Feminizm to nie tylko głośne protesty. Rozmawiamy z dr hab. Magdaleną Grabowską o feminizmie w czasach kryzysu
7 listopada to Światowy Dzień Feministek. To dobra okazja, żeby przypomnieć przeprowadzoną w lipcu zeszłego roku rozmowę o feminizmie w Polsce.
Feminizm w Polsce jest praktyczny i skupia się na rozwiązaniu podstawowych, często materialnych problemów konkretnej grupy kobiet w danej społeczności. Wychodzi daleko poza protesty czy głośne, medialne akcje – uważa socjolożka i filozofka dr hab. Magdalena Grabowska, współautorka raportu „Jest opresja – jest opór”, stworzonego przez Fundusz Feministyczny.
Magdalena Wroczyńska: – Jak powstawał raport?
Magdalena Grabowska: – Badania rozpoczęły się w 2019 roku, a skończyły w 2021. Byłyśmy więc w stanie zaobserwować zmianę, która się wydarzyła na przestrzeni tych lat.
Samo powstawanie raportu było ciekawym procesem: zaczęłyśmy od analizy wniosków, które wpływały do Funduszu Feministycznego przez trzy lata. Przyjrzałyśmy się ponad sześciuset wnioskom, złożonym przez rozmaite organizacje i grupy nieformalne. Chodziło nam o uchwycenie trzech rzeczy: jak osoby badane definiują swoją sytuację, jakie działania podejmują, żeby zapobiegać temu, co im się nie podoba w społeczności, w której funkcjonują i jaki mają związek ze zinstytucjonowanym ruchem feministycznym.
Kolejnym etapem były grupy fokusowe, które przeprowadziłyśmy już podczas pandemii i protestów przeciwko wyrokowi dotyczącemu prawa do aborcji. Było sześć takich wywiadów fokusowych z grupami, z osobami, które reprezentowały grupy i społeczności marginalizowane lub których głos jest najczęściej pomijany w dyskusjach o feminizmie, takimi jak kobiety z niepełnosprawnościami, migrantki, młode osoby aktywne w ruchach klimatycznych i queerowych i osoby mieszkające i działające na wsi. Na końcu poprosiłyśmy jeszcze o komentarz osoby, z którymi rozmawiałyśmy na potrzeby raportu. Ten materiał jest wyjątkowy.
Na czym polega jego wyjątkowość?
– Wydaje się, że to nie jest typowo badawczy raport. Autorkami są osoby, które tworzą FemFund i badaczki. Pracowałyśmy nad nim zatem z dwóch perspektyw: z perspektywy doświadczenia działaczek, pracujących na co dzień w FemFundzie i z perspektywy badań naukowych. Zatem raport „Jest opresja – jest opór!” łączy perspektywę aktywistyczną i badawczą. Myślę, że udało nam zrealizować cel, który sobie założyłyśmy: żeby to był raport współtworzony przez społeczność osób z ruchu feministycznego i ruchu LGBT+ i dla tej społeczności, a nie dla środowiska naukowego.
[Brak] dotyczy przede wszystkim wsi („komunikacja publiczna u nas praktycznie nie istnieje”, „nie mamy świetlicy wiejskiej”, „nigdy nie byłyśmy w teatrze”) oraz grup pozbawionych klasowego przywileju, borykających się z trudną sytuacją materialną lub ubóstwem („nie stać nas na to”, „zarabiamy tak mało”) oraz stygmatyzacją społeczną („jesteśmy nazywane »dziadami kultury«”, „wielokrotnie byłyśmy nazywane »wieśniarami«”).
za: „Jest opresja –jest opór”, Fundusz Feministyczny
W raporcie prezentujecie szerokie spektrum środowiska, związanego z działaniami feministycznymi. Piszecie o działaczkach w dużych miastach i na wsiach. Czy one mają szansę się porozumieć? Zdają się przecież mierzyć z zupełnie innymi problemami.
– Tak, rozmawiałyśmy z przeróżnymi osobami. W społeczności grantobiorczyń Funduszu Feministycznego są z jednej strony aktywistki, działające na rzecz osób pracujących seksualnie, a z drugiej koła gospodyń wiejskich, które pracują nad tym, żeby zorganizować na przykład wyjazd do teatru.
Raport jasno pokazuje, że w tej społeczności dostęp do zasobów jest nierówno rozłożony. I mówimy tu zarówno o zasobach społecznych, materialnych, związanych na przykład z brakiem dostępu do transportu publicznego, czy opieki medycznej, jak również o braku dostępu do zasobów feministycznych. I stąd niektóre działania tych grup mają na celu stworzenie tych zasobów. Na przykład zorganizowanie spotkania ze znaną feministką, dowiedzenie się, czym jest feminizm. Bo wszystkie te osoby podkreślały, jak ważne jest przede wszystkim dowiedzenie się o sobie nawzajem, o tym, co robimy w różnych społecznościach, z jakimi problemami się zmagamy.
