Jacek Wiśnicki: Nie będzie dobrego dialogu, jeśli będziemy dla siebie nieprzewidywalni
– W ciągu krótkiego czasu mojej pracy w Urzędzie najcenniejsze były kontakty i dialog z organizacjami. Moim celem jest Warszawa, dobro mieszkańców, mieszkanek, w tym bardzo ważnym partnerem są dla mnie organizacje społeczne – mówi Jacek Wiśnicki, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialny za sprawy społeczne, komunikację społeczną oraz współpracę z organizacjami pozarządowymi.
Magda Dobranowska-Wittels, warszawa.ngo.pl: – Zastąpił Pan w Urzędzie Miasta wiceprezydentkę Adrianę Porowską, która była dobrze znana organizacjom pozarządowym, wywodziła się z tego środowiska, wiele organizacji wiązało z nią dużo nadziei na zmiany. Czy to dla Pana jest obciążenie, spuścizna czy też motywacja do działania?
Jacek Wiśnicki, wiceprezydent m.st. Warszawy: – Nie chciałbym się porównywać z Adrianą Porowską. Dla mnie to jest przede wszystkim wielkie wyróżnienie i zaszczyt. Też się wywodzę z trzeciego sektora. To był początek mojej drogi zawodowej: przez najróżniejsze organizacje, głównie związane z kulturą. Bardzo doceniam drogę Ady Porowskiej, ale staram się nie wchodzić w czyjeś buty. Mam swój styl, swoją perspektywę. A wyzwania są wspólne i dla mnie, i dla niej. Idziemy tą samą drogą, może czasami stawiamy inne kroki.
Skoro mówimy o wspólnych wyzwaniach: zadania, którymi chciała się zająć Ada Porowska były dość szerokie, dotyczyły dostępności mieszkań, wsparcia dla seniorów i osób z niepełnosprawnościami, wsparcia dla dzieci z pieczy zastępczej, zwiększenia dostępności toalet, dostępności usług asystenckich. Czy któreś z tych zagadnień będą także dla Pana priorytetem?
– Te zagadnienia siłą rzeczy są priorytetem, bo one cały czas się dzieją. Wszedłem w te procesy w trybie ciągłym. Trwają bardzo dobre rozmowy w sprawie modelu dostępnych mieszkań, ze wspomaganiem. Mamy bardzo konkretne plany i jesteśmy na etapie ustalania szczegółów wsparcia, kto za co odpowiada. Jesteśmy świeżo po rozmowach z organizacjami pozarządowymi, z przewodniczącymi BKDS-u. Obu stronom świeciły się oczy, że można zrobić coś fajnego, że jesteśmy na etapie konkretów.
Jeśli chodzi o temat toalet, to wspólnie z Adrianą Porowską – też pracowałem wtedy w urzędzie – wymyślaliśmy, jak tę dostępność zwiększyć. W najbliższym czasie pokażemy zaktualizowaną mapę toalet, ale też plan zwiększenia ich dostępności, więc to także się dzieje.
To jest bardzo dobre doświadczenie urzędu, że procesy się dzieją, nawet jeśli ludzie się wymieniają.
Można wpływać na kształt tych procesów, na to, że przejdą na kolejny etap itd. Natomiast nie jest tak, że bez ciebie miasto stanie. Tak się nie dzieje. To jest olbrzymi organizm i fajne jest być jego częścią. Wszystkie sprawy, które pani wymieniała, cały czas są priorytetem. To nie jest kwestia wyboru dokonanego przez jedną osobę.
Został przeprowadzony konkurs na wsparcie komisji dialogu społecznego: 200 tysięcy złotych skierowanych do organizacji pozarządowych, żeby wymyśliły, jak wesprzeć te ciała, ponieważ wiemy, że one różnie działają. Mam nadzieję, że po tym projekcie uda nam się wyciągnąć wnioski, jak tę współpracę sobie lepiej ułożyć.
Są też rekordowe środki – ponad milion złotych – na doposażenie organizacji pozarządowych.
Patrząc na różne aspekty współpracy urzędu i organizacji, widzę, że bez organizacji, własnym sumptem nie jesteśmy w stanie zapewnić odpowiedniej jakości usług mieszkańcom.
Gdy myślę o moim czasie w urzędzie, który też pewnie jest ograniczony, to
bardzo chciałbym docenić społeczników, osoby, które poświęcają dużo czasu i zasobów na rzecz większego dobra. Bez nich, bez pojmowania przez nich swojej misji na Ziemi, Warszawa byłaby zupełnie innym miastem. Bardzo chciałbym docenić takie osoby.
Mamy w Warszawie różne inicjatywy, które doceniają tego typu działania: konkurs S3ktor, konkurs na Warszawiankę Roku, gdzie także są doceniane działania społeczne. Są też konkursy dla młodych. Myśli Pan o jeszcze jakieś dodatkowej formie, czy o tym, aby więcej o takich postawach mówić, zwracać na nie uwagę?
– Więcej o tym mówić przede wszystkim. Może urodzi się jakiś pomysł, w jaki sposób wspierać te osoby, działania. Form wyróżnienia jest rzeczywiście dużo, ale to nie zawsze musi być fizyczna nagroda. Czasami potrzebne jest docenienie polegające na tym, że kogoś traktuje się jak partnera, a nie petenta.
Również różnych narzędzi służących współpracy między samorządem a organizacjami w Warszawie jest sporo, przez wiele lat się sprawdzały. W tym momencie jednak i społeczeństwo warszawskie się zmieniło, i organizacje są w innej sytuacji. Może przyszedł czas na przemyślenie zasad współpracy? Słychać głosy, że za mało jest partnerstwa, że organizacje są traktowane bardziej jako realizatorzy zadań. Są racje po stronie Urzędu, są racje po stronie organizacji. Czy konkurs na wspierania komisji dialogu społecznego można traktować jako krok w stronę dalszych zmian?
– Są takie elementy funkcjonowania Miasta, które wymagają bardzo dużego sprofilowania konkursów. Wiem, że organizacje często narzekają na to, że stają się podwykonawcami. Są takie konkursy, w których kompetencje organizacji, jak np. zdolność do zwinnego zarządzania, są kluczowe i tutaj trzeba może inaczej formatować te ogłoszenia konkursowe.
Konkurs na wspieranie KDS-ów jest właśnie bardzo ogólny. Nie mówimy, że dokładnie wiemy, czego chcemy, bo moglibyśmy sobie na chybił trafił wymienić różne rzeczy. Lepiej będzie jednak, jeśli przedstawiciele organizacji pozarządowych sami zaproponują działania. Organizacja, która wygra konkurs będzie miała za zadanie przygotować taką diagnozę, ale także zaproponować szkolenia, może jakieś wsparcie mentoringowe dla członków i członkiń KDS-ów, branżowych i dzielnicowych. Myślę, że praca z komisjami dzielnicowymi może być czasami trudniejsza, ponieważ jest tam dużo interesów, a najsilniejszym partnerem jest Dzielnica i to też rodzi pewne sytuacje, które dałoby się lepiej zagospodarować.
Czy będzie się Pan spotykał z KDS-ami?
– Bardzo chcę się spotykać i bardzo czekam też na zaproszenia, ponieważ nie chcę się specjalnie wpraszać. Bardzo chętnie wezmę udział w Forum Komisji Dialogu Społecznego, czekam na kolejny termin.
Chętnie się spotkam, ale wydaje mi się, że nie ma takiej potrzeby, żebym wjeżdżał na białym koniu i coś załatwiał. Tak, jak pani powiedziała: w mieście jest wiele narzędzi do współpracy, ja powinienem co najwyżej interweniować tam, gdzie one nie działają.
Bardzo chętnie więc będę się spotykał, rozmawiał i poznawał, ponieważ też mnie to interesuje, ale nie będę niczym ręcznie sterował. Musiałbym być niespełna rozumu, żeby sobie takie założenia postawić, zwłaszcza w trzecim sektorze.
