– Urodziłem się 27 czerwca 1941 r. w Warszawie. Gdy w wyniku Powstania Warszawskiego dom przy ulicy Karowej zamienił się w stertę gruzów, z mamą i młodszym bratem znaleźliśmy się na tzw. ewakuacji w Pruszkowie – tak swoją stołeczną-społeczną opowieść rozpoczyna Bogusław Homicki, jeden z autorów wyróżnionych w naszym konkursie. Głównym bohaterem tej opowieści jest "Dziadek" Lisiecki.
Urodziłem się 27 czerwca 1941 r. w Warszawie. Gdy w wyniku Powstania Warszawskiego dom przy ulicy Karowej zamienił się w stertę gruzów, z mamą i młodszym bratem znaleźliśmy się na tzw. ewakuacji w Pruszkowie. Tymczasem wojna w Warszawie wygasała, Rosjanie weszli do zrujnowanego miasta i na Pradze powstał, z namiestnictwa radzieckiego, pierwszy rząd Polski. Tam też, przy ul. Strzeleckiej 4, ojciec otrzymał w1945 roku przydział na pokój z kuchnią.
Przydział przydziałem, ale pokój zajmowali już dzicy lokatorzy i minęło trochę czasu, zanim objęliśmy go we władanie. Do tego czasu mieszkaliśmy wszyscy w kuchni. A wyglądało to tak: dziadkowie, moi rodzice oraz siostra ojca, a także my, czworo dzieciaków. Razem dziewięć osób w dziesięciometrowej kuchni! Trudno to dzisiaj sobie wyobrazić. W następnych latach przybyło mi jeszcze troje rodzeństwa, ale na szczęście zarówno dziadkowie jak i ciocia z córkami wyprowadzili się.
Ciągle jednak było ciężko, doskwierała bieda. Wtedy na mojej drodze stanął „Dziadek” Lisiecki, który miał wielki wpływ na moje życie.
Pierwszy mój kontakt z ogniskiem na Pradze i spotkanie z „Dziadkiem” miały miejsce wiosną 1953 r. Do ogniska przyprowadził mnie mój podwórkowy kolega, już „ogniskowiec” – Edek Zaręba. Wcześniej często przechodziłem obok drewnianego domku przy ulicy Środkowej 9 i zaglądałem przez dziurę w parkanie, co tam jest. Ciągle kręcili się tam chłopcy w moim wieku.
Gdy wszedłem do tego domu pierwszy raz, od razu zostałem przedstawiony „Dziadkowi”, który spoglądał na mnie „spode łba”. Nie wiedziałem, gdzie się skryć przed jego wzrokiem. Zapytał: „Jak w szkółce?” i czy mam narzeczoną. I jeszcze zadał kilka pytań o moją sytuację rodzinną (najstarszy z pięciorga rodzeństwa, bieda, choroba matki, nadużywanie alkoholu przez ojca). Potem dał mi krótki wykład na temat obowiązujących w ognisku zasad. A więc, że w ogniskach nie ma nic za darmo, co miało oznaczać, że każdy chłopak (do roku 1957 w ogniskach przebywali tylko chłopcy) wykonuje codziennie dyżur, np. sprząta, podaje do stołu, otwiera drzwi wejściowe, czyli jest tzw. „dzwonkiem”. I nie wolno się od tego wymigiwać. Dowiedziałem się też, że „Dziadek” nie lubi mazgajów i pętaków, łobuzów toleruje, ale honorowych. Absolutną hańbą jest uderzyć słabszego. Wszystko, co w ognisku jest nasze i należy dbać o to i szanować jak własne. A na koniec, jako najważniejszy warunek przychodzenia do ogniska, postawił dobre wyniki w nauce. Tak poinstruowany, z uściskiem ręki, buziakiem i życzeniami „Trzymaj się Felek wiatru” – zostałem „ogniskowcem”.