Myślę, że to też może być strategią budowania szerszego ruchu społecznego – komunikacja wobec różnic. To, że się komunikujemy horyzontalnie, czyli między sobą, a nie odgórnie, czyli w oparciu o suche teorie. Chodzi o to, żeby osoby obecne ruchu wymieniały się swoimi doświadczeniami i strategiami. Dla mnie to jest nowe.
Pamiętam feminizm z lat 90., kiedy ogromna rola przypadała ekspertkom, które mówiły, co jest ważne. Teraz mamy innych ruch – oddolny. Wiedza i doświadczenie wychodzą od dołu i ten ruch nie potrzebuje już ekspertek.
Sama niechętnie udzielam wywiadów eksperckich, bo uważam, że ta rola ekspertek w ruchu feministycznym w dużym stopniu się wyczerpała. Wiedzę o tym, co ważne mają te osoby, które działają na miejscu i które rozmawiają między sobą.
Niespecjalnie dla mnie ma znaczenie, która partia akurat sprawuje rządy (…) Moje władze miasta są „liberalne”, uczestniczą w manifestacjach, ale kiedy przychodzi do finansowania działań skierowanych do kobiet, to to znika. Mam poczucie, że jesteśmy chamsko, obrzydliwie wykorzystywane przez każdą ze stron sporu politycznego, każda ze stron próbuje kobietami pozałatwiać interesy.
za: „Jest opresja –jest opór”, Fundusz Feministyczny
Jaki szerszy obraz obecnej aktywności feministycznej w Polsce wyłania się z Waszego raportu?
– Raport pokazuje coś bardzo ciekawego: że ruch feministyczny nie dzieje się tylko na protestach ulicznych w dużych miastach. Ostatnio dużo w ruchach feministycznych rozmawia się o tym, co się stało z tym potencjałem aktywistycznym z lat 2020– 2021. Pojawiały się głosy, że ten potencjał został zmarnowany, czy też gdzieś się rozproszył.
Z naszych badań wynika, że on po prostu jest w innym miejscu. Został skierowany na „ogarnianie” kryzysów ostatnich lat: kryzysu opieki podczas pandemii koronawirusa, kryzysu humanitarnego na granicy z Białorusią i kryzysu uchodźczego związanego z wojną w Ukrainie.
Z jednej strony więc działaczki feministyczne wykonują codzienną pracę praktyczną, która skupia się na lokalnych społecznościach i ich potrzebach – ten aktywizm jest często niewidoczny. Z drugiej zaś, te same osoby angażują się w niesienie pomocy podczas kryzysów, które nas spotkały w ciągu ostatnich lat. I ten raport pokazuje, że to jest praca, która jest nie tylko pracą feministyczną, ale też pracą wielowymiarową.
Wydaje mi się więc, że wiemy, co się stało z tą energią. Ona jest i te osoby cały czas pracują, tylko po prostu na innych frontach. To nie oznacza, że obszary, na których skupia się FemFund, czyli prawa kobiet, zostały porzucone. To jest po prostu integralna część działalności w sferze lokalnej.
Jednym z głównych wniosków naszego raportu jest to, że kryzysy, którym nie jest w stanie sprostać państwo, czyli kryzys opieki, związanej z pandemią, czy napływem uchodźców z Ukrainy, wzięły na swoje barki osoby zaangażowane w aktywność feministyczną.
Pokazuje to siłę i ogromny potencjał tego ruchu. Z drugiej jednak strony przyczyniło się do wypalenia i bezradności. Wiele osób mówi, że z jednej strony ma poczucie znalezienia się w tyglu rewolucyjnego fermentu, a z drugiej, że czuje frustrujący brak wsparcia ze strony państwa. Wiele osób w ruchu mówi, o tym, że są wyczerpane.
W szerszym kontekście społecznym ten raport pokazuje dwie rzeczy: jest grupa ludzi, które angażują się w pomoc podczas kryzysów i to są osoby, kierujące się innymi wartościami niż wartości dominujące w sferze publicznej. Mówimy tu o solidarności, odpowiedzialność, radykalnej empatii i trosce.
Tego nie ma w dużych narracjach w sferze publicznej. Na przykład w kontekście wojny w Ukrainie dużo mówimy o walce mężczyzn, a mało o tym, że przyjęcie wielkiej grupy uchodźczyń do Polski nie byłoby możliwe bez oddolnej pracy, głównie kobiet. Mamy poczucie, że państwo wykorzystuje tę pracę, ale nie uznaje jej za wartościową, z punktu widzenia nas wszystkich, kluczową dla przetrwania. Ten brak powinien przełożyć się na debatę publiczną. Bo dla państwa to są sprawy najważniejsze – bez zorganizowanej, oddolnej pomocy, na przykład podczas pandemii, państwo by nie dało rady.
Wymuszona izolacja w domach zwiększyła natężenie przemocy wobec kobiet ze strony mężów i partnerów: „Z doświadczenia mojej pracy, dużo więcej jest zgłoszeń przemocy domowej i 90% to są kobiety, które zgłaszają przemoc wobec nich i wobec dzieci. To zaostrzyła pandemia”.
za „Jest opresja – jest opór”, Fundusz Feministyczny
Mówimy o reagowaniu na bieżące kryzysy, z którymi musiało się zmierzyć społeczeństwo. A co z problemami, które istniały od zawsze, na przykład z przemocą wobec kobiet?
– Feministyczny aktywizm jest bezpośrednią odpowiedzią właśnie na przemoc i nierówne, lekceważące traktowanie. Wynika z lokalnych nierówności płci i pojawia się właśnie zgodnie z mechanizmem „jest opresja – jest opór”. Kobiety i osoby, których dotyka dyskryminacja i przemoc, nie pozostają bierne – szukają rozwiązań, kontaktów z innymi, dążą do zmiany sytuacji, planują i wdrażają swoje strategie buntu i wyzwolenia.
Chciałabym zastrzec, że mówimy tu o przemocy różnego rodzaju: tej fizycznej, ale i seksualnej czy ekonomicznej. Przemocy, która ma miejsce w sferze prywatnej, w domu i sferze publicznej, na przykład wobec osób ze społeczności LGBT+.
W swoich działaniach grupy i organizacje dokonują charakterystycznego „uszczegółowienia” feminizmu – przekładają go na działanie, przeformułują go tak, aby odpowiadał na potrzeby konkretnej grupy osób. Jest to szczególnie widoczne w odniesieniu do grup i organizacji działających na wsi.
za: „Jest opresja –jest opór”, Fundusz Feministyczny
Czy można mówić o feminizmie jako monolicie?
– W żadnym wypadku. Feminizm jest różnorodny i różne osoby mają różne definicje tego, czym on właściwie jest. W raporcie próbujemy pokazać różne rodzaje działania i różne sposoby wyrażania sprzeciwu. Z jednej strony mamy feminizm intersekcjonalny, czyli taki, w którym widzimy działania połączone w sprawach, dotyczących kobiet, osób ze społeczności LGBT+, czy migrantek. Jest także feminizm socjalny, gdzie na pierwszym planie są kwestie społeczne i ekonomiczne; prawa pracownicze czy lokatorskie.
Z drugiej zaś strony jest feminizm codzienny, który można nazwać liberalnym, ponieważ skupia się na rozwoju indywidualnym, na wyjściu ze sfery prywatnej, na indywidualnym rozwoju, na autonomii i niezależności kobiet. Feminizm FemFundu reprezentuje praktyczny, codzienny feminizm. On się wymyka różnego rodzaju podziałom.
Dla wielu osób feminizm jest walką kobiet o to, żeby mogły podejmować decyzje za siebie. Tymczasem feminizm, prezentowany w raporcie, deklaruje ścisły sojusz ze sprawami uchodźców czy grup LGBT. Nie uważa Pani, że może to utrudniać realizację postulatów, związanych ściśle z interesami samych kobiet?
– Feminizm nigdy nie był tylko o kobietach i dla kobiet. Jeśli spojrzymy na to historycznie, w kontekście polskim, wschodnioeuropejskim, ale też w zachodnim, to feminizm zawsze był czymś więcej niż walką o wąsko rozumiane prawa kobiet. W Polsce na początku XX wieku to była kwestia niepodległości, a po 1945 roku kwestia praw pracowniczych.
Po drugie, na poziomie lokalnym kwestie związane ze sprawami kobiet, z biedą, z niższym statusem społecznym, niepełnosprawnością czy byciem osobą niebinarną, przeplatają się. To te same osoby aktywizują się w działaniach na rzecz poszczególnych grup. Wizja feminizmu FemFundu jest właśnie wizją feminizmu włączającego. Chodzi o włączanie różnych grup do tego bardzo pojemnego pojęcia, jakim jest feminizm.
Trzecia rzecz to aspekt psychologiczny. Jeśli jesteśmy osobami, które reprezentują grupy marginalizowane, to jesteśmy w stanie empatyzować z sytuacją innych osób, również marginalizowanych. Na przykład w przypadku przemocy, te same osoby reagują na przemoc niezależnie od tego, czy to jest przemoc skierowana wobec kobiet, uchodźczyń i uchodźców czy osób z niepełnosprawnościami.
Było to zresztą bardzo dobrze widoczne podczas ostatnich protestów. Na „czarnych protestach” w 2016 roku, na manifestacjach dotyczących reformy sądownictwa 2017 roku, na strajku klimatycznym 2019 roku, na protestach aborcyjnych w 2020 i protestach przeciwko przemocy na granicy polsko-białoruskiej w 2021 i 2022 roku były obecne te same osoby. Powoli tworzy się łańcuch zgodności pomiędzy różnymi walkami. Walczymy razem, choć o różne kwestie.
Źródło: informacja własna ngo.pl