Chcę wchodzić tam, gdzie jest konflikt, gdzie dochodzi do jakiejś eskalacji, gdzie te narzędzia, które mamy nie działają. Tam jest miejsce dla mnie, dla mojej mediacji czy próby wsparcia. Bardzo się polecam w takich sytuacjach.
Będzie Pan uczestniczył w posiedzeniach Warszawskiej Rady Działalności i Pożytku Publicznego?
– Nie jestem członkiem WRDPP. Współprzewodniczącą jest wiceprezydent Aldona Machnowska-Góra. Jeśli będzie taka potrzeba, to wezmę udział jako gość, ale wydaje mi się, że tutaj nie ma potrzeby nadreprezentacji zarządu.
Wcześniej pracował Pan w Zarządzie Zieleni i tam odpowiadał za budżet obywatelski. To jest takie narzędzie partycypacji w mieście, które różnie jest oceniane. Jakie są Pana doświadczenia?
– Bardzo różnorodne. Sam byłem kiedyś pomysłodawcą kilku projektów do budżetu i nie zawsze byłem zadowolony z realizacji tych pomysłów. Później przez trzy lata oceniałem projekty, kierowałem tym procesem w Zarządzie Zieleni, ale też sam oceniałem różne projekty.
Budżet obywatelski ma wiele odsłon. Po pierwsze, jest to super narzędzie partycypacji, które powinno dawać poczucie wpływu na najbliższe mieszkańcom przestrzenie. Po drugie, jest to narzędzie, które może być wykorzystywane do wpływania na rzeczywistość pozaustrojowo. Są tam zgłaszane olbrzymie projekty infrastrukturalne, które nie powinny moim zdaniem być wybierane drogą plebiscytu. Po trzecie, są problemy z etapem oceny, co wiąże się z dodatkowymi obowiązkami dla urzędników, co czasami jest bardzo obciążające. Zarząd Zieleni jest jednostką, która ocenia najwięcej projektów i to są konkretne godziny pracy. „Zielone” projekty od lat dominują w budżecie obywatelskim i gros ich trafia do Zarządu Zieleni.
Jest więc sporo problemów. Dla mnie przede wszystkim jest to narzędzie, pomagające diagnozować potrzeby. Z budżetu wyszły na przykład poidełka, toalety miejskie, psie parki, wybiegi dla psów czy rozpłytowania. Na to szły środki z budżetów obywatelskich. Dzięki temu mamy ileś hektarów zieleni więcej w zwartym centrum.
Czasami są to nowe idee, a czasami środki na projekty, na które urzędnicy normalnie nie mieliby pieniędzy, więc niektóre są stymulowane przez samych urzędników. I to jest ważne, bo pozwala stawać się lepszymi urzędnikami, a też pozwala nam zmieniać miasto.
To są podstawowe plusy, które widzę w budżecie obywatelskim. Teraz mamy zmiany. Jest nowy poziom projektów, powrót do tych najbliżej skóry, lokalnych. To jest ważne, ale wiąże się z dużym wyzwaniem, czyli zwiększeniem liczby osób, które biorą udział w budżecie obywatelskim. Mamy statystyki, z których wynika, że po zmianach jest złożonych o prawie 400 projektów więcej.
A jak jest z głosowaniem potem?
– Zobaczymy. Liczba głosujących spada z roku na rok. W związku z tym, że mamy więcej projektów lokalnych, liczymy, że frekwencja wzrośnie.
Budżet obywatelski ma swoje plusy, minusy, problemy. W tym roku mamy już dwunastą edycję, a świat się zmienia. Jest dużo więcej innych narzędzi partycypacji. Nie wymagajmy, żebyśmy nagle mieli frekwencję wyborów prezydenckich. Kiedy rodził się budżet, byliśmy w zupełnie innym mieście, w innym świecie. Teraz to jest część całego ekosystemu narzędzi dla mieszkańców i mieszkanek.