W ognisku nauczyłem się samodzielności. Wiedziałem, że wszystko muszę zdobyć własną pracą i uporem. To zostało mi na całe życie. Dlatego też nigdy nie liczyłem na bogate ciocie za granicą (chociaż je mam), tylko z uporem zdobywałem wykształcenie i samodzielność zawodową.
W wieku 18 lat poszedłem do pracy, bo zmusiła mnie do tego sytuacja rodzinna. Ale nauki nie przerwałem. Technikum Poligraficzne, studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, nauka języków obcych, podyplomowe studia Handlu Zagranicznego na SGPiS, ukończyłem wieczorowo lub w systemie zaocznym.
Po latach ukończyłem roczny kurs kwalifikacyjny – pedagogikę. Dzisiaj mogę używać tytułu – pedagog, chociaż wychowawcą czuję się i jestem od 1973 roku. Właśnie wtedy, po 14 latach przerwy, powróciłem do ogniska na Pradze jako wolontariusz, pomagając dzieciom w odrabianiu lekcji. Potem nastąpiły inne działania.
W dniu pogrzebu „Dziadka”, 12 grudnia 1976 r. wraz z grupą kolegów założyliśmy Koło Wychowanków Ognisk Kazimierza Lisieckiego ,,Dziadka”, następnie Towarzystwo ,,Przywrócić Dzieciństwo” im. K. Lisieckiego ,,Dziadka”. Przez wiele lat byłem przewodniczącym Koła i prezesem Towarzystwa. Moją dewizą życiową jest sławić imię Mistrza, który stworzył dom dzieciom nie tylko z Warszawy, ale z całej Polski. Dziś wychowankowie ,,Dziadka”, w Polsce i na antypodach, spłacają honorowy dług, pomagając dzieciom z rodzin zagrożonych wykluczeniem społecznym. Jak mogę inspiruję do działania i starsze, i młode pokolenia wychowanków. Ogromnym sukcesem są spotkania – imieniny ,,Dziadka”, w których bierze udział do 200 wychowanków.
W 2010 r. napisałem i wydałem książkę o Kazimierzu Lisieckim – ,,Opowieść o naczelnym dziecku ulicy i jego ferajnie”. W tym czasie nastąpiły duże zmiany w moim życiu prywatnym. Jako wdowiec ożeniłem się ponownie i przeprowadziłem do Pilawy. Zrezygnowałem z funkcji prezesa. Koledzy docenili 38 lat mojej społecznej pracy i na walnym Zebraniu w 2011 r. otrzymałem tytuł Honorowego Prezesa Towarzystwa. W marcu 2011 r. założyłem w Pilawie nowe Koło terenowe Towarzystwa. Pilawianie przyjęli tę inicjatywę z otwartymi rękami. Przez niespełna rok działalności zorganizowaliśmy piknik rodzinny dla 100 osób, rajdy nocne po 50 osób, konkursy dla dzieci i młodzieży o Pilawie, konferencję edukacyjną dla rodziców i nauczycieli ,,Wychowanie ku wartościom”, w której uczestniczyło 250 osób. Przybliżyliśmy m.in. metody wychowawcze Kazimierza Lisieckiego ,,Dziadka”. Miejscowi emerytowani nauczyciele, członkowie Koła, w popołudniowej świetlicy w szkole pomagają nieodpłatnie dzieciom w odrabianiu lekcji z różnych przedmiotów. Ja raz w tygodniu pomagam dzieciom w nauce języka angielskiego. Naszym głównym zadaniem jest założenie w Pilawie Ogniska na wzór ognisk ,,Dziadka” Lisieckiego.
Praca społeczna nie przeszkodziła mi w założeniu rodziny, wychowaniu dwóch wspaniałych córek, pracy zawodowej. To moja pasja, którą realizuję do dziś. Obecnie wspiera mnie moja żona Maria, nauczycielka, też pasjonatka pracy społecznej na rzecz dzieci i młodzieży.
Bogusław Homicki – jeden z ferajny „Dziadka” Lisieckiego, naczelnego dziecka ulicy.
Pobierz
-
201111291638570664
706824_201111291638570664 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna