile są uczciwe. Ktoś, kto ma bujną wyobraźnię, od razu pomyśli, że wywozi się kobiety za granicę do domów publicznych. Kiedy dostajemy taką informację, zgłaszamy sprawę na policję, prosimy o sprawdzenie sytuacji. Same też weryfikujemy organizacje, które deklarują, że przyjmą do siebie osoby z Ukrainy. Czasem są to inicjatywy miejskie, na przykład jakaś mała miejscowość kraju Basków wysyła autokar, bo chce dać schronienie pięćdziesięciu osobom. Staramy się to monitorować, by w razie niebezpieczeństwa interweniować. Była chociażby sprawa, że w Hiszpanii zatrzymano mężczyznę, który chciał zmusić 15- i 16-letnią Ukrainkę do pracy w domu publicznym.
Są jeszcze jakieś problemy lub wyzwania?
– Na pewno wkrótce dopadnie nas problem dzieci i nastolatków z Ukrainy, które podróżują samotnie. Tam jest tak, że jak kończy się szesnaście lat, to jest się uznawanym i traktowanym jak osoba dorosła. Rodzice wsadzają więc w pociąg albo auto ze znajomymi, mówią – jedź do Polski, my zostajemy walczyć. I takie dzieci mogą się zapodziać, tym bardziej, że wedle naszego prawa dorosłe nie są.
Bywają sytuacje, że miły pan po pięćdziesiątce deklaruje, że koniecznie chce zostać opiekunem tymczasowym 16-letniej Ukrainki. Widuje się je też czasem w klubach w towarzystwie znacznie starszych mężczyzn.
Z dziećmi nasz system sobie nie radzi. Ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy daje możliwość ustanowienia opiekuna tymczasowego dla dziecka bez opieki, ale powinna nim być osoba spokrewniona albo znajoma. Nie do końca wiemy, jak to funkcjonuje. Według nas warto byłoby taką młodą osobę zarejestrować i umieścić w pieczy zastępczej. Było też kilka telefonów w sprawie adopcji, bo ludzie myślą, że w czasie konfliktu zbrojnego procedury mogą być łatwiejsze. A to nieprawda.
W trakcie konfliktów zbrojnych zawiesza się wszystkie, nawet trwające, procedury adopcyjne. Rozumiem, że generalnie zagrożenia są, ale nie na skalę, która byłaby powodem do paniki?
– Zgadza się. Myślimy też raczej, że sytuacje związane z handlem ludźmi i pracą przymusową pojawią się, kiedy osoby z Ukrainy zaczną podejmować pracę. Może się wtedy okazać – chociaż mam oczywiście nadzieję, że do tego nie dojdzie – że część naszych pracodawców będzie chciała wykorzystać sytuację. Tym bardziej, że zawsze łatwiej to zrobić z pracownicami i pracownikami cudzoziemskimi – zaniżyć pensję, zawyżyć normy i powiedzieć „jesteś uchodźcą, bądź wdzięczny, że cię zatrudniam”. To się jednak dopiero okaże.
Na co powinni zwracać uwagę zwykli ludzie albo wolontariuszki i wolontariusze na dworcach?
– Naszą czujność powinno wzbudzić podejrzane zachowanie, na przykład przebywające w towarzystwie mężczyzn kobiety, które sprawiają wrażenie przestraszonych, zagubionych, będące pod ich kontrolą. Warto być wyczulonym na opowieści o tym, że ktoś chciał pomóc, ale robił to w sposób bardzo nachalny.
Staramy się generalnie nie straszyć, różne zachowania promujemy w sposób neutralny.
Zachęcamy przede wszystkim do zadawania pytań o warunki pomocy i odradzamy korzystanie z niej w ciemno, bo warto się upewnić, czy obie strony myślą o tym samym.
Kiedy widzimy coś podejrzanego, zawsze można też do nas zadzwonić po poradę. Mamy obecnie więcej konsultantów, którzy mówią po ukraińsku i rosyjsku.
Ale znów, bez przesadnej paniki.
– Dzwonili do nas ludzie, którzy przyjęli pod swój dach Ukrainki i tak mocno się wszystkim przejmowali, że zaczynało to przypominać relację rodzic – dziecko. A to są przecież dorosłe osoby. Przy czym są sytuacje, że osoby z Ukrainy chcą jechać dalej, czy to do pracy, czy w celach matrymonialnych.
Były przypadki kobiet, które planowały jechać do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Turcji, Meksyku. I nie dziwię się, że różne osoby były tym zaniepokojone, bo kiedy słyszę, że ktoś właśnie poznał cudownego mężczyznę i chce do niego zaraz wyjechać, to mi też zapala się lampka ostrzegawcza. Czasem te kobiety nie widziały ich na oczy. Wtedy można porozmawiać, upewnić się, czy ta kobieta na pewno tego chce i wie, co robi. Ale jednocześnie można postawić się na jej miejscu – ona mogła już od dawna z kimś pisać, zastanawiała się, czy do niego nie pojechać, a kiedy przyszła wojna, to uznała, że i tak nie ma nic do stracenia, bo zostawiła wszystko za sobą. Tak czy siak, warto wyposażyć taką osobę w niezbędne numery telefonów i adresy do konsulatów czy różnych organizacji. Niewiele więcej da się zrobić.
Działacie więc na rzecz tego, by informować, ale jednocześnie za nikogo nie podejmować decyzji.
– Zdecydowanie. Trzymanie kogoś pod kloszem nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. A zetknęłam się z sytuacją, że jeden ośrodek, który przyjął osoby z Ukrainy zabraniał kobietom wychodzić dalej niż poza najbliższą okolicę i jeździć autobusem. To jest bez sensu, tym bardziej, że one wcale takiego traktowania nie oczekują. Same mogą podejmować decyzję, także jeśli chcą podjąć świadczenie usług seksualnych, bo czasy są trudne i mogą uznać, że w ten sposób szybko zarobią pieniądze dla siebie i dzieci. Trzeba po prostu zachować spokój. Na granicy jest bezpiecznie, odpowiednie służby starają się, by tak było. My stworzyłyśmy pięć zasad bezpieczeństwa – są one proste, pokazują na co warto uważać. Nie należy straszyć i szerzyć paniki, bo to nikomu nie służy.
Joanna Garnier – polonistka i pracownik socjalny. Współzałożycielka Fundacji „La Strada”. Prowadziła projekty edukacyjne: „Fenarete” (szkolenie peer edukatorek), „Wiedza i profilaktyka” (szkolenie nauczycieli), „Prawa człowieka a handel kobietami i młodymi ludźmi w Europie” (materiały edukacyjne dla nauczycieli), „Zagubieni w cyberprzestrzeni” (podnoszenie świadomości dot. zagrożeń internetowych). Na co dzień zajmuje się case managementem ofiar handlu ludźmi oraz pracuje jako konsultantka telefonu zaufania.
Źródło: informacja własna ngo.pl