Rozmawialiśmy o priorytetach, które „zostawiła” Adriana Porowska. Powiedział Pan, że to nie są nowe rzeczy, tylko takie, które się w mieście dzieją. Na co jednak chciałby Pan jakoś szczególnie zwrócić uwagę w kontekście organizacji społecznych?
– Chciałbym poznać problemy KDS-ów. Zależy mi na tym, żeby ich rola wzrosła, żebyśmy byli dla siebie stabilnymi partnerami. To działa w obie strony. Nie może być dobrego dialogu, jeśli będziemy dla siebie nieprzewidywalni. Oczywiście to nie znaczy, że będziemy się ze sobą zawsze zgadzali, ale musimy wiedzieć, że idziemy mniej więcej w kierunku wspólnej wartości. Miastu jest potrzebny dobry i stabilny partner.
Być może następuje zmęczenie materiału. To jest istotne w kontekście organizacji pozarządowych. Zauważyłem, że mamy grupę organizacji, które są „weteranami”. Mają swoje niesamowite zdobycze, ale też naleciałości związane z ciągłą walką, różnymi przekształceniami, procesami, które się wydarzyły, historie personalne itd.
Droga pracy w organizacjach społecznych jest skrojona pod czasy „woke” i specyfikę ZET-ek. Praca projektowa, poszukiwanie różnych rozwiązań – jest to ciekawa droga kariery i wcale nie musi oznaczać poświęcenia, zarżnięcia się, trzykrotnego wypalenia itd. W taki sposób moglibyśmy patrzeć na organizacje społeczne i je wspierać.
Nie mam gotowych rozwiązań, zarówno w przypadku pomocy społecznej, jak i w organizacjach. Mam natomiast jednych z najlepszych urzędników w tym kraju, niesamowitą scenę organizacji pozarządowych. Chętnie łączę, siadam do stołu, zapraszam do rozmów, ale nie narzucam swoich pomysłów. Nauczyłem się je weryfikować w rozmowie.
Wiem, że Ada mówiła o okrągłym stole organizacji pozarządowych. Nie ma sensu wyważać otwartych drzwi. Jest OFOP, możemy zrobić podstolik warszawski, możemy robić mnóstwo różnych rzeczy w tych ciałach, które istnieją. Możemy doceniać to, co mamy i to, co już się dzieje. Ta ciągłość czasami jest ważniejsza niż innowacyjność na siłę.
27 lutego obchodzimy Dzień organizacji społecznych Czy chciałby Pan coś przekazać warszawskim organizacjom może z tej okazji?
– Bardzo chciałbym, żeby organizacje wiedziały, jak ważne są dla Warszawy. Nie chodzi o to, że staramy się wykroić jakiś kawałek tortu dla organizacji, żeby się sobą zajęły. W ciągu tego krótkiego czasu mojej pracy w Urzędzie najcenniejszym, co mnie spotkało, był właśnie kontakt z organizacjami i dialog z nimi. Tylko tyle i aż tyle wystarczyło, żeby różne rzeczy pchnąć do przodu. Moim celem jest Warszawa, dobro mieszkańców, mieszkanek, w tym bardzo ważnym partnerem są dla mnie organizacje społeczne.
Jacek Wiśnicki – od stycznia 2025 r. zastępca Prezydenta m.st. Warszawy, prowadzi sprawy z zakresu spraw społecznych, komunikacji społecznej oraz współpracy z organizacjami pozarządowymi. Sprawuje nadzór nad Biurem Pomocy i Projektów Społecznych i Centrum Komunikacji Społecznej. Do końca 2024 r. pełnił funkcję wicedyrektora w Centrum Komunikacji Społecznej. Podczas pracy zajmował się tematami niemarnowania żywności, niemarnowania zasobów miasta, równym traktowaniem i prawami człowieka. Był też urzędnikiem w Zarządzie Zieleni. Tam odpowiadał m.in. za inwestycje oraz budżet obywatelski. W latach 2018-2020 pełnił funkcję zastępcy burmistrza Wawra. W 2018 roku uzyskał mandat radnego dzielnicy Wawer, a dwa lata wcześniej został radnym osiedla.